10.06.2025
Niniejszy tekst ukazał się pierwotnie w powyborczy poniedziałek 2 czerwca 2025 jako komentarz do jednego z artykułów w „Studiu Opinii”. Wobec sugestii niektórych komentatorów, że lepiej by było żeby ukazał się on jako artykuł, poprawiłem w nim zauważone literówki i niezręczności stylistyczne. Dodałem też dodatkowe ok. 30% treści (głównie chodzi o analizę głosowania „potencjalnych elektorów” w II turach wyborów prezydenckich w latach 2005-2025). Większość starego tekstu pozostała jednak niezmieniona.
Krótko udzielałem się na tym forum parę lat temu. Teraz wróciłem (starego nicku i konta nie pamiętam), by napisać ten post, który być może pozwoli rzucić trochę ŚWIATŁA WIEDZY na to co stało się w naszym kraju, a co zaczęło się na dobre 20 lat temu – w sierpniu 2005. Otóż z wykształcenia jestem geografem, który turystycznie zjechał Polskę wzdłuż i wszerz. Dość dobrze znam z autopsji wszystkie wielkie miasta Polski i dziesiątki mniejszych. Mam też rodzinę oraz znajomych w różnych częściach naszego kraju. Stąd jestem szczególnie blisko związany z kilkunastoma (a w zasadzie to nawet ok. 30) różnym gminami w całym kraju, które od lat obserwuję zarówno pod względem turystycznym, jak i społecznym, kulturalnym, gospodarczym, czy właśnie wyników każdych wyborów w tych gminach. Teraz również sprawdziłem wyniki wyborów w tych miejscowościach. Ich analiza i porównanie do wyników II tury wyborów prezydenckich z 2020 jest… No właśnie…
Pozwolę sobie poniżej zacytować wyniki wyborów w najbliższych mi kilkunastu gminach. Są one dość równomiernie rozmieszczone na terenie całego kraju. W niektórych wygrał Trzaskowski, w niektórych jego kontrkandydat. Niektóre są miastami powiatowymi, a niektóre miasteczkami gminnymi. Przy każdym podałem wyniki w II tury dla roku 2020 i 2025. Na pierwszym miejscu zawsze wynik Trzaskowskiego, a na drugim – jego kontrkandydata (Dudy lub Nawrockiego). Przy każdym podałem z jakiego powodu są mi bliskie (żeby uzasadnić ich pozorną „losowość”). Specjalnie natomiast nie podawałem ich nazwy (ot, takie małe wyzwanie intelektualne dla czytelników), ale każde można z łatwością zlokalizować ma mapie po opisie. A oto one:
1. Gmina miejsko-wiejska na Warmii nr 1 (w połowie drogi między Olsztynem a Mrągowem, mieszka tam kilkanaście osób z mojej dalszej rodziny) – 2020 T–54.72%, D-45.28%; 2025 T-54.38%, N-45.62%
2. Gmina miejsko-wiejska na Warmii nr 2 (25km na północ od poprzedniej – pochodzi z niej moja mama) – 2020 T-47.61%, D-52.39%; 2025 T-44.38%, N-55.61%
3. Moja dzielnica w której mieszkam w Warszawie – 2020 T-61.93%, D-38.07%; 2025 T-62.82%, N-37.18%
4. Gmina miejsko-wiejska 25km na płn-wsch od Warszawy (uczęszczałem tam do szkoły średniej) – 2020 T-40.26%, D-59.74%; 2025 T-40.52%, N-59.48%
