28.02.2025
Od inauguracji drugiej już prezydentury Donalda Trumpa, cały demokratyczny świat jest w szoku i narastających ciągle obaw o przyszłość świata opartego na wartościach, budującego porozumienia ponad podziałami, świata zjednoczonego przeciw złu z twarzą dyktatora, rosyjskiego cara, czy komunistycznego, chińskiego kapitalisty. Tak było, ale już nie jest – trzeba nowego ujęcia wszystkich podstawowych spraw i problemów i szybkiego, naprawdę szybkiego działania – bo jak nie, to świat pogrąży się na dziesięciolecia w chaosie, a nawet w wielkiej wojnie, trzeciej wielkiej wojnie światowej.
Może więc dosyć już tej fascynacji tym, co już powiedział i co powie, albo nie powie, Donald Trump czy jego pomocnik – Musk. To jest bez znaczenia, bo Tramp też nie wie tego, co powie za chwilę temu, czy innemu przywódcy, tego czy innego kraju. To jest jego sposób na rozwiązywaniu problemów – nie mieć żadnego wyraźnego planu, nie być niewolnikiem przyjętych założeń, liczy się moment, chwila, gest, spojrzenie. Taka była jego strategia biznesowa, tego się nauczył jako biznesman i tego się trzyma. Wszystko inne, to gra pozorów. A to, że wzbudza tym tak wielkie zainteresowanie całego świata, to jego sukces – nic bardziej nie zaspakaja jego ego niż to, że jest na czołówkach światowych mediów.
Uwagę polityków i komentatorów powinny zajmować przyczyny, dla których Donald Trump stał się tym, kim jest – prezydentem Stanów Zjednoczonych AP po wygraniu, dodajmy – zdecydowanym wygraniu, wyborów prezydenckich, do których startował jako człowiek skazany za przestępstwa i jako człowiek, na którym ciążyło kilkanaście zarzutów karnych jeszcze nierozstrzygniętych tylko dlatego, że zaczęła się kampania wyborcza.
Czy można utrzymywać taki stan prawny w kraju demokratycznym, w którym skazany przestępca, mający jeszcze kilkanaście innych zarzutów, startuje do wyborów a po zwycięstwie zostaje prezydentem wielkiego mocarstwa?
Może trzeba już zaraz, wprowadzić takie prawo, które skutecznie wyeliminuje takiego człowieka z wyścigu po prezydenturę, bo liczenie, że „suweren” nie wybierze przestępcy lub zbrodniarza jest złudne – patrz Niemcy w 1933 i Stany Zjednoczone w 2024.
Ta sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, powinna też przyczynić się do zweryfikowania samego procesu wyborczego, procesu w którym głosują wszyscy ludzie niezależnie od tego co wiedzą o tym, w czym uczestniczą. Może prawo wyborcze – powszechne prawo wyborcze, bo takim być ono powinno – wymaga refleksji dotyczącej tego, czego to prawo wymaga od każdego, kto chce z niego skorzystać. Jakąś analogię widzę w wymaganiach stawianych człowiekowi pragnącemu uzyskać prawo jazdy. Każdy człowiek ma prawo, by je uzyskać, ale musi spełnić kilka warunków. Czy jest zatem słuszne, że dla uzyskania prawa jazdy, człowiek musi się czegoś nauczyć, zdać jakiś egzamin, a dla zostania prezydentem wystarczy mu tylko to, że jest człowiekiem mieszkającym w danym kraju i kimś, kogo sąd nie pozbawił biernego prawa wyborczego?
Lista pomysłów wprowadzających jakieś obostrzenia do powszechnego prawa wyborczego przysługującego wszystkim ludziom jest długa, ale skończona – trzeba już teraz zacząć prace nad jej stworzeniem.
Powszechne prawo wyborcze, to jedno, a kryteria dopuszczające do startu w wyborach na tak ważne urzędy to drugie. Trzeba zdecydowanie zaostrzyć te kryteria i do tych jakie już obowiązują – wiek, obywatelstwo – dodać zupełnie nowe, takie jak badanie poczytalności kandydatów, ich obciążenia psychiczne, czy poziom sprawności intelektualnych…
Wiedza o tych wynikach musi stać się wiedzą publiczną, a głosy mówiące, że to jest łamanie prywatności są bez znaczenia – ktoś, kto decyduje się na start w wyborach, musi się liczyć z ich wyraźnym ograniczeniem
Lista takich kryteriów powinna być wypracowana i przyjęta jako norma w demokratycznych procedurach tak, aby nikt nie zarzucił łamania praw człowieka przysługujących każdemu, niezależnie do tego kim jest i jakie ma pochodzenie.
