17.09.2023
Naród polski, wśród wielu innych cnót, posiada wyjątkową wręcz umiejętność dokonywania trafnych wyborów. Podziwiam to każdego dnia, przyznając z pokorą, że nie dorosłem i zaniżam narodową średnią.

Patrzę i widzę. Zwykła emerytka, klasyczna „babcia na dyżurze”, potrafi z dziesiątków sklepów wybrać właściwe miejsce, stoisko, półkę, a z niej – wśród podobnych opakowań i nazw – wybrać jogurt, którego relacja ceny, do jakości jest zdecydowanie najlepsza. Taki najlepszy jogurt w całej Częstochowie (Koniecpolu, Krzepicach, Koziegłowach itd.). Emerytów przeciąga konkurencja wyborów artykułów spożywczych; młodzież imponuje światu intuicją w odnajdywaniu najlepszych ofert sprzętu elektronicznego. Słuszna jest narodowa duma, przejawiająca się w dyskusjach środowiskowych, w których nie brak przechwałek, co udało się w sklepach upolować.
Dziwi jedno, skoro jesteśmy mistrzami świata w wyborach konsumpcyjnych, dlaczego z tak dziecinną bezradnością dokonujemy wyborów politycznych. I nie chodzi tu o poparcie dla PiS czy Konfederacji, ale o nonszalancką, ostentacyjną nieodpowiedzialność wyboru osobowego.
Szczególnie mnie to drażni, gdy dotyczy wyborów samorządowych. Wbrew politycznym zaklęciom wprowadzenie instytucji samorządu nie stało się trwałym sukcesem zmian demokratycznych. Frekwencja w wyborach lokalnych rzadko przekracza 50%, jest nieporównywalnie niższa niż w głosowaniu na Prezydenta RP. Kompetencje Prezydenta RP mają, być może, wpływ na 5% spraw związanych z naszym życiem prywatnym; samorząd odpowiada za organizacje blisko 70% podstawowych usług publicznych, bez których trudno wyobrazić sobie życie (edukacja, usługi zdrowotne, pomoc społeczna, organizacja transportu, utrzymanie podstawowej sieci komunikacyjnej itd.). Samorząd zajmuje się nami od urodzenia (opieka przy porodzie, opieka na noworodkiem, żłobki) po zgon (hospicja, cmentarze). A my, lekceważąc obowiązek wyborczy, lekceważymy swój wpływ, na jakość tych podstawowych usług.
Chcąc nie chcąc, człowiek zmuszony jest wdawać się w publiczne debaty polityczne, mające zazwyczaj formę narzekania na rządzących lub będących w opozycji „onych”. Czasem wkurzony tym narzekaniem zaczynam zadawać niewygodne pytania. Jak nazywa się radny wybrany z twojego okręgu? A na kogo, konkretnie, głosowałeś? Nazwiska wybranego radnego najczęściej nikt nie pamięta, co tłumaczą, że na niego nie głosowali. Ale, na kogo oddali głos? Rozmówcy przypomną sobie, być może, partię, a i to brzmi mało wiarygodnie. Ale nazwiska, przy którym postawili krzyżyk dawno im z głowy wypadły. Jak to więc jest? Potraficie, moi ziomkowie, bezbłędnie wybrać najlepszy jogurt w Częstochowie, ale nie wiecie nawet, kogo wybraliście, by w waszym imieniu troszczył się, o jakość ważnych dla was usług publicznych…Czy nazwiska swojego mechanika samochodowego, swojego szewca, swojego fachmana „złotej rączki” od napraw domowych, też wam tak łatwo uciekają z głowy?

