Senne koszmary Hazelharda11 min czytania

modern-pool-night-12016-04-22.

W internecie wyczytałem taką historyjkę:

  • Idę przez park, patrzę, a tu w rowie setki banknotów leżą. Upycham je, ile się da po kieszeniach. Nagle… budzę się, i widzę, że prawie całą kołdrę wepchnąłem do majtek.

Oglądanie telewizji powoduje, że też mam senne koszmary. Sny moje zaczynają się miło… Na przykład, wczoraj śniło mi się, że siedzę sobie w klatce w zoo i zajadam banany. Pod klatkę przyszli Bogdan Miś, Stefan Bratkowski, Ernest Skalski, Andrzej Lubowski, Sławek Popowski i Jacek Pałasiński. Wszyscy ubrani w sutanny, ale koloru różowego. Ucieszyłem się bardzo, bo dawno Ich nie widziałem.

  • Jak żeście mnie tutaj znaleźli?– spytałem po serdecznym powitaniu.
  • Cała Warszawa mówi tylko o tym, że w zoo Cię zamknęli – powiedział Bogdan.
  • Sam wybrałem miejsce zamieszkania – sprostowałem.
  • I że jesz tylko banany – dodał Stefan.
  • Krewetki, małże i ośmiorniczki też – zaoponowałem.
  • Ale dalej wszystkich zwiedzających zoo przekonujesz, że moralność to wynik ewolucji – kontynuował Ernest.
  • A niemoralność to wynik rewolucji – uzupełniłem.
  • W San Francisco miałbyś większą klatkę – zachęcił do emigracji Andrzej.
  • W Kalifornii bym pracował w Silicon Valley, i w zoo by mnie nikt nie chciał, no chyba, że Donald Trump będzie prezydentem – ponuro stwierdziłem.
  • A Putin już wspominał, że chciałby Ciebie mieć w zoo w Moskwie – Sławek chyba zażartował, na co ja tylko się roześmiałem.
  • Ja za to mam dla Ciebie butelkę Vega Sicilia Unico rocznik 1998. Wiemy, że nie można karmić zwierząt, ale podam Ci tak, żeby nikt nie zauważył – powiedział Jacek.
  • To wino kosztuje prawie 5 tys. złotych! Musicie mieć jakiś interes, że przyszliście z takim winem – domyśliłem się, już czując, że miła część snu się skończyła.

Stefan przybrał uroczystą minę i powiedział:

  • Jesteś ostatnią nadzieją Studia Opinii, że zrobisz wywiad z Tomaszem Terlikowskim na temat aborcji.
  • Ja? Z Terlikowskim? Jak? – próbowałem oponować, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu (być może przekręciłem się na drugi bok) byłem już w swoim mieszkaniu z butelką Vegi w ręku.

Wziąłem kieliszek, nalałem – wino było rewelacyjne. Wypiłem drugi kieliszek, potem trzeci, czwarty. Im więcej piłem, tym bardziej byłem zdeterminowany, żeby zrobić ten wywiad z redaktorem TT. Po skończeniu butelki, sięgnąłem po telefon, a tam w spisie numerów wyświetliło mi się: „Tomek T.”.  Zadzwoniłem, i wyjaśniłem, że chciałbym zrobić wywiad w imieniu Studia Opinii. Usłyszałem krótkie „Wpadaj!”. Nie byłem do końca pewny, czy nie było to „spadaj”, albo „sp…dalaj”, ale wsiadłem w samochód i pojechałem pod adres, który także miałem w notatniku telefonicznym.

Dom TT przeszedł moje najśmielsze wyobrażenia. Na oko 1000 m2 plus kilka tysięcy metrów ogrodu. Służący zaprowadził mnie na basen, gdzie TT zażywał kąpieli wraz z czterema skąpo odzianymi panienkami oraz z niezliczoną ilością pływających tacek z drinkami i smakowitymi przekąskami. Z głośników sączyły się melodie Cohena, a wokół kwitły orchidee i oleandry. Miejsce naprawdę bajkowe, tylko szkoda, że pół basenu zajęte było przez Tego, którego miałem wysłuchać.

