22.04.2024
Jesteśmy w Polsce po wyborach samorządowych. Wszędzie wciąż wiszą wyborcze plakaty, zewsząd słychać podsumowania, podliczanie frekwencji i analizowanie wyników, jednak NICZEGO TO NIE ZMIENI. Wymiana jednych radnych na kolejnych, którzy niczym nie będą się różnić się od swoich poprzedników, NIC nie da. W Polsce trzeba najpierw zmienić zasady gry, a dopiero potem ludzi.
Polska niemal na każdym szczeblu administracji państwowej jest zarządzana przez osoby co najwyżej przeciętne, w dodatku uprawiające prywatę, niekompetentne i niehonorowe. Coraz trudniej żyje się w gąszczu niestabilnych przepisów, wciąż komplikowanym systemie podatkowym i przy merytorycznej słabości piątej władzy, którą jest biurokracja.
To jest nasza Polska.
Dlaczego od setek lat nie umiemy jej właściwie ustawić? Co z nami jest nie tak? Dlaczego tak wielu młodych Polaków (tych mądrzejszych i bardziej aktywnych) myśli o emigracji do krajów lepiej funkcjonujących? Dlaczego tak wielu tych najlepszych Polaków już wyjechało i buduje swoje szczęście w krajach lepiej zarządzanych niż Polska, przy okazji wzmacniając te państwa swoimi umiejętnościami? Takich Polaków są MILIONY – żyją w Nowej Zelandii, Australii, Norwegii, Niemczech, Szwajcarii, Kanadzie czy USA.
Czy możemy coś jeszcze zrobić?
Analiza
W Polce jest 16 miast wojewódzkich, 314 powiatów ziemskich i 66 miast na prawach powiatu, 2477 gmin (w tej liczbie są 302 gminy miejskie i 711 gmin miejsko-wiejskich oraz 1464 gminy wiejskie). Rady gminne, powiatowe i miejskie liczą od 15 do 60 osób (Warszawa), do tego sejmiki wojewódzkie liczące 30 radnych w województwach do 2 mln mieszkańców oraz dodatkowo po trzech na każde rozpoczęte 0,5 mln. mieszkańców.
W większości tychże rad czy sejmików ich radni sami sobie (!) wywindowali diety do maksymalnego poziomu dopuszczalnego w ustawie.
Można przyjąć, że obecnie radny otrzymuje średnio nie mniej niż 3000 zł miesięcznie. To tylko bezpośredni koszt samych diet. Bez zwrotu kosztów z tytułu posiedzeń komisji, wyjazdów studyjnych, szkoleń itp. Do tego dochodzi etatowa obsada biur obsługi z sekretariatami przewodniczących, koszty ogólne prowadzenia biur, obsługi korespondencji etc.
Samo utrzymanie radnych szczebla podstawowego (ich armia liczy w Polsce około 50 tysięcy ludzi!) kosztuje nas blisko 300 milionów złotych miesięcznie, a koszt funkcjonowania rad powiatów i sejmików wojewódzkich to, lekko licząc, drugie tyle. Mnożąc te sumy przez 12 miesięcy, daje to nam kwotę około 7 miliardów złotych. Przez pięcioletnią kadencję to grubo ponad 30 miliardów złotych!!!
Tylko w Czeladzi, niewielkim mieście w woj. śląskim, które liczy niespełna 30 tysięcy mieszkańców, w czasie jednej kadencji władz samorządowych wydanych zostanie ponad 7 milionów złotych! I w tej Czeladzi, i w całej Polsce są to zmarnowane pieniądze!
Profity czerpią jedynie ci „szczęśliwcy”, którym udało się uzyskać mandat. Większość tych farciarzy nie ma pojęcia nie tylko o budżecie gminy i jej kompetencjach, ale o zadaniach i uprawnieniach rady, zaś „praca” radnego czy radnej sprowadza się do cyklicznego uczestnictwa w posiedzeniach komisji i sesjach zaledwie raz w miesiącu. Niektórzy próbują coś robić na własną rękę – najczęściej sprowadza się to do prostych interwencji pomocowych na rzecz zgłaszających potrzeby mieszkańców albo zwracaniu uwagi władzom wykonawczym na usterki komunalnej infrastruktury. Wszyscy zaś dbają o własny PR, podpinając się pod efekty działań władz wykonawczych. W radach nie ma przedsiębiorców, menadżerów, prawników, rzemieślników. Dominują gminni nauczyciele oraz pracownicy przeróżnych struktur gminnych czy powiatowych.
Nie byłoby żadnej istotnej różnicy w funkcjonowaniu danej gminy, gdyby tej rady po prostu nie było.
W większości polskich gmin ich „włodarze” są największymi pracodawcami. To w gestii wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast (starostów i marszałków województw także) są w danej gminie setki „stołków” do obsadzenia – w tym tak atrakcyjne jak miejsca w radach nadzorczych przeróżnych samorządowych spółek (kiedyś to były po prostu podległe wójtowi/burmistrzowi/prezydentowi podmioty budżetowe). W przykładowej Czeladzi jedna z dwóch zastępczyń burmistrza (po co aż dwie w tak niewielkim mieście???), odpowiedzialna za sprawy komunalne, jednocześnie bierze co miesiąc niemałe pieniądze za to, że jest członkiem rady nadzorczej miejscowej spółki dostarczającej mieszkańcom wodę, co przecież i tak ma w zakresie obowiązków!
