Prawie dwa miesiące czytałem gorąco chwaloną w rzetelnej prasie przez poważnych krytyków książkę Umberto Eco „Cmentarz w Pradze”. Czytałem najwyżej parę godzin dziennie i odkładałam na bok. Wreszcie przy dużym samozaparciu zobaczyłem ostatnią czterysta dziewięćdziesiątą szóstą stronę. Książkę pożyczyłem przyjacielowi, który ma umiejętność szybkiego czytania. Oddał po miesiącu. Też wspomniał o samozaparciu.
Entuzjastycznie chwalony przez wytrawnych znawców film Polańskiego „Rzeź” obejrzałem do połowy. Nie wiem jak się ta fabuła kończy i wcale mnie to nie interesuje.
Czemu nic o tych dziełach nie pisałem? Warsztat krytyka literackiego oraz filmowego opanowałem w czasie mojej przeszło półwiecznej pisaniny w dostatecznym stopniu, by nie wyjść na durnia malkontenta. Wykazałbym, że postać pamiętnikarza Simoniniego, głównej postaci powieści jest potworem, zbiorem wszystkich możliwych do skatalogowania patologicznych cech psychiki schizofrenicznego paranoika, socjopaty, nienawidzącego wszystkich i wszystko. Tenże inteligentny potwór działa aktywnie w XIX wieku, uczestnicząc w wielu autentycznych krwawych wydarzeniach we Włoszech i Francji jako spiritus movens, Morduje, wynajduje morderców, terrorystów dokonuje jako notariusz genialnych fałszerstw dokumentów, testamentów, umów handlowych itp. Prócz tej fikcyjnej postaci mamy cała plejadę autentycznych polityków, uczonych i działaczy XIX wieku. Dla dalszego udziwnienia powieści Eco każe swemu bohaterowi cierpieć(?) na rozdwojenie osobowości. Tak więc raz pamiętnik (główna treść jest pamiętnikiem) pisze Simonini, raz autorem jest ksiądz Della Piccola. Po co takie pomieszanie z poplątaniem? Po to, aby Simoniniemu przypisać autorstwo „Protokołów Mędrców Syjonu”, znanej i używanej do dziś arcy antysemickiej fałszywki.
Film Polańskiego jest kameralną sztuka teatralna, której autorka wykazuje, że ludzie na pokaz sympatyczni bywają wrednymi hipokrytami. Czwórka znakomitych aktorów z łatwością tę odkrywczą tezę udowadniają, co już widać gołym okiem po kwadransie projekcji i dalsze oglądanie jest stratą czasu.
Nie chciałem o tych dwóch wydarzeniach artystycznych pisać, ale napisałem pamflet przeciw Janowi Wróblowi, dokładając z grubszej rury i Radiu Tok FM przy okazji. Skąd taki wybór? Sprawa jest prosta: dzieła Umberta Eco oraz Romana Polańskiego nie są szkodliwe społecznie! Żadna książka lub film nie muszą gościć w naszym domu; mamy wybór co czytać lub na co pójść do kina. Inaczej jest z radiem i telewizją. W XXI wieku są to urządzenia, bez których aktywny członek społeczeństwa byłby jak tabaka w rogu. Włączając radio można wysłuchać serwisu informacyjnego z kraju i że świata (byle nie w najgorszym radiu Tok FM!) oraz znakomitych publicystów klasy Paradowskiej, Żakowskiego, Lisa, Wołka czy Władyki. W telewizji też mamy paru asów dziennikarstwa i publicystyki a pilot zabezpiecza nas przed Rymanowskim i jemu podobnych.
Z Janem Wróblem sprawa nie jest prosta: ma on swoich zagorzałych zwolenników a jego zdecydowana, twarda propisowska, antyplatformerska orientacja ideologiczna jest mniej lub bardziej zręcznie kamuflowana. Napisałem jednak o nim nie z powodu jego obecności w radiu, bo i tu mamy pilota. Zaznaczyłem przecież, że chodzi o szkodliwość społeczną jego działalności w szkole, wśród młodzieży, która pilota nie ma! Indoktrynacja banialukami jest w Społecznym Liceum Ogólnokształcącym w Warszawie przymusowa i jeśli rodzice lub przyjaciele nie zastosują odtrutek – doczekamy się tłumu aspołecznych, antypaństwowych wrogów demokracji z fałszywą wiedza historyczną. Wyobraźmy to sobie: rzesza ogłupionych, dla których idolami są Macierewicz, Semka, Ziemkiewicz, Lisiecki, Ziobro i Kurski wchodzi w wiek dojrzały i zaczyna czynnie działać w polityce i strukturach społecznych. Przecież to horror!!!