  • Cześć, Michał – powiedział TT i zrobił ruch ręką, żeby panienki sobie poszły, co, chichocząc, dość szybko uczyniły – ściągaj łachy i wskakuj. Woda cieplutka.

Zdjąłem ubranie, ale majtki na wszelki wypadek zostawiłem, czym ubawiłem TT, bo On robił wszystko, żeby zademonstrować światu, że żadnego okrycia nie posiada. Po wypiciu kilku drinków, odnowieniu (choć widziałem TT na żywo po raz pierwszy w życiu!) bruderszaftu, i zjedzeniu kilku tapas, zaczęliśmy wywiad, który poniżej przytaczam:

H: Tomku, samochód potrącił człowieka. Jestem jedynym, który może go uratować, dzwoniąc po pogotowie. Nie dzwonię. Człowiek umiera. Czy jestem winny przestępstwa? Moralnego, czy prawnego. Mogłem uratować człowieka, ale nie uratowałem. Jestem winny, czy nie?

TT: Oczywiście, że jesteś. Ale jaki to ma związek z aborcją, o której mieliśmy rozmawiać?

H: Bardzo prosty. Zaraz wyjaśnię, ale jeszcze raz potwierdźmy: jeżeli mogliśmy uratować komuś życie, a nie zrobiliśmy tego, to zachowujemy się na pewno nieetycznie, a być może popełniamy przestępstwo. Czyli w tej sprawie zgadzamy się ze sobą?

TT: Tak, ale podejrzewam, że to jakaś Twoja pułapka.

H: Oczywiście. Każda niemal kobieta, która „obcuje” z mężczyzną, ma w swoim życiu kilka, czasem nawet kilkadziesiąt sytuacji, że plemnik łączy się z komórką jajową, ale nie dochodzi do dalszej ciąży, bo zarodek jest wydalany. Czasem nawet kobieta nie wie, że poroniła. Wyobraźmy sobie, że dzięki postępowi medycyny dojdziemy do tego, że będzie można połknąć pastylkę i wtedy każdy zarodek doprowadzi do urodzenia dziecka. Czy jesteś za tym, aby takie pastylki były obowiązkowe?

TT: Oczywiście, że nie, bo jestem przeciw ingerowaniu w Naturę. Rodzenie kilkanaściorga dzieci przez niemal każdą kobietę byłby absurdem. Takie naturalne poronienia zresztą pozwalają na eliminację najsłabszych, często zdefektowanych zarodków.

H: Ale ustaliliśmy, że jeżeli ktoś może uratować życie ludzkie, a nie robi tego, na przykład, przez łyknięcie tej tabletki antyporonieniowej, to postępuje nagannie. Dodatkowo, ze zdziwieniem słucham o tym, że są zarodki lepsze i gorsze. Myślałem, że każdy jest święty.

TT: Wiem do czego zmierzasz: do tego, że ten zarodek i ten facet na jezdni to dwa różne życia. Nie, życie to życie. Każde jest święte, ale to Bóg decyduje, który zarodek przetrwa. Nie można stawiać się na miejscu Boga i dlatego jestem przeciw tym pastylkom.

H: Wróćmy więc do tego faceta na jezdni. Nie dzwonię po pogotowie– może to wola boska? Może ja spełniłem tylko Jego polecenie i żadnej mojej winy nie ma. Czy jak chirurg ratuje komuś życie, to jest wola boska, czy nie? Czy jeżeli hitlerowiec morduje żydowskie dziecko, to jest wola boska, czy nie?

TT: Największy błąd logiczny, jaki robią ateiści, to usiłowanie zrozumienia wyroków boskich. To tak, jakby mrówka zastanawiała się, czy opery Mozarta są ważniejsze, czy może książki Tołstoja. Poza tym pamiętaj, że grzeszysz, bo Cię do tego Szatan namawia.

H: Lubię Twoje porównanie i akurat się z tym zgadzam, bo wiem, że nasze zrozumienie Wszechświata jest takie samo jak tej mrówki co do sztuki i literatury. Ty jednak wiesz, czego Bóg oczekuje od ludzi.