5. Gmina miejsko-wiejska w Świętokrzyskiem, mniej-więcej w połowie drogi między Kielcami a Krakowem (jej siedziba jest miastem powiatowym – w czasach I RP znany ośrodek Reformacji słynący z dużej tolerancji religijnej – byłem tam na praktykach studenckich i parę razy tam wracałem) – 2020 T-35.52%, D-64.48%; 2025 T-38.42%, N-61.58%
6. obwód wyborczy w Krakowie w rejonie ulic Bernardyńskiej, Stradomskiej i Dietla (notabene obejmujący też Zamek na Wawelu), gdzie mieszka mój znajomy – 2020 T-62.55%, D-37.45%; 2025 T-59.71%, N-40.29%
7. Gmina miejsko-wiejska w płd-wsch Małopolsce (w połowie drogi między Gorlicami a Jasłem – bogate w zabytki miasteczko z charakterystycznym ratuszem z wieżą na planie ośmiokąta – pisałem o tym mieście i gminie pracę semestralną na studiach) – 2020 T-23.46%, D-76.54%; 2025 T-23.70%, N-76.30%
8. Miasto powiatowe w sercu wielkiej kotliny w Sudetach na Dolnym Śląsku z górującą nad nim XIX-wieczną twierdzą (byłem tam na studiach terenowych, a potem parę razy turystycznie wracałem), siedziba powiatu silnie zniszczonego w ubiegłym roku przez powódź – 2020 T-57.04%, D-42.96%; 2025 T-57.73%, N-42.27%
9. Gmina miejsko-wiejska na płn-wsch. od Zielonej Góry, nad Odrą (w 2022 doświadczyła śniecia ryb na Odrze, w a 2024 trochę „strachu” w związku z możliwością zalania przez powódź na Odrze, do czego ostatecznie jednak nie doszło – mieszka tam moja znajoma rodzina) – 2020 T-60.90%. D-39.10%; 2025 T-60.09%, N-39.91%
10. Nadmorska gmina miejsko-wiejska w płn-zach części Pomorza Zachodniego (miasteczko słynne z legendy o słoniu – mieszka tam mój dobry znajomy) – 2020 T-58.18%, D-41.82%; 2025 T-58.29%, N-41.71%
11. Miasto powiatowe w samym środku Polski (znane z legendy o diable Borucie, turystycznie byłem tam wiele razy) – 2020 T-53.74%, D-46.25%; 2025 T-53.04%, N-46.96%
A teraz porównajmy wyniki dowolnego kandydata w tych gminach w 2020 i w 2025 (wystarczy jednego – wyniki drugiego będą dopełnieniem wyników pierwszego)…
…I co widzimy? RÓŻNICE MAŁE A CZASAMI NAWET MINIMALNE! Czy to miejscowość na Pomorzu, na Śląsku, na Mazurach czy w Małopolsce – prawie żadnych przepływów elektoratów po 5 latach! Różnice sprowadzają się najczęściej do przedziału 0-3 punktów procentowych. Jakby je kto zabetonował! Czy to gmina bogata czy biedna, nad morzem czy w górach, wiejska czy wielkomiejska – WYGLĄDA NA TO JAKBY W CIĄGU 5 LAT NIE WYDARZYŁO SIĘ W NICH NIC CO BY RUSZYŁO ICH MIESZKAŃCÓW Z OKOPANYCH POZYCJI. A przypomnijmy, że w międzyczasie w Polsce i/lub na świecie „zdarzyły się”: 1. pandemia, 2. strajki kobiet, 3. kryzys imigracyjny na granicy, 4. wojna na Ukrainie, 5. Kryzys energetyczny, 6. kampania wyborcza Trumpa, 7. postępujący kryzys klimatyczny (kolejne upalne i suche lata przetkane katastrofalnymi lokalnie gradobiciami i powodziami)… Jakby tego wszystkiego było mało, to zmarła też panująca od 70 lat królowa brytyjska oraz (w ciągu 