17.07.2025
Hałas wokół wystawy w Muzeum Gdańska pt. „Nasi chłopcy” przeszedł moje najśmielsze wyobrażenia. Do idiotycznych „oburzeń” ze strony psychopatriotów z PiS plus niewydarzonego polityka w postaci – niestety – prezydenta RP już przywykłem. Teraz jednak nawet ob. Szłapka w imieniu rządu oburza się urzędowo nazywając tytuł wystawy „nieakceptowalnym” cokolwiek by to miało znaczyć. Minister obrony, wybitny fachowiec od historii pisze, że „Wystawa w Muzeum Gdańska 'Nasi chłopcy’ dotycząca mieszkańców Pomorza Gdańskiego służących w armii III Rzeszy nie służy polskiej polityce pamięci. Nasi chłopcy, żołnierze i cywile, Polacy, bronili Ojczyzny przed nazistowskimi Niemcami do ostatniej kropli krwi. To oni są bohaterami i to im należą się miejsca na wystawach” .
Nieuctwo wśród polskich polityków jest już stanem tak normalnym, że gdyby zdarzył się jeden nieco wyróżniający się z otoczenia, to chyba by go zamknęli.
A zaczyna się jak zwykle w szkole.
Nie przypominam sobie, by uczono mnie jak wyglądała Polska pod okupacją pod względem administracyjnym. Tego, że nie było jednej Polski pod okupacją, a tylko część nazwana Generalnym Gubernatorstwem (a nie Generalną Gubernią, jak się zwykło pisać) i część wcielona do Rzeszy, gdzie obowiązywały wszystkich te same prawa, co w Rzeszy.
Pan Kosiniak w związku z tym poleciłby matkom, by wyparły się swoich synów, bo mieszkają w Rzeszy, prawda, panie doktorze? To nie są nasi chłopcy, bo Hitler wcielił ich do swojej armii. A było ich w sumie kilkaset tysięcy.
Dlaczego się o tym nie uczy? Temat jest ważny, bo każe patrzeć na II wojnę światową nieco inaczej, niż to zwykło się pokazywać w PRLowskich filmach.
Pamiętam z dzieciństwa, że w domu była książka pt. „Satyra polska w walce o pokój”. Czytałem ją jako dzieciak, nie wszystko rozumiejąc, ale jeden żart pamiętam dobrze. Szedł tak jakoś:
Maszeruje kolumna Wehrmachtu. Jeden z żołnierzy głośno wyrzeka na Hitlera używając słów nieparlamentarnych. W pewnym momencie kolega zaczyna go uciszać.
– Bydź cicho, bo tyn czwarty w piątym rzędzie to je hitlerowiec i cie usłyszy ..
Dramaty ludzi wcielonych do niemieckiego wojska nie są wg pana Kosiniaka godne upamiętnienia. Nie dość, że guzik o nich wie, to jeszcze usiłuje nagiąć historię do własnych poglądów politycznych, dość płaskich, szczerze mówiąc, by nie rzec – prymitywnych. A przecież kolega premier mógłby mi opowiedzieć historię swego dziadka, który miał alternatywę – wojsko albo Stutthof.
Na Kaszubach do dziś pamięta się żarty z czasów PRL, gdy na pytanie co robiłeś w czasie wojny, odpowiadano – byłem w AK. Dopiero potem następowało wyjaśnienie, ze chodzi o … Afrika Korps.
Nie wiem dlaczego przez tyle lat od ‘89 roku nikt nie zdobył się na „uzupełnienie” historii szkolnej tak,. By choć młodzież rozumiała coś więcej od kosiniaków, o jarosławnych nie mówiąc.
Dlaczego nie wspominać ilu z tych przymusowo wcielonych zasiliło siły zbrojne na zachodzie dezerterując z niemieckiego wojska. Mam w rodzinie przynajmniej dwa takie przykłady. Jeden uciekł w Danii, drugi będąc kierowcą wysokiego oficera rozpędził samochód tak, ze zatrzymał dopiero po drugiej linii frontu otoczony przez czerwonoarmistów. Wrócił do Polski z ZSRR w 1948 roku.
Prawda nie jest nikomu potrzebna? A może prawda to to, co aktualny wódz za nią uważa?
Synowie pomorskich czy śląskich matek wcieleni do niemieckiej armii to już nie „nasi chłopcy”? Nasi, panowie politycy, nasi bardziej, niż wam się wydaje.
Nikt z was nie starał się nawet spróbować zrozumieć ich tragedii. Bo to dla nich była tragedia, a wy dziś nie widzicie ich „godnymi wystawy”. Coś wstrętnego!
