2013-06-05. Takiego skoku cywilizacyjnego, jakiego jesteśmy świadkami i uczestnikami w naszych czasach nie było nigdy wcześniej, licząc od epoki kamienia łupanego. Internet oraz inne środki komunikowania, podbój Kosmosu i skala, głębia poznania Wszechświata, czy choćby milowy skok w naukach medycznych, wszystko to i różne jeszcze wspaniałe odkrycia, osiągnięcia umysłu człowieka przyprawiają o zawrót głowy. Żyjemy w epoce, o jakiej jeszcze kilka dziesięcioleci temu, najwybitniejsi futuryści nawet nie śnili.
Inną kwestią jest to, czy zawsze potrafimy dobrze korzystać z tych zdobyczy? Wszak są one również na usługach tych, którzy toczą wojny itp. itd. Mają wiele innych negatywnych stron, jeśli znajdują się w rękach ludzi złych, głupich czy choćby źle wychowanych.
Najwybitniejszy polski pianista, światowej klasy Krystian Zimerman znany jest z tego, że w przypadku niewłaściwego zachowania widzów podczas koncertu przerywa grę. Zresztą nie on jeden. Doszło do tego również w tych dniach.
– Czy mógłby pan przestać? – miał zapytać Zimerman osobę filmującą z galerii jego występ na festiwalu w Niemczech. Chwilę po zadaniu tego pytania pianista przerwał koncert i zszedł ze sceny. Widz nagrywał wirtuoza smartfonem.
Jestem melomanem. Często bywam na koncertach. Nie tylko w Warszawie. Nierzadko znajdzie się widz, który nie wyłącza telefonu komórkowego, ten dzwoni w najmniej stosownym momencie, podczas wykonywanie utworu. Zdarza się to najczęściej wówczas, gdy na sali znajdują nie „zawodowi” melomani, lecz przygodni goście, najczęściej jacyś tam VIP-owcy czy bankowcy – sponsorzy, uważający, że wszystko im wolno, a więc klaszczą tam, kiedy obowiązuje cisza, wiercą się z nudów itp.
W tej całej historii z festiwalu w Niemczech oburza mnie przede wszystkim co innego – komentarz „dziennikarza”. Uważa on, że Zimerman, jak i dyrektor festiwalu, który zachowanie widza zakwalifikował jako kradzież praw autorskich, nie mają prawa się oburzać. „Pismak” uznał ich zachowanie jako przygnębiające, bo pokazuje jak obaj panowie kompletnie nie odnajdują się we współczesnym świecie. Jakoby korzystanie z telefonu komórkowego podczas koncertu fortepianowego Bacha czy też nagrywanie smartfonem symfonii Mozarta wykonywanej w filharmonii nie może być zakazane. We współczesnym świecie – zdaniem owego odkrywcy współczesności – obowiązuje bowiem wolnoć Tomku w swoim domku!
Człowiek to styl. Niezależnie gdzie i w jakich czasach. Jeśli niewierzący wchodzi do kościoła – zdejmuje nakrycie głowy, jeśli wchodzi do synagogi – ma zakrytą głowę. Jeśli wchodzisz na salony, zdejmujesz gumiaki i zakładasz półbuty. Są zasady, które nie osłabiają demokracji, lecz ją wzbogacają.
Ja tu gadu-gadu, ale oto przypomniał mi się obrazek z „Trylogii” Sienkiewicza, gdy wyrwany ze snu Jan Onufry Zagłoba, który nie wiedząc o czym towarzystwo gawędziło, trafił w samo sedno rozmowy i zawołał gromkim głosem: cham chamem!
Jerzy Klechta
Brawo!Pozwolę sobie na uwagę, że przyspieszenie cywilizacyjne doprowadzi kiedyś do dramatu. Czytałam w zamierzchłych czasach książkę bogato ilustrowaną, pokazującą jak daleko może zajść człowiek. Ostatnia fotografia pokazuje pustynię w którą zamieniły się miasta. Podpis: „Oto cena, którą przyjdzie zapłacić za szczyty możliwości ludzkich”. Wszelkie „cacka” mogą doprowadzić nie tylko do przerwania koncertu genialnego pana Zimermana (i kretyńskich komentarzy), ale również do tego, że któryś z „mocarzy” naciśnie nieodpowiedni przycisk i nas razem z cywilizacją diabli wezmą.Pozdrawiam 🙂
To głupio tak stać na poważnym, czy nawet niepoważnym koncercie z wyciągniętą łapą ze świecącym smartphonem. Rzeczywiście nieelegancko. Ale co będzie gdy rozpowszechnią się okulary googla niemal nie odróżniające się od tych normalnych będąc jednak zaopatrzone w kamery, mikrofony i ekrany? Koniec świata? Dla Zimmermanna i innych artystów?