2.5 roku) dwóch papieży, co w jakimś stopniu dobrze symbolizuje koniec jakiejś – przynajmniej w życiu mieszkańców Europy – epoki. A tymczasem w owych gminach – NIC, żadnych istotnych zmian poparcia, czy to w jedną czy w drugą stronę…. Przypomina to sytuację fanów klubów piłkarskich z Italii w których sympatie do danego zespołu przechodzą pokoleniami z ojca na syna. Choćby zespół cały czas przegrywał (albo cały czas wygrywał) fani będą z nim na dobre czy na złe…
Być może na ok. 2500 gmin w Polsce znajdą się takie, w których po 5 latach rzeczywiście „coś się ruszyło”. Jestem wręcz przekonany, że takie gminy na pewno dałoby się znaleźć. Myślę jednak – jeśli chodzi o te wymienione przeze mnie gminy – że ich liczba (kilkanaście) oraz w miarę równomierne rozrzucenie po całym kraju pozwalają na wyciągnięcie jakichś wniosków natury ogólnej. Jakkolwiek bowiem z mojego punktu widzenia ich dobór nie jest przypadkowy (związki osobiste), to myślę, że z punktu widzenia czytelników jest to dość losowy zestaw…
A MOJE WNIOSKI SĄ TAKIE: choćby którykolwiek z dwóch kandydatów rozjechał przysłowiową już „zakonnicę w ciąży na pasach” nie ma to żadnego znaczenia – jego wynik wyborczy zmniejszy się niewiele albo wcale. Choćby dany powiat nawiedziła niszczycielska powódź (patrz – pozycja nr 8), to beż względu na to partia którego kandydata była u władzy – wyborcy zagłosują prawie tak samo jak 5 lat wcześniej. Ponieważ powódź „demokratycznie” doświadcza wszystkich mieszkańców danego obszaru bez względu na preferencje polityczne, jest to wyjątkowo ciekawe zjawisko. Wygląda na to że nawet jeśli mieszkańcu-sympatycy partii rządzącej źle oceniają jej działania po powodzi to w i tak zagłosują na kandydata tej partii w wyborach, a ci z mieszkańców którzy są sympatykami opozycji, to nawet jeśli dobrze oceniają działania nielubianej partii rządzącej to i tak zagłosują na jej przeciwników. W przeciwnym razie – COŚ MUSIAŁO BY (w wynikach wyborów) W 2025 DRGNĄĆ!
Podobnie, wygląda na to, że nawet jeśli kandydat danej partii okazałby się oszustem mieszkaniowym, sutenerem oraz aktywnym członkiem bojówek pseudokibiców piłkarskich – sympatycy tej partii i tak zagłosują na niego. Bez względu na to czy dany kandydat wyprowadziłby setki tysięcy złotych za kilometrówki w sejmie, czy przeciwnie – hojnie wsparł z prywatnych środków budowę jakiejś gminnej drogi – jego sympatycy i tak na niego zagłosują, a jego przeciwnicy wesprą kontrkandydata. Wygląda na to że bez względu na to czy dany kandydat uratuje tonące dziecko z rzeki, czy przeciwnie – będzie je molestował – ANI MU OD TEGO NIE PRZYBĘDZIE SYMPATYKÓW, ANI NIE PRZYBĘDZIE PRZECIWNIKÓW. Analiza wyników wyborów sugeruje, że kwestia zwycięstwa lub porażki leży w rękach wąskiej grupy ok. 3 punktów procentowych obejmujących osoby spoza „dwóch głównych plemion”.
