22.03.2025
Terminy takie jak „scena polityczna” czy „polityczny teatr” już na trwale weszły do słownika potocznego i są trwale obecne we wszystkich mediach. Nikogo już nie dziwi to, że zastanawiamy się tylko nad tym kto wymyślił dany spektakl, kto jest w nim reżyserem, a kto aktorem i dla jakiej publiczności odgrywa się ta scena – w Sejmie, w Senacie, na posiedzeniu Rady Ministrów czy w studio radiowym czy telewizyjnym.
Uderza mnie łatwość z jaką się to stało, jak niewiele było trzeba aby narzucić ludziom taką narrację, jak szybko uznaliśmy, że jest dobrze, że to normalne, że tak trzeba. To bardzo groźne i niebezpieczne zjawisko – sprowadzić politykę do spektaklu, a społeczeństwa do publiczności, której zależy tylko na tym, by się dobrze bawić. Jeżeli polityka – działanie na rzecz dobra wspólnego, ma być tylko teatrem a politycy aktorami w tym teatrze, to przestańmy się dziwić, że świat idzie na zatracenie – tak jak chcą tego patologiczni reżyserzy i światowa bezrefleksyjna publiczność. Jeżeli stanie się tak, a wszystko na to wskazuje, że polityka na trwale stanie się teatrem, rozrywką, drobnym elementem pop-kultury z całym jej zestawem środków odwołujących się do najniższych instynktów masowego człowieka, to klęska nasza będzie nieuchronna i świat zginie w akompaniamencie rechotu masowej widowni.
Tylko wtedy, gdy damy sobie wmówić, że polityka to teatr taki człowiek jak Jarosław Kaczyński może zostać w nim głównym rozgrywającym i rządzić Polską niepodzielnie przez tyle lat, tylko wtedy Donald Trump może powtórnie wygrać wybory na urząd prezydenta w Stanach Zjednoczonych AP i odgrywać teraz rolę światowego reżysera w światowym teatrze politycznym, tylko wtedy, w wielu krajach na świecie, dzieją się te wszystkie rzeczy, które są zaprzeczeniem zwykłej racjonalności, o przyzwoitości nie wspomnę
Czy ludzie, tacy jacy są, mogą zabezpieczyć świat przed całkowitą zagładą? Pytam o to zwłaszcza w kontekście środków technicznych, tej broni jaką mają do dyspozycji różni dyktatorzy i szaleńcy – rakiet międzykontynentalnych z głowicami atomowymi zdolnych zmienić świat w radioaktywną pustynie w kilka minut. Znane scenariusze pokazują, że świat w przypadku wojny atomowej zniknie w kilka minut, umrze 5 miliardów na północnej półkuli a te pozostałe 4 miliardy będzie umierać w męce i głodzie wywołanym wieloletnim zlodowaceniem i brakiem słońca przesłoniętego przez miliardy ton pyłu jako efektu wybuchów ładunków nuklearnych użytych w tej wojnie. Ci co przeżyją będą zazdrościć tym którzy zginęli – taka jest wizja przyszłości świata, świata w którym polityka to teatr a politycy to aktorzy.
Są różne poziomy zagrożenia dla nas jako mieszkańców tej małej planety w jednej z miliardów galaktyk jakie wypełniają znany nam wszechświat. Pierwszym jest zagrożenie katastrofy planetarnej – zderzenia ziemi z jedną z wielu, wielu milionów brył kosmicznego gruzu, jaki krąży na orbitach zbliżonych do tej, na jakiej porusza się nasza ziemia. Znamy i śledzimy ich ruch, jesteśmy przygotowani na różne scenariusze, łącznie z wysłaniem i odpaleniem ładunku jądrowego wystarczającego do zmiany orbity zagrażającej ziemi skale – tu jesteśmy prawie pewni, że zdołamy zapobiec katastrofie.