Brawo za podjęcie tego tematu. Niestety, mam wrażenie, że brak znajomości podstawowych zasad dobrego wychowania (ogólnie mówiąc)staje się codzienną uciążliwością we wszystkich miejscach publicznych.
Jeszcze niedawno jedzenie w kinie (szeleszczenie papierkami)było niedopuszczalne. Dzisiejsze młode pokolenie nie wyobraża sobie seansu filmowego bez popcornu, chipsów, coli itp. Jeszcze trochę, a przeniesie się to do teatrów i filharmonii. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że oni nie widzą w tym nic złego.
A grzeczność, uprzejmość, kindersztuba uważane jest za frajerstwo i słabość.
nie wiem jak brak nakrycia glowy w synagodze, kwalifikowac do kradziezy praw autorskich, ale rozumiem ze obecne prawodawstwo nie chroni kultury – i w tym „pismak” mial racje.
Nijak się tego nie da w taki sposób zakwalifikować. Chodzi bowiem po prostu o właściwy dla miejsca obyczaj. Konwenans, jeśli pan woli. A konwenanse to nie „burżujska wydumka”, tylko utarte dziejowo rytuały ułatwiające życie. Takie kody kulturowe; jak na przykład to, że do niektórych ryb używa się noża, a do innych – nie. W tym kontekście sprawa naruszenia praw autorskich Mistrza jest tu wtórna, choć też bardzo istotna. Istota sprawy leży w chamstwie i włażeniu do salonu w gumiakach, a nie w naruszeniu prawa.
@Anna: no proszę, znaczy dochodzimy powolutku do poziomu Arabów sprzed trzydziestu lat. Kiedyś tam, w Bagdadzie, poszedłem do kina na hinduski film. Był koszmarny, sala marnie klimatyzowana, ale roznosili lody. Więc kupiłem. Po chwili stwierdziłem, że inni palą papierosy. Film był koszmarny, więc – dla odprężenia – też zapaliłem. Wtedy zauważyłem masturbacyjne manipulacje niektórych sąsiadów. Trzeciej ręki nie miałem, więc zrezygnowałem z dalszej rozrywki i schylając się dyskretnie poczołgałem do wyjścia. To był błąd. Wywołałem „stampedo”. Bo oni doszli widać do wniosku, że zostawiłem pod siedzeniem bombę. I teraz próbuję niespostrzerzenie… To właśnie była taka wielopiętrowa, chorobliwa sytuacja.
_____________________________________________________________
@Autor: czepiam się: pismak to potoczne, pejoratywne określenie. Moim zdaniem cudzysłów niepotrzebny. Moje „stampedo” też byłoby raczej – jako słowo obce – kursywką, ale w tym edytorze nie ma tej możliwości.
@Angor
Popcorn w kinie nie przyszedł do Polski od Arabów lecz raczej z Zachodu, gdzie jest w kinach od dziesiątków lat wcinany. A ludzi nie przynoszą go zwykle z domu lecz kupują je w kinach wypełniając kiesy te kina prowadzących.
.
Więc nie przesadzajmy. Zresztą przy tym hałaśliwym chłamie wyświetlanym dzisiaj w kinach takie szeleszczenie, chrupanie, mlaskanie nie robi dla „duchowej” strawy niemal żadnej różnicy.
Niektórym – robi. Z tego powodu przestałem chodzić do kina.
To dokładnie jak ja. I to już dawno. Mniej więcej wtedy, gdy się przekonałem, że filmach pozostały już tylko efekty specjalne. Oczywiście od czasu do czasu robię wyjątek, ale starem się raczej chodzić do kin specjalnych gdzie nie sprzedają popcornu lecz dbają o repertuar.
Jak mówią niektórzy dzisiejsi młodzi ludzie: dokładnie.
A jednak jest….
Przyznaję, że jestem w rozkroku.
Bo z jednej strony autorytet artysty, Sztuka, dobre wychowanie itd.
Ale z drugiej strony czy ta reakcja nie była zbyt histeryczna?
Rozumiem, że chodziło o nagrywanie, a nie o sam fakt obecności smartfona na sali koncertowej.
Czy jakość nagrania na smartfonie lub z YT może zastąpić wysłuchanie koncertu na żywo albo z profesjonalnego krążka? Myślę, że wątpię.
