Andrzej Lewandowski: Pan Robert – Wyspy Owcze 2:05 min czytania


10.09.2023

ECHA WYDARZEŃ: Przepraszam za kilkugodzinne opóźnienie. Wymiana kaloryferów, więc zwyczaj zawodowy przegrał z realiami. Nie pierwszy raz…

Nie będę katował tych widzów, którzy na trybunach sobie pogwizdali, jakby zadając pytanie: Po co mi to było? Bilet nie za frajer, a widowisko…

Mecz był – jaki był. Marniusi – z naszej strony, komplementy pod adresem pokonanych.

Wyspy Owcze walczyły dzielnie, długo ucząc gospodarzy, że czas wzbogacić wiedzę o geografii piłkarskiej. Nasi wedle archaicznych szablonów, grą zanudzając, goście…

Zresztą, kto widział – ma osobistą refleksję.

Trzy punkty w eliminacjach mistrzostw Europy – są, nastroju godnego udziału w tak wielkiej imprezie – wciąż brak.

Fortuna sprzyjała, hasło trenerskie „wszystkie ręce oraz nogi na pokład” humorów nie odmieniło…

PAP/Leszek Szymański

Mieliśmy więc nie wysiłek drużyny rosnącej w siłę, lecz solówkę. Gdyby nie Pan Robert…!

Jedenastka – z kapitalnym zwodem, drugi gol wypracowany osobiście. A przecież głodu pokazów wirtuozerii też mi nie pokazał. Po prostu – był w pracy, od Mazurka po gwizdek…

Ta gra toczy się dalej, ale… podnieca jakby coraz mniej.

Mimo, iż kibic to człek wyrozumiały, z natury raczej optymista, a środowisko futbolowe nadal przywiązane do nastroju braku skromności. Z logiką – kasa jest, a reszta sama przybędzie…

Poprawią wrażenie pozostałe mecze eliminacji?
Obawiam się, że nasi zostaną… w przedpokoju, a salon zostawią ewentualnej przyszłości.

Piszę to z żalem, i w cichej nadziei, że się mylę, a drużyna przynajmniej dwa razy dowiedzie, iż nie w słowach aspiracji podlega odnowie…

Chętnie zaklaszczę. Ale już nie na kredyt. I nie dlatego, że PZPN pracuje, by w podróżach lotniczych przenieść piłkarzy oraz zarząd do kolejnej „bańki” – osoby towarzyszące oraz delegacje sponsorów mają być oddzielone swego rodzaju „kordonem sanitarnym”.
Nawet do samolotu będą wsiadali oddzielnie… 
Żeby nerwy oszczędzić i bańkę uszczelnić…

Jeśli ma się to pozytywnie odbić na boisku – niech sobie będzie.

Ale do mnie lepiej przemówi komunikat: „zero gorzały na pokładzie”.
I rozmowy ze sponsorami- dobrodziejami… Żeby zważali, komu „robią dobrze”.
Nawet telefoniczne, nie komunikatem specjalnym da się to załatwić.

Jeszcze o Panu Robercie.
Nim strzelił gole „hodowcom owiec”, udzielił wywiadu. Z głośnymi echami. Znów były opowieści postkatarskie – o obiecankach (przypominam – USTA PREMIERA) milionowych premii itp. Opowieść kapitana chwilami zagmatwana, rozumiem – bo subiektywna, ale chwilami szokująca.
Odważna, ale może i … mało rozważna.

Otóż kapitan drużyny rzekł publicznie, iż – już wtedy- uznał obiecankę premiera (miliony za awans) za działanie sprzeczne z moralnością. I m.in. dlatego nie przekazał wtedy ( co, nie mają ?) numeru swojego konta.

Sławię za odwagę, ale jakie mogą być skutki? Tzw. Spółki Skarbu Państwa pewnie numery kont mają, a jako zdyscyplinowane wobec szefa rządu „kasy sponsorskie” i strażnicy „dobrego imienia, honoru pana władcy” mogą zareagować. Jak? Nie moje podwórko… Orderu nie odbiorą, bo nie oni przyznawali…

A że kapitan reprezentacji mówi i ocenia? Toż sportowiec ma takie same prawa jak każdy z nas… Ba, jako osoba publiczna może i mocniejsze moralne uprawnienie…

Pani Iga oddała umowną żółtą koszulkę, ale z tronu nie zrezygnowała.

Mocno w to wierzę, i nie biadolę, że przegrała z Łotyszką o ukraińskich korzeniach. I – podobno – dosadnie wyrażającą nastroje… po rosyjsku.

Jeśli znajduję w tej przegranej powód do niepokoju, to w ostatnim secie, gdy zazwyczaj waleczna („ Jazda, Iga!”) pozwoliła dyktować sobie styl i tempo.

Świetna rywalka? Oczywiście. Do tego stająca z pozycji wcześniejszych już przewag. Gdy nie trzeba w sobie potęgować sportowej złości, lecz psychicznie w nastroju pewności siebie.

Jak kilka dni wcześniej nasza mistrzyni, gdy od pierwszych piłek koncertowała w meczu ze Słowenką, nie zważając, że to musi przyjaciółkę boleć.

Świat zawodowego sportu jest tak urządzony, że nabywca biletu chce być przekonany, iż aktor zawsze pokaże wszystko co potrafi; nie sama wygrana jest celem…

Dalej. Może zmęczenie. Częste granie, w różnych strefach czasowych, podróże, życie w przysłowiowej bańce i na walizkach… Niby wszyscy podobnie, ale innych kryzysów jakby nie zauważamy, a ten jest NASZ… Czyli – ma inny odcień.

Może to, może tamto; może siły przejściowo uszczuplone, może dzień osłabionej koncentracji; może psychiczne znużenie serialem zwycięstw, od miesięcy „ w obronie”. Wróci luz – z odpoczynkiem wrócą siły. Będzie atak, a nie obrona. Mocno w to wierzę, zostawiając trenerom wnioski szczegółowe. Po to przecież są… fachmanami i pracownikami Panny Igi…

Pod siatką wciąż ciekawie. Panie poszukają (wierzę, że znajdą) olimpijskiej szansy, panowie – jak burza. Aparatura zawiadomiła, że w mistrzostwach Europy przesympatyczny Wilfredo Leon właśnie wyrównał swoją życiówkę – w serwowaniu.
A ta życiówka to 138 km na godzinę…
Nikt na świecie, poza nim, tak nie serwował…


_________________________________________________________________________________________

Andrzej Lewandowski


Senior polskiego dziennikarstwa sportowego, b. szef działu sportowego “Trybuny Ludu”.

Więcej w Wikipedii

 

3 komentarze

  1. Andrzej 15.09.2023
    • Wojciech Kuszko 18.09.2023
  2. Andrzej Lewandowski 18.09.2023