W EFEKCIE MOJE WSTĘPNE WNIOSKI KOŃCOWE SĄ NASTĘPUJĄCE: Mamy w Polsce do czynienia z podziałem na „dwa plemiona”, który zaczął się w 2005 i ulega coraz większemu zabetonowaniu. Stąd (mówimy o kandydatach dwóch głównych obozów politycznych w Polsce): przebieg kampanii danego kandydata NIE MA WIĘKSZEGO ZNACZENIA. Program kandydata TEŻ NIE MA PRAWIE ŻADNEGO ZNACZENIA. Udział danego kandydata w debatach (lub brak udziału) i tu jak w nich wypadł – ostatecznie również NIE MIAŁ prawie WIĘKSZEGO ZNACZENIA. Jakkolwiek w nich dany kandydat wypadł – głosy dla niego (na TAK lub NIE) zostały postanowione już wcześniej. Jestem skłonny twierdzić, że np. wpływ Tuska (to że wsparł, albo nie wsparł kandydata) na przegraną Trzaskowskiego był prawie żaden, tak samo jak byłby prawie żaden, gdyby ten wygrał. Trzaskowski przegrałby (lub wygrał) bez względu na to czy Tusk udzielił mu poparcia czy nie. Te sprawy zostały (w głowach wyborców) rozstrzygnięte już wcześniej…
No dobrze… Skoro już zauważyliśmy, że KAMPANIA WYBORCZA W MINIMALNYM STOPNIU WPŁYWA NA PRZEPŁYW WYBORCÓW MIĘDZY DWOMA GŁÓWNYMI ELEKTORATAMI (0-3 punkty procentowe co przy poparciu na każdego kandydata na poziomie 49-51% oznacza max. 5-6% liczebności każdego elektoratu), to może jednak odnosi za to jakiś skutek na pozyskanie nowych wyborców spośród tych, którzy w poprzednich wyborach nie głosowali? W tym celu najlepiej będzie prześledzić dane ogólnopolskie o wynikach II tury wyborów prezydenckich, oraz frekwencji wyborczej dla całego omawianego okresu, czyli 2005-2025. Ale nie analizując danych o frekwencji oddzielnie, oraz danych o procentowych wynikach kandydatów wyborów oddzielnie, ale od razu przeliczając je na odpowiednie udziały w stosunku do WSZYSTKICH UPRAWNIONYCH DO GŁOSOWANIA. W ten sposób uzyskamy trzy kolumny danych: A – głosujących na kandydata PO; B – głosujących na kandydata PiS; oraz C – tych którzy nie głosowali (obrazowo powiedzmy, że „pozostali w domach”).
Dane o tych, którzy nie głosowali uzyskamy odejmując frekwencję wyborczą od 100%. Natomiast, żeby uzyskać odsetek na głosujących na kandydata X względem wszystkich uprawnionych do głosowania (bez względu na to czy głosowali, czy nie) należy jego procentowy wynik wyborczy odnieść do frekwencji wyborczej w danym roku. Przykładowo: w minionych wyborach w II turze na kandydata PiS głosowało 50.89% tych, którzy wzięli udział w wyborach. Frekwencja wyniosła 71,63%. Tak więc 50.89% z 71.63 daje 36.45, co oznacza 36.45% wszystkich uprawnionych do głosowania. Podobne obliczenie dla kandydata PO (49.11% z 71.63) daje 35.18% uprawnionych do głosowania. Suma obu liczb (36.45 + 35.18 = 71.63) daje… oczywiście frekwencję wyborczą.
Jeśli dodatkowo pomnożymy te dane przez dziesięć, uzyskamy dane w liczbach całkowitych (albo inaczej w promilach). Może wtedy wyobrazić sobie te dane jako zredukowane do reprezentacyjnej populacji 1000 mieszkańców Polski uprawnionych do głosowania. Domyślnie posiadających więc te same cechy statystyczne, np. 516 z nich to kobiety, a 484, to mężczyźni; 401 z nich to mieszkańcy wsi, a 599 to mieszkańcy miast (z czego np. 47 osób mieszka w Warszawie, 21 w Krakowie, 19 Trójmieście… itd.). Dla naszych potrzeb owe „1000 osób uprawnionych do głosowania” nazwijmy… powiedzmy „potencjalnymi elektorami” (PE) (bo mogą „wyjść z domu” i zagłosować, bądź „zostać w domu”).
GŁOSOWANIE (LUB NIE) HIPOTETYCZNYCH „POTENCJALNYCH ELEKTORÓW” (1000 osób powyżej 18 lat) W II TURZE WYBORÓW PREZYDENCKICH W LATACH 2005-2025 (+ frekwencja w danym roku dla porównania)
2005 (51.0%) – PO-234, PiS-276, Dom-490
2010 (55.3%) – PO-293, PiS-260, Dom-447
2015 (55.3%) – PO-268, PiS-285, Dom-447
2020 (68.2%) – PO-334, PiS-348, Dom-318
2025 (71.6%) – PO-352, PiS-365, Dom-283
ANALIZA:
2005 – w pierwszych analizowanych wyborach (L.Kaczyński-Tusk 2005) prawie połowa „potencjalnych elektorów” – 490… została w domach. 510 poszło na wybory, z czego ma Kaczyńskiego zagłosowało 276, a na Tuska 234, co daje różnicę +42 osób na korzyść kandydata PiS.