Co to jest „polityka pamięci” panie Kosiniak? Wpychanie w umysły ludzi historii niepełnej, częściowej, zgodnie z pana prymitywnymi wyobrażeniami? A przecież to się nazywa po prostu kłamstwo!
Jak może przyzwoity człowiek w ogóle pomyśleć coś takiego?! To ukażemy, a to pominiemy i będzie dobrze, tak?
Fachowcy krętacze! To się nie uda.
Na wszelki wypadek pokażę wam pewien przykład, może będziecie mieli okazję znowu się pooburzać.
W czasie II wojny na Pomorzu powstała m.in. organizacja Gryf Kaszubski, później przemianowana na Gryf Pomorski.
Z jej członkami też wiążą się ciekawe wspomnienia. W jednym ze znanych mi przypadków wieś przez pół roku ukrywała radzieckiego spadochroniarza (zrzuty trwały już od 1944 roku), który po wkroczeniu Armii Czerwonej zadenuncjował mieszkańców należących do GP. Żołdacy radzieccy spalili kilka gospodarstw, zgwałcili kilkanaście kobiet, dziesięciu partyzantów zastrzelili.
Wszystko to w podzięce za uratowanie ich człowieka.
Ponieważ takie przypadki zdarzały się wcale nie rzadko, po wojnie członkowie Gryfa dość często zgłaszali się do służby w … Milicji Obywatelskiej. Dlaczego? Ano po to, by wiedzieć szybciej o ew represjach, jakie szykowano wobec ich bliskich i w porę ostrzec zagrożonych.
To byłą droga niezwykle niebezpieczna, ryzykowna, ale jedyna, która dawała jakieś szanse zagrożonym przez komunistów.
Ich też uzna pan, panie Kamysz, za „niegodnych wspomnienia”? No przecież wstąpili do komunistycznej milicji!
Historia magistra vitae est. Tyle, że cała historia, a nie jej fragmenty wybrane przez polityków z bożej łaski. Z traktowanej wybiórczo niewiele się ludzie nauczą, a to już może się okazać niebezpieczne w przyszłości, gdy nie będą znali wszystkich elementów sytuacji, które już kiedyś były i jakoś sobie z nimi ludzie radzili.
Brak wyobraźni jest wadą, z którą można żyć. Wolałbym jednak, by ludzie z brakiem wyobraźni nie piastowali wysokich stanowisk państwowych, bo to może się źle dla nas skończyć.
Prawda czasu …
Jerzy Łukaszewski

Nic dodać, nic ująć a najbardziej smutne jest to, że żadna ekipa po Wielkiej Zmianie nie zrobiła nic by to zmienić. Tego tematu nie ma i nie było w programach szkolnych tak za Czarnka jak i Nowackiej a bez tego nadal będziemy poddawani tym obrzydliwym manipulacjom.
Smutne to wszystko…
Terenów wcielonych do Rzeszy w 1939 r. było więcej – oprócz POmorza i Górnego Śląska także kraj Warty czyli Reichsgau Wartheland, obejmujący Wielkopolskę oraz część Województwa Łódzkiego włącznie z Łodzią por. https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/7e/Kraj_warty_1944.png Tego politycy nie wiedzą a albo nie chcą wiedzieć. To nieuctwo lub zła wola zakrawa na celowe działanie na szkodę Polski, niestety.
Z dzieciństwa pamiętam opowieści rodzinne jak dziadek ukrywał u siebie jakiegoś „Niemca”. Gdy następował odwrót wojsk niemieckich w 1944r zbiegły „Niemiec” mówiący po polsku poprosił dziadka o pomoc. Dla mnie wychowanej na komunistycznej oświacie to było niezrozumiałe, ale chyba panowie politycy młodsi ode mnie już nadrobili tę wiedzę. Dziadek ukrywał go również prze armią czerwoną – zbieg udawał kuzyna, bo dziadek sam przecież wcześniej był takim zbiegiem z carskiego pułku w czasie I w.św. i Rosjan znał dobrze. Miał jako wiejski sołtys więcej rozumu niż doktorzy nauk wszelkich.
Panie Kosiniak i inni tacy. Umiecie czytać? To poczytajcie
„Muzeum Gdańska ·
dposrnoSeth:g8 l783h11tc1c5130t82c0010l7 p 261l279oua07il64c ·
W październiku 1943 roku w Kolonii zgilotynowano Edmunda Tyborskiego — młodego mężczyznę ze Swornegaci na Pomorzu.
