11.05.2024
1. Polityka w szkole, szkoła w gospodarce
Skala oczekiwań na zmiany po jesiennych wyborach parlamentarnych jest ogromna i nieustająca. Między innymi ostatnio sporo mówi się o rewolucji w polskim systemie edukacji. Rewolucji polegającej mianowicie na tym, że tutejsza szkoła nie będzie miała zadań domowych. To cel intrygujący o tyle, że na ogół przez pojęcie „rewolucja” rozumie się wprowadzenie jakieś gwałtownej i bardzo istotnej zmiany, jakiejś nadzwyczajnej nowości, dotąd niespotykanej. Ale przecież szkoły bez zadań to nie jest żadna nowość, bo takie szkoły istnieją w świecie od dawna, choćby w Północnej Ameryce są znane co najmniej od pół wieku.
Wiadomo, że szkoła z zadaniami czy bez zadań, to nie tylko odgórne decyzje ministrów, ale to są przede wszystkim różne cele i modele programowe i od tego trzeba zacząć, byle nie od końca i byle nie nazbyt raptownie, żeby czegoś nie przegapić i nie wylać tej kąpieli. Szkoła bez zadań to skutek a nie przyczyna, czy istota rzeczy. Nie wystarczą hasła polityczne, odjęcie zadań domowych i kilku przestarzałych lektur i punktów z programu, by szkoła się sama cudownie odmieniła czy uzdrowiła i już będzie spokój. Raczej zamieni się w kolejny chaos, albo doda do już obecnego chaosu. Trzeba zwrócić uwagę, że w szerszym ujęciu to nawet nie jest sprawa samych programów szkolnego nauczania ale w ogóle to odmienne modele życia ucznia i jego rodziny, różne modele rozwoju społecznego i tu do szkoły wkrada się polityka, czy chcemy czy nie. Nie całkiem przypadkowo wybitny amerykański pediatra i autor najpoczytniejszej w świecie książki[1] o wczesnym dzieciństwie Dr Benjamin Spock, kiedyś pod koniec życia napisał znamienne słowa, że „musiał dożyć do 60-tki, żeby zdać sobie sprawę, że polityka jest częścią pediatrii”….
Polityka, poprzez wdrażane prawa, decyduje o funkcjonowaniu mechanizmów zarówno gospodarczych jak i społecznych, więc także o tym, jaki z dzisiejszego dziecka wyrośnie jutro czy pojutrze obywatel przyszłości – czy, co i ile będzie wnosił do dalszego rozwoju gospodarki i kraju, czy może raczej będzie obciążał system społeczny.
Niestety, także z powodu słabości tutejszej polityki, Polska zupełnie niepotrzebne i co najmniej od ćwierć wieku tkwi w mało efektywnym, bo ekstensywnym modelu rozwoju gospodarczego i społecznego, który oprócz ogromnego marnotrawstwa cechuje się również tym, że wydatki na szkolnictwo wyższe, naukę i badania nie mają szczególnego wpływu na rozwój gospodarki i na życie społeczeństwa. Te wydatki, nawet takie skromne jakie są, tylko obciążają stronę kosztów ale nie przynoszą wymiernego zwrotu z inwestycji w postaci przyrostu zasobności kraju i obywateli. To również jedna z licznych odmian marnotrawstwa…
W przeciwieństwie, w krajach bardziej zaawansowanych, które już dawno temu przeszły do etapu intensywnego rozwoju, czyli do innowacyjnej gospodarki opartej wiedzy, na badania naukowe związane z gospodarką (głównie stosowane – w dziedzinach ścisłych, inżynierskich i przyrodniczych) wydaje się sumarycznie około 2% PKB lub więcej. To również tak jak z tymi zadaniami domowymi – wcale nie oznacza, że wystarczy tylko dosypać i reszta sama się zrobi… Takie 2% PKB+ to ogromne kwoty łożone w większości przez sektor prywatny, które nie mogą być marnowane jak to często się dzieje w modelu ekstensywnym. Takie dobrze zaprogramowane badania w dziedzinach priorytetowych dla kraju zwracają się z nawiązką poprzez wdrażane innowacje (najlepiej własne), dodając do PKB nawet do 10% przyrostu rocznie, ale to zadziała tylko przy skutecznym systemie wdrażania tych innowacji.