TT: Oczywiście, że wiem. Dostaliśmy od Boga informacje w Biblii, co można robić, a czego nie można.

H: W Biblii jest także zakaz jedzenia krewetek.

TT: Zupełnie nie rozumiem Twojego czepiania się. Czy masz coś przeciwko przykazaniu „Nie zabijaj”?

H: Zgodziliśmy się, że naganne jest nie tylko zabijanie bezpośrednie, na przykład strzelając komuś w głowę, ale także zaniechanie wykonywania czynności, które mogą komuś uratować życie. Jak się zastanowimy, to bez przerwy zabijamy innych. Na przykład, wydając milion złotych na operacje chorych dzieci, nie mamy już pieniędzy na ratowanie osiemdziesięcioletniego staruszka, którego, de facto, zabijamy. Kupujemy sobie nowy rower, zamiast wysłać te pieniądze głodującemu dziecku w Indiach, czy Etiopii. De facto, wydając pieniądze na ten rower, zabijamy jakieś dziecko w tych krajach. Cały czas dokonujemy decyzji, które ratują, albo utrzymują, życie jednych, ale skazujemy na śmierć innych. Dlatego uważam przykazanie „nie zabijaj” za pozbawione sensu. I brak tego sensu nie jest  cechą tylko współczesnych, zglobalizowanych, czasów, ale zawsze tak było. Jak ktoś mógł uratować jedną osobę z pożaru, to ratował własne dziecko, a nie nieznajomego. Religia i przykazanie „nie zabijaj” jest tylko marną interpretacją podstawowego Prawa Natury: maksymalizacji ilości własnego materiału genetycznego.

TT: Cieszę się, że to mówisz, bo z tej Twojej maksymalizacji genowej wynika jasno zakaz aborcji!

H: Nie, absolutnie nie. Poobserwuj Przyrodę. Zwierzaki rozmnażają się, jak mają jedzenie, nie są w niewoli, nie zagraża im jakiś kataklizm. Maksymalizacja ilości genów to nie tylko posiadanie jak największej liczby potomstwa, ale i zapewnienie im, że przeżyją.

TT: No właśnie. Nigdy nie wiadomo, czy z zarodka wyrośnie geniusz, który wymyśli lekarstwo na raka, czy ktoś inny. Dlatego trzeba zachowywać przy życiu każde życie od samego poczęcia.

H: Może zdefiniujemy najpierw słowo „życie”, bo bez tego nie wiemy, co znaczy „zabijać”. Co to jest życie, według Ciebie?

TT: Życie, o którym mówimy, to dar boży– funkcjonowanie mózgu ludzkiego. Można to nazwać duszą, ale jest to na pewno coś, co wykracza ponad pojmowanie naukowców. Życie to cud dokonany przez Boga, a nie do pojęcia przez ludzi.

H: Problem w tym, że są ludzie, którzy twierdzą, że przez nich Bóg przemawia, i oni wiedzą, co to życie. Weźmy, dla przykładu, płód w wieku dwóch miesięcy od poczęcia, i małego szympansa w wieku 2 lat. Mózg tego pierwszego jest kilkadziesiąt razy mniejszy, a jednak nie robimy na nim zabójczych eksperymentów naukowych, a na szympansach robimy. Dlaczego?

TT: Bo człowiek ma duszę, a szympans nie ma.

H: Dwuletni szympans ma nie tylko większy mózg, ale także w tym mózgu niesamowitą ilość połączeń neuronalnych powstałych na skutek obserwacji świata, doznań, przytulań jego matki. A Ty jednak stawiasz ten płód ponad tym szympansem. Nie rozumiem tego.

TT: Z szympansa nie wyrośnie stworzenie kochające Boga, a z tego płodu tak.

H: Czyli życie jest tym bardziej wartościowe, im ktoś bardziej kocha Boga? Czy to znaczy, że Japończyk jest mniej wartościowy od prawdziwego Polaka?

TT: Nie, życie ich obu jest tak samo wartościowe, bo Japończyk może w każdej chwili uwierzyć w prawdziwego Boga.

