Stanisław Obirek: Dzieci Moczara9 min czytania


27.09.2025

Książkę Pawła Machcewicza, Narodowy komunizm po polsku. „Partyzanci” Moczara przeczytałem jednym tchem. Nie jestem w tym odosobniony. Wiem od kilkorga znajomych, że zdarzyło im się to samo. Przeczytałem też w Polityce rozmowę Machcewicza z Marcinem Zarembą zatytułowaną wymownie „Kto nie z Mieciem tego zmieciem”, z której można się dowiedzieć dlaczego w ogóle podjął ten temat. Niezależnie od tych przyczyn ważne jest, że w zamyśle miał to być również głos w toczącej się debacie na temat polskiej tożsamości, której korzenie tkwią jak się okazuje właśnie w latach 60-ych. Myślę, że jednym z powodów wciągającej narracji jest dobór źródeł znacznie przekraczających tradycyjny warsztat historyka. Machcewicz chętnie sięga do literatury, dzienników znanych pisarzy, ale też do licznych odpowiedzi na ankiety tzw. statystycznego Polaka, danych statystycznych, pisze o filmach, tropi powody, dla których niektóre teksty (książki i artykuły) szczególnie rezonowały w przestrzeni publicznej. Owszem, sięga do materiałów partyjnych, czy zawartości archiwów (w tym IPN), ale robi to dyskretnie, jakby mimochodem. Tworzy, po prostu, niezwykle barwny kalejdoskop głosów i obrazów, w którym czytelnik odnajduje znane kształty, ale opowiedziane na nowo.

Mało pisze o Kościele, ale kilka wzmianek (Moczar zachwycający się nabożeństwami majowymi!) sprawia, że nie zostaje zupełnie zapomniany. Lektura książki pozostawiła jednak niedosyt, bo wydaje mi się, że kler zasługiwał na większa uwagę, zwłaszcza niektórzy biskupi, którym zapewne do wizji Polski prezentowanej przez Moczara i jego wyznawców było bardzo blisko. Na pewno wizja katolicyzmu prymasa Stefana Wyszyńskiego w wielu punktach współbrzmiała w wizją Moczara, a antysemityzm był niewątpliwie ich wspólnym sposobem postrzegania rzeczywistości. Być może na ten temat należałoby napisać inną książkę, może odwołującą się do równie nieoczywistych źródeł, bo przecież na archiwa kościelne wciąż nie można liczyć.

Może warto powiedzieć kilka słów o Pawle Machcewiczu. Jest nie tylko historykiem i nauczycielem akademickim oraz autorem wielu ważnych książek. Jest też osobą publiczną, która współtworzyła przynajmniej dwie ważne społecznie instytucje. Pierwsza to Instytut Pamięci Narodowej, w którym od sierpnia 2000 do stycznia 2006 był dyrektorem Biura Edukacji Publicznej.  Był to okres szczególnie ważny dla tej instytucji gdyż właśnie w 2000 roku wybuchła sprawa mordu dokonanego przez polskich sąsiadów na Żydach w Jedwabnem 11 lipca 1941 roku sprowokowana publikacją książki Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”. Gdy organizowałem spotkanie w Krakowie w Centrum Kultury i Dialogu działającym przy Kolegium Księży Jezuitów, było dla mnie oczywistym, że jednym z zaproszonych gości był właśnie Paweł Machcewicz. Dyskutowali z nim filozof Jan Woleński i teolog Waldemar Chrostowski. To były czasy, kiedy w Polsce się zderzały różne racje na jednym spotkaniu. Machcewicz występował właśnie jako przedstawiciel IPN, Jan Woleński jako filozof o żydowskich korzeniach, a Chrostowski właśnie wtedy objawił się jako antysemita zadając Woleńskiemu wprost pytanie, czy jest on Żydem. Jednak rozmowa się odbyła i choć towarzyszyła jej wysoka emocjonalna temperatura to uczestnicy starali się używać argumentów, a nie inwektyw. Niestety nie mam zapisu tej debaty, która rzuciłaby zapewne ciekawe światło również na dzisiejszą sytuację.

Dopiero po latach doszło do tak wielkiej polaryzacji, że poszczególne grupy spotykają się tylko we własnym gronie i utwierdzają się w „jedynej słusznej prawdzie”. Wtedy inny był nie tylko IPN, ale i Polska. W listopadzie 2008 Machcewicz został dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Kierował tą placówką do kwietnia 2017. W obu tych instytucjach zaznaczył swoją obecność podejściem rzeczowym i kompetentnym wpisując je w międzynarodowy dyskurs na temat tragedii jaką była dla Europy druga wojna światowa. Niestety w obu tych instytucjach jego dorobek został zniweczony przez następców specjalizujących się nie tyle w historii ile raczej w polityce historycznej.

