28.01.2025

Nic bardziej nie zabija satyry niż próba jej tłumaczenia. Ale w tym przypadku pojawiają się dwa języki obce i dochodzi kontekst kulturowy oraz gospodarczy. Dlatego niezbędne wydaje się kilka słów wyjaśnienia. W górnej części obrazka widzimy zamożną amerykańską rodzinę zmawiającą tradycyjną modlitwę nad obfito zastawionym stołem, podczas której padają słowa „Dziękujemy Ci Jezu za ten posiłek”. W dolnej dostrzegamy młodego Latynosa ciężko pracującego na jakiejś plantacji, który mimo to z uśmiechem na twarzy odpowiada „De nada”, co w języku hiszpańskim oznacza po prostu „Nie ma za co”. Rzecz w tym, że w Ameryce Łacińskiej „Jesus” (czytaj: Hesus) to bardzo popularne imię męskie. Cały obrazek można więc interpretować następująco: bogaci Amerykanie (a dokładniej mieszkańcy USA) jedząc wciąż relatywnie tanią żywność powinni składać dziękczynne modły nie tyle niebiańskiemu „Dżizusowi” ale właśnie temu często na czarno harującemu „Hesusowi”. Powinni też dziękować właścicielowi uprawy, który płaci psie pieniądze Hesusowi zatrudniając go bez papierów na jednej z kalifornijskich plantacji lub gdzieś na meksykańskiej czy kolumbijskiej prowincji, co zasadniczo nie zmienia trudnej sytuacji Hesusa.
Dlaczego o tym piszę? Bo z dotychczasowej retoryki nowego prezydenta USA wynika, że wierzy on (albo udaje, że wierzy), iż wdzięczność za amerykański dobrobyt należy okazywać wyłącznie Dżizusowi wspierającemu „legalnych” Amerykanów zaś nielegalny Hesus to wyłącznie problemy, przestępczość i koszty. Pomijając całkowicie moralny aspekt planowanych przez Trumpa deportacji (rozdzielanie rodzin, niszczenie egzystencji osób, które już kilkadziesiąt lat mieszkają w Stanach, płacąc tam podatki i prowadząc życie uczciwych obywateli) Donald Trump wydaje się nie dostrzegać (lub udaje, że nie dostrzega) ogromnego znaczenia nielegalnych imigrantów dla amerykańskiej gospodarki: słabo lub w ogóle nieubezpieczeni, zarabiający niskie stawki a jednocześnie wytwarzający ogromny kawałek PKB są dla USA po prostu żyłą złota i kołem zamachowym ekonomii. Jak pisze Piotr Milewski w Newsweeku: „Wiele sektorów, jak rolnictwo, branża spożywcza, gastronomia, budownictwo, bazuje na nielegalnych imigrantach. Dzięki temu, że pracują za stawkę minimalną bądź niższą, przeciętnego Amerykanina stać na mięso, drób, owoce, warzywa tudzież mieszkania”. Ponadto „Cudzoziemcy wykonują prace, których obywatel zwyczajnie nie chce.” a jednocześnie „Nielegalni płacą czynsz, jedzą, zmieniają ubrania, chodzą na koncerty, mecze, festyny, korzystają z telewizji kablowej, telefonów, internetu. Nakręcają koniunkturę przez sam fakt przebywania w USA.”
Co to wszystko oznacza z punktu widzenia interesów Donalda Trumpa oraz jego wspólników? Otóż mimo tego, że Trump często zachowuje się i wypowiada jak, użyjmy eufemizmu, człowiek niezbyt inteligentny, to niewątpliwie trudno odmówić mu sprytu. A spryciarz bardzo szybko, wręcz instynktownie potrafi się zorientować, co jest dla niego korzystne, a co nie. Jaki stąd wniosek? Trump i jego poplecznicy oficjalnie wciąż będą pompować bańkę walki z nielegalną imigrację, unosząc przy tym wzrok w stronę nieba i w co drugim zdaniu wzywając pomocy Dżizusa, ale nieoficjalnie zadbają o to, by zbyt wielu nielegalnych Hesusów nie opuściło USA, bo to oznaczałoby katastrofę dla gospodarki tego kraju.
Zupełnie inną kwestią jest, że w początkowej fazie dla osiągnięcia efektu Trump może żądać od ICE (Immigration and Customs Enforcement, agencja odpowiedzialna za deportacje) spektakularnych wyników. Żeby je osiągnąć ICE będzie musiało ciąć na lewo i prawo bez niuansowania, zwłaszcza, że według aktualnie obowiązującej doktryny przestępcą jest każdy, kto złamał prawo imigracyjne. A to znaczy, że jednokierunkowy bilet może przytrafić się Wenezuelczykowi, który dwa tygodnie wcześniej przedarł się przez Rio Grande, lecz, co bardziej prawdopodobne, że otrzyma go Polak z Greenpointu, który od trzydziestu lat mieszka w tej samej dzielnicy, jeździ samochodem zarejestrowanym na swoje nazwisko i systematycznie płaci podatki, więc jest łatwiejszy do namierzenia.
Piotr Stokłosa