2010 – jedyne wybory w których kandydat PO wygrał. Mimo iż względem 2005 w domu wyszło 43 (490-447) dodatkowych „potencjalnych elektorów”, to… na kandydata PiS i tak zagłosowało 16 (276-260) PE mniej. Tutaj UWAGA ODNOŚNIE METODOLOGII ANALIZOWANIA TAKICH STATYSTYK: Oczywiście zapewne byli wyborcy. Którzy w 2005 zagłosowali na kandydata PO a teraz zagłosowali na kandydata PiS, jak również tacy, którzy w 2005 zagłosowali na kandydata PiS, a teraz na kandydata PO. Zapewne byli też tacy, którzy w 2005 zagłosowali na Tuska a w 2010 zostali w domach, jak i tacy, którzy w 2005 zagłosowali na Kaczyńskiego a teraz zostali w domach (co zresztą widać w wynikach). Z tych co wyszli z domów w 2010, zapewne część (domyślamy się, że większa) zagłosowała na Komorowskiego), a część (domyślamy się że znacząco mniejsza) na brata zmarłego tragicznie prezydenta… Ale SYMARYCZNIE, BILANS JEST TAKI jakby 16 PE, którzy w 2005 zagłosowali na Kaczyńskiego w 2010 zostało w domach, a 43 PE, którzy wyszli z domów, zagłosowało na kandydata PO. I tak będziemy je w kolejnych latach analizować.
2015 – Liczba „potencjalnych elektorów”, którzy zostali w domach JEST TAKA SAMA jak w 2010 (447 PE)! Ponieważ łącznie liczba PE, którzy zagłosowali na kandydatów PO i PiS jest taka sama jak w 2010, można to analizować jako przepływ 25 PE z kandydata PO na kandydata PiS. Myślę jednak, że możemy z dużym prawdopodobieństwem założyć, że tak naprawdę kandydat PiS (Duda) „odzyskał” sporą część z owych 16 PE, którzy w 2005 zagłosowali na kandydata PiS, a którzy w 2010 zostali w domach + pozyskał dodatkowych (ponad 25 PE, które wynikają z bilansu) z elektoratu kandydata PO. Jakie to były liczby i dlaczego tak się stało nie jest przedmiotem niniejszych rozważań (brak danych szczegółowych).
2020 – DRASTYCZNY WZROST FREKWENCJI WZGLĘDEM ROKU 2015! Z domu wyszło dodatkowych 129 (447-318) „potencjalnych elektorów”! Ponieważ obaj kandydaci zanotowali wzrost liczby głosów, to bilansowo wygląda to tak jakby z tych 129 PE – 66 (334-268) zagłosowało na Trzaskowskiego, a 63 (348-285) na Dudę. Tak więc owi DODATKOWI PE, którzy wyszli z domu ROZDZIELILI SIĘ PRAWIE PO RÓWNO MIĘDZY OBU KANDYDATÓW (z niewielką przewagą +3 głosów na kandydata PO)
2025 – KOLEJNY (już nie tak duży jak w 2020) WZROST FREKWENCJI. Z domu wyszło kolejnych dodatkowych 35 „potencjalnych elektorów”. Obaj kandydaci zanotowali wzrost liczby głosujących. Bilansowo wygląda to tak, jakby z owych 35 dodatkowych PE, 18 (352-334) zagłosowało na Trzaskowskiego, a 17 (365-348) na Nawrockiego. Tak więc KOLEJNE WYBORY PREZYDENCKIE Z RZĘDU, w których mamy NIEMAL IDENTYCZNY PODZIAŁ PREFERENCJI WYBORCZYCH TYCH „POTENCJALNYCH ELEKTORÓW”, którzy wyszli z domu (z przewagą +1 na kandydata PO)
