03.10.2024
Bart D. Ehrman nie bez racji uchodzi za najwybitniejszego współczesnego znawcę tekstów biblijnych, zwłaszcza Nowego Testamentu. Nie jest jednak typowym przedstawicielem cechu biblistów, którzy dość zazdrośnie strzegą tajników swego warsztatu naukowego. Bez znajomości oryginalnych języków w jakich zostały napisane księgi biblijne, a wiec hebrajskiego i greckiego trudno wejść w ich świat subtelnych analiz filologicznych.
Ehrman od początku swojej działalności naukowej chciał pisać dla wszystkich. Miał w tym swój osobisty powód. Jako młody, nowonarodzony chrześcijanin był przekonany, że w Biblii znajdzie klucz do szczęścia. Tego ziemskiego i nadprzyrodzonego. Nie zawiódł się. Lektura ksiąg biblijnych dostarczała mu coraz więcej argumentów za słusznością przyjętej drogi życiowej. Aż do czasu.
Tym czasem okazała się krytyczna lektura różnych wersji przekazów biblijnych, których nie udawało się w żaden sposób pogodzić ze sobą. Nie były to tylko drobne potknięcia starożytnych skrybów, ale celowe działania. Wprowadzanie w błąd, fałszowanie i przypisywanie nieprawdziwego autorstwa. Tak powstała w 2005 roku pierwsza książka zrodzona ze sprzeciwu wobec tych praktyk. Jej polska wersja ukazała się w 2009 roku w wydawnictwie CiS. „Przeinaczanie Jezusa” dla wielu chrześcijan było prawdziwym szokiem. Gdy wydawca tej książki zwrócił się do mnie przed laty o naukową konsultację, wiedziałem, ze mam przed sobą prawdziwa bombę z opóźnionym zapłonem. Lektura tej książki nie pozostawia obojętnym. A co więcej, i co ważniejsze, może wstrząsnąć podstawami wiary w nieomylność i natchniony charakter Biblii. Przywołać wystarczy dwa cytaty z tej książki, by zdać sobie sprawę z rewolucyjnego przesłania „Przeinaczania Jezusa”. Pod koniec tej niezwykle pouczającej książki czytamy takie oto wyznanie: „Im bardziej zagłębiałem się w studia nad tradycją rękopiśmienną Nowego Testamentu, tym bardziej uświadamiałem sobie, jak dalece w ciągu setek lat tekst Pisma został przeinaczony przez kopistów, ci bowiem nie tylko je przechowywali, ale i zmieniali” (s. 237). I kilka stron dalej: „Tak więc, im głębiej studiowałem tradycję rękopiśmienną, tym większą żywiłem pewność, że Pismo było przeinaczane, i to z premedytacją. To z kolei znacząco zmieniło moją własną percepcję Biblii” (s. 241).
Ehrman wie, co mówi. Kilka lat później, w 2014 roku, to samo wydawnictwo opublikowało jego fundamentalne dzieło „Nowy Testament: Historyczne wprowadzenie do literatury wczesnochrześcijańskiej”, które powinno być obowiązkową lekturą dla każdego, kto interesuje się tym podstawowym dla chrześcijaństwa tekstem. Jednak dzisiaj nie o tym chcę napisać, lecz o książce, która jest kontynuacją „Przeinaczania Jezusa”.