2. Kreatywny, znaczy jaki…
Aby te innowacje ktoś mógł wymyślać, najpierw trzeba stworzyć sprzyjające po temu warunki prawne i organizacyjne i uformować kadry zdolne do efektywnego wdrożenia i funkcjonowania modelu. Cel można krótko opisać jednym z najważniejszych wskaźników makroekonomicznych tym zakresie, bo z obecnego poziomu kilku patentów na milion mieszkańców na rok (przedostatnie miejsce w EU) trzeba dojść do średniego w EU poziomu około 200-300 patentów/mln mieszk./rok, czyli na okrągło około 10000 patentów własnych (nie chińskich czy koreańskich) rocznie w skali kraju. To są ciągle tylko wynalazki, tych wynalazków trzeba dużo więcej, żeby wybrane z nich zamieniły się w sukcesy ekonomiczne. Są przykłady, że to się da zrobić w niedługim czasie niemal jednego pokolenia, jednak taki model wymaga wydatnego polepszenia warunków rozwoju talentów i umiejętności indywidualnych, szeroko pojętej kreatywności, także rozwoju i wzbogacenia interaktywności kontaktów społecznych i poszerzenia umiejętności pracy zespołowej, bo nie tylko same innowacje ale cały system wdrożeń i organizacja nowoczesnej produkcji i sprzedaży to głównie dobra praca zespołowa. Politycy, którzy już dawno powinni takie prawa wdrożyć, nie zawsze przepadają za indywidualizmem i samodzielnością myślenia, więc tu występują kłopoty i może być więcej…
Trzeba podkreślić, że w kontekście rozwoju gospodarczego pojęcie kreatywności nie może zawężać się do umiejętności malowania czy pisania wierszy, czyli kojarzyć się tylko z umiejętnościami artystycznymi rozwijanymi w szkołach. Gospodarka oparta na wiedzy przede wszystkim potrzebuje kreatywności młodych naukowców i inżynierów do projektowania nowych i lepszych obwodów scalonych, sprawniejszych robotów, rozwoju nowych form energii i metod jej transmisji, opracowania nowych technologii przetwarzania odpadów, rozwoju nowych i bardziej funkcjonalnych materiałów, itd., w sumie – do wymyślania nowych końcowych produktów o wyższej wartości dodanej, bo głównie te podnoszą zasobność kraju, jak to wskazano w części pierwszej tego opracowania i będzie o tym jeszcze w trzeciej.
Mimo zapowiedzi przewijających się tu i ówdzie w istniejących aktualnie a mocno przeładowanych szkolnych podstawach programowych, na żadnym poziomie dzisiejsze szkoły publiczne w Polsce nie rozwijają indywidualizmu, osobowości, samodzielnego, twórczego myślenia i jednoczesnych umiejętności pracy zespołowej pod kątem przyszłego udziału w bardziej zaawansowanym rozwoju gospodarczym i społecznym. Nierzadko źle pojmowana dyscyplina, negatywne bodźce, rozdrobnienie przedmiotów, nieregularne godziny zajęć szkolnych, często zajmujące popołudnia, do tego przeciążenie sformalizowanymi zadaniami domowymi, razem i osobno mają raczej pognębiający wpływ. Dodają się do innych problemów, skutkiem czego około 10 % dzieci i młodzieży szkolnej potrzebuje nieraz pilnej pomocy psychologicznej. Z drugiej strony dyrekcje szkół, ograniczone w autonomii, w tym także w relacjach z kadrą, tracą czas i energię na lawirowanie między realnymi potrzebami a konfliktującymi przepisami.
Światowej sławy ekspert prof. Francis Fukuyama już kilka dekad temu przekonywał, że przejście do zaawansowanej gospodarki opartej wiedzy jest przemianą cywilizacyjną o wymiarze podobnym do wcześniejszej rewolucji przemysłowej, zmieniającą hierarchie wartości a także mechanizmy organizacji społeczeństw.
