30.03.2024
Za oknem wiosna, świeci słońce, sikorki szaleją w swoim karmiku. Wszędzie w domach trwa przedświąteczna krzątanina, pieczenie, smażenie, trwa przygotowanie świątecznych potraw zgodnie z tradycją świąt wielkanocnych – najważniejszych świąt w chrześcijaństwie i jego katolickiej wersji dominującej w Polsce.
W tym samym czasie premier Donald Tusk i jego minister obrony mówią, że żyjemy w czasie przedwojennym, że możliwy jest każdy scenariusz, że wojna którą oglądamy (z coraz mniejszym zainteresowaniem) na ekranach swoich telewizorów czy smartfonów może przyjść do nas i zmienić całkowicie nasze życie. Zamiast śpiewu ptaków możemy usłyszeć ryk przelatujących nisko samolotów, świst nadlatujących pocisków i rakiet oraz poczuć falę uderzeniową bliskich eksplozji. Wojna oglądana dotychczas na ekranie tylko wtedy, gdy zdecydujemy się patrzeć, będzie obok, będzie u nas. Wtedy zmienią się nasze plany i cele, nie będziemy zastanawiać się gdzie pojechać na wiosenną wycieczkę, czy i jaki zaplanować urlop, a zaczniemy szukać miejsca w schronach. To może być trudne, bo ilość takich miejsc to zaledwie 4% potrzeb, a budowa nowych jest dopiero w planach.
Ten świat za oknem, pełen słońca i śpiewu ptaków i ten, który może przyjść w każdej chwili, to zupełnie różne światy. Ale oba, niestety, składają się na naszą obecną rzeczywistość, w której decyzje o wojnie podejmują ludzie pozbawieni ludzkich cech, żyjący w stworzonych przez siebie satrapiach otoczeni grupą oligarchów bezkarnie grabiących narodowy majątek. Wielkość tego majątku jest pochodną roli i wielkości kraju, w którym taki proceder trwa, ale mechanizm bezkarności jest zawsze ten sam – możesz kraść, ale musisz się ze mną, wodzem, prezydentem, prezesem podzielić.
Można pokładać nadzieje na to, że obroni nas NATO – najsilniejszy pakt obronny na świecie i że zadziała artykuł piąty tego paktu, mówiący, że napaść na jednego z członków, to napaść na wszystkich pozostałych. NATO to międzynarodowy sojusz obronny, decyzje zapadają w skomplikowanych procedurach. Satrapie zaś są rządzone przez jednego, pozbawionego skrupułów człowieka. Czas od podjęcia decyzji do ich realizacji jest rażąco różny – to naturalne. Czas potrzebny na podjęcie i wdrożenie decyzji przez NATO to długo w konfrontacji z agresją satrapy. Współczesna wojna dysponuje bowiem środkami umożliwiającymi bardzo szybkie osiąganie założonych celów. Trzeba być przygotowanym na obronę w oparciu o własne siły, a z nimi jest, jak jest – wszystko w budowie, wszystko w porządkowaniu po latach rządów tych „wybitnych” ministrów obrony i premierów ds. bezpieczeństwa.
Jedyną pociechą i szansą, że nie będzie wielkiej katastrofy – a my mamy w tym duże historyczne doświadczenia – jest to, że 15 października nastąpiła zmiana układu politycznego i że to nowa ekipa odpowiada za bezpieczeństwo Polski. Gdyby tak było, gdyby ministrem obrony był nadal Mariusz Błaszczak a premierem Mateusz Morawiecki obaj kierowani przez prezesa wszystkich prezesów, to wizja końca świata, tego naszego małego świata mogłaby się ziścić.
A tak, niech nadal świeci słońce i śpiewają ptaki, niech świat trwa….
A co do schronów – gdyby jednak się zaczęło – to mój wariant jest pacyfistyczny. Zajmuję miejsce na hamaku rozpiętym pomiędzy jabłonią a czereśnią i leżąc mam niebo pod kontrolą… wzrokową – jako były pilot trochę o nim wiem.
Wracając do meritum – spokój i cisza to ułuda, trwa nieustanny wyścig sztabów, trwają operacje specjalne i dywersyjne prowadzone w ramach współczesnej wojny hybrydowej i to jest cecha stała. Dowiadujemy się o nich tylko wtedy, gdy następuje wpadka, gdy służby przejmą siatkę agentów i zlikwidują internetowych trolli – współczesna wojna trwa stale, nie ma nigdy pokoju i nie będzie, bo być nie może. Świat rządzony przez ludzi, z ich emocjami, interesami, niestabilną psychiką, świat w którym władza pochodzi z wyborów –powszechnych, wolnych, równych, tajnych i bezpośrednich jest skazany na zagładę. Te pięć przymiotników określanych jako kanony demokracji we współczesnym świecie stały się fikcją – nie ma żadnego kraju, w którym byłoby możliwe przeprowadzić takie wybory. Poczynając od Stanów Zjednoczonych, a na Rosji kończąc. Różna jest tylko skala tej fikcji.