Chodzi o „Fałsz. Kto pisał w imieniu Boga i dlaczego autorzy Biblii nie są tymi, za których ich mamy”, właśnie opublikowaną przez Wydawnictwo Filtry książkę, która w angielskim oryginale ujrzała światło dzienne w 2011 roku. W „Fałszu” Ehrman idzie o krok dalej. Bierze w nim bowiem pod lupę krytycznego oglądu już nie tylko poszczególne słowa przypisywane przez biblijnych autorów Jezusowi, ale ich samych. Zastanawia się dlaczego i w jakim celu dokonano daleko idących zafałszowań już nie tylko małych fragmentów tekstu, ale dlaczego przypisano go autorom, którzy w żaden sposób nie mogli ich napisać. Dotyczy to tak szacownych i obdarzonych niekwestionowanym autorytetem postaci jak Paweł, Piotr, czy poszczególni ewangeliści (pomijam za Ehrmanem dodatkowe określenie – święci). Nie ma w tym jakiejś złośliwości i szukania dziury w całym. Ehrman po prostu czyta teksty i pokazuje, co się w nich nie zgadza. Nie narzuca swojej obrazoburczej, jak by się mogło wydawać, interpretacji nikomu. Ale jednocześnie bezlitośnie obnaża ideologiczne nadużycia i tytułowy fałsz. Warto je poznać, by nie dać się zwodzić chociażby różnym kaznodziejom i „duchowym przewodnikom”. Nie widzę lepszego sposobu, by zachęcić czytelników do sięgnięcia do tej książki, niż – po prostu – przywołując kilka cytatów z tej wielce pouczającej orzeźwiającej lektury.

Może zacznę od tych fragmentów książki, które mam świeżo w pamięci. A więc od zakończenia, w którym Bart D. Ehrman zastanawia się dlaczego w ogóle dochodziło do fałszerstw w pisaniu i przypisywaniu autorstwa tych z ksiąg Nowego Testamentu, które na pewno nie wyszły spod pióra tych, których tradycja kościelna podawała. Otóż jego zdaniem „Oszukiwali oni po to, by przekonać czytelników, że autorzy fałszowanych ksiąg to powszechnie szanowane, wiarygodne postaci. A jeśli teksty te byłyby faktycznie ich dziełem, to znajdujące się w nich przykazania wiary i reguły codziennego życia musiały być prawdą. Prawdziwe nauczania oparte były na kłamstwach” (s. 315).
Dalej zastanawia się, co kierowało chrześcijanami, którzy z taką konsekwencją oddawali się procederowi fałszowania. Otóż wychodzi na to, że robili to w imię Prawdy (pisanej oczywiście z dużej litery). Byli przekonani, że są jej posiadaczami i uważali, że należy robić wszystko (również fałszować teksty), by ta Prawda zwyciężyła. Jak pisze: „Chrześcijanie zaangażowani po każdej stronie każdego sporu nie tylko uważali, że mają rację, a ich przeciwnicy się mylą, ale także utrzymywali z całą szczerością, że to ich poglądy są zgodne z naukami Jezusa i apostołów. Co więcej, wszyscy najwyraźniej prezentowali na dowód tego księgi rzekomo napisane przez apostołów, ale wspierające punkt widzenia prawdziwych twórców. Najbardziej interesujące zaś jest to, że olbrzymia większość tych „apostolskich” książek była w rzeczywistości fałszowana. Chrześcijanie ustalali, w co powinno się wierzyć, za pomocą kłamstw, próbując oszustwem przekonać czytelników do swoich racji” (s. 261). Tak więc przypisywany jezuitom sposób osiągania celów za pomocą wszelkich środków (cel uświęca środki) należy uznać za zasadę jak najbardziej chrześcijańską.