Pomijając tutaj inne aspekty organizacyjne państwa, jednym z wielu istotnych kluczy do przejścia na taki wyższy jakościowo poziom rozwoju jest zasadnicza zmiana modelu edukacyjnego – z ciągle tu pokutującego XIX wiecznego i otępiającego modelu pamięciowego – na rozwój indywidualności i szukanie i rozwiązywanie nowych problemów w zespołach. Wśród znawców wręcz przewija się teza, że nigdy nie zbudujemy tutaj gospodarki opartej na wiedzy, dopóki nie zreformuje się dogłębnie i nie unowocześni nie tylko szkolnictwa wyższego ale przede wszystkim całego systemu edukacji, od rozszerzonego przedszkola poczynając, przez edukację wczesnoszkolną do średniej.
3. Budowanie osobowości – do szóstego roku !…
Fachowcy zajmujący się psychologią wczesnego dzieciństwa wskazują, że pozytywne budowanie osobowości musi się rozpocząć bardzo wcześnie, bo już poprzez zabezpieczenie właściwego doradztwa i opieki dla oczekujących matek. Dalej proces musi być kontynuowany przez dobrą opiekę neo-natalną dla najmłodszych dzieci. Ta inwestycja musi przejść w sposób płynny w dobrą jakościowo opiekę i edukację dzieci w ich przygotowaniu i przysposobieniu do przedszkola, czyli już na etapie edukacji wczesnego dzieciństwa. Tu jest ogromna rola do spełnienia i wielkie i odpowiedzialne pole działania dla mediów publicznych w zakresie rozprzestrzeniania niezbędnej wiedzy wśród rodziców (dziadków i rodzin…), którzy tej wiedzy stale potrzebują. Nie mówiąc dalej o kosztach i roli samej rozszerzonej edukacji przedszkolnej i systematycznej pracy rozwojowej w dobrze zorganizowanym systemie przedszkolnym.
Niektórzy ciągle mogą się dziwić jakże to – czemu to aż tak ważne, i to właśnie w tym najmłodszym, wydawałoby się beztroskim wieku?… Odpowiedź jest krótka – żeby nie mieć tylu problemów co mamy tu i teraz z depresjami wieku szkolnego i kompleksami i trudnościami adaptacyjnymi wieku dorosłego.
Jeden z wybitnych amerykańskich psychologów wczesnego dzieciństwa dr Fitzhugh Dodson (już w 1970 roku !!!…) napisał znakomitą książkę dla rodziców[2], sprzedaną w wielu milionach egzemplarzy, której tytuł we francuskim wydaniu mówi wszystko, bo właśnie to „wszystko rozgrywa się przed szóstym rokiem życia”: “Tout se joue avant six ans” (Éditions Robert Laffont, Paris, 1972)… W sposób prawie niezauważalny dla wielu (jeśli nie większości…) zabieganych dorosłych, do tego wieku formuje się 90 % mózgu jak i osobowości dorosłego człowieka. Niektórzy psychoanalitycy (np. Francoise Dolto) twierdzą, że nawet dużo wcześniej, bo już do trzeciego roku życia. Głęboką świadomość tego rozwoju powinni mieć nie tylko nauczyciele szkolni i przedszkolni, ale głównie politycy, działacze samorządowi i urzędnicy wszystkich szczebli związanych z edukacją, którzy tworzą podstawy prawne i organizacyjne systemu. Z takich a nie innych powodów w wielu krajach rozwiniętych, gdzie dzieci idą do szkoły średnio w wieku 6 lat, te dzieci już wcześniej objęte są programami obowiązkowego dwuletniego i bezpłatnego dla rodziców przedszkola. Wbrew pozorom, nauczyciele tego niezwykle ważnego etapu rozwoju muszą być szczególnie dobrze przygotowani.
