06.10.2024
Można świat opisywać, można też go zrozumieć, przy czym „zrozumieć” lepiej brzmi, niż „rozumieć”.
To, co powyżej, to nie banalna uwaga o relacji człowieka i świata, w którym człowiek żyje i doświadcza go w każdej chwili. To jest też prawdą w odniesieniu do świata minionego, znanego tylko z dzieł ludzi, którzy w nim żyli lub zajmują się jego badaniem. Można też starać się zrozumieć świat jaki się stanie, ten przyszły, który można tylko sobie wyobrażać, ekstrapolując trendy i procesy, uruchamiając wyobraźnię…
To tylko wstęp do tego, co chciałbym przedstawić jako wielki problem naszych czasów, których nie wybraliśmy. Żyjemy właśnie tu i teraz, tak się stało i trwa…
Najważniejszą sprawą jest ogromna i stale rosnąca dysproporcja pomiędzy tym, co postrzegamy jako swój świat i całą resztą świata, na który żadnego wpływu nie mamy i mieć nie możemy.
Mówiąc prościej – w ostatnich latach, poczynając od przełomu wieków XIX i XX, z radykalnym przyspieszeniem które mamy obecnie w naszym XXI wieku, świat postrzegany jako własny, jako taki w którym żyliśmy, jakoś rozumieliśmy i w jakimś stopniu kształtowaliśmy, skończył się. Obecny świat to całość, wszystkie procesy, poczynając od tych, jakie zachodzą w przyrodzie, przez te, które dotyczą życia społecznego i kulturalnego, stały się globalne, obejmują wszystkie regiony, wszystkie kultury i wszystkich ludzi. Jeżeli odłożyć na bok, jako wyjątki potwierdzające regułę powszechnej globalizacji, te ostatnie plemiona w dorzeczu Amazonki, które jeszcze nie spotkały białego człowieka i żyją tak jak żyli ich przodkowie przez wiekami, to śmiało można powiedzieć, że świat stał się globalny, stał się globalną wioską, a właściwie globalnym miastem zważywszy na to, że to miasta stale rosną, czasem licząc nawet kilkadziesiąt milionów mieszkańców.
Globalizacja całego świata stała się możliwa dzięki technice, dzięki rozwojowi telekomunikacji i łączności satelitarnej. Możliwość bezpośredniego kontaktu pomiędzy ludźmi mieszkającymi na różnych kontynentach, radykalne skrócenie czasu podróży pomiędzy nawet najbardziej odległymi punktami na naszej małej – w porównaniu do innych obiektów w kosmosie – planecie, spowodowało zupełnie inne postrzeganie świata.
Życie człowieka przez stulecia zamykało się w kręgu rodziny, najbliższej okolicy, a co najwyżej jednego kraju, zwykle będącego jakimś księstwem czy królestwem, gdzie ludzie byli poddanymi władcy. W XIX wieku nastąpił proces wyłaniania się państw narodowych, w których formowały się społeczeństwa, to się zaczęło i trwa. Rozumienie świata opisywane przez uczonych mężów sprowadzane było do tych wielkości, wielkości do ogarnięcia przez myślącego człowieka. Świat współczesny, globalny świat w którym żyjemy, jest nie do ogarnięcia. Nikt, żaden umysł, żaden człowiek, nie może sądzić, że ma realny wpływ na bieg wydarzeń. Nawet ludzie, którzy uzyskali władzę absolutną w swoim kraju (częściej w drodze zamachu niż w wyniku decyzji suwerena, którym jest społeczeństwo) nie mogą powiedzieć, że świat będzie taki, jakim oni go uczynią. W globalnym świecie wszystko jest płynne, to co się staje zależy od tylu zmiennych, że nikt, największy nawet władca największego nawet kraju, nie kształtuje świata zgodnie ze swoimi wyłącznie interesami. Wszystkie procesy są zależne od tylu różnych czynników, że określony wynik nigdy nie jest ostateczny, zawsze jest tylko przybliżeniem się do zakładanego celu, ale nigdy jego osiągnięciem. To dlatego w naukach społecznych XX wieku przebiła się myśl mówiąca, że w historii prawdziwe jest tylko to co się stało, a nie to, co stać się miało.
O tym zamęcie w naukach społecznych i w polityce można by bez końca, ale nie taki jest temat, nie o tym ten tekst.