Szczególnie odrażającym aspektem tego procederu fałszowania tekstów i faktów jest postępujący antyjudaizm i antysemityzm tekstów produkowanych przez chrześcijan, których celem była bezwzględna walka z Żydami, którzy nie uznali Jezusa za obiecanego im w Biblii Hebrajskiej Mesjasza. Tu warto się wczytać w ten dłuższy fragment, bo pokazuje jak na dłoni również metodę badawczą Ehrmana: „Chrześcijanie podczas pierwszych trzech wieków istnienia swej religii często czuli, że są atakowani z powodu swojej wiary, i zwykle mieli rację: faktycznie byli atakowani. Od pierwszych lat istnienia wspólnot chrześcijańskich niechrześcijańscy Żydzi odrzucali przekaz, że Jezus był żydowskim mesjaszem, którego nadejście spełnia proroctwa Biblii Hebrajskiej, co doprowadziło nie tylko do zaciętych dyskusji nad właściwą jej interpretacją, ale także do poważnej wrogości. Wrogość ta wzrosła, kiedy chrześcijańscy Żydzi poczuli, że ich niechrześcijańscy pobratymcy i przeciwnicy nie chcą słuchać głosu rozsądku i są albo uparci, albo ślepi. W miarę jak chrześcijaństwo rosło w liczbę i siłę, napięcia wzrastały. W końcu chrześcijanie zyskali przewagę, a kiedy to nastąpiło, walka stała się nieuczciwa. Efektem była cała paskudna historia chrześcijańskiego antysemityzmu” (s. 2013). We wcześniejszych partiach książki Ehrman pisze: „W tej zniekształconej wizji prawdy historycznej to sami Żydzi zabili Jezusa. W ten właśnie sposób w tradycji chrześcijańskiej Piłat staje się coraz mniej winny śmierci Jezusa, a Żydzi i ich przywódcy – coraz bardziej” (s. 76). Trudno do tego cokolwiek dodać.
Może na koniec kilka uwag o przypisywanych Piotrowi i Pawłowi tekstach. Otóż należy w świetle zebranych przez autora danych stwierdzić, ze Piotr był analfabetą, a przypisane mu listy zwykłym fałszerstwem. W przypadku Pawła sprawa jest bardziej skomplikowana, bo przecież wiadomo, że nie był tak jak Piotr prostym rybakiem, tylko znakomicie wykształconym faryzeuszem, który ze swobodą posługiwał się językiem greckim. Jednak kilka z przypisywanych mu listów wyraźnie nie pasuje do jego wizji chrześcijaństwa i spokojnie należy je, zdaniem Ehrmana uznać za fałszerstwa. O Piotrze pisze tak: „Piotr był prostym, niepiśmiennym wieśniakiem. I nie powinno nas to dziwić. W Nowym Testamencie znajdziemy przecież fragment świadczący o poziomie wykształcenia tego apostoła. Według Dziejów Apostolskich zarówno Piotr, jak i jego towarzysz Jan, również rybak, byli agrammatoi – to greckie słowo dosłownie znaczy „nieuczeni”, czyli właśnie „niepiśmienni”. Jak w takim razie możliwe, by Piotr napisał dwa listy” (s. 98).
Tak więc trudno się dziwić, że autor tej książki w miarę postępujących studiów coraz bardziej oddalał się od swojej wspólnoty religijnej. Myślę, że trzeba uczciwie ostrzec również polskiego czytelnika, że stoi przed podobnym niebezpieczeństwem. Pisze bowiem na początku bart D. Ehrman: „Im dłużej studiowałem fundamentalistyczne, ewangelickie twierdzenia dotyczące prawd chrześcijaństwa, zwłaszcza dotyczące Biblii, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że „prawda” wiedzie mnie w kierunku, w którym bardzo nie chciałem się udawać”. Jednak w końcu się tam znalazł.
Bart Ehrman, „Fałsz. Kto pisał w imieniu Boga i dlaczego autorzy Biblii nie są tymi, za których ich mamy”, tłum. Maciej Studnicki, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2024.
Do głowy ciśnie się taka oto, przewrotna myśl: jeśli relację z interesujących książek znanego badacza traktować jako awers, to czyż rewersem do nich nie są słowa celebrytki/skandalistki Dody, że biblię pisali ‘naprani’ faceci… Podobno piosenkarka miała za to proces?