4. Eksperci programowi – jak nie piszą, to nie czytają…
Przedstawiciele ministerialni z dziedziny edukacji twierdzą, że mają wystarczająco bogaty materiał do przygotowania potrzebnych zmian edukacyjnych, w tym wypowiedzi ekspertów oraz ponad 5000 różnych wniosków (???…). Nie wiadomo dokładnie czy i w jaką całość składają się te liczne wnioski oraz o jakich ekspertach tu mowa. Z informacji medialnych dowiadujemy się, że propozycje zmian składał już rezolutny uczeń Maciek z Włocławka w czasie jesiennej kampanii wyborczej, głos w sprawie edukacji zabrał także minister sprawiedliwości, zapewne korzystając z wcześniejszych doświadczeń jako Rzecznik Praw Obywatelskich. Do wypowiedzi na temat edukacji dołączył również minister finansów, proponując model skandynawski. Nie wiadomo o którą część Skandynawii dokładnie chodziło, bo każdy z tych krajów o populacji 5 – 10 mln mieszkańców (razem 26 mln) ma odmienny model edukacji i różne modele administracji i zarządzania, choć wszystkie zaawansowane i stosownie oszczędne. Nie wiemy, czy minister żył w którymś z tych krajów wystarczająco długo, czy wychowywał tam dzieci, czy tylko zna temat ze słyszenia?…
Żeby więc nie było jak za PRLu, kiedy górnik pomagał rolnikowi, żołnierz hutnikowi a milicjant prząśniczce a nic z tego nie wychodziło, to może lepiej żeby każdy dobrze robił swoją robotę. Dlatego osobiście wolałbym żeby minister sprawiedliwości zajmował się raczej sądami tak, by sprawy obywateli trwały nie lata tylko ewentualnie miesiące, no i może by sędziowie nie szpiegowali dla wrogich krajów, a do tego by liczne i żenująco niewydolne tajne służby może lepiej, żeby zamieniły się w dwie lub trzy ale sprawne. Tak samo wolałbym, żeby minister finansów zajmował się raczej na przykład zwiększeniem autonomii finansowej regionów, i może też tym, żeby prezesowie firm nie wyprowadzali miliardów budżetowych złotych w nieprzejrzystych transakcjach.
Przedstawiciele ministerialni odpowiedzialni za edukację w swoich wypowiedziach medialnych chyba dotąd nie wskazywali konkretnych ekspertów pedagogicznych spośród krajowych kręgów akademickich. Tu mogą rodzić się pewne obawy przypominające stare gospodarskie przysłowie – „jak dbasz, tak masz”. Pedagogika tu prawie nigdy tu nie była właściwie zadbana. Uczelnie pedagogiczne nigdy nie były jednym z pierwszych wyborów najzdolniejszej młodzieży, bo nigdy nie było powodów, a jak daleko pamięć sięga, były często wyborem ostatnim. Jak wskazują dane parametryczne, kadry tych uczelni też nie brylują dzisiaj w międzynarodowych konferencjach naukowych w tej dziedzinie.
Aktualnie w zespole do spraw kształcenia nauczycieli Państwowej Komisji Akredytacyjnej brak jest w ogóle specjalistów edukacji wczesnoszkolnej. Na 6 osób jedna wprawdzie ma zauważalny w wyszukiwarce parametrycznej Web of Science dorobek naukowy w postaci międzynarodowych publikacji indeksowanych (H=7), ale to akurat jest w innej dziedzinie niż pedagogika. Jeden dorobek jest nieznaczny (H=2, suma IF=1,6…), a dorobek pozostałych osób w ogóle niewidoczny dla nauki światowej, czyli praktycznie żaden (na platformie Web of Science H=0 lub brak danych). W takim układzie lokalne tytuły czy stopnie w zasadzie nie mają specjalnego znaczenia…
Podobnie jest w innym bezużytecznym ciele centralnym sowicie opłacanym przez podatnika i nazywanym dumnie choć nie całkiem zgodnie z prawdą – Rada Doskonałości Naukowej. Do zespołu pedagogiki tego tworu kandydowało niedawno 14 osób, z których 9 (słownie dziewięć – niezależnie od tytułów czy stopni) podobnie jak wyżej – nie ma ani jednej publikacji indeksowanej. To oczywisty brak wkładu w naukę, czyli nie tylko brak doskonałości, ale po prostu dyskwalifikacja. Szczegóły można znaleźć w:
SCIENCE WATCH POLSKA – Wartość dorobku naukowego kandydatów do RDN – nauki humanistyczne i społeczne
Już po wyborach do nowej RDN, w składzie tej aktualnej rady pedagogiką zajmują się 3 osoby, z czego jedna ma nieznaczny dorobek notowany w platformie WoS (H=2, na poziomie doktoranta inżynierii), dwie pozostałe osoby (niezależnie od stopni i tytułów) – naukowego dorobku międzynarodowego nie mają w ogóle. Wyszukiwarka WoS pokazuje wprost – NO RESULTS.