To, co jest głównym wątkiem, to sytuacja człowieka jako jednostki, człowieka stojącego przed wyzwaniami współczesnego świata, który stał się światem globalnym, gdzie proces tej globalizacji stale się pogłębia. Uświadomienie sobie tego, że świat stał się nie do zrozumienia, nie do opanowania, że wszystkie nasze instytucje i organizacje są bezradne wobec wyzwań współczesnego świata, jest wysoce traumatyczne. Jeżeli dodać do tego ostateczny upadek systemów religijnych, jednych bardziej, innych w mniejszym stopniu (mam tu na myśli nasze chrześcijaństwo i ich islam), to ta trauma jest jeszcze większa.
W podobnych do naszej sytuacjach, ludzie uciekali się do jakiegoś boga, który wszystko mógł i wszystko wiedział. Teraz człowiek został sam i sam musi sobie poradzić w tym swoim świecie. Jeżeli przyjąć, że tak jest, a jest, to najważniejsze pytanie jakie się nasuwa dotyczy tego, co będzie rezultatem procesów opisanych powyżej. Dodam, że jest ich znacznie więcej, wymieniłem tu kilka nie dotykając zmian jakie zaszły i nadal zachodzą w systemach społecznych i procesach politycznych. Każdy widzi jak zmienia się globalny porządek, jak upadają największe nawet potęgi, jakie zachodzą zmiany na światowej scenie politycznej. To, że takie zmiany zachodzą, to nic nowego. Chodzi o skalę i tempo tych zmian.
Porządek świata, jaki powstał po zakończeniu największej jak dotąd II wielkiej światowej wojny, porządek który miał zapewnić trwały pokój, okazał się całkowicie nietrwały. Wojny, lokalne wojny, stały się czymś normalnym. Wojna to nadal przedłużenie polityki, jak pisał Clausewitz. Zaś globalny system informacji, możliwość przekazu nie tylko słowa, ale i obrazu spowodował, że każda wojna staje się światowa, każde jej straszne skutki możemy zobaczyć prawie w czasie rzeczywistym. Efekt tylko z tego taki, że wojna spowszedniała. Jeżeli nie dotyczy nas bezpośrednio, staje się jedną z wielu wiadomości jakie możemy w kółko oglądać.
Sceny okrucieństwa i sadyzmu, okropności czynione człowiekowi przez człowieka na wojnach, różnych wojnach, stają się banalne. Liczba zabitych w kolejnym ataku przestaje robić wrażenie. Obecne wojny mają wiele twarzy, są hybrydowe, chemiczne, przybierają formę ataku na infrastrukturę krytyczną, energetyczną czy inną. W tle jest wojna atomowa, z użyciem broni nuklearnej. Tej taktycznej, czy też tej strategicznej z wizją globalnej katastrofy i zagłady życia na Ziemi.
To cechy naszego świata. Globalnego świata, w którym ludzie mordują innych ludzi w imię najbardziej nawet absurdalnych celów, mordują z zapałem, jaki zawsze cechował nasz gatunek – zwierzęcia znajdującego satysfakcję w mordowaniu innych przedstawicieli swojego gatunku. Tego nie ma u innych zwierząt.
Co więc może być skutkiem tych wszystkich procesów, które dzieją się poza naszą wolą, na które nie mamy właściwie żadnego wpływu ?
Z wielu, jakie mogę wymienić, wybieram jeden – to wizja człowieka, jaki powstanie w rezultacie tych wszystkich zmian i procesów. Sądzę, że nowe czasy jakie nadejdą zaowocują powstaniem nowego człowieka, człowieka na miarę tych czasów.
Wiem, że pojęcie „nowego człowieka” już było. Pamiętam takie czasy, w których było to celem systemu politycznego, władzy, ludzi, którzy mieli taki zamysł. Pamiętamy, czym się skończyły te plany, ale warto przypomnieć – to były plany jakichś ludzi, posługujących się swoją ideologią, a to nie jest dobry prognostyk, niezależnie od tego, czy to ideologia, czy religia. Płynące z ideologii plany wychowania nowego człowieka, kończą się zawsze klęską.
To, co przed nami, nie wynika z ideologii. To proces, jaki zachodzi zawsze pod wpływem wielkich zmian warunków życiowych, otoczenia w jakim żyje człowiek. Tu proces kształtowania jego osobowości jest czymś naturalnym, tak jest od tysiącleci, tak jest wszędzie i zawsze.
Teraz jest czas wielkiej zmiany, to ona stworzy nowego człowieka.