Ciekawe, że im głębiej wnika się w chrześcijaństwo, w tym przypadku w Nowy Testament, tym więcej znajdujemy fałszerstw i oszustw “w dobrej wierze”. Ludzie tak bardzo chcieli potwierdzenia swojej wiary, że poprawiali oryginał. Zresztą same teksty oryginalne powstały już dużo później w stosunku do życia Chrystusa. Historia tego wyznania, podobnie jak Islamu to historia wielu oszustw i przeinaczeń. Niezależnie od tego w wielu wyznaniach obecne są zaślepienie i fanatyzm. One także nie służą religiom. Koniec końców człowiek jako gatunek będzie musiał znaleźć mity bardziej korespondujące ze współczesnością, bo te stare są ciekawe i pasjonujace jako przejaw kultury, ale coraz mniej odpowiadają na potrzeby współczesnych.
Dziękuję za przedstawienie tego autora i przytoczone cytaty, wątpliwe jest aby takie książki pojawiały się w dyskusjach nawet “otwartych katolików”. Trzeba przyznać że w tezach autora jest sporo prawdopodobieństwa nawet nie znając jeszcze tych lektur. Wystarczy wspomnieć że chrześcijanie bezwzględnie zwalczali dorobek antycznych autorów paląc biblioteki. Tam gdzie mowa nienawiści to i zabójstwa np Hypati czy Juliana Apostaty. Wymienić można fałszerstwa postanowień soborów mające uzasadnić roszczenia papiestwa do władzy ziemskiej i wyłączenia kleru z pod świeckiej jurysdykcji. Dalej można przytoczyć sfałszowany edykt Konstantyna, cóż powiedzieć o darowaniu Portugalii ziem Nowego Świata tak jakby papież był głową globu. Przyznać trzeba że jest tego trochę za dużo np. handel odpustami a z nowszych czasów dogmat o nieomylności papieża, encyklika Humanum Vitae której Paweł VI potem żałował i już do niej nie wracał jednak zwykłej ludzkiej pokory już nie okazał. Od walki z heliocentryzmem po uzasadnienie celibatu przez JPII że wynika z “intuicji kościoła”. Czy chrześcijanie fałszowali teksty NT ? A czy przez wieki nie udają że Jezus wobec Piłata nie zrzekł się roszczeń do władzy świeckiej? Gdyby usunąć obszerne fragmenty NT to w historii kościoła nic by to kompletnie nie zmieniło, oni nawet istniejące teksty mimo że okadzane liturgicznie traktują jakby nie istniały. A jak ma się reguła by nie osądzać bliźniego do antysemityzmu czy współczesnej “obrazy uczuć religijnych” ? Jakoś żaden mądrala ani Tomasz z Akwinu czy Bonawentura nie obalił antysemityzmu pierwszych ojców kościoła. Skoro przez wieki udają że wiele tekstów NT nie ma to jest wysoce prawdopodobne że część sfałszowali. Wizja siebie ważniejsza niż rzeczywistość, w psychologii, kulturze i mitologii to jakoś się jakoś nazywa.
Rzymianie (starożytni) mawiali: “Mundus vult decipi, et decipietur”, co się wykłada na polski: ‘Świat chce być oszukiwny i oszukuje’…
Znajomy przekazał mi komentarz zaprzyjaźnionego biblisty, który uznał, ze skoro uważam Ehrmana za „najwybitniejszego współczesnego znawcę tekstów biblijnych, zwłaszcza Nowego Testamentu” to nie warto dalej czytać bo jestem naiwny i połykam jak głupia ges głupoty wypisywane przez tego nawiedzonego kuglarza. Szkoda, ze poza argumentami ad personam wobec mnie (mniejsza o mnie) i Ehrmana (to już sprawa poważniejsza) nie zdobył się na żaden rzeczowy argumenty zbijający dość prosty zreszta wywód tego autora. Obawiam się, ze to reakcja raczej typowa dla przedstawicieli kleru, który w swojej zdecydowanej większości uważa po prostu, ze ma racje i tyle.
“przedstawicieli kleru, który w swojej zdecydowanej większości uważa po prostu, ze ma racje i tyle”.
Chyba nie tylko kleru. Ja znam wierzących, którzy mają rację i tyle. Na szczęście znam także innych.