17.07.2025
Od kilu dni temat wystawy otwartej w lipcu w Muzeum Gdańska „Nasi chłopcy” jest gorący, Wypowiadają się przedstawiciele rządu, jego rzecznik, zabiera głos też wicepremier i minister obrony. Pod gmachem Ratusza Głównego w Gdańsku odbyła się niedawno demonstracja prawicowych organizacji i partii politycznych protestujących przeciwko temu, że ci „nasi chłopcy” to byli żołnierze Wermachtu walczący na frontach II Wojny. W mediach pełno jest wypowiedzi i informacji o tym, jakie to ciemne siły stoją za tak pomyślaną wystawą, w której podobno gloryfikuje się mundur Wermachtu oraz niemiecką III Rzeszę Adolfa Hitlera.
Proszony o opinię przez dziennikarzy powiedziałem, że nie wypowiadam się na temat wystawy, póki jej nie obejrzę – to ogólna, ale dobra rada dla wszystkich, którzy już się wypowiedzieli, ale wystawy nie widzieli.
Właśnie wróciłem z wycieczki na stare miasto, gdzie po przejściu jak zawsze pełnego turystów Długiego Targu i ulicy Długiej, na parterze Ratusza, w małej salce mieści się ta wystawa „Nasi chłopcy”. W małej sali, mała wystawa, jej obejrzenie i zapoznanie się z treścią tego co na planszach i tego co w gablotach zajmuje 30-40 minut.
To mała wystawa, ale naprawdę duży temat.
Wystawa dotyczy losów ludzi znajdujących się na terenach wcielonych do Rzeszy, w tym Wolnego Miasta Gdańska, których władze hitlerowskie wcielały po 42 roku do wojska, to znaczy do Wermachtu. Robiły to na podstawie swojego prawa o powoływaniu do armii ludzi mieszkających na tych terenach i spełniających kryteria formalne wieku. Ogłoszony początkowo przez niemieckie władze apel o dobrowolne wstępowanie do niemieckiej armii nie dał żadnych rezultatów i dlatego po rozpoczęciu planu Barbarossa – napaści na ZSRR, władze zarządziły pobór. Młodzi chłopcy, synowie i wnukowie mieszkających tam Kaszubów, zabierani zostali matkom i wcielani do Wermachtu. To był pobór, a nie dobrowolne zgłaszanie się do wojska. Odmowa była karana śmiercią albo obozem. Dotyczyło to kilkuset tysięcy ludzi . Na wystawie można czytać listy wysyłane tuż przed egzekucją tych żołnierzy, którzy próbowali zdezerterować z wojska, ale zostali złapani i zabici – rozstrzelani lub zgilotynowani. Wystawa opowiada o strasznych czasach, czasach wojny i okupacji, ale opowiada też o tym co działo się po 45 roku, o tym co i jak robiły polskie władze i jaką traumą dla całej rodziny był ten fakt przymusowej służby w wojsku niemieckim. Mamy tego słynnego „dziadka z Wermachtu”, którym Jacek Kurski zaatakował Donalda Tuska w trakcie kampanii wyborczej na urząd prezydenta.
Tak było kiedyś, ale tak jest i teraz gdy polska prawica, Jarosław Kaczyński ale nie tylko, patrz wicepremier Kosiniak Kamysz, mówią o tej wystawie, że im się nie podoba, że to psuje naszą narrację historyczną, że wpisuje się w niemiecką politykę historyczną.
Cały ten polityczny jazgot podnoszony przez ludzi, którzy wystawy pewnie nie widzieli, ale wiedzą, z góry wiedzą, co wiedzą i dlatego wystawa im się nie podoba. Bardzo celną jest uwaga zgłoszona przez profesora gdańskiego Uniwersytetu, kierownika katedry antropologii i znanego badacza dziejów Pomorza i Kaszub Obrachta-Prądzyńskiego, który w rozmowie z redaktorem Sekielskim powiedział, że całe to oburzenie na wystawę „Nasi chłopcy” bierze się stąd, że to określone siły polityczne chcą mieć wyłączne prawo do mówienia kto jest nasz, a kto nie jest nasz. Ta awantura o małą lokalną wystawę bierze się stąd, że jesteśmy w okresie silnej polaryzacji, silnej walki politycznej, w której granie dziadkiem z Wermachtu jest znowu użyteczne.
Trzeba pójść na wystawę do gdańskiego Ratusza, trzeba obejrzeć te eksponaty i poczytać te dokumenty, w tym listy pisane tuż przed śmiercią przez syna do matki, by poczuć czym był ten czas i co to znaczyło żyć na terenach III Rzeszy Adolfa Hitlera.
Minęły już lata, a duch brunatnego faszyzmu w polskiej polityce ma się dobrze. A nawet coraz lepiej…

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Kosiniak za samo określenie „polityka pamięci” powinien zostać pozbawiony wszelkich stanowisk! Do czego on nawołuje? Do urzędowego okłamywania narodu! Czym się różni od prezesa?