Wyjście poza euroatlantycki krąg pokazuje jak wielka w świecie jest zapaść demokracji tak rozumianej – wolni i świadomi ludzie w pięcioprzymiotnikowych wyborach wybierają swoich przedstawicieli, którzy podejmują najważniejsze decyzje w oparciu o uzyskany mandat. To ładne ale nieprawdziwe.
I tak jest wszędzie, niezależnie od kraju, jego kultury, tradycji. Współczesny świat, świat szybkich mediów, wielkich interesów, świat pogłębiających się różnic w dostępie do bogactwa, świat w którym coraz mniejsza grupa ludzi dysponuje coraz większym majątkiem, świat, który nie jest w stanie zapobiec katastrofie klimatycznej i jej skutkom – ten świat nie przetrwa. Potrzebna jest zmiana – zmiana sposobu podejmowania merytorycznych decyzji od których zależy jego przyszłość.
No to co robić, jakie znaleźć rozwiązanie?
Niech ludzie w tym teatrze, jakim są wybory, wybierają swoich przedstawicieli i niech to oni podejmują decyzje odpowiadające na pytania – co trzeba zrobić
Ale decyzje odpowiadające na pytania – jak zrobić to, co trzeba zrobić niech podejmuje algorytm. Algorytm zawierający całą dostępną wiedze, mający w swojej pamięci wszystkie wcześniejsze decyzje i ich skutki, algorytm nie podlegający emocjom ani naciskom
To na początek, jestem przekonany, że po sprawdzeniu skuteczności takich rozwiązań przyjdzie czas na nowe rozwiązania również w tej pierwszej sferze. Jako przykład, pisałem o tym już wcześniej, proponuje zastąpić Radę Polityki Pieniężnej przy Narodowym Banku Polskim składającą się z wybieranych przez polityków ekspertów właśnie takim małym algorytmem, który bazując na wszystkich analizach i materiałach źródłowych, mając w sobie całą wiedze prawną dotyczącą polityki finansowej państwa, wydawał by opinie w sprawie stóp procentowych czy innych parametrów NBP. To mała skala, ale od czegoś trzeba zacząć aby wyjść z tego zaklętego kręgu decyzji ludzi, z których każdy ma swoje interesy, ambicje i ego. Z ego prezesa na czele.
AI na obecnym etapie jest w stanie to robić i robić to nieporównanie lepiej niż takie ciała składające się z ludzi.
Tempo rozwoju AI jest takie, że skala tego, co będzie możliwe za lat dziesięć jest trudna do wyobrażenia. Ale to właśnie jest nasza szansa, na pojawienie samomyślącej się i samouczącej AI nowej generacji.
Albo tak się stanie. albo się pozabijamy w imię różnych bogów czy innych idei lub obsesji.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Głos realisty, w którym się w pełni odnajduje.
: Autor : “To mała skala…”
W końcu lat ’70-tych p
oznałem KOR i Jana J. Lipskiego. On poprosił mojego przyjaciela, Roberta Stillera o tłumaczenie na jego spotkaniu z delegacją “Jungsozialisten” z Niemiec.
Robert był niewiarygodnym poliglotą. Ale ja jestem dwujęzyczny i bardzo prędko potrafię
tłumaczyć “usta-usta”.. więc ja tam poszedłem i byłem świadkiem, jak Młodzi Socjaliści z Bremy i ich szef Nadburmistrz, (Kulenkampf ?) byli rozczarowani programem KORu.
Mianowicie on opowiedział im, że w sytuacji ustroju peerelki, gdzie nie ma możliwości utworzenia legalnej partii politycznej, ani nawet stowarzyszenia, bo natychmiast zostaną spenetrowane przez Ubecję, co zmieni im statut, muszą zacząć budować demokrację od małego, nawet, powiedzmy, od komitetu blokowego na osiedlu..
Potem było co wiemy.
Od tłuka pięściowego do tłuka jądrowego udało się nam każdy wynalazek obrócić na zło.
Również starożytną, grecką demokrację. Czemu z AI nie ma być podobnie ?
Bo będzie “bad” ?
Nad polityką nie ma nic nad.
Przepraszam za powtarzanie tego komentarza, ale tu też pasuje.
Stanisław Lem przemyślał takie zastosowanie AI już ponad 60 lat temu (“Dzienniki gwiazdowe”, podróż 24, planeta Indiotów). Tam Indioci oddali rządy nad swoją planetą inteligentnej maszynie. Zakończyła wszystkie konflikty, spory i bałagan. Wiązał się z tym koniec całej cywilizacji i śmierć wszystkich Indiotów
Zmiana już nadchodzi i będzie to co lubią politycy i co dość dobrze przewidział autor ksiażki 1984: totalna inwigilacja, czyli brak jakiejkolwiek prywatności. Krok po kroczku nam to wprowadzają: tzw. media społecznościowe, kamery wiszące na każdym rogu, smartfon w każdej kieszeni, smartwatch dzień i noc na nadgarstku (podobno “monitoruje nasze zdrowie”), rejestracja wszystkich komórek, co ochoczo zrobił prezes i jego inwigilatorzy Kamiński i Wąsik… przykłady można mnożyć bez końca.