Jerzy Łukaszewski: Ogórki i reszta4 min czytania

kara2013-08-20. Wprawdzie sezon mamy ogórkowy, ale czy to uprawy nie obrodziły, czy gleba wyjałowiała, prawdziwych „ogórków” mało. Jeden pan Gowin stanął na wysokości zadania – zafundował nam prawdziwą mizerię. Niestety, bez śmietanki.

Ponieważ zaś tak się złożyło, że ostatnio sporo artykułów obracało się wokół szeroko pojętego wymiaru sprawiedliwości, postanowiłem dorzucić coś od siebie, z tym, że zgodnie z wymogami okresu kanikuły.

Zdrowie psychiczne wymaga, by od czasu do czasu zmienić nastrój.

Niniejsze doniesienie dedykuję wszystkim narzekającym na nasze sądy, na dziwaczne wyroki, jakie w nich zapadają, na specyficznie pojmowaną sprawiedliwość i co tam jeszcze można na ich temat wymyślić.

Drodzy państwo. Bywało jeszcze dziwaczniej.

Przykłady:

W 1474 w Bazylei został skazany na spalenie pewien… kogut, ponieważ, jak to opisano w akcie oskarżenia, był w zażyłych stosunkach z kurą, która … piała.

Jest rzeczą oczywistą, iż takiej zbrodni darować nie było można. Oboje spalono.

W tej samej Bazylei w roku 1618 spalona na stosie została papuga bluźniąca przeciwko Bogu. Tej na dodatek przed umieszczeniem na stosie przebito serce rozpaloną igłą.

W obu przypadkach w uzasadnieniu wyroku, a także sposobu wymierzenia kwalifikowanej kary śmierci podano, iż przez spalenie na stosie bezbożnych zwierząt spalono wraz z nimi Belzebuba.

Nasuwa się oczywiście pytanie; w jakiż  to sposób niby ukarano czarta, skoro ogień i to nie byle jaki, ale piekielny, jest jego naturalnym środowiskiem? Odpowiedzi brak, ale pewnie sami ją państwo znajdą przy odrobinie dobrej woli.

W 1553 roku we Frankfurcie nad Menem skazano na śmierć świnię, która zagryzła dziecko. Wiadomo mi o wielu takich, które nikogo nie zagryzły, a też je  uśmiercono, ale nie to jest najważniejsze. Najciekawsze było wykonanie wyroku. Świnia była najpierw torturowana przez kata, potem ścięta, następnie ćwiartowana i … zapewne ku żalowi niejednego widza – utopiona w Menie. Co za marnotrawstwo!

W tym samym mniej więcej czasie zdarzył się podobny wypadek we Francji, z tym, że francuska świnia miała młode, które prewencyjnie zatrzymano razem z matką zbrodniarką. Obwiniona najpierw chłostano pod pręgierzem przez 2 godziny, później ścięto. Cały dzień zajęła sądowi decyzja co do lodu prosiąt.

Ostatecznie zwyciężył humanitaryzm i orzeczono, iż w chwili przestępstwa mogły „nie mieć świadomości jego wagi”.  Darowano im życie. Rzecz jasna, mniej więcej do osiągnięcia 150 kg wagi.

W Holandii w 1609 roku zostali żywcem spaleni koń i człowiek, którzy „publicznie dawali zgorszenie”. Mimo publicznego charakteru przestępstwa kroniki nie przekazały nam, który z nich był stroną aktywną.

Za to wcześniejsze doniesienia na podobny temat ze wspomnianego już Frankfurtu, z roku 1538, odnotowują skrupulatnie, że powieszeni za nogi człowiek i grzeszące z nim dwa psy zmarli śmiercią głodową w kolejności: pies w szóstym dniu, człowiek w siódmym, drugi pies w ósmym.

Iwan Groźny dopisał za swego panowania do listy sybiraków … kozła, ponoć tak złośliwego, że tylko wywózka na Sybir uratowała spokój we wsi, którą terroryzował.

Być może kiedyś opiszę proces o czary, który odbył się u nas na Pomorzu w 1695 roku, a którego pełny przebieg odtworzyłem z rękopisu i nie ukrywam, że okazał się ciekawszy, niż początkowo  wyglądał.

Dziś chciałbym tylko przytoczyć jeden z „dowodów”, które sąd wziął pod uwagę. Otóż jeden ze świadków spotykając oskarżoną pod swoimi drzwiami odezwał się do niej: – A co was tu tak diabli noszą?

Nadążają państwo? To był DOWÓD jej kontaktu z diabłem przyjęty przez sąd.

Ten sąd działał z upoważnienia wojewody pomorskiego, człowieka nie dość, że na tamte czasy światłego, to na dodatek wspierającego to światło poprzez fundowanie m.in. stypendiów dla dzieci wiejskich wystarczająco zdolnych, by po dwuklasowej szkółce wiejskiej uczyć się w wejherowskim gimnazjum. Żadna tam ciemnota.

Aby nam się nie wydawało, iż wszystko to są sprawy wieków niezwykle odległych i nie mających ze światem współczesnym nic wspólnego, jeszcze jeden przykład.

W 1931 roku przed sądem w Picksville w stanie Kentucky stanął niezwykły oskarżony. Był nim… owczarek szkocki o imieniu Bill, którego oskarżono o prowadzenie rozpustnego trybu życia. I żeby nie było – nie chodziło, broń Boże, o jakieś dziwactwa międzygatunkowe. Ot, po prostu, żadnej suce nie przepuścił.

Billa skazano na śmierć, który to wyrok wykonano natychmiast na … krześle elektrycznym.

Wg sędziego Bill swym trybem życia stanowił zagrożenie dla moralności mieszkańców miasteczka.

Swoją drogą niewiele warta ta moralność, jeśli widok kopulującego psa potrafi ją zaburzyć. A może to była zwykła zawiść? Nie dojdziesz…

Można kiwać głową z niedowierzaniem, do czego zdolna jest ludzka  myśl i jak dziwacznymi drogami potrafi chadzać. Ale kiwanie nic nie pomoże. Ona tak chadza i chadzać będzie.

Czasy współczesne wcale nie są od tych dziwacznych ścieżek wolne. Najgorsze, że nie tylko w sezonie ogórkowym.

Jerzy Łukaszewski

Nasza druga ankieta; weź udział koniecznie!

 

5 komentarzy

  1. Blancard M. 20.08.2013
  2. Jerzy Łukaszewski 20.08.2013
    • Blancard M. 22.08.2013
  3. Federpusz 21.08.2013
  4. Jerzy Łukaszewski 22.08.2013