Podobnie zdjęcie „Bitwy Grunwaldzkiej” zrobione telefonem nie nadaje się do powieszenia na ścianie salonu. Za to może stanowić miłą pamiątkę lub dowód uczestnictwa w przygodach intelektualnych.
.
Czy p. Zimerman naprawdę wierzy w to, że ktoś zbije kokosy na amatorskim nagraniu jego koncertu?
Raczej nie zbije. Natomiast może zachęcić innych do pójścia na koncert. Podam przykład osobisty: na YT można znaleźć tragiczne technicznie filmiki z koncertu chóru Aleksandrowa w Polsce. Dzięki nim udowodniłem rodzinie, że – gdy znów będą w Polsce – koniecznie trzeba będzie posłuchać ich na żywo.
Czy prawdziwy meloman siądzie w fotelu z czymś dobrym do konsumpcji i zatopi się z upodobaniem w trzaskach amatorskiego nagrania? Trudno to sobie wyobrazić. Za to swego czasu podawano wyniki badań z których wynika, że obejrzenie/wysłuchanie utworu na YT zachęca do kupienia biletu na koncert lub oryginalnego krążka.
.
A tak ogólnie myślę, że wkrótce zmienią się regulacje związane z prawami autorskimi, bo zaczynamy dochodzić do absurdów.
.
Pozostaje jeszcze kwestia dobrych obyczajów, ale nie będę tego komentował. Przypomnę jedynie, że normy się zmieniają – np. kiedyś w dobrym tonie było całowanie kobiet w rękę.
Staje w obronie Marka Twardowskiego! Nasuwa sie pytanie czy aby p. Zimerman, wybitny artysta lekko nie przesadzil. Na koncerty chodza ludzie tacy i tacy. Jedni kontempluja muzyke, a inni nie wiedza co zrobic z facetem ktory „miota” sie na scenie. Aby moc sie pochwalic na swojej klatce schodowej, ze widzial slynnego czlowieka udowodni to nagraniem. Tyle i nic wiecej. Zyczylbym sobie poblazliwosci tak wielkiego czlowieka jakim jest p. Zimerman i aby nie zwracajac uwagi na plebejusza reszcie publicznosci oszczedzil fochow. (nie chodze do kina, bo wkurza mnie chwaszczenie papierkami).
Pozdrawiam
Peter Ungeheuer
@MT
Nie uważam, by reakcja Zimmermana była histeryczna. Nie mógł zapewne wiedzieć z racji odległości, czy to jest telefon, czy profesjonalny sprzęt do nagrywania. Niestety, i taki istnieje w formie zminiaturyzowanej. Pomijam sprawę chamstwa nagrywającego.
.
A a propos Aleksandrowa – zna Pan np. „Horst Wessel Lied”, albo „Badenweiler Marsch”? Świetne, nieprawdaż? I mundury SS były ładniejsze… Może zarekomenduje Pan te utwory swojej rodzinie?
@ Marek Twardowski:
Myślę,że normy obyczajowe aż tak szybko się nie zmieniają. Pewne konwenanse można uznać za trwale w naszą kulturę wpisane. Dlaczego tak jest? Bo – jak zauważył red. Miś – dobre obyczaje służą ułatwianiu sobie nawzajem życia. A na czym polega owo ułatwienie? Otóż najczęściej na niesprawianiu przykrości ludziom w pobliżu się znajdującym, na powstrzymaniu się od naruszania ich strefy prywatności. Naruszanie takiej strefy nastąpić może na tyle sposobów ile mamy zmysłów, bo nimi przecież odbieramy świat zewnętrzny. Dlatego irytuje niektórych z nas wrzeszczący na cały tramwaj komórkowiec, czy też rasistowskie bohomazy na murach( choć to już nie tylko zmysłów rzecz ). A jeszcze inni narzekają na brak dostatecznej higieny współobywateli.
@Marek Twardowski, są czynności wymagające skupienia. Na pewno jedną z nich jest „tworzenie na żywo”, bo tak można by określić koncert. Teoretycznie obu stronom, twórcy i odbiorcom powinno zależeć na odpowiedniej jakości. Ale do tego potrzebne są warunki. Błyski smartfonów i czegokolwiek innego nie przeszkadzałyby w rąbaniu drewna, w koncercie na pewno tak. To tak technicznie, a co do reszty, to przedmówcy powiedzieli już wszystko.
Aaaa… bo zapomniałem. Chamstwo może być motorem gospodarki poprzez wyzwolenie nowych, nieznanych dotąd inicjatyw. Widziałem w mieście zaproszenia na seanse filmowe „bez popcornu i hot dogów”. Bilety nieco droższe. Polak potrafi! 🙂
Dobre! Wyborne!