Wtedy właśnie uległem kantowskiemu imperatywowi kategorycznemu i com napisał – napisałem.
Też katowałem się tą lekturą. Kocham Eco za parę świetnych rzeczy co je napisał po ludzku. Nawet za ten trochę męczący (ale może to wina tłumacza) „Pejzaż semiotyczny”, co mnie, młodziakowi, uporządkował trochę te zagadnienia. Ale boję się, że u niego pojawia się taka tendencja jak u G. Grassa. Bo Grass to przykład kliniczny: od najlepszej pierwszej nowelki (Kot i Mysz), poprzez jeszcze dobry „Blaszany bębenek”, w kolejne dzieła, coraz nudniejsze, banalne i kobylaste. Równia pochyła. Obramowana bałwochwalczą krytyką. Aż nie było innej rady – musiał dostać Nobla. Oby to nie spotkało naszego Umberto. A co do Imperatywu, moja babcia, weredyczka, też tak miała. Przyszła raz z wieczora do mojej kuzynki i powiedziała: „wiesz, ty jesteś zwykła lafirynda, musiałam ci to powiedzieć, bo bym nie mogła zasnąć. Więc, AJW, fakt że ująłeś się za pisklętami niech Ci da dobry sen.
„Wyobraźmy to sobie: rzesza ogłupionych, dla których idolami są Macierewicz, Semka, Ziemkiewicz, Lisiecki, Ziobro i Kurski wchodzi w wiek dojrzały i zaczyna czynnie działać w polityce i strukturach społecznych.”
JezusMaria!! żebyś Pan tego w złą godzinę nie napisał!!!
„Inaczej jest z radiem i telewizją. W XXI wieku są to urządzenia, bez których aktywny członek społeczeństwa byłby jak tabaka w rogu.”
.
To Panska opinia. Prosze jej nie wyglaszac takim kategorycznym tonem. Ja nie mam telewizowa od pietnastu lat, a w radiu slucham tylko muzyki powaznej. Jesli chce sie doksztalcic, to czytam Studio Opinii, i wcale nie ide do znajomych na kolejny spektakl telewizyjnej nienawisci.
.
Na drugi raz doradzam wyraznie odrozniac swoje opinie od tzw. prawdy. Do pierwszych jest Pan uprawniony, ale gloszac te druga wychodzi Pan na proroka. Nazywajac delikatnie.
Niepotrzebnie tłumaczy pan, dlaczego śmie oceniać red. Wróbla. Surowo, fakt. Znam ludzi, których dziecko wychowuje, należą do jego miłośników. Ja, jako słuchaczka radia TOK FM (nota bene podzielam opinie o jego serwisach tzw. informacyjnych), oceniam red. Wróbla wyłącznie jak każdego publicznie się udzielającego. Oceniam nie tylko treści, którym sprzyja, ale i sposób ich przedstawiania. Dostrzegam jego stronniczość. Niektórych wysłuchuje w nabożnym milczeniu, chociaż plotą bzdury i mylą się co do faktów (dzisiaj europos. Kurski), z innymi (zwykle to PO) żwawo polemizuje, przerywając, nie dając dokończyć myśli, wypowiadając swój sąd. Normalka. Także – jak bywa u marnych komentatorów – dobór rozmówców świadczy o tym, co chce przekazać. O poczuciu humoru i luzie, które może porywa licealistów (?) i niektórych ich rodziców nie wspomnę. Widzę w tym samozadowolenie i minoderię. Wolałabym, żeby dorosły człowiek się tak publicznie nie zachowywał. Ale cóż. Redaktor ma swoich zwolenników. I oni mają prawo się zachwycać jego radosnym tokowaniem o poranku.
Nareszcie – miał pan odwagę i postanowił trochę „poszargać świętości”, co mnie ucieszyło. Kilka miesięcy temu męczyłam się nad „Tajemniczym płomieniem królowej Loany” tegoż autora, który – opisując w powieści właściciela antykwariatu z książkami, któremu po urazie powraca pamięć – niepotrzebnie zajmuje się szczegółami z takich dziedzin jak paleografia, historia kina, archeologia, numizmatyka i wiele innych. Także czekałam na koniec tej nudnawej i niepotrzebnie rozwleczonej powieści. Gratuluję odwagi i łączę wyrazy szacunku.
Anna Mosiewicz
Mocny Boże! A ja właśnie kupiłem przecenione Wahadło Foucault’a! Oświećcie mnie Państwo- także samo nudy? Przynajmniej nie namorduję się zaczynając buchtę.