Można narzekać na niesprawiedliwość ordynacji preferującej silne partie polityczne. Jednak zarówno w wyborach lokalnych, jak i regionalnych oraz parlamentarnych, wybiera się zarówno partię, jak i konkretnego jej reprezentanta. Decydujemy, więc nie tylko o tym, jaka partia może rządzić, zdobywszy większość w Sejmie, ale także, kto konkretnie, będzie w ławach sejmowych zasiadać. Nie ma obowiązku głosowania na pierwszego na liście partyjnej; kolejność takowa jest jedynie rodzajem sugestii ze strony władz partyjnych. Wolność wyboru łączy się z odpowiedzialnością. Wybierając konkretną osobę możemy być dumni z jego pracy, albo wstydzić się za swój wybór.
Odpowiedzialność nie jest jednak tym, co polskie „wolnościowe tygrysy” lubią najbardziej.
Wdałem się w rozmowę z oburzonym antyPiS-owcem, deklarującym, że nie może głosować na KO, bo Tusk wybrał Giertycha. Próbuję tłumaczyć oburzonemu, że to akurat nie nasz problem, bo nie mieszkamy na kielecczyźnie. Przy największej naszej ochocie nie mamy możliwości głosowania na pana Giertycha, wybierać możemy sobie kandydata z listy kilkunastu zaproponowanych przez Tuska dla okręgu częstochowskiego. Wybór zaś jest dość szeroki, od klasycznych karierowiczów z partyjnego aparatu, po legitymującego się sukcesami burmistrza podczęstochowskiego miasta. W kieleckim też mają wybór podobny, nikt ich na Giertycha nie skazał. Łatwiej jednak żonę przekonać w sprawie estetyki, niż oburzonego w sprawach polityki…
Z podobnym dystansem traktuję złośliwą radość kolegów antyPiS-wców z umieszczenia na listach tej partii osobników typu Maciarewicza, Dworczyka, Mejzy, Cieszowskiego. „Takich ludzi Kaczyński wstawia nam do Sejmu, jak to będzie na świecie przyjęte”. Sęk w tym, że świat w tej sprawie jest równie obojętny jak Pan Bóg. Kaczyński, choć bardzo by tego chciał, nikogo do Sejmu nie wstawia. To jest odpowiedzialność wyborcy, takiego obywatela Polaka, być może przekonanego o swej mądrości i patriotyzmie. To ten Polak, wykształcony, świadomy, wierzący i praktykujący, ceniący tradycyjne wartości, patriota, nam takiego Mejzę do Sejmu wstawi. I nie będzie się przejmował tym, czy jego wybraniec przestrzegał w życiu, choć jedno przykazanie z dziesięciu danych przez Boga, w którego wierzy.
Nie tłumaczmy nieporadności w dokonywaniu wyborów politycznych zalewem propagandy, choć tak bogata, wszechogarniająca, totalna wręcz reklama jednej strony, jest zaprzeczeniem zarówno idei demokracji, jak i zasady wolnego rynku. Jednak nasi konsumenci już uodpornili się na natręctwo reklamy, potrafią wybrać najlepszy jogurt, nie dzięki, lecz pomimo, efektywnej pracy marketingowców. Nawet tzw. „ciemny lud” nie rzucił się na picie „Żubra”, mimo świetnej, doszlachetniającej pijaków, kampanii promocyjnej.

Racjonalne zachowanie wobec reklamy towarów konsumpcyjnych, nieracjonalne wobec reklamy polityków, to stan wskazujący na jakieś zaburzenia psychiczne. A może raczej na świadomość rozdziału rzeczywistości na sprawy istotne, realne i nieistotnie nierealne. Głosowanie w radiowym plebiscycie na wybór ulubionego miejsca podróżowania Polaków leży w sferze spraw nieistotnie nierealnych. Rzeczywisty wybór podejmujemy decydując, gdzie jedziemy na wczasy. Za nierealnie nieistotne uznajemy wybranie naszego reprezentanta organizującego usługi edukacyjne dla naszego dziecka. Rzeczywisty wybór podejmowany jest, gdy decydujemy, do jakiej szkoły dziecko wyślemy.
Jesteśmy więc racjonalni i odpowiedzialni w sferze wyborów prywatnych. A także nieodpowiedzialni i nieracjonalni w sferze dotyczącej spraw publicznych. Nie zmienia to jednak ogólnej atmosfery dobrego mniemania o sobie.
Jarosław Kapsa
Pełna zgoda co do oceny zdolności Polaków do trafnego wyboru towarów konsumpcyjnych i braku tych zdolności przy wyborze polityków i partii politycznych.
Dla mnie to jeszcze jeden dowód na potrzebę zasadniczej zmiany wyłaniania władzy rozumianej jako demokracja przedstawicielska, rządy ludu i inne takie. Po tych paru tysiącach lat może już czas na zmianę…
Polityka to nie towar, politycy to nie produkty