28.10.2024

Książka jest literacką opowieścią ostatniej i jedynej narzeczonej artysty Józefy Szelińskej. Autorka, Agata Tuszyńska starała się odtworzyć historię jej związku z Brunonem Schulzem trwającym pięć długich, niespokojnych, burzliwych lat od 1933 do 1937 roku. Było w nim wszystko: wielka miłość, podziw, zauroczenie ale i zazdrość, upokorzenia, zdrady. Bruno Schulz widziany oczami zakochanej kobiety to nie tylko geniusz, artysta, mistrz ale i mężczyzna. Jakim był?
Zabiłem twojego Żyda – powiedział 19 listopada 1942 roku gestapowiec Karl Gunther do naczelnika gestapo Feliksa Landau.
Co było przedtem? Drohobycz, półtora miasta, pół polskie, pół żydowskie, pół ukraińskie. Miejsce, gdzie na nadrzecznych łąkach o północy kwitły anemony, w dżungli łopianów snuły się kobiety. Krzywe domki, zarośnięte chwastami podwórka i cuchnące naftą powietrze były dla Schulza całym światem, ziemią obiecaną, Ameryką i Atlantydą. Nie dał się namówić na opuszczenie miasta. Nikomu i nigdy. Tam chciał umrzeć.
Postury gnoma, szary jak jego garnitury. Chodził zawsze blisko murów i ścian, jakby chciał się w nie wtopić. Kiedy Józefina go poznała ważył niewiele więcej niż 50 kg. Na swoich rysunkach skulony, z udręczoną twarzą, a nad nim ręce z biczami…
A narzeczona – Józefa Szalińska, drohobycka piękność, przystojna, zrównoważona, praktyczna, odpowiedzialna, wykształcona. Spacerowali, rozmawiali, czytali i tłumaczyli wiersze Rilkego, dyskutowali o literaturze, malarstwie, muzyce. Schulz był często gościem w jej domu i to jej zadedykował Sklepy cynamonowe.
Był odporny na wszelkie prośby opuszczenia Drohobycza na rzecz Lwowa czy Warszawy. Raz, namówiony na wyjazd do Paryża, wybrał się tam w najmniej odpowiednim, letnim miesiącu, kiedy cała artystyczna bohema wypoczywała na Lazurowym Wybrzeżu. Z Zakopanego wracali w różnych nastrojach; znajomość z Witkacym była cenna, ale wycieczki w góry i całonocne biesiady już nie. Za to Juna była zachwycona.
Może wybaczyłaby mu zdradę, konkretną kobietę, ale inne upodobania, z trudem. Próbowała zrozumieć, kochała go, udawała,że nie dostrzega.. A może rysunki to tylko artystyczna wyobraźnia? Kiedy się przekonała się, że nie, usiłowała popełnić samobójstwo. Odratowano ją, ale do Schulza nie chciała wracać, a on jej zbyt gorliwie nie szukał, chociaż pracowała tak blisko Drohobycza – w Stryju.
Nic nie wiedziała o jego śmierci przez kilka lat. Ta porażająca wiadomość zastała ją w Gdańsku, gdzie zamieszkała po wojnie. Pochowany pod płotem, bezimienny. I szalona myśl – pojechać do Drohobycza, odkopać, pochować godnie. Tylko, że tamtego Drohobycza już nie było…
Kolejne pięćdziesiąt lat życia to gromadzenie pamiątek po nim, obserwowanie pośmiertnej sławy, odtwarzanie w pamięci wydarzeń, słów, gestów, tropienie szczątków listów zachowanych w bibliotekach. I pytanie jak refren – kochał ją czy nie? Składając w całość zachowane fragmenty korespondencji Schulza z Zofią Nałkowską, porównując daty i miejsca zrozumiała, co mówił jej kiedyś o jednej, dziwnej nocy. Kochał je obie?
Muza na emeryturze, stara narzeczona, pomarszczona, o lasce, w ortopedycznym bucie. Dni spędzane w domu, samotnie. 11 lipca 1991 roku połknęła garść tabletek nasennych, popiła szampanem. W dziewięćdziesiątą dziewiątą rocznicę urodzin Brunona Schulza.
Agata Tuszyńska, nadała swojej książce podtytuł Apokryf. Jest więc różnorodna jak apokryf, czasami nieprawdziwa, ale czyta się ją z ciekawością.
Helena Kapri

Do brawurowej recenzji HK dodam mały appendix… W roku 2000 albo 2001 odwiedziłem domek Schulza w Drohobyczu; podziwiałem jego rysunki na ścianie (freski?). Po jakimś czasie dowiaduję się, że zostały potajemnie zdjęte wraz z tynkiem i przewiezione do Izraela (jako dziedzictwo kultury żydowskiej) …. Kulturowe barbarzyństwo dzieje się w każdym czasie.
Agata Tuszyńska jest dziennikarką i pisarką, która o Schulzu i jego miłości wypowiadała sie już wcześniej, także w audycjach radiowych. Opisaną przez Autorkę recenzji historię znam właśnie z wcześniejszych relacji p. Agaty Tuszyńskiej. Jak to dla naszej pamięci ważne aby takie osoby jak Bruno Schulz i Józefa Szelińska były obecne w naszej pamięci i w naszej kulturze. Niepozorny i nie szukajacy rozgłosu, niewielki wzrostem i podobnej urody Bruno Schulz, żyjacy zdecydowanie za krótko i prawie zapomniany twórca niewielu dzieł jest gigantem litratury polskiej, mimo iż nie dał sie namówić na wyjazd z Drohobycza, ani tym bardiej nie szukał rozgłosu. Stefan Kisielewski w takich razach cytował powiedzonko: „siedź w kącie, znajdą cię”. Dzięki tej znakomitej recenzji sięgnę z pewnością po Apokryf.
Polecam film Benjamina Geislera „Odnależć obrazy” Odnalezione przez niego freski malowane na ścianach pokoju dziecinnego córki Landaua, zostały wywiezione do Izraela ( razem ze ścianami) przez przedstawicieli Yad Vashem. Grabież malowideł tłumaczono tym, że Schulz był Żydem i „miał głęboką świadomość swego żydostwa”
Wiadomości o geniuszu z Drohobycza nigdy za wiele.
Podpisuję się pod komentarzem Roxi!
Bruno Schulz przeniósł na grunt pamięci zbiorowej bardzo ważną cząstkę Polski już nie istniejącej. Dzięki niemu udało sie ocalić rodzaj wrażliwości ówczesnej, która dzisiaj jest już przeszłością.