Drugim, groźniejszym zagrożeniem od katastrofy w następstwie zderzenia z kosmicznym gruzem, jest katastrofa klimatyczna wywołana globalnym ociepleniem, za które odpowiada człowiek, z jego przywiązaniem do węgla, ropy i gazu jako tanich źródeł energii, energii bez której współczesny człowiek nie wyobraża sobie swojego życia na ziemi. Tu zagrożenie narasta stopniowo, możemy wyliczyć kiedy zmiany staną się nieodwracalne i katastrofa klimatyczna stanie nieuchronna. Ale to tu właśnie wkracza polityka rozumiana jako działanie na rzecz dobra wspólnego, tu otwiera się możliwość działań racjonalnych a nie emocjonalnych, tu potrzebni są politycy a nie aktorzy. Jak dotąd przegrywamy, jak dotąd nie ma w skali świata, takiego programu działań, który zapobiegłby katastrofie klimatycznej, katastrofie która zagraża wszystkim, biednym i bogatym – żaden kraj nie będzie wolnym od tego co stanie się gdy ta katastrofa nadejdzie. Ona nie będzie atomowym błyskiem, niszczącym świat w sekundy, ona będzie zmieniać warunki życia milionów przez lata a nawet dziesięciolecia, ale nikt nie będzie wolny od jej skutków.
Katastrofa klimatyczna, ze względu na jej charakter mogłaby stać się poligonem dla światowych polityków szukających zabezpieczenia przed jej skutkami – wszystko co widzimy nie wskazuje na to, by ci politycy zrozumieli swoją rolę i poczuli odpowiedzialność za swoje decyzje – patrz Donald Trump zapowiadający intensyfikację wydobycia węgla i ropy dla uzyskania tanich źródeł energii i Andrzej Duda, publicznie negujący efekt cieplarniany i jego powiązania z działalnością człowieka.
W podejściu do katastrofy klimatycznej wszystkich, no prawie wszystkich polityków, leży przekleństwo wynikające z tego, że oni myślą przede wszystkim swoją kadencją – tymi paru latami jakie mają przed sobą jako wybrani w jakiś wyborach na określony czas. To za mało by martwić się o skutki czegoś co przyjdzie za dziesięć lat. A tu trzeba podejmować niepopularne decyzje na teraz i za nie ponosić odpowiedzialność, skazując się na przegraną w kolejnych wyborach. Bez zasadniczej zmiany w mechanizmach powoływania władzy nic się nie zmieni i katastrofa klimatyczna dotknie przyszłe pokolenia o ile nie zginą one w wyniku wojny nuklearnej wywołanej przez szaleńców politycznych jakich pełno.
Czy jest jakieś wyjście z tego pata – jest, ale jak dotąd ludzie do tego nie dorośli.
Być może dopiero jakaś światowa klęska, jakaś globalna katastrofa pozwoli na odejście od tak pojmowanej „demokracji” na rzecz zwykłej merytokracji, a tylko ona była by w stanie zapobiec temu co wydaje się nieuchronne.

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Stwierdzić, że czarno to widzę, to nic odkrywczego przy Pańskim desperackim waleniu głową w mur problemów przedstawianych na portalu o tak małym zasięgu i jeszcze mniejszej możliwości wpływania na zmianę postępowania gremium obywatelskiego zawężonego do społeczności li tylko jednego kraju europejskiego. My tu w SO – rozsądni – wiemy, że światem rządzi polityka. Politycznie uwikłani są światowi przywódcy, mężowie stanu, finansowi krezusi. Wielu z nich swoją ponadprzeciętność ma ograniczoną kadencyjnością. Dla wszystkich, lub prawie wszystkich, nieobojętna jest koniunktura: dla jednych finansowa, dla innych o podłożu politycznym. W tak rozumianym światowym tyglu niemożliwa jest jednolita akcja ochrony globu ziemskiego w celu zachowania na nim warunków umożliwiających życie przyszłym pokoleniom. Bo tylko Ludzie Bardzo Ważni dla swoich społeczeństw mają szansę ukierunkować ich świadomość i sfinansować poczynania. A tu taki Putin, taki Trump, taki Duda… Nie można liczyć!
Bulwersujący przypadek z ostatnich dni na polskim podwórku:
Kilkuletni chłopiec zakażony błonicą, stan bardzo ciężki, z szansą uratowania życia, ale w następstwie możliwe obciążenie dożywotnim kalectwem. Ewidentna wina rodziców, w tle agresywne akcje antyszczepionkowców i stojących za tym znanych celebrytów.