@BM
alez zgadzamy sie z wyjatkiem tezy o wtornosci. prosze wskazac inne narzedzia prawne ktorymi pianista mogl skutecznie chronic swoja kulture. srodki zastepcze jak w tym przypadku „prawa autorskie” nie sa wtorne, sa dostepne – „pismak” to zauwazyl.
Co do przeszkadzania w koncercie – zgoda. Wszelkie zakłócenia, błyskania, dzwonki, itp – to czyste chamstwo.
.
Ale pianista protestował przeciw NAGRYWANIU („Wyjaśniał, że kiedyś stracił wiele kontraktów, przez to, że muzyka którą chciał grać, była już dostępna w Internecie. – YouTube ogromnie niszczy muzykę – powiedział pianista.” – cytat za http://kultura.gazeta.pl/kultura/1,114526,14035017,Zimerman_przerywa_swoj_koncert___YouTube_niszczy_muzyke_.html#BoxKultTxt ). I w mojej wypowiedzi odniosłem się właśnie do nagrywania.
A przy nagrywaniu smartfonem nic nie błyska i nie hałasuje. Przed chwilą sprawdziłem. Można co najwyżej zobaczyć charakterystyczny układ ręki człowieka trzymającego ów smartfon.
O czym tu dyskutować?
Dzielić włos na czworo, relatywizować, uuuuu, aaaaaa, co mu szkodzi itd?
Skoro artysta nie życzy sobie i nagrywanie go – za przeproszeniem – wkurwia, to nagrywać nie należy.
Proste jak drut i w żołnierskich słowach.
Zimmerman sprzedał muzykę przez chwilę, atmosferę, nie jej zapis.
@klaskanie tam, gdzie klaskać się nie powinno.
Przypomina mi się anegdota o czwórce Niemców słuchających we Włoszech „Aidy”. Po arii pojawiły się oklaski 3996 słuchających opery Włochów. Niemcy zaczęli dawać im znaki, że absolutnie w tym momencie nie wolno klaskać, bo to nie koniec aktu 🙂
Tak — z oklasków można wyczytać, na ile obyci z muzyką są słuchacze; ale czy większa swoboda nie byłaby czymś lepszym? Lepiej pokazującym odbiór muzyki?
(Muszę też przyznać, że po trzeciej część VI Symfonii Czajkowskiego potrafiłem klaskać, nawet gdy już wiedziałem, że nie powinno się…)
@oczywistość nowych technologii:
Przywykłem, że na początku koncertu fotografuję wykonawców (i na końcu czasem też). Nie w trakcie — nie chcę przeszkadzać (sobie, jako odbiorcy, też). Nie fotografuję też, gdy wyraźnie o to proszą organizatorzy.
Ale — zdarzyło mi się spotkać inne podejście, czyli przyzwolenie na fotografowanie (i rejestrowanie) wybranego fragmentu koncertu. Dla tych, którym zależy na jakiejś pamiątce koncertowej to wystarcza, a i wykonawcom przeszkadza umiarkowanie.
Krystian Zimerman podobno wyjątkowo nie lubi mezzo forte — ma być albo fortissimo, albo piano. I w podejściu do rejestracji też brakuje mi u niego zdrowego umiaru.
W tym przypadku zupełnie niepotrzebne były krytyki YouTube’a i całe dorabianie „filozofii”.
Wykonawca muzyki niszowej a taką jest obecnie muzyka klasyczna zawsze daje z siebie wszystko. Całą jaźń.
To jest niewyobrażalny wysiłek intelektualny poparty ciężką wieloletnia pracą na instrumencie.
Sala koncertowa to świątynia gdzie rządzą dźwięki wymagające absolutnej ciszy i nieruchomej, wręcz zamarłej widowni. Koncert na żywo to misterium mowy ludzkiej będącej niczym innym jak dźwiękami. Muzyk jest kapłanem. Nielicznym zostało dane tyle talentu aby przemówić do ludzi za pomocą instrumentu. Zimerman jest tym wybrańcem, potrafi to robić i należy się jemu szacunek wyrażany ciszą. Obowiązkiem słuchacza jest nie przeszkadzać. Nie jest istotne czy będzie to kaszel, aparat fotograficzny czy jakieś inne najnowsze urządzenie do nagrywania.
Nikt Zimmermana o zgodę nie pytał, no bo po co? Nieprawdaż?