WNIOSKI Z ANALIZY: W ostatnich dwóch wyborach prezydenckich (2020 i 2025) mamy znaczący WZROST FREKWENCJI WYBORCZEJ, co oznacza wzrost liczby „potencjalnych elektorów”, którzy wyszli z domu i wzięli udział w wyborach. Jednakże zarówno w 2020 jak i w 2025 ten WZROST ROZŁOŻYŁ SIĘ NIEMAL PO RÓWNO MIĘDZY OBU KANDYDATÓW! Zarazem perspektywy dalszego wzrostu frekwencji wyborczej są coraz bardziej ograniczone. W starych, dojrzałych demokracjach, frekwencja na poziomie 75%, to bardzo dobry wynik, a frekwencja 80%, to już wynik, bardzo, bardzo dobry! Należy się więc spodziewać, że w wyborach w roku 2030 przyrost frekwencji będzie jeszcze mniejszy, ale równie dobrze frekwencja może być podobna a nawet niższa niż w 2020. Wszystko zależy od tego co przez te kolejne – spowite na razie mgłą przyszłości – 5 lat się w Polsce i na świecie wydarzy…
Zauważmy też, że ponieważ tych wyborców, którzy w poprzednich wyborach nie brali udziału, na pewno nie można uznać za „elektorat zabetonowany” (w przeciwnym razie już wcześniej poszliby na wybory i opowiedzieli się po którejś ze stron podziału PiS-PO), więc można przyjąć, że KAMPANIE WYBORCZE OBU KANDYDATÓW były wobec nich JEDNAKOWO SKUTECZNE! Wszak owi „nowi wyborcy” po wyjściu z domu rozdzielili swe głosy NIEMAL PO RÓWNO MIĘDZY OBU KANDYDATÓW! Wzrost frekwencji nie zadziałał na korzyść żadnego z kandydatów (no dobra – minimalnie był na korzyść kandydata PO). Wygląda na to, że jakiekolwiek były osobiste motywy „nowych wyborców” do wyjścia z domu i zwiększenia frekwencji wyborczej, to ich preferencje wyborcze replikowały się według tej samej „matrycy”, która „drukuje” preferencje wyborcze członków starych „zabetonowanych plemion”.
A jak wygląda owa „matryca”? Ano tak, że wszystko wskazuje na to, że nie „drukuje” ona według obiektywnej analizy poglądów ekonomicznych, społecznych i obyczajowych oraz moralności kandydatów… Wygląda na to, że ISTNIEJĄCY PODZIAŁ NA „DWA PLEMIONA” nie jest racjonalny, ale OPIERA SIĘ NA PEWNYCH „CECHACH TRWAŁYCH” WYBORCY, KTÓRE DETERMINUJĄ JEGO „PRZYNALEŻNOŚĆ PLEMIENNĄ” takich jak miejsce zamieszkania (dychotomia miasto-wieś, oraz Polska zachodnia i północna – Polska centralna i wschodnia), przynależność religijna (katolicy, prawosławni, protestanci), w sporym stopniu też wykształcenie, wiek czy tradycje rodzinne itp. Być może dochodzą też cechy osobowościowe i psychologiczne. Dawno temu czytałem pracę pewnego zachodniego naukowca, który dowodził, że osoby o pesymistycznym nastawieniu do życia są nieco bardziej skłonne głosować na partie konserwatywne, a osoby o optymistycznym nastawieniu do życia – na partie progresywne. Jakby nie było wyniki obecnych wyborów wydają mi się być mało powiązane z programami oraz przebiegiem kampanii wyborczej kandydatów…
Ja sam dobrze pamiętam, że POWTÓRNA WYGRANA DUDY pięć lat temu (w 2020) była TAKIM SAMYM ZASKOCZENIEM DLA WYBORCÓW I SZTABU PO, JAK I WYBORCÓW U SZTABU PiS (z „prezesem wszystkich prezesów” na czele). Również tydzień temu wyborcy i sztab PiS (bez względu co mówili po ochłonięciu) wydawali się TAK SAMO ZASKOCZENI wygraną sutene.. znaczy się kandydata PiS, jak i wyborcy i sztab PO. Przypomnijmy sobie, jak (parę tygodni temu) załamani byli niektórzy cytowani działacze/sympatycy PiS po ujawnieniu oszustwa z wyłudzeniem mieszkania przez ich kandydata, a potem o jego eee… „dodatkowej działalności” w Grand Hotelu („nie jest dobrze”, „katastrofa”, „przegramy wybory” itp.). Oznacza to, że preferencje którymi kierują się najmniej zabetonowani (owe 0-3 punktów procentowych) oraz nowi wyborcy obu głównych partii są WIELKĄ ZAGADKĄ zarówno dla działaczy i sympatyków PiS, jak i działaczy i sympatyków PO…