Książka, o której mowa, nosi w sobie również cechy wspomniane wyżej. Jest kompetentna (w wielu zresztą elementach nawiązuje do wcześniejszych publikacji autora) i wpisuje polski dyskurs historyczny w międzynarodowe dyskusje na temat znaczenia ideologii i dyskursu właśnie. Dla osób mojego pokolenia ma też walor biograficzny, gdyż porusza wiele spraw znanych nam z własnego doświadczenia i można je z narracją znaną z opowieści rodzinnych porównać. Muszę przyznać, że to porównanie wytrzymywało pamięć indywidualną.

Pozostaje mi przywołanie kilku co cenniejszych fragmentów, by zachęcić do osobistej lektury. Zacznę od zakończenia, które jest pouczające, bo wskazuje na częściowy przynajmniej sukces Mieczysława Moczara i jego wyznawców. Udało im się narzucić znacznej części społeczeństwa polskiego nie tylko swoją narracje, ale również przekonanie, że jest ona zgodna z obiektywną prawdą historyczną. Najpierw tej sztuki dokonał Władysław Gomułka, któremu udało się przekonać polskie społeczeństwo do komunizmu o narodowej twarzy. W jego ślady poszedł Moczar: „W 1956 roku miliony Polaków uważały I sekretarza za bohatera narodowego, przeciwstawiającego się radzieckiemu dyktatowi. Później to Moczar i jego obóz uczynili kolejny ważny krok w stronę ‘unarodowienia’ polskiego komunizmu, przejmowania jako własnych tych części rodzimej historii i tradycji, które we wcześniejszym okresie były marginalizowane, otwierania się na nowe środowiska”. I właśnie w tym Machcewicz upatruje główny sukces moczarówców: „Niezależnie od fiaska planu przejęcia władzy przez ‘partyzantów’ próbę należy uznać za przynajmniej częściowo udaną. Zmieniła ideowe oblicze władzy i źródła legitymizacji obozu rządzącego, zbliżyła do niego istotną część społeczeństwa”.

Wspomniałem wyżej o zorganizowanej u jezuitów w Krakowie debacie na temat zbrodni w Jedwabnem z udziałem Machcewicza. W omawianej książce wskazuje on jak istotną była ta debata, a jej ogólnonarodowy wymiar zmienił postrzeganie samych Polaków i ich roli w Holocauście: „Tak naprawdę dopiero ujawnienie w 2000 roku zbrodni w Jedwabnem, dokonanej na Żydach przez ich polskich sąsiadów i opisanej w książce Jana Tomasza Grossa, rozpoczęło stopniowy proces kruszenia utrwalonego dominującego sposobu postrzegania postaw Polaków w stosunku do Żydów. Zapoczątkowane wówczas badania naukowe i będące ich efektem publikacje ujawniały dużą skalę wrogości i przemocy wobec Żydów ze strony ludności polskiej. Wyniki badań budziły silny sprzeciw znacznej części opinii publicznej, a także klasy politycznej, obrońców heroicznego obrazu uformowanego w latach sześćdziesiątych.” Jak dobrze wiemy, tych obrońców jest szczególnie wielu w szeregach polskiego kleru, publicystów i polityków prawicowych. Warto zadać sobie pytanie, które zresztą wielokrotnie pada w Narodowym komunizmie po polsku, czy zdają sobie oni sprawę, że są dziećmi właśnie Moczara i wnukami Dmowskiego. Na te wcześniejsze antecedencje wskazuje Paweł Machcewicz zastanawiając się nad źródłami antysemityzmu moczarówców: „Możemy i powinniśmy sięgać jednak jeszcze dalej w przeszłość. ‘Antysyjonistyczną kampanię’ ‘partyzantów’ porównałem do rozbudzania przez endecję ‘paniki moralnej’ wokół napływu do Królestwa Polskiego przed wybuchem I wojny światowej Żydów z głębi Rosji. Zbiorowe myślenie i emocje Polaków żyjących wówczas nad Wisłą były z kolei kształtowane przez wcześniejsze doświadczenia nieudanych powstań narodowych, następujących po nich represji, rusyfikacji, a także rozbiorów i utraty własnej państwowości. To ostatnie zdarzenie należało do jeszcze odleglejszej przeszłości, ale było stale obecne, przynajmniej wśród elit społecznych, w przekazywanym z pokolenia na pokolenie kodzie kulturowym. Pod wpływem tego dziedzictwa kształtowało się wyobrażenie o Polsce jako ‘oblężonej twierdzy’, otoczonej potężnymi wrogami, i przekonanie, że Polacy są narodem wyjątkowym, który wycierpiał więcej niż inni”. Jak widzimy dzisiejsza mentalność radykalnej prawicy i fundamentalistycznego kleru katolickiego ma swój precyzyjny rodowód, który nie przynosi jej szczególnej chwały.

