Jarosław Kapsa: Płaskoziemcy i wiatraki6 min czytania


08.12.2023

Bezradny jest człowiek, z którego rad nikt korzystać nie zamierza. Piszę, więc o samorządności terytorialnej dla swojego świętego spokoju. Po prostu: by uniknąć zarzutu, że posiadane doświadczenie z przeszłości nie chciałem udostępnić innym, dla dobra przyszłości. A, że inni słuchać nie chcą – ich problem.

Ze stoickim spokojem obserwować mogę gorący spór między płaskoziemcami w sprawie wiatraków. Czy wiatrak może stać 1000 m., czy wystarczy 400 m. od zabudowań mieszkalnych?

Odpowiedź na to pytanie zależna ma być od przekonania 231 posłów, z których nikt nie poczuwa się do osobistej odpowiedzialności za podjętą decyzję. Nie ma trafnej odpowiedzi na to pytanie; bo wymagałoby to ujednolicenia warunków. Każdy wiatrak musiałby być taki sam, każdy człowiek identyczny, mieszkający w podobnych do innych domu, a przede wszystkim – ziemia powinna być idealnie płaska i jednolicie porośnięta trawka lub sosenkami. Gdyby płaskoziemca chciał organoleptycznie zmierzyć się ze swą teorią; poznałby, że 400 metrowy spacer w gminie Muszyna różni się od przebycia podobnego odcinka drogi pod Ostrowem Wielkopolskim. Płaskoziemca jednakże, dlatego jest płaskoziemcą, bo nie zamierza faktami mącić swojej, krystaliczno czystej teorii. W dodatku uważa, lub chce by inni to zauważyli, że jego, wprowadzana w praktykę życia, teoria, najlepiej służy obronie dobra ogółu.

Eks-rząd pana Morawieckiego pozostawił na odchodnym jajko drugiej świeżości, zwane projektem ustawy o kontynuowaniu i dalszym doskonaleniu dotowania państwowych spółek energetycznych. Inna, stosowana, nazwa tej ustawy, sugerująca ochronę konsumentów energii elektrycznej, jest populistyczną zmyłką, użytą w celu zyskania poklasku publiki. Do tego projektu grupa współtworząca nowy rząd wrzuciła zmiany pozwalające odblokować energetykę wiatrową. W tej „wrzutce” dostrzegł PiS polityczne złoto, ogłosił istnienie „afery wiatrakowej”, dowcipnie wskazując, że za wrzutką stały kręgi ziomkostw niemieckich, dybiące w słowiańską sielskość wsi.

Formująca się nowa ekipa rządząca chyłkiem wycofała „wiatrakową wrzutkę”, utwierdzając ogół, że w krytyce tego coś było na rzeczy.

Bywa tak, że kultura ustępuje przed chamstwem, a zdrowy rozsądek przed populizmem. Gdyby kierować się rozsądkiem, wypadałoby zadać pytanie, dlaczego produkujące energię turbiny wiatrakowe traktować mamy w inny sposób, niż wszelkie inne obiekty budowane na naszej ziemi. Każdy obiekt, każde ludzkie przedsięwzięcie, przynosi zarówno pozytywne jak i negatywne skutki dla otoczenia. Rozsądek nakazuje kierować się utylitaryzmem; nie dopuszczać samowoli, wydając w imieniu instytucji państwa pozwolenie na budowę, rozważyć wszelkie argumenty za i przeciw, egzekwować przepisy minimalizując negatywny wpływ. Życie jest zmienne, inwencja ludzka nie zna granic. Populizm żeruje na lękach przed nowym, nieznanym; od zawsze istnieli luddyści niszczący nowe urządzenia, chcąc uchronić się przed potencjalnym niebezpieczeństwem nieznanego. Nim doszło do walk z wiatrakami, z podobnym natężeniem emocji toczyła się na prowincji walka z antenami. Ucichła, gdy ogół odczuł korzyści z posiadania zasięgu swych komórek, a jednocześnie teorie o zagrożeniu okazały się przejaskrawione.