BYĆ MOŻE więc NAJLEPSZĄ STRATEGIĄ dla sztabów obu partii w kontekście wygrania najbliższych wyborów parlamentarnych (a w dalszej przyszłości kolejnych prezydenckich) jest… po prostu ROBIĆ SWOJE! A wtedy może NIEKTÓRZY z owych 0-3 punktów procentowych „ruchomego elektoratu” oraz NIEKTÓRZY z ewentualnych nowych „potencjalnych elektorów” zagłosują na daną partię według kryteriów racjonalnych, tj. oceniających DZIAŁANIE członków partii. Na RACJONALNE (tj. przez odwoływanie się do obiektywnych faktów) pozyskanie głosów z pozostałych 90-95% elektoratów obu głównych partii raczej bym nie liczył… Ale – jak słusznie zauważył jeden z komentujących mój pierwotny komentarz sprzed tygodnia – te od 2 do 5% „racjonalnych” głosów może wystarczyć do zwycięstwa partii która w duopolu PiS-PO jest w danym momencie w niewielkiej defensywie pod względem uzyskanych wyników. Aktualnie różnica ta wynosi tylko (i aż) 1.8%…
Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami dla czytelników Studia Opinii
Artur (Warmiak z Warszawy)

Bardzo dobra analiza – wymaga skupienia i poświęcenia czasu, aby nadążyć za tokiem myślenia autora. Czytałem pierwotny komentarz i bardzo się cieszę, że autor rozbudował swoją analizę. Przyznam szczerze, że jest to, moim zdaniem, jedna z najlepszych analiz poświęconych preferencjom elektoratu, którą miałem okazję czytać. I powiem więcej, w tej analizie jest więcej sensu i faktów, aniżeli inne dokonywane przez zawodowych socjologów i innych komentatorów życia publicznego. Pisałem już wcześniej, profesorowie i inni ludzie nauki zdecydowanie mniej trafnie dokonywali analiz. Paradoksalnie mniej widać i mniej się rozumie społeczeństwo z katedry uniwersytetu, aniżeli z podróży rodzinnych autora. Bardzo dziękuję. I mam nadzieję, że autor częściej się pokusi o artykuły na stronie.
Zgadzam sie w pełni. Swietna analiza, warta wiecej niż dziesiątki rozmów z czołówką polskich socjologów, którzy w zdecydowanej większosci trafiali kulą w płot. Kilkanaście lat temu rozmawiałem z pewnym ważnym politykiem PO. (nadal jest b. ważny, więc nazwisko pominę). Opowiadał o swoich wizytach na Podkarpaciu, w mateczniku PiS. Tamtejsi burmistrzowie, prezydenci miast i miasteczek, z uznaniem wyrażali się o polityce gospodarczej rządu PO. Chwalili budowę dróg, szpitali, pieniądze na aquaparki (ulubione w Polsce, jak chyba nigdzie indziej na świecie). A ilekroć ten ważny polityk PO zagadywał swych rozmówców: no to zagłosuje pan/pani na nas w nadchodzących wyborach, odpowiedź była taka sama: „nie wiem – z proboszczem jeszcze nie rozmawiałem”.
Pierwszy raz dziś się zaśmiałem – z tego proboszcza w ostatnim zdaniu. Ale to terapia doraźna, bo tak w ogóle, to nie do śmiechu z tą Polską peryferyjną.
Już dawno temu pisałem w SO, że wybory trzeba przełożyć na sobotę….:-)….