Andrzej C. Leszczyński: Światopogląd jako program polityczny. Przypadek Adolfa H.8 min czytania


06.06.2024

1.

Chyba najpojemniejszą formułą mówiącą o człowieku jest ta, która ujmuje go jako istotę światopoglądową. To znaczy taką, która uwewnętrznia rzeczywistość (kosmos) i staje się jej nosicielem (mikrokosmosem). Światopogląd z zasady obejmuje treści egzystencjalne, co oznacza, że ma charakter indywidualny. Indywidualne jest doświadczenie ludzkiego losu – śmierci, cierpienia, wiary czy miłości. Egzystencjalny charakter światopoglądu wiąże się z tradycją niemiecką. Tomasz Mann w „Rozważaniach człowieka apolitycznego” z nadzieją pisał o duchowości (Innerlichkeit) mającej gwarantować, że Niemcy nigdy nie będą przedkładać ogólnych problemów społecznych nad wewnętrzne doświadczenie jednostek. Nie jest to więc obraz w jakimś sensie zobiektywizowany („światoobraz” – Weltbild, jak określał go Martin Heidegger), lecz czyjś pogląd, czyjś punkt widzenia na świat (Weltanschauung), na życie (Lebensanschauung); czyjeś „przeżywanie” świata.

Poglądem zbiorowym jest, wywodząca się z tradycji francuskiej, ideologia. Mieści w sobie problematykę, która z istoty odwołuje się do doświadczeń wspólnotowych – gospodarka, polityka, edukacja itp.

Jednym z celów ideologicznej inżynierii jest kształtowanie pożądanego, zgodnego z doktryną modelu człowieka, jego światopoglądu. Nie tak dawno operowano jedynie słusznym pojęciem światopoglądu naukowego, dziś szuka się edukacyjnych sposobów pozwalających wywieść światopogląd z przesłanek religijnych. Co do naukowości światopoglądu – byłaby ona możliwa jedynie w odniesieniu do opisu rzeczywistości. Normatywnego (etycznego) elementu – zdaniem wielu najistotniejszego – w żaden sposób nie da się związać z tamtym opisem. Nie sposób wywieść z opisu jakichkolwiek wskazań powinnościowych, co lapidarnie wyrażał Dawid Hume: No Ought from Is. Jednak i światopoglądowy opis rzeczywistości trudno oprzeć na nauce. Zdaniem Karla Jaspersa nauka stoi wręcz na antypodach światopoglądu. Jest powszechna (uznawana społecznie) i zmienna (rewolucje naukowe), a światopogląd jest indywidualny i zazwyczaj trwały. Pozorem bywają deklarowane i manifestowane zmiany światopoglądowe, gdy zachowany jest ten sam wciąż język czy emotywny stosunek do zjawisk (to lubię, tego nie).

Nauka odwołuje się do fizycznego wymiaru bytu, a światopogląd do metafizyki. Jaspers: Nauka bada byt empiryczny, który niezależnie od bytu osoby badającej jest tym, czym jest. [Światopogląd] pyta o byt, który będzie doświadczany przez to, że jestem sobą; o bycie mogę dowiedzieć się tylko w taki sposób, w jaki istnieję dzięki sobie (tłum. Anna Staniewska).

2.