Czyli co – „taki mamy klimat”? …
Nikt nie powie, że tak istotna i dynamiczna dziedzina wiedzy jak pedagogika (szczególnie przedszkolna i wczesnoszkolna) to dyscyplina w której brakuje indeksowanych czasopism międzynarodowych czy brak jest konferencji z recenzowanymi materiałami, albo że brakuje ekspertów na poziomie światowym od których można się uczyć w ramach prawdziwej dyskusji naukowej. To raczej Polska jest w tym zakresie gdzieś na peryferiach czy obrzeżach świata, albo odgrodzona, zamknięta we własnych opłotkach… Może powstać podejrzenie, że tutejsi akademicy pedagogiczni żyją w swojej bańce, jak zresztą w wielu innych dziedzinach lokalnej nauki finansowanej przez nieświadomego podatnika.
Taka może być przyczyna faktu, że istniejące tu przeładowane i niespójne szkolne podstawy programowe zostały wprawdzie stworzone przez osoby tytułowane szczebla akademickiego, ale bez dorobku uznanego w międzynarodowych publikacjach indeksowanych. Istnieje poważna obawa że jak nie piszą, to także nie czytają wiodących informacji w swojej branży. Zatem rodzi się zasadnicze pytanie o znajomość aktualnego stanu wiedzy w świecie w tej tematyce, tak kluczowej dla rozwoju społecznego i gospodarczego…
5. Dobre wzorce
Dlatego gdy mowa o tworzeniu nowych szkolnych podstaw programowych, obywatele chyba mogliby czuć się pewniej, gdyby przedstawiciele ministerialni zamiast mówić o „tysiącach + ” różnych wniosków, zaprezentowali społeczeństwu zwarty i spójny raport z porównania podstaw programowych i zasad organizacyjnych edukacji przedszkolnej, wczesnoszkolnej i szkolnej – od elementarnej do średniej – z najbardziej rozwiniętych krajów tego świata. Nie z jednego czy dwóch krajów, ale co najmniej z tuzina, na przykład USA (wybranych stanów), Kanady (wybranych prowincji), Australii, Wielkiej Brytanii, Holandii, Niemiec (wybranych landów), Szwecji, Norwegii, Danii, Finlandii, a nawet Korei Południowej, Japonii czy Singapuru, choć te ostatnie to już tak odmienne kultury.
Ale za to jakie gospodarki…
Żeby ktoś nie mówił, że się nie da, to w kolejnym odcinku będą przedstawione bliższe szczegóły dotyczące systemu szkolnictwa w Ontario, najludniejszej i drugiej największej prowincji Kanady.

- Oryginalne pierwsze wydanie pod tytułem „The Common Sense Book of Baby and Child Care” (1. wyd. Duell, Sloan & Pearce, New York, 1946) jest jedną z najlepiej sprzedających się książek XX wieku, osiągając całkowity nakład 50 mln egzemplarzy w 1998 r., w 39 krajach, w tym w Polsce (pod tytułem „Pielęgnacja i wychowanie”). ↑
- F. Dodson „How to Parent”, Nash, Los Angeles, 1970 ↑

Krzysztof Jan Konsztowicz
Dr. hab. inż.
Emerytowany profesor ATH w Bielsku-Białej.