„Wahadło Foucaulta” warto.Jak najbardziej.
Jako cichy wielbiciel prozy Umberto Eco, chciałbym wygłosić zdanie odrębne. Otóż Mickiewicza, czy Ludluma, można czytać prowadząc jednocześnie samochód. Książki U.Eco nadają się do czytania, i są pasjonujące, jeżeli robi się to w skupieniu, przy całkowitym odizolowaniu się od otoczenia. Powikłane wątki trzeba rozsupływać powoli, czasem robiąc sobie kilkudniowe przerwy, aby pewne rzeczy poukładać. Dlatego osoby zabiegane, zapracowane, niech odłożą Eco do stosownej chwili. A szczególnie „Wahadło”, chociaż tak się złożyło, że po jego przeczytaniu byłem w Paryżu, i specjalnie odnalazłem „Conservatoire” tak wiernie opisane przez Eco.
Pozdrawiam.
P.s. Przygodę z Eco zawsze powinno zaczynać się od lektury „Imienia Róży”.
Przygodę z Eco zawsze powinno zaczynać się od lektury „Imienia Róży“…
… i na tym można tę przygodę spokojnie zakończyć.
Można. Wszak nie ma obowiązku czytania nawet tego.
Nie żałujemy większości rzeczy, które nas ominęły – nie mając świadomości straty.
@Tetryk56
niezależnie od obowiązku czy też jego braku – czytać należy. Eco też. co nie zmienia faktu, że aby zorientować się co i jak pisze Eco wystarczy właśnie ta jedna pozycja. potem to już nie jest przygoda. potem można kontemplować, jak proponuje kolega Leszek (jeśli ktoś się w tym rozsmakował) albo odpuścić kolejne pozycje. z czystym sumieniem zresztą. moim mylnym zdaniem oczywiście.
„Imię Róży” tak odbiega swą narracją od innych książek Eco,
że ja traktuję je, jak przystawkę przed daniem głównym.
Wszelako przyjmuję do wiadomości opinię p.Beaty, albowiem „de gustibus..” odnosi się do wszystkich smaków i gustów.
Pozdrawiam.
zgadzam się że odbiega. ale jest tam charakterystyczne dla Eco nagromadzenie wątków, upchane mnóstwo szczegółów, z różnych, czasem najodleglejszych dziedzin. to może zachwycać ale może też zniechęcać, bo z pozornego chaosu bardzo powoli wyłania się sensowny ład. dlatego wolę jego felietony, krótka, celna, ironiczna synteza. małe pudełko zapałek wystarczy do rozpalenia ogniska, nie każdy lubi cierpliwe pocieranie patyczkiem o patyczek…
Albo głupota albo sarkazm (wtedy to ja wyjdę na głupka, ale co mi tam – przynajmniej na odważnego głupka) – jak można napisać coś takiego? Chodzi mi o zdanie:
„Włączając radio można wysłuchać serwisu informacyjnego z kraju i że świata (byle nie w najgorszym radiu Tok FM!) oraz znakomitych publicystów klasy Paradowskiej…”
Uwielbiam słuchać rozmów Pani Janiny Paradowskiej w Tok FM. Tak, Paradowska jest dziennikarką Tok FM i ma tam własną audycję codziennie rano. Można wnioskować zatem, że albo ona nie jest taką znakomitą publicystką (bo po co miałaby w takim najgorszym radiu pracować) albo że Tok FM nie jest wcale takie najgorsze (skoro zatrudnia znakomitych publicystów)… W jednym i drugim przypadku wyżej przytoczone zdanie jest bełkotem (chyba, że to sarkazm, którego nie wyłapałem).
Jeślim się wygłupił to przepraszam 🙂
Slowikozofia.pl – Rozważania o wolności i ateizmie
http://www.slowikozofia.pl/
Pan Wieczorkowski nie byłby sobą, gdyby przy każdym temacie nie dołożyć prawicowcom którzy – według niego – mogą zgotować biednym Polakom – horror.A ja myślę, że taka „pisanina” bierze się z nieczystego sumienia p. Aleksandra. Skądinąd miał On zbyt krótki – jak widać – epizod opozycjonisty, aby tamten okres wywarł gruntowny wpływ na myślenie p. felietonisty.
Z opinią o Eco całkowicie się nie zgadzam. To dzieło genialne na , które zasłużyło społeczeństwo w wieku powszechnej manipulacji!
Dla leniwych czytelników mam świetne rozwiązanie: jest rewelacyjny audiobook ( z genialnym lektorem)!!!