11.12.2024
Przyszło mi do głowy, że mógłbym połączyć przyjemne z pożytecznym i napisać recenzję z oglądanych filmów i teatralnych spektakli. A skoro ta recenzja zdołałaby kogokolwiek namówić do uczestniczenia w przeżyciach z górnej półki, to może warto podjąć się tego zadania.
Lecz już w następnej chwili dopadła mnie smutna refleksja o kolejnym odkrywaniu Ameryki. Albowiem stwierdziłem, że recenzji mamy w bród i rzec coś nowego o czymś, co zostało wielokrotnie przepuszczone przez krytyczne sito, sztuka to nie lada. Więc doszedłem do wniosku, że nie napiszę jej zgodnie z obowiązującymi regułami, tylko będzie ona czymś w rodzaju zachęty do wejścia w klimat filmu.
Jestem zadowolony, bo znajduję się w towarzystwie pożeraczy wzruszeń, a jednym z nich jest Daniel Olbrychski, gość znający się na aktorstwie, jak mało kto. Otwiera galerię moich wspomnień o wyśmienitych aktorach wcielających się w role – kreacje. Ilość filmów z jego udziałem, dyskusyjne burze w szklance wody, czyli kontrowersyjne rozważania wokół jego wizji Potopu, to części składowe otaczającej go sławy; przebywanie w tak zacnym gronie bywalców świetności, nobilituje.
Najwybitniejszy z nieprzeciętnych
W ramach inauguracji filmowych i teatralnych reminiscencji, polecam Ranczo, znany i doceniany serial oglądany przeze mnie na okrągło. Za każdym oglądaniem dostrzegam w nim nieznane przedtem elementy, odnajduję nowe smaczki, niuanse i drobiazgi budzące śmiech, lub zadumę.

To wielogodzinny tasiemiec, który stale zaciekawia i nigdy nie nudzi. Rozbity na sensowne części, w każdym odcinku mówi co nieco o ludzkich charakterach i za każdym razem wzbogaca je o nowe co nieco. Skłania do przemyśleń i rewizji dotychczasowych poglądów; postacie są krwiste i w miarę rozwoju akcji odsłaniają coraz to inne przywary i zalety. Niekiedy irytują, często są nieporadne i zagubione w rozterkach, przeważnie jednak są zgodne z optymistycznym przesłaniem scenariusza; jeśli w jednym odcinku potrafią być złe, to w następnych budzą odmienne reakcje. Są wtedy naelektryzowane tryskającą z nich energią, a po rozgorączkowanych głowach hulają im i świszczą nietuzinkowe pomysły.
Jak Feniks z popiołów powstaje z pijaczyny awangardowy malarz o zagranicznej renomie, w trakcie filmu pojawia się wiejski belfer od języka autochtońskiego i jest wziętym pisarzem, ulubieńcem wszelakich kobiet. Zahukana kobiecina wespół ze swoim utrapieniem, mężem – obibokiem, z wiecznie bezrobotnym amatorem lenistwa, rzekomo prymitywna kobiecina studiująca filozofię, na co dzień zajmuje się lepieniem pierogów, a z pospolitej kanalii rodzi się fascynująco cwany polityk, partyjny typek kanciarza. Razem z wójtem rządzi gminą. Jej małe i duże problemy, rozwiązują wspólnym wysiłkiem: sprytem, podstępem i przebiegłością.
Prowincjonalna dziura przeżywa klęskę dobrej passy. Z jego punktu widzenia, najbezpieczniej byłoby poświęcić się nieróbstwu, nie ujawniać swojej obecności, a wszelkie sukcesy, z wielce namiętną skwapliwością chować po zaciszach przed argusowym okiem państwowej kontroli.
Serial skrzy się od postaci niekonwencjonalnych. Osobowości wyposażonych w zalety i wady ludzi uczciwych, bądź nie. Przeważnie sympatycznych, o których nie sposób zapomnieć. Wątków istotnych jest mnóstwo. Choćby wielki artysta na wsi zabitej dechami. Albo zawistna reakcja innych twórców na cudzą wielkość. Albo nasz naskórkowy stosunek do religii, kościoła, wielebnych i potocznego rozumienia słowa klerykalizm.
Życie z dala od realizmu
Polecam film zatytułowany Trzy billboardy za Ebbing, Missouri, kryminalny dramat, nieprzeciętny, siedmiokrotnie nominowany do Oskara, w rezultacie otrzymujący dwa, od pierwszych ujęć wciąga widza i od początku jest narażony na sukces. Zwłaszcza u widza odznaczającego się specyficznym poczuciem humoru.

Rozgrywa się w niewielkiej mieścinie, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Przeznaczony (dedykowany?) wrażliwcom, ludziom uwielbiającym psychologicznie pogłówkować, o treści zmuszającej do myślenia, będzie im się podobał bardziej, niż jazda bez trzymanki po populistycznej bandzie. W skrócie mówiąc, opowiada o matce zamordowanej i zgwałconej córki. O twardej babie, która nie może pogodzić się z faktem, że nieudolna policja ociąga się ze znalezieniem bydlaka i zamiast go szukać, dłubie w nonszalanckim nosie. Wkurzona przewlekającym się oczekiwaniem na złapanie mordercy, wywiesza trzy billboardy z informacją o bimbającej policji i jej naczelniku.
Efektem tego wywieszenia jest cudowna i piorunująca odmiana sytuacji. Reakcja łańcuchowa w postaci metamorfozy bohaterów: cały komisariat, łącznie z sadystą, rasistą i obibokiem, nareszcie są porządnymi stróżami prawa.
Nieprzypadkowo napomknąłem o psychologizowaniu. Twórcy wymuszają tu na widzu procesy myślowe niedostępne tym, co chcą od kryminału banalnej odpowiedzi typu kto zabił i po kiego. Wykraczające poza przyjęty stereotyp. Inspirujące, a czasem pełniące rolę swoistego katharsis; po mojej pamięci błąkają się sylwetki onegdajszych mistrzów ekranu i teatralnych scen.
cdn.

Marek Jastrząb
Pisarz
Debiutował w 1971 roku na łamach „Faktów i Myśli”. Drukował także w wielu innych czasopismach swoje opowiadania, felietony, eseje, recenzje teatralne i oceny książek. Jego prozatorskie miniatury były wielokrotnie emitowane w Polskim Radiu w Bydgoszczy.
źródła obrazu
- jastrzab: BM