H: Ale jak nie uwierzy, to jest gorszy. Taki pogląd jest jedną z podstawowych przyczyn dlaczego uważam każdą religię za szkodliwą. Jej wyznawca zawsze uważa się za lepszego. Odeszliśmy jednak od aborcji. Mam pytanie następujące, wracając do podstawowego tematu: „Dlaczego osobno plemnik i komórka jajowa nie przedstawiają żadnej wartości, a połączone są tak cenne?”.

TT: Masz tubki z farbami warte niewiele, a po namalowaniu nimi mamy obraz za miliony. Tak samo jest z życiem.

H: Można też wymyślić porównanie, że mamy użyteczny gwóźdź i dobrą oponę. Łączymy oponę z gwoździem i oba przedmioty są do wyrzucenia. Porównania są atrakcyjne, ale często nic nie wyjaśniają. Powtórzę pytanie: dlaczego po połączeniu plemnika i komórki jajowej, staje się ten obiekt tak cenny dla Was, wierzących?

TT: Po prostu słuchamy Słowa Bożego, w odróżnieniu od was, ateistów, którzy mają zatkane uszy i zamknięte oczy na Prawo Naturalne.

H: Podejrzewam, że to, co nazywasz „Prawem Naturalnym” nie ma nic wspólnego z Naturą, ale idźmy dalej z naszym wywiadem. Tego, czego zupełnie nie mogę pojąć, to uzurpowanie sobie mężczyzn do wypowiadania się w sprawach aborcji. Facet przez kilkanaście minut ma przyjemność, a potem przez 9 miesięcy Kobieta jest w ciąży, a w końcu, zgodnie z zapowiedzią biblijną, że „w bólach rodzić będziesz”, rodzi. Wypowiadanie się mężczyzn o niemoralności aborcji uważam za szczyt arogancji i pychy.

TT: Nie ma sprzecznych opinii między kobietami i mężczyznami w naszym Kościele. Każdy, kto wierzy w Boga, wie, że mordowanie nienarodzonych jest grzechem śmiertelnym.

H: Może wobec tego zadam nieco inne pytanie: wyobraźmy sobie milion kobiet w ciąży z różnych krajów, o różnym wyznaniu, o różnym wykształceniu. Postawmy te kobiety w trudnej sytuacji, że są porwane przez maniaka, który stawia przed tymi kobietami wybór: albo utnie im palec, albo przeprowadzą aborcję. Jak myślisz, jaki procent z tego miliona kobiet wybierze aborcję?

TT: Głupie pytanie. Może jedna, albo dwie wybrałyby aborcję. Po co o takie rzeczy pytasz?

H: Bo zupełnie nie rozumiem, że za obcięcie sobie palca nikt nie chce nikogo sadzać do więzienia, a za aborcję chce. Natura tak ukształtowała nas w toku ewolucji, że aborcja to jest coś znacznie gorszego dla kobiety od ucięcia sobie palca. Można jej współczuć, można pocieszać, ale zakazywać jej robienia tego, co chce, ze swoim ciałem, to dokładnie takie samo postępowanie, jak bywało w przeszłości, że ci, co sobie ucięli palec (żeby nie móc cyngla pociągać), szli do więzienia.

TT: Widzę, że można Ci tłumaczyć, i tłumaczyć, że każde życie jest święte, a Ty dalej tego nie rozumiesz.

Poczułem nagle nieodpartą chęć dokuczenia TT i nasikania do basenu, w którym rozmawialiśmy. Nie zastanawiałem się długo, i siknąłem. Wtedy jednak się obudziłem, i, jak się domyślacie, w łóżku było mokro…

Hazelhard

Print Friendly, PDF & Email
 

9 komentarzy

  1. wawrzyniec sawicki 22.04.2016
    • hazelhard 22.04.2016
      • wawrzyniec sawicki 24.04.2016
  2. otoosh 22.04.2016
    • hazelhard 22.04.2016
  3. j.Luk 22.04.2016
    • hazelhard 22.04.2016
      • j.Luk 22.04.2016
  4. Stary outsider 23.04.2016