Jaki to będzie człowiek ? Lepszy czy gorszy ?
Tego nikt nie wie. Wiem, że będzie to inny człowiek, elementy jego inności widzimy już teraz w zachowaniach młodych ludzi, dla których świat jest przede wszystkim wirtualny, do którego ten realny jest jedynie dodatkiem.
Ale to dopiero początek…

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Świat nigdy nie był i nie będzie do ogarnięcia, jeśli miałoby to oznaczać wiedzę obiektywną. Podmiot poznania zawsze odciska swe piętno na obrazie świata – piętno języka, metody (nauka), wiary (religie, mity), formy (sztuka) itp. Werner Heisenberg mówił, że nigdy nie będziemy wiedzieli, czym jest natura, badamy jedynie własne o niej pojęcia. Jasno wykłada to Michał Heller: „Wyobraźmy sobie, że mamy superokulary, cud nowoczesnej technologii. Możemy przez te superokulary obserwować świat protonów, elektronów, neutrin i kwarków. Widzimy superpozycję stanów i redukcję pakietu falowego… Ale okulary mają jedną techniczną wadę: wszystko widzą na czerwono. Korzystamy z nich, bo dzięki nim postęp w badaniach jest ogromny. Po jakimś czasie mimo woli nabieramy przekonania, że świat subatomowy jest czerwony. Przestajemy myśleć o tym, sami tak właśnie skonstruowaliśmy nasze superokulary”.
Podobnie jest z rozumieniem, które szuka w świecie nie tyle wiedzy, ile sensu.
Tak czy inaczej wszystkie te usiłowania odnoszą się (odnosiły?) do jakiejś realności pozapsychicznej. Czy rzeczywiście stoimy przed taką zmianą, o jakiej piszesz Zbyszku („Wiem, że będzie to inny człowiek, elementy jego inności widzimy już teraz w zachowaniach młodych ludzi, dla których świat jest przede wszystkim wirtualny a ten realny to tylko dodatek”)? Może jednak nie. Czytam o odchodzeniu młodzieży od internetu, o odwoływaniu się myślą i czynem do realnej rzeczywistości (aktywność proekologiczna).
Tak, to prawda, są takie zjawiska tak jak zaczynająca się moda na abstynencję wśród młodych. Ale ważne są proporcje – ile tego a ile tego, tu nie ma żadnych proporcji bo przecież mówimy o zjawiskach w wielomilionowym społeczeństwie.
Dzięki za tego Zbyszka…
Fantastyczny tekst. Jak zawsze w Pana przypadku. Ja jestem optymistką. Idziemy do przodu mimo wszystko. A religia? No cóż. Zawsze była bardziej przymusem niż wyborem więc niech znika. W demokracji żadna religia nie ma szans. Za duzo mozliwości.
Pani Magdo, czy religia na pewno nie ma szans w demokracji? Religia przymusem? No, no, śmiała teza. Naszych praprzodków ktoś, zapewne kijem, przymuszał do oddawania czci np. wielkiemu kamieniowi, który, jak wierzono miał moc odsuwania wszelkich nieszczęść. Demokracja, powiada Pani. Hmm, a o jaką konkretnie demokrację Pani się rozchodzi?
Pozdrawiam
Zgadzam się z panią Magdą, to prawda, religie zawsze wprowadzały przymus, i to nie tylko te przedchrześcijańskie ale wszystkie. tak było i jest, zmieniają się tylko formy przymusu ale przymus trwa. Jak nie fizyczny czy prawny to psychiczny, różne formy ta sama treść
Nie wiem, co ma wspólnego demokracja z religią. Jest horyzontalna (pozioma), szuka reguł współrządzenia. Religia jest wertykalna (pionowa), szuka odpowiedzi związanych z doświadczeniem własnej cząstkowości i śmiertelności. Owszem, demokracja nie powinna dopuszczać do ingerowania religijnych instytucji w porządek prawno-polityczny. Nie oznacza to jednak, by mogła wyręczyć religię w jej metafizyce.
Jak najbardziej ma. Proszę zauwazyć że im bardziej kraje są demokratyczne tym więcej dają mozliwosci wyboru działania w róznych organizacjach. Np na wsi gdzie sie wychowałam kosciół byl jedyną formą spexzania czasów na wzor wspólnoty. Porzadkował życie. No i presja była też. A jesli ktoś widzi w zdrowaśkach wartość duchową no to trudno. Ja nie widzę.