Zupełnie nową sprawą jest obmyślenie zabezpieczeń przed manipulacjami w trakcie samej kampanii. Do tego, co już znamy dochodzą te, które niesie rozwój technik informacyjnych i postęp w dziedzinie AI z jej kreatywnością postaci – obrazu i głosu. Już teraz firmy są gotowe , na zlecenie nieuczciwych graczy, wykreować postać nie do odróżnienia od tej prawdziwej i wprowadzić ją do sieci powodując, że nikt już nie będzie w stanie odróżnić fikcji od prawdy. Jesteśmy na progu wielkiej rewolucji technologicznej, a jej skutki są niewyobrażalne. Przyszłe wybory będą walką na technologie, a nie programy, nie będzie ważne kto ma jakie pomysły – ważne będzie, kto będzie miał jakich „pomocników”. Jeżeli tak się stanie, a stanie się, to wybory – tak jak je teraz postrzegamy – staną się fikcją, zaś ich wyniki będą zaprzeczeniem demokracji którą rozumiemy teraz.
Ale to jest już zupełnie inna opowieść…

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Ciekawa i niestety mało optymistyczna analiza aktualnej sytuacji …
https://villk308488492.wordpress.com/2025/02/28/przyszlosc/
Pisałem ten tekst przed spotkaniem Trumpa i Zełenskiego w Białym Domu. To co wydarzyło się na tym spotkaniu i wszystkie komentarze, analizy i czarne scenariusze dla świata potwierdzają tylko słuszność tezy – trzeba likwidować przyczyny a nie martwić się skutkami. Mechanizm demokratycznych wyborów wymaga głębokiej korekty bo wcześniej czy później, jacyś luzie typu Donald Trump, doprowadzą świat do katastrofy. To muszą być radykalne zmiany a nie drobne korekty – czy trzeba wielkiej wojny by świat zmądrzał ?
Wygrane wybory przez skazanego przestępcę oraz aktualne możliwości manipulacji społecznej za pomocą social mediów, chyba coraz bardziej skłaniają nas, do twierdzenia, że obecny model demokracji się wyczerpał. Zapewne manipulacja była zawsze, niemniej dopiero internet sprawił, że potrafi ogłupiać istotną liczbę głosujących.. Stąd rozrost populizmu i głosowanie na ludzi, którzy maja proste recepty na skomplikowane problemy (działa to psychologicznie podobnie do wizyty u szamana/szeptuchy zamiast lekarza. Lekarz powie, że chory ma ileś procent szans na wyleczenie, szaman da gwarancję 100%. Któż by nie chciał skorzystać). Słusznie autor zwraca uwagę na ustanowienie i respektowanie kryteriów dopuszczających do wyboru. Jako alternatywę chciałbym zasugerować inne rozwiązanie (które było już stosowane w przeszłości). System kurialny w CK monarchii – głos magnata czy szlachcica znaczył zdecydowanie więcej niż niepiśmiennego chłopa. Potrzeba było wielu chłopów, aby byli w stanie przegłosować szlachcica. Więc może uaktualniając tamto rozwiązanie, można ustalić, że glos profesora uniwersytetu będzie ważył tyle samo co głos 1000 ludzi z podstawowym wykształceniem. Oczywiście, pojawi się cała dyskusja na temat dyskryminacji ludzi, itp. Ale demokracja ma to do siebie, że w społeczeństwie zdecydowanie mniej jest światłych profesorów w stosunku do masy ignorantów. Jak napisał Waldemar Łysiak w świetnej skądinąd książce “Cena” – jeżeli przy jednej ulica mieszka trzech biskupów i czterech sutenerów to jednak władza będzie po stronie sutenerów. Smutno podsumowując uważam, ze zarówno pomysł autora jak i moja nieudolna wizja to political fiction. Nikomu na tym nie zależy i nic się nie zmieni.