Populistyczny atak na wiatraki nie kierował się względem na dobro ogółu. Gdybyśmy podejrzewali rządzących o kierowanie się takową wrażliwością społeczną, to nie byłoby inwestycji państwowych jawnie i bezczelnie drwiących z owego dobra. Czy wiatraki stanowią większe zagrożenie dla sąsiedztwa od budowy CPK i linii tzw. „szybkich kolei”? Czy zgoda na dalsze rozkopywanie wielkiej dziury pod Turoszowem, projekty zamiany rzek w kanały transportowo-ściekowe, naruszenie równowagi środowiskowej przekopem mierzei wiślanej itd., itp., były objawem wrażliwości na dobro sąsiedztwa z tymi inwestycjami? Dlaczego uznano, że wiatrak stojący na wzgórzu w Kamienicy Śląskiej jest zagrożeniem, a rozcinająca przestrzeń mieszkalną tych okolic autostrada – dobrodziejstwem?

Większość konfliktów lokalnych ma charakter przestrzenny. Przestrzenny rodowód ma obecny spór w Warszawie dotyczący strefy czystego powietrza. Przestrzenne jest źródło sporów o „kopciuchy” węglowe; bo wartość miejsca zamieszkania zależna jest od jego zdrowotnych warunków. Ludzie wiedzą, że niektóre inwestycje są niezbędne, ale nie chcąc mieć za oknem swego domu składowisk odpadów, dróg szybkiego ruchu, torów kolejowych, farm hodowlanych, cukrowni, hut metali itd. Charakter tych sporów jest lokalny, zależny od miejscowych uwarunkowań, od charakteru i marzeń tutejszych mieszkańców, od ukształtowania przestrzennego i zasobów środowiskowych. Ponieważ są to spory lokalne, to ich rozstrzygnięcie powinno być zależne od władz lokalnych i wyrażane w postaci prawa lokalnego. Interwencja władz państwowych skupiona powinna być na ochronie wartości, które – z różnych względów – nie znajdują reprezentantów w stronach sporów. Ktoś musi reprezentować i bronić wartości czystej wody pitnej, czystego powietrza, prawa do bytowania sokoła wędrownego i chomika europejskiego…

Podstawowym prawem lokalnym służącym rozstrzyganiu sporów przestrzennych jest plan zagospodarowania przestrzennego. Zasady formalne przygotowania planu gwarantują zarówno udział w debacie wszystkim zainteresowanym, jak i skuteczność interwencji organów państwa w obronie wartości ponadlokalnych. Projekt planu podlega ocenie oddziaływania na środowisko, wyspecjalizowany organ państwowy może na danym obszarze eliminować prowadzenie działalności lub budowania obiektów szkodliwych dla otoczenia. Jeśli takowymi są niektóre wiatraki – plan może wskazać miejsca, gdzie ich stawiać nie wolno. Z bliska widać lepiej, dostrzegać można różnorodność krajobrazu, zatem wprowadzane zakazy oparte mogą być, nie o abstrakcyjną odległość wyrysowaną cyrklem na płaszczyźnie, lecz z uzasadnionych powodów.

Wyłączenie wiatraków z ogólnych zasad rozstrzygania lokalnych sporów przestrzennych, bynajmniej nie wynikało z przekonania o ich szczególnej szkodliwości. Jeśli dziś mówimy o wpływie lobbystów na kształt niedawnej wrzutki do projektu ustaw; to zadajmy sobie pytanie o lobbystów wymuszających na rządzie PiS zamrożenie rozwoju indywidualnych inwestycji w wiatraki. Nie jest tak, że rząd PiS blokował „zieloną energetykę”; przeciwnie – Orlen, Tauron, Energa i inni państwowi potentaci chlubią się nowymi instalacjami farm wiatrowych i solarnych. W przypadku tych inwestycji nikt nie mówi o środowiskowych zagrożeniach, jakby groźnymi dla migracji ptaków były tylko indywidualnie zbudowane, pojedyncze wiatraki, ale nie wielkie farmy.

Polityka energetyczna rządu uznawała za wartość rozwój monopolistycznej pozycji przedsiębiorstw nazywanych państwowymi. Rygorami prawnymi duszono i ograniczano wszelką konkurencje. Monopol nigdy nie jest dobry dla odbiorcy; monopol państwa jest uderzeniem w kieszeń obywatela polskiego. Nie tłumaczmy, więc walki z wiatrakami dobrem ogółu, bo nie ma znaku równości między dobrem Polaków a dobrem Orlenu, nawet, gdy każdy „orlenowski” wiatrak i dystrybutor paliwa pomalujemy na biało-czerwono.

Od nowej władzy oczekuję odrobiny rozsądku. Niech płaskoziemcy ograniczą swoje aspiracje zbawiania świata. Proces tworzenia prawa powinien być w zgodzie z powagą, a nie zmieniać się w przebijanie wrzutek ku radości pospólstwa.

Jarosław Kapsa