W takiej sytuacji „włodarze” bardzo łatwo „kupują” sobie radnych, którym przecież formalnie podlegają! Pewnie na palcach jednej ręki można policzyć w Polsce gminy, w których dany wójt nie ma w radzie liczebnej przewagi swoich ludzi. Niezależnie od tego procederu kupczenia stanowiskami (także dla rodzin radnych i także w ramach wymiany stołków z sąsiednimi gminami) obecnie w Polsce radnymi są przede wszystkim pracownicy sfery budżetowej.
We wspominanej Czeladzi przewodniczącym rady miasta jest człowiek, który do niedawna był podległy burmistrzowi jako kierownik działu w miejscowym MOPS-ie. Przed nim przewodniczącą była pracownica miejskich struktur, podległa prezydentowi sąsiedniego miasta. Do tego należy dodać kilkoro nauczycieli miejscowych szkół i nieustaloną liczbę pracowników struktur miejskich i powiatowych. Przedsiębiorców, managerów, lekarzy, prawników: zero!
Taki stan rzeczy utrzymuje się od lat w większości rad w całej Polsce.
Poza tym każdy z „włodarzy” ma do dyspozycji aparat miejskich urzędników, w tym wydział promocji z przeróżnymi możliwościami kształtowania opinii. Może zatem budować wśród mieszkańców, w większości niemających pojęcia o funkcjonowaniu gminy (gros Polaków nie rozróżnia pracowników urzędu miasta czy gminy od ich radnych), przekonanie o swej własnej sprawczości i tym samym zagwarantować sobie stołek na kolejną kadencję.
W przywołanej gminie sprytnie wylansowano hasło: „Czeladź pięknieje”. Mieszkańcy bezkrytyczne i bez analizowania faktów zaczęli powtarzać je jak mantrę, budując tym samym pozycję burmistrza, przedstawianego w roli „zbawcy i dobrodzieja”. Za „ciężkie pieniądze” wyremontowano pewną liczbę miejskich nieruchomości, które przekształcono w centra aktywności społecznej, muzea czy inne obiekty komunalne, co ostatecznie raczej pogrąży Czeladź finansowo, bo znacząco zwiększą się wydatki budżetu miasta. Kosztem poprawy jakości życia mieszkańców i realizacji zadań gminy finansowane są przysłowiowe igrzyska. Co tam dobra woda w kranach, co tam drogi – ludzie kochają burmistrza, który na stanowisku dyrektora miejskiego muzeum (od kilkunastu lat „w budowie”) zatrudnia swoją małżonkę – emerytkę.
W efekcie sprytnie wodzony za nos naród uwielbia swojego „włodarza”, a ten, jak już raz wygra wybory, to nie popuści. Startowanie do rywalizacji z nim to strata czasu i pieniędzy. Urzędujący wójtowie, burmistrzowie i prezydenci są wręcz przyspawani do stołków i w wielu gminach (w tym roku w Polsce ok. 40%) nikt nawet nie próbuje z nimi walczyć o tenże.
Dziś władzę sprawują cwaniacy. Nie jest ważne, czy coś potrafi, czy coś wie – ważne, że wygrywa wybory. Nie ma merytorycznych kampanii wyborczych. Programy kandydatów na radnych, posłów, europosłów, wójtów, burmistrzów i prezydentów nie podlegają merytorycznej ocenie, weryfikacji dotychczasowych dokonań, umiejętności budowania relacji czy motywacji do ubiegania się o wybór na dane stanowisko.
Jestem gotów założyć się, nawet o spore pieniądze, że 9 na 10 obecnych polskich radnych nie ma pojęcia o finansach gminy ani o zasadach jej funkcjonowania. Że 9 na 10 polskich europosłów nie zna dobrze języka angielskiego. Że 9 na 10 posłów nie zna konstytucji i nie ma pojęcia o większości zagadnień, którymi zajmuje się Sejm.
Magdalena Biejat, wicemarszałek senatu z lewicy, nie potrafi wymienić państw sąsiadujących z Polską. Marcin Józefaciuk, nauczyciel, który został posłem z PO, nie ma pojęcia, kto w Polsce sprawuje władzę ustawodawczą. Z kolei Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu i środowiska, wiceszefowa partii Polska 2050, mówiła o „produkowaniu energii z prądu”. Czeladzki radny, przewodniczący komisji Rozwoju i Polityki Przestrzennej nie wie jaką powierzchnię ma jego miasto i ile jest w nim terenów należących do gminy. Tacy ludzie chcą nam układać świat. I układają!
Zatem chwalenie gminnych polityków za miejskie „inwestycje”, co z upodobaniem praktykuje nachalna propaganda kierowana do powierzchownie zorientowanych mieszkańców, skutecznie miesza im w głowach. Mamy do czynienia z sytuacją, w której chwalimy bankomat, że wypłaca nam nasze własne pieniądze. Owe inwestycje zwykle generują wzrost kosztów utrzymania gminy i ZAWSZE są jedynie pochodną kwot wydanych z GMINNEJ KASY. Omamieni mieszkańcy nie dostrzegają, że tak naprawdę za tę kasę doskonale sobie żyją ci właśnie politycy – władze wykonawcze i uchwałodawcze gminy. Wielokroć lepiej od większości swoich wyborców – faktycznych pracodawców owego grona uprzywilejowanych.
Taka Polska, rządzona przez ludzi niekompetentnych, nie ma szans na dobry rozwój. Piąta władza, jaką stanowią urzędnicy, skutecznie spowalnia nasz rozwój, a niekompetentne władze uchwało- i ustawodawcze oraz wykonawcze nie są w stanie temu zapobiec. Problemem nie jest to, że pