Jerzy Łukaszewski: Iliad Odysejowicz Gomer5 min czytania


07.05.2025

Niejeden raz już zdarzało mi się pisać o nauczaniu historii i wpływie jaki na to nauczanie starali się mieć i starają nadal politycy.
Tzw. polityka historyczna, czyli zwykłe oszustwo dokonywane w glorii „starań o Polskę” wciąż ma się dobrze i nikt nie zamierza z tym zjawiskiem walczyć.
Przekonywanie kogoś, że starania o Polskę można czynić jedynie przez rzetelną i uczciwą naukę, m.in. historii, bo tylko mając do czynienia z prawdziwym przebiegiem wydarzeń przeszłych można wysnuć prawidłowe wnioski na przyszłość, nie ma jak dotąd wielkiej siły oddziaływania.

Problem jest już tak stary, że właściwie powinien mieć odrębny dział w nauczaniu historii, osobne podręczniki i wyspecjalizowanych wykładowców. Może nawet być odrębną dziedziną nauki.
Porównywanie kto i kiedy okłamywał naród przedstawiając mu sfałszowany obraz historii naprawdę warte jest upamiętnienia i przeanalizowania. Dotyczy to nie tylko Polski. Wystarczy wspomnieć do czego doprowadziła społeczeństwo niemieckie hitlerowska wersja historii i to tej całkiem bliskiej, którą niby większość pamiętała.

Przyszło mi to do głowy, kiedy wziąłem do rąk opracowanie „Iliady” Homera spłodzone przez p. Jana Trzynadlowskiego w roku 1951, a wydane przez wrocławskie (już wrocławskie) Ossolineum.
Sama data wydania wystarczy, by domyślać się w jakim duchu będzie owo opracowanie. Dla dzisiejszej młodzieży to może być jakaś nowość, która dostarcza wręcz humorystycznych skojarzeń. Dla nas starszych to wspomnienie i jednocześnie pokaz odległości ideologicznej jaką w swoim życiu przebyliśmy.

Sam pomysł, by komentować literaturę, ideologicznie nie jest nowy. Sęk w tym, że w dotychczasowej (do czasów Bieruta) nauce nie mieliśmy tak nachalnego naginania treści jakiejkolwiek literatury do ideowych potrzeb rządzącej partii.
Ewidentny wzorzec radziecki sprawia, że trudno spokojnie czytać niektóre fragmenty.
Pozwolę sobie przytoczyć kilka z nich.
Pierwszy jest o tyle ciekawy, że stanowi cytat z F. Engelsa „Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa”.

„Nowa forma rodziny (monogamiczna i patriarchalna – dop. mój) występuje w całej surowości u Greków. Podczas gdy w mitologii stanowisko bogiń jest odbiciem wcześniejszego okresu, kiedy kobiety cieszyły się jeszcze większą swobodą i szacunkiem, to w okresie bohaterskim widzimy kobietę poniżoną przez panowanie mężczyzn”.

W tym (i w kilku innych) fragmencie istotne nie jest to, co Engels napisał, ale to, że został zacytowany. To dodawało „wagi” opracowaniu. Z tego samego powodu, kiedy autor wspominał o niepewności co do autorstwa i czasu powstania eposu, od razu na czele postawił informacje, jakie płynęły z „kręgów nauki radzieckiej”. O innych nie wspominał.

Powoływanie się na „kręgi nauki radzieckiej” było tak sztuczne, że aż razi, szczególnie, gdy owo powoływanie dotyczy „potwierdzenia”, że 2×2=4.
Miałem kiedyś w ręce podręcznik dla murarzy wydany w podobnych czasach. Tam też, co chwila, powoływano się na to, że „w Związku Radzieckim buduje się mury tak i tak”, bo przecież wcześniej żadni polscy murarze nie wiedzieli jak się stawia mury.
Śmieszne to, ale dla tekstów z tamtych lat charakterystyczne.
Poza „kręgami nauki radzieckiej” wspomniano tylko raz „naukę burżuazyjną” z krótkim komentarzem, że „należy ją odrzucić”. Bez szczególnego wyjaśnienia.

Istotną rzeczą w opracowaniu . Trzynadlowskiego jest wykazanie klasowego podłoża wszystkich zdarzeń i faktów zachodzących w opisywanej rzeczywistości.
Obrywa się samemu greckiemu autorowi.
„Homer reprezentuje wyraźnie stanowisko arystokratyczne i punkt widzenia tej właśnie grupy społecznej, zajmuje pozycję niechętną w stosunku do ludu.”
Autor opracowania sam wprawdzie pisze, że „nie wszystko to daje się wyczytać od razu”, ale właściwa analiza treści pozwala na wysuwanie takich wniosków.
To bardzo istotne wyznanie, bo pozwala na wniosek ogólny – jeśli chcesz dojść do jakichś oczekiwanych przez siebie odpowiedzi, wystarczy „właściwa analiza”. Jak by nie patrzeć, ten schemat stosuje się do dziś.

krowy2

Ciekawie wygląda nota bibliograficzna opisywanego opracowania. Mowa w nim jest o pięciu tekstach źródłowych, w tym dwu polskich, dwu radzieckich i Engelsa.

Ciekawy w opracowaniu jest problem bogacenia się ludzi. Autor widzi w tym źródło zła wszelkiego. Bogaci uważając się za potomków bogów stopniowo zniewalają klasy pracujące czyniąc je w ostateczności niewolnikami. Wprawdzie przedstawiona tu teza nie ma wiele wspólnego z prawdą historyczną dotyczącą powstania niewolnictwa, ale ma wielkie znaczenie dla potrzeb ideologii, w której partia komunistyczna przedstawiała jako zło nie tylko posiadanie czegokolwiek, ale nawet samo dążenie do owego posiadania. W tym przedstawieniu problemu każdy, kto coś posiadał mógł być uznany za „wroga ludu”, a wychowane na podobnych opracowaniach umysły łykały to jak gęś kluski.

Całe to opracowanie jest ciekawe o tyle, że wychwala Homera pod niebiosa, ale z innych powodów, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Przede wszystkim dlatego, że na bazie jego tekstu da się udowodnić każdą chcianą tezę. Mało brakowało, a uwierzylibyśmy, że Homer należał do partii.
Nic nowego, przecież potraktowany w ten sposób obojętnie jaki tekst da podobne rezultaty.

I to chyba jest najważniejsza informacja, bo podobne próby możemy spotkać i dziś. Na potrzeby polityki tworzy się podręczniki historii tak, by wizja historii odpowiadała potrzebom rządzącej partii. Mieliśmy przecież całkiem niedawno do czynienia z takim przypadkiem.

Jaki dla nas wniosek na przyszłość? Moim zdaniem jest tylko jeden – edukacja, edukacja i jeszcze raz edukacja. Nie jakaś łatwizna, ograniczona do pierdółkowatych testów, ale rzetelna i dogłębna. Plus ostrzeżenie, że czasem warto dokonać na własny użytek krytycznej analizy czytanego tekstu.
A tego właśnie powinna uczyć szkoła. Bo kto?

Jerzy Łukaszewski

 

3 komentarze

  1. AnGor 08.05.2025
  2. slawek 09.05.2025
  3. ohir 10.05.2025