Mam podobne zdanie w sprawie tej wystawy. O jej znaczeniu świadczy także wściekłe ujadanie patriotycznych normatywistów. – Drobiazg: Długa i Ratusz to nie Stare, ale Główne Miasto. Stare zaczyna się za Podwalem Staromiejskim, tam gdzie Ratusz Staromiejski, Dworzec Główny, Rybaki Górne i Dolne, Radunia.. Obydwa – Stare i Główne – tworzą Śródmieście. .
OK, dziękuje za doprecyzowanie, mówiąc Stare Miasto mam na myśli to, że tu i tam architektura jest ta sama. Ale precyzja jest precyzja…
Gdyby nój wujek urodzony na Górnym ślasku był nieco starszy to też trafiłby do wehrmachtu. Taka prawda. Moj dziadek nie trafił pewno dlatego że.. był inwalidą wojennym.
Duopol i „polityka historyczna” prowadzą wprost do zakłamywania historii. Według tej pseudonarracji – Polacy na ziemiach wcielonych do Rzeszy w 1939 r. nie byli masowo, przymusowo wcielani do Wermachtu, a Żydzi byli wyłącznie ratowani przez Polaków. To zakłamywanie prowadzi do i tak niskiej świadomości własnej historii pośród szerokich rzesz naszych rodaków. O to właśnie chodzi PiSowi i prawicy, aby mieć posłusznych, durnowatych, zakłamanych i szowinistycznych a przy okazji klientelistycznych wyborców. A państwo polskie jakby skapitulowało, skoro Kosiniak powtarza takie głupstwa, a rzecznik rządu mówi równie niemądre rzeczy.
Ciekawe czy nasi chłopcy, generałowie i wyżsi oficerowie II RP, noszący mundury zaborczych armii, do których szkół oficerskich, nawiasem mówiąc, nie wcielano siłą, Dowbor-Muśnicki, Żeligowski, Anders, Rozwadowski, Szeptycki i dziesiątki a może setki innych, też budzą niesmak Kosiniaka-Kamysza tym psuciem ”naszej narracji historycznej”?
Dokładnie tak, w I Wojnie Światowej Polacy walczyli w armiach swoich zaborców i prawdziwy dramat gdy walczyli po obu stronach frontu -przeciwko sobie bo byli w różnych zaborach – Austrii, Prus i Rosji.
Czy wtedy również, obecny minister obrony Władysław Kosiniak Kamysz odmawiał by im prawa do tego, że to byli „nasi chłopcy” – ciekawe, bardzo ciekawe…
Stop temu szaleństwu, żeby coś mówić trzeba coś wiedzieć
Mało tego. Wynoszone pod niebiosa Legiony Piłsudskiego były częścią armii austriackiej i do tego podlegały nie bezpośrednio sztabowi generalnemu, a wywiadowi wojskowemu. Po wojnie alianci widzieli w tym przeszkodę, by cokolwiek Polsce przyznać. Dla nich były to „wrogie jednostki”.
Na szczęście mieliśmy generała Hallera (II brygada legionów), który pod Rarańczą przełamał front i przeszedł na stronę aliantów… W ten sposób alianci zachodni mogli uznać Polaków za członków ententy…
Historia jest dużo bardziej wielobarwna niż chcieli by to widzieć politycy.
Dzień dobry
A co by nasi (pożal się boże) patrioci powiedzieli o admirale Unrugu?
Dowódca polskiej obrony Wybrzeża był przecież… rodowitym Niemcem!
Co więcej, w czasie wojny miał kuzyna, będącego oficerem… niemieckim!
Czy JEGO TEŻ kosiniak kamysz uzna za niegodnego noszenia polskiego munduru?
Znaczy trzeba będzie ZNOWU przemianowywać ulicę w gdyńskim Pogórzu… 🙁
Jeśli chodzi o Unruga to można o nim opowiadać godzinami 🙂 Przecież pierwsza jednostka marynarki wojennej RO po odzyskaniu niepodległości była … kupiona przez niego prywatnie w Hamburgu. W czasie I wojny była m.in. dowódcą niemieckiej łodzi podwodnej, a potem wykładowcą w Kilonii.
W czasie pobytu w oflagu był mężem zaufania naszych oficerów d/s kontaktów z niemieckim dowództwem obozu. Do czasu aż … zapomniał języka niemieckiego po nieuczciwym zagraniu Niemców wobec polskich jeńców.
To był człowiek z innego świata. Można powiedzieć, ze uratował tyłek Hitlerowi, bo artylerzyści z Helu chcieli zbombardować Grand Hotel w Sopocie, gdzie Adolf akurat przebywał. Unruga nie pozwolił ze względu na to, ze większość tam przebywających było … cywilami, anie to nie honor dla żołnierza atakować cywilów.
Jeszcze nie wiedział, ze ten jego świat właśnie się skończył.
Tak czy owak piękna postać.