Został siłą wcielony do Wehrmachtu. Zdezerterował. Uciekł do lasu. Szukał kontaktu z polską partyzantką. Wpadł. Zginął.
W ostatnich chwilach życia poprosił o spowiedź — po polsku. Napisał list do rodziców. Do koperty włożył różaniec. W liście: wiara. Skrucha. Tęsknota. Czułość syna, który wiedział, że już nie wróci.
Czy fakt, że został zmuszony do służby w niemieckim mundurze, odbiera mu prawo do naszej pamięci?
Czy naprawdę nie był Polakiem — tylko dlatego, że został wykorzystany przez machinę zła, której sam próbował się wyrwać?
Nie oceniajcie go za to, co mu narzucono.
Był Polakiem. Był ofiarą.
I należy mu się pamięć. I należy mu się godność.
Poniżej — list, który zostawił po sobie (pisownia oryginalna).
„Kochani Rodzice!!!
W pierwszych słowach mego listu pozdrawiam Was, Temi słowami: Niech Będzie Pochwalony Jezus Chrystus! A wy mie odpowiecie na wieki wieków Amen. Zwracam się jeszcze do was w tym ostatnim liście co do was piszę, bo już więcej do was niebędę pisał bo to jest ostatnia moja chwila co do was piszę. Jeszcze przed moją śmierci żem się szczeże wyspowiadał i pana Jezusa żem jeszcze przyjął i takrze ksiąc był przy mie do ostatniej chwili i idę z tego swiata z Panem Jezusem. List od was jeszcze też odrzymałem i bardzo wam dziękuję w tej ostatniej chwili bo już więcej nie będę pisał, bo jest mój ostatni list.
Przebaczta mie Kochani Rodzice, że wam takiego kłopotu narobił. Jeżeli będziecie chczieli coś jeszcze wiedzieć to będziecie pisali do księdza w Kölnie i tą adres na napisze ksiąc sam.
Ja o Was nie zapomnę, a wy o mie też nie zapomnijcie.
Księdza dostałem co mie wysłuchał po Polsku spowiedź i jeden ksiąc był przy mie do ostatniej chwili to jest moje wszystko co ja w mojej ostatniej chwili do was jeszcze pisał bo już więcej nie będę pisał do mojego domu i więcej się niebędziemi widzieli.
Pozdrawiam Was wszystkich w domu z całego serca od Boga tagże pozdrówta wszystkich drugich ode mie co ja w ostatniej chwili pisał do domu. Natem kończę moje słowa i idę i nie martwcie się o mie to jest moje wszystko zostańcie z Bogiem wszyscy razem w domu i pozdrówcie wszystkich od mie.
Serdecznie Pozdrowienie zasyła wam Edmund.
I różaniec jest muj w kopercie włożony.”
fot. A. Grabowska | Muzeum Gdańska
https://www.flickr.com/photos/jlukaszewski/54665589447/in/dateposted-public/
https://www.flickr.com/photos/jlukaszewski/54666746360/in/dateposted-public/
Wstrząsające.
Dla mnie, ale nie dla tych bydlaków, którzy tworzą „politykę historyczną”.
Piszemy tu o wstrząsających dramatach ludzkich Polaków siłą wcielanych do Wermachtu, dramatach ich rodzin i bliskich. Tymczasem politycy nie tylko przez nieuctwo i cynizm, ale także przez niezdrową konkurencję polityczną wykluczają takich ludzi ze wspólnoty. Na podobnej zasadzie w nosie mają swoje zobowiazania i obietnice wyborcze, podobnie jak w nosie mają interesy i los całego kraju. Pora zacząć radykalnie porządkować ten najbardziej pasożytniczy rodzaj zajecia – klasę polityczną.
Pamiętam naszego nauczyciela elektrotechniki w TME w Gdańsku. Pozalekcyjnie prowadził zajęcia z grupą paru entuzjastów elektrotechniki. Z czasem mieliśmy okazję poznać Go bardziej od strony osobistej., niż tej oficjalnej nauczycielskiej. Dość dużo rozmawialiśmy na przeróżne tematy i chyba nas polubił. Dość, że tuż przed maturą zwierzył się nam, że jako młody człowiek służył w Wermachcie. Poczuliśmy się wtedy powiernikami Jego wielkiej i bardzo bolesnej, histori. To doświadczenie oraz książki Jasienicy spowodowały, że patrzę na historię także jako osobiste dramaty ludzkie. I to jest, jak sądzę sednem „historia magistra vitae est”.
Pozdrawiam