Nawiasem mówiąc problem stosunku do Żydów, czy jak wówczas mówiono do syjonizmu, potraktowany niezwykle obszernie w książce Machcewicza, zasługuje na uważną lekturę również z tego powodu, że w dzisiejszej debacie na temat Izraela i prowadzonej przez niego wojny z terrorystyczną organizacją Hamasu można również dostrzec elementy ówczesnej propagandy ‘partyzantów’. Celowali w tym szczególnie dwaj publicyści, a właściwie ówczesne gwiazdy medialne Tadeusz Walichnowski, główny „specjalista” od spraw syjonizmu i Ryszard Gontarz jeden z głównych propagandzistów. Ten pierwszy przekonywał, że „Izrael i światowe organizacje syjonistyczne zawarły strategiczny sojusz z Niemiecką Republiką Federalną. W zamian za odszkodowania oraz ogromną pomoc gospodarczą i militarną Żydzi podjęli się historycznego zadania ‘rehabilitacji NRF wobec światowej opinii publicznej za zbrodnie hitlerowskie. […] Nikt inny nie mógł tego zrobić lepiej niż sami Żydzi – ofiary hitlerowskiego reżimu’. Wybielaniu Niemców służyło przerzucanie winy na Polaków: ‘Myślą przewodnią kampanii oszczerstw jest teza o rzekomej odpowiedzialności narodu polskiego za wymordowanie Żydów przez Niemców. Ani słowa nie wspomina się o uśmiercaniu Polaków przez hitlerowskie władze okupacyjne za najmniejszą pomoc okazywaną Żydom’. Zdaniem autora pomoc ta miała charakter masowy, a ceną za nią były straszliwe represje: ‘Brak jest wprawdzie danych statystycznych, które by pokazywały, ilu spośród Polaków zginęło za pomoc udzieloną Żydom. Można jednak śmiało wysunąć twierdzenie, że z tego powodu zginęło więcej Polaków z rąk oprawców hitlerowskich aniżeli żołnierzy amerykańskich w walkach z wojskami hitlerowskimi w czasie drugiej wojny światowej’. Dla informacji czytelnika autor podaje, że Amerykanów zginęło nieco ponad dwieście tysięcy. Wpisał się więc w budowanie mitologii polskiej o masowej pomocy dla Żydów, jeden najtrwalszych elementów moczarowskiej spuścizny ideowej”. No właśnie, czy czytając dzisiaj Rafała Ziemkiewicza, Pawła Lisickiego Jerzego Roberta Nowaka, Ewę Kurek czy nawet księdza Waldemara Chrostowskiego nie odnosi się wrażenia, że tak naprawdę czyta się Walichnowskiego i Gontarza? Również dlatego warto sięgnąć po Narodowy komunizm po polsku. „Partyzanci” Moczara by zdać sobie sprawę, że dzisiejsi obrońcy ‘dobrego imienia Polski’ tak naprawdę powielają sprawdzone już w latach 60-tych propagandowe kalki. Czy dziś będą równie skuteczne to się okaże. Lektura książki Pawła Machcewicza może być skuteczną na nie odtrutką.

<strong>Stanisław Obirek</strong>
Stanisław Obirek

 (ur. 21 sierpnia 1956 w Tomaszowie Lubelskim) – teolog, 
historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita.

 

8 komentarzy

  1. slawek 01.10.2025 Odpowiedz
  2. Stanisław Obirek 01.10.2025 Odpowiedz
  3. Józef 01.10.2025 Odpowiedz
  4. slawek 01.10.2025 Odpowiedz
  5. Mic 02.10.2025 Odpowiedz
    • Senex 12.10.2025 Odpowiedz
    • Senex 12.10.2025 Odpowiedz
  6. Mic 13.10.2025 Odpowiedz

Odpowiedz

wp-puzzle.com logo