Eberhard Jäckel w książce zatytułowanej „Hitlera pogląd na świat” (1973, tłum. Anna Danuta Tauszyńska) przytacza, nieporadnie wyrażone, przeświadczenie autora „Mein Kampf” o możliwości oddzielenia od siebie dwóch funkcji: polityka i twórcy programu politycznego (Programmatiker). Program ten, jego trwałość, winny być wyprowadzane z „fanatycznego światopoglądu”. Hitler zbudował taki właśnie światopogląd wcześnie, już w czasie pobytu we Wiedniu (1907-1913), gdy – pełen oczekiwań od świata, gardzący pracą i bezskuteczną demokracją – kształcił umiejętności oratorskie i polemiczne. W tym czasie uformowałem sobie obraz świata i pogląd na świat, które stały się granicznym fundamentem mojej ówczesnej działalności (wszystkie cytaty z „Mein Kampf” za: E. Jäckel, dz.cyt.). Przytaczany przez Jäckela brytyjski historyk, Hugh Rewald Trevor-Roper („Hitlers Kriegsziele”), uznaje Hitlera za męża stanu i filozofa państwowości: miał odrażającą, a zarazem wspaniałą wizję historii, świata i państwa. Z tej wizji wziął przekonanie o zadaniu, jakie nałożyła nań Opatrzność – zbudowania raz jeszcze wielkiego niemieckiego imperium, Tysiącletniej Rzeszy. Domagał się odrzucenia – podpisanego także przez Niemcy – traktatu wersalskiego. Pisał w „Mein Kampf”: Jesteśmy wybrani przez los na świadków katastrofy, która stanie się przemożnym potwierdzeniem słuszności narodowej teorii rasistowskiej

Przeciwstawienie polityka i wizjonera (Programmatiker) oznacza konieczność uznania nadrzędnej wobec struktur politycznych jednostki, wywodzącej swe uprawnienia ze światopoglądu ogarniającego „rzeczywisty” („prawdziwy”) stan świata i wskazującej właściwe (słuszne) kierunki postępowania. Urzeczywistnianiu tej wizji służyła zideologizowana kultura (jej centrum stanowiła założona przez Josepha Goebbelsa Izba Kultury Rzeszy, Reichskulturkammer). Hitler nie żywił większych złudzeń co do mentalnego stanu swego narodu („ciemnego ludu”). Wiedział, że zakres rozumowania ogółu mas jest ograniczony, a ich łatwość zapominania wielka i ten ogół kieruje się bardziej emocjami niż rozsądkiem, więc należy zatem po tysiąckroć powtarzać najprostsze pojęcia i wygodne fakty, które oni powinni zachować w pamięci (Joanna Wieliczka-Szarek, „III Rzesza. Narodziny i zmierzch szaleństwa”).

Podobną strukturę władzy można dziś zobaczyć np. w Iranie, gdzie prezydent to dopiero druga osoba w państwie, respektująca orzeczenia właściwego muzułmańskiego autorytetu, jakim jest Najwyższy Przywódca (od 1989 roku jest nim Ali Chamanei). Jakiś czas temu mogliśmy słyszeć i czytać na transparentach wezwanie: Jarosław, Polskę zbaw! Nikt w Niemczech nie musiał w tym duchu apelować do Hitlera (Adolf, Deutschland Vatten!?), wydawało się bowiem wszystkim aż nadto oczywiste, że w pełni ucieleśniał los swego narodu. Jednoznaczność i jawność przywództwa Adolfa H. czy Alego Ch. odróżnia ich od pozbawionego formalnie jakichkolwiek uprawnień szeregowego posła Jarosława K. Rolę, jaką przez osiem lat odgrywał w polskiej polityce, krótko określił Dariusz Joński: Rozmawialiśmy dziś z człowiekiem, który nie pełnił żadnej funkcji, ale podejmował decyzje. Działał jak ojciec chrzestny. Podobnie ujęła to w niedawnej „Polityce” Karolina Lewicka: Kaczyński odrzuca buławę, berło i koronę, bo insygnia władzy nie są mu potrzebne do jej sprawowania. Zawsze może przecież pociągnąć za sznurek przymocowany do ręki wskazanego przezeń na urząd.

Oto polityczne credo Adolfa Hitlera: Zadaniem twórcy programu jakiegoś ruchu jest ustalenie jego celu, polityk zaś powinien dążyć do realizacji tego celu. W związku z tym rozumowanie pierwszego jest zdeterminowane odwiecznymi prawdami, podczas gdy o działalności drugiego decyduje raczej każdorazowo praktyczna rzeczywistość. Wielkość jednego polega na absolutnie abstrakcyjnej słuszności jego idei, doniosłość drugiego – na prawidłowej postawie […], przy czym cel twórcy programu powinien mu służyć za gwiazdę przewodnią. W ten sposób indywidualne, światopoglądowe źródło programu rychło przeobraża się w obligatoryjną, ideologiczną doktrynę partii i narodu (dwa rozdziały „Mein Kampf” zatytułowane są: „Światopogląd a partia”, oraz „Światopogląd a organizacja”).

