Pomnik Braterstwa Broni (nie wiem, czy dobrze go nazywam, bo takiej nazwy nigdy nie używałam, chociaż jestem urodzoną Warszawianką i nigdy miasta nie opuściłam) wywołuje mniej lub bardziej agresywne protesty. Chodzi oczywiście o Czterech Śpiących, spod Wileniaka. Jak wiadomo, na środku skrzyżowania już nie będą stali, smutni czegoś, a może zawstydzeni, z opuszczonymi głowami; mało kto pamięta, że już raz po tym obszarze pomnik był przesuwany. Bój idzie teraz o to, aby nie stawiać go w ogóle, także w miejscu obecnie proponowanym, obok praskiej cerkwi. Najlepiej aby pomnik sam się rozpadł, jak ten krwawego Feliksa.
Jakiś czas temu, gdy głośno było o pierwszym oblaniu pomnika czerwoną farbą, jechałam przez skrzyżowanie autobusem. Obok mnie siedział mężczyzna, który zaczął rozmowę o tym, co się stało. Powiedział, jest prażaninem od urodzenia, a jego rodzina na Pradze mieszka „do zawsze”. Mówił prostym językiem.
– Jestem przeciwny, żeby pomnik zburzyli. Na Ruskich złego słowa ja powiedzieć nie mogę – mówił do mnie. Pamiętał, chociaż był małym chłopcem, jak wojska sowieckie weszły na Pragę. Po drugiej stronie było powstanie, słupy dymu. Po tej stronie, gdzie mieszkała jego rodzina, był tylko głód. Straszny głód. – Ci Ruscy, którzy przyszli pierwsi, byli bardzo biedni, obdarci, zmęczeni. Ale podzielili się z nami chlebem. Pamiętam jak mój brat przyniósł ten chleb. Pamiętam jego smak. To tym biednym sołdatom jest postawiony pomnik, żadnym innym, nie tym, co przyszli później.
Starszy, zaniedbany mężczyzna wysiadł z autobusu, a ja pomyślałam o tych odważnych młodzieńcach, którzy smarują pomnik farbą. O tych odważnych internautach, którzy siedząc w kapciach przed komputerami, zbierają podpisy za zburzeniem pomnika lub za ukryciem go przed rodakami. Aby broń Boże nie pożałowali tych żołnierzy, tych Ruskich i Sowietów, którzy zakuli nas w kajdany.
Odważni myślą, że walczą z PRL-em. Ale ta ich walka jest przegrana. Za głęboko nim przesiąkli. Dlatego potrzebują, aby ich widzenie świata obowiązywało wszystkich. Ich słusznych racji nie podziela jedynie wróg, zdrajca lub aferzysta (dobór epitetów zależy od potrzeby chwili). Wszystkim innym niż oni pozostaje jedno: dbać o to, aby „szlachetni patrioci” tego PRL-u w sobie nie przekazali dzieciom i wnukom.
Alina Kwapisz-Kulińska


Szanowna Pani Autorko,proszę mi wybaczyć treść mojego poniższego komentarza.
Wspomina Pani pomnik „krwawego Feliksa, który się rozpadł”. Pozwolę sobie na wygłoszenie następującej „reflekcji” zawartej w następujących pytaniach:
– Dlaczego PiS nie stawia pomników Dzierżyńskiemu?
– Dlaczego nie sławi go?
– Dlaczego na sztandarach PiS-u nie ma wizerunku Feliksa?
Wszak to jest jedyny Polak ( tak,tak !) ,który zgładził aż tyyyylu Rosjan?
Koreańczycy utrącali nosy posągom, bo to podnosiło im potencję. Chrześcijanie utrącali posągom penisy, bo to obniżało im potencję.
Co podnosi albo obniża Polakom usunięcie całych pomników?
To nam na pewno podniesie wyżej nasz poziom braku kultury. Nawiasem mówiąc, już jako młodzieniec odwracałem wzrok przejeżdżając tamtędy tramwajem, bo sprawiał przygnębiające wrażenie. W rankingu warszawskich pomników był u mnie wtedy na ostatnim miejscu. Od tego czasu przybyło nam jednak w stolicy kilka dzieł pomnikowych, co go od końca odepchnęły do przodu o cztery do pięciu miejsc. Ale przecież nie o to chodzi. Estetyka, podobnie jak poczucie humoru jest totalnie obca tej gromadce. Udowodnili to oszpecając interesujący koncepcyjnie i atrakcyjny plastycznie pomnik mojego starszego Kolegi Bohdana Chmielewskiego w Białymstoku. Oni w życiu nie pojmą, że umieszczenie słów Bóg, Honor i Ojczyzna, jako pionowych napisów,
w konwencji komercyjnej reklamy, urąga samej treści tych słów. Więc intelekt i wrażliwość plastyczna poniżej poziomu przeciętnego sprejarza.
A ja widziałem dzisiaj w sądzie młodych ludzi (może 20, może 25 lat) trzymających transparent z napisem:
Jaruzelski, pamiętamy twoje zbrodnie.
I zrobiło mi się dziwnie. Bo ja co prawda pamiętam, ale pamiętam też realia. Nie pochwalam na pewno, ale jakoś trudno mi tak piętnować.
A najbardziej przypomina mi się co powiedział mój Ojciec, kiedy w połowie lat osiemdziesiątych zobaczył u mnie w klapie popiersie Piłsudskiego (taka były moda, kolega mnie namówił, bardziej jako zastępstwo za opornik niż jakaś pozytywna deklaracja). Otóż powiedział „No tak… Za pięćdziesiąt lat będą tak nosili Jaruzelskiego”). Z perspektywy czasu wszystko wygląda inaczej…