Tak tylko sobie rusza palcami po klawiszach i nie zawsze słychać dobrze co gra. Zadufek a nie artysta…
Cieszy dyskusja na temat tzw. kulturalnego zachowania i chamstwa. W istocie większość z osób, które dotąd zabrały głos wie o co chodzi.Ale chamskiemu zachowaniu gdzie bądź, na koncercie symfonicznym czy choćby w metrze – trzeba się przeciwstawiać,nawet jeśli stoi się na straconych pozycjach.Jeśzcze wyjaśnienie dot.Kristiana Zimermana.To nie pierwszy raz, gdy przerwał koncert na skutek niewłaściwego zachowania widzów. Nie pieniądze nim kierują, ma ich sporo. Np. swego czasu w Warszawie odszedł od fortepianu, gdy zadzwonił tel.kom. Są wirtuozi tak wrażliwi, że przerywają występ, gdy na widowni słychać uporczywe kasłanie. Gra Mistrza to nie jakieś tam pitolenie, lecz odtwarzanie utworów nie z tego świata, pozaziemskich proszę Państwa. Pamiętajmy, że koncertowanie na poziomie naszego Mistrza czy jeszcze kilka innych wybitnych – to nie gra w cymbergaja. A kto tego nie akceptuje i muzyka Beethovena, Bacha, Schuberta, Lutosławskiego go nie interesuje i się na niej nie zna, jego sprawa, nie pchaj się tam, czego nie pojmujesz. Żyj sobie szczęśliwie, ale daj żyć innym. Jerzy Klechta
Oczywicie kaszel czy telefon dzwoniacy moga przerwac skupienie i nastroj. Bo naszym zmyslem pracujacym w czasie koncertu jest wlasnie sluch. Wyciagnieta reka z telefonem? Jak sie dobrze siedzi, to nawet nie potrzeba wyciagac reki. Ludzki mozg ma zdolnosc wylaczania wielu zmyslow i peryferyjnego widzenia w momencie skupienia. Dlatego po jakims czasie ogladania filmu w kinie, nawet jak ludzie naokolo jedza popcorn czy sie ruszaja, widzimy i slyszymy tylko ekran. Gorzej, gdy film nas nie zainteresuje, wtedy zaczynamy dostrzegac skrzeczaca rzeczywistosc.
Krystian Zimmerman jest znany ze zdecydowanych reakcji i sam nie jest aniolem. Ale Magog powyzej pieknie opisal czym jest tworcze odtwarzanie utworu w sali koncertowej. Dlatego najlepiej siedziec cicho i nie przeszkadzac. Bo coz wart jest koncert, gdy na glos instrumentu nalozy sie szelest z pobliza czy kaszel z oddali?
A co do nagrywania, nie widze szans na pozbycie sie problemu. Chyba ze elektronika bedzie zabierana przy wejsciu…
Niestosownie można się zachować również, że tak się wyrażę, bezdżwięcznie. Minęły już chyba ze trzy lata, a ja nadal mam w oczach pewną awangardową i społecznie wrażliwą Panią Reżyser, która na scenie Teatru Wielkiego odbierała Paszport Polityki przyodziana w dres i to taki, jaki dla wygody nosi się w mieszkaniu albo się biega. To tak a propos salonów i gumiaków.
Zostawmy Niemców, bo te generalizacje są niewłaściwe. Popatrzmy co dzieje się w Polsce, na przykład na podłodze sali Opery Narodowej, szczególnie po sponsorowanej premierze, na którą zaproszeni są ci wszyscy sponsorzy i ich aktualne panny. I zastanówmy się ilu z nich po bankieciku a przed balecikiem siada za kierownicę własnego / lizingowanego autka za 500 emerytur mojej matki. To Państwa nie drażni? To Państwa nie oburza?
Panie Pawle. To nie powinno nikogo oburzać. Ludzie nie są równi. Nie byli i nigdy nie będą. Dlatego muszą sobie żyć obok siebie nie czepiając się innych. A jeśli ci, którzy używają swego bogactwa pomagają innym i sponsorują koncerty czy opery, to moim zdaniem zasługują na wdzięczność publiczności chodzącej na te koncerty. Zaglądanie im do majtek czy garaży jest równie nie na miejscu, jak stanie ze smartfonem na sponsorowanym także koncercie pana Zimmermana. Czy uważa Pan, że wszyscy powinniśmy jeździć trabantami i syrenkami. Bo z takiej epoki jest Pański komentarz. (Tyle że wtedy każdy taksówkarz miał mercedesa!). Żyjmy i dajmy żyć innym.