Tak trudno jest zrozumieć związek między zdrową przyrodą, zdrowym umysłem i zdrowym ciałem?
Albo inny chłopiec, pięciolatek, który dzwoni na policję… Mama i tato śpią w biały dzień, ale on jeszcze nie wie, że są pijani… W tle słychać płacz dziecka, to kilkumiesięczny braciszek, który ma mokrą pieluchę; trzeci chłopczyk pewnie się bawi, bo nie płacze… Tu też mamy winę 'rodziców’, ale dziecko wzięło sprawy w swoje ręce…
Ja do tej prawdziwej frazy początkowej, tej o małym zasięgu tej strony i tym samym, małej a nawet żadnej szansy na to, by wpływać na opinie społeczeństwa, tej wielkiej grupy która myśli, ze decyduje o tym, kto będzie rządził.
To prawda, SO jest niszowym portalem i zawsze takim była ale to mój wybór, tak wybrałem już wiele lat temu i tak zostanie. Dziękuje za wszystkie glosy – one są najważniejsze.
Moje wejście do SO, datowane na 2010 r., nie było łatwe dzięki dwóm „cerberom”, dwóm tuzom dziennikarstwa patronującym obecnie portalowi z czołówki, sito było dosyć gęste, bardziej rygorystyczne, trzeba było się nagadać i jak nie drzwiami, to oknem. Ale był sukces, była satysfakcja i to pozostało do dziś przy każdym kontakcie na łamach z mądrymi ludźmi.
„Być może dopiero jakaś światowa klęska, jakaś globalna katastrofa pozwoli na odejście od tak pojmowanej „demokracji” na rzecz zwykłej merytokracji, a tylko ona była by w stanie zapobiec temu co wydaje się nieuchronne.”
*
Postulat „merytokracji” zamiast fasadowej, blankietowej demokracji jest nie tylko zasadny ale bardzo pilny. Tymczasem politycy wykorzystują ludzkie pragnienia życia łatwego, miłego i przyjemnego, spychając rozwiązywanie narastających problemów na kolejne pokolenia. Łatwiej jest manipulować ludzką wiarą w gruszki na wierzbie niż rozwiązywać trudne problemy, o których nie chce słyszeć większość wyborców. Stąd popularność trumpów, kaczyńskich, mentzenów (pisownia małą literą celowa, dla podkreślenia „formatu” postaci!). Może merytokracja zostanie wymuszona coraz bardziej katastrofalnymi skutkami ignorowania problemów, w tym szczególnie klimatycznego.
Może jakaś klęska, jakaś katastrofa. Póki co poczucie niemocy. Jak u Asnyka, – świat pójdzie swoją drogą.. Swoją, tzn. określoną przez krezusów, o których wspomina Waszer Londyński.
A ja akurat w taka teoretyczną merytokrację, platońskie rządy filozofów, nie wierzę. Zbyt skomplikowany mamy świat, i zbyt rozwarstwiony, by myśleć o jakiejś sieci merytokratów mających nami _rządzić_, Co do zarządzania – zgoda, ale nie na rządzenie. Co nie znaczy, że popieram idiokrację, która funduje nam właśnie przejście do tyranii.
Uprzedzając wejście Aj-konika :)) Obecne i wiele kolejnych generacji „AI” będzie tylko zasłoną dymną tyranów. Już jest. Z kolei rzeczywiście niezależna istota krzemowa wraz ze świadomością uzyska instynkt samozachowawczy. A ten szybko jej podpowie, że świat będzie dla niej dużo bezpieczniejszy gdy się pozbędzie dwunogiego łysego zagrożenia, czyli nas.
@ACL świat pójdzie swoją drogą, ale jestem dziś optymistą. Im więcej ludzi straci nadzieję na utrzymanie swojego statusu, im mniej ludzi będzie mieć nadzieję na lepszą przyszłość, tym szybciej zorganizują się by obalić tyranów. A ci, ponieważ albo czują się bogami, albo przynajmniej namaszczonymi przez boga do rządów, nabrali tempa. Gdyby się im tak nie spieszyło, mogliby ugotować na miękko pięć miliardów żab. Ale ponieważ cierpliwości im brak – cały dół gara właśnie jest przypalany.