3.

Wbrew opinii Trevora-Ropera, odnajdującego w programie Hitlera wizje wspaniałe, choć odrażające, zdecydowana większość ówczesnych i dzisiejszych badaczy zgodna jest co tego, że trudno tam znaleźć jakiekolwiek oryginalne, własne idee i pomysły autora. Jego wielkie teoretyczne działo – pisze Jäckel – od początku zostało uznane za utwór nie do przeczytania, a z czasem stało się najmniej czytanym bestsellerem literatury światowej. Jedynym celem hitlerowskiej ideologii (narodowego socjalizmu) jest całkowite zrewolucjonizowanie wszystkich pierwiastków ładu (to słowa Hermanna Rauschninga z 1938 roku), mające przynieść władzę pozbawioną ograniczeń. Harold Joseph Laski („Reflections on the Revolution of Our Time”, 1943) wyraził rzecz jednoznacznie (przytaczam za E. Jäckel, dz. cyt.): Pozbawiony wszelkich zasad, był [Hitler – acl] przede wszystkim – jak wskazuje „Mein Kampf” – oportunistą, dla którego teoria żadnego nie ma znaczenia i który dąży po prostu do władzy jako celu samego w sobie. Jeszcze dobitniej ujął rzecz Alan Bullock („Hitler. Studium tyranii”, 1969), którego zdaniem zżerała Hitlera w najczystszej i najbardziej brutalnej formie chęć posiadania władzy, w niczym nie przypominająca dążenia do zwycięstwa idei, jak w przypadku Lenina czy Robespierre´a – jedyną ideą nazizmu była władza i panowanie dla samej władzy i panowania […] (tłum. Tadeusz Evert).

Dla zachowania władzy Hitler szukał wsparcia ze strony sojuszników. Nie brał pod uwagę Francji. Nienawidził Churchilla (szanował Stalina), mimo to myślał o Anglii, która jednak nie dała się wciągnąć w jego plany. Zostały Włochy. Zimny, racjonalny antysemityzm i plan wytępienia światowego żydostwa nie przeszkadzał w wypowiadaniu zdawkowych uwag na temat przydatności Żydów jako wrogów (można wyobrazić sobie taką relację, w której niezbędnym wrogiem są Niemcy albo Arabowie).

4.

Tuż po wojnie, w 1946 roku ukazuje się szkic Friedricha Meinecke zatytułowany „Czy hitleryzm ma przyszłość?”. Nie kryjąc odrazy, autor na tytułowe pytanie odpowiada negatywnie. Nawet jeśli wstrząsający i hańbiący jest fakt, że spółce przestępców udało się zniewolić naród niemiecki na okres 12 lat […], to właśnie ten fakt zawiera w sobie także element ukojenia i pociechy. Naród niemiecki nie zapadł bez reszty na chorobę przestępczych przekonań, lecz przeszedł jednorazową ciężką infekcję na skutek podanej mu trucizny. Poza tym, dowodzi Meinecke, trudno wyobrazić sobie pojawienie się postaci podobnej do Hitlera. Jednorazowa była to więc osobowość, jednorazowy układ, i tylko wewnątrz tego układu mogło jej się udać dojść do władzy i zmusić naród niemiecki do pójścia przez pewien czas fałszywą drogą (tłum. Elżbieta Kaźmierczak).

Można pogratulować autorowi optymizmu, i tego, że nie doczekał (zmarł w 1954 roku w Berlinie Zachodnim) zjawisk jawnie przeczących jego wywodom. Choćby tych bliższych i dalszych zza wschodniej granicy.

Ryszard Krynicki: Faszyści znowu zmieniają koszule/ swoje i swoich ofiar.

Andrzej C. Leszczyński

 

3 komentarze

  1. j.Luk 06.06.2024
  2. Zbigniew 07.06.2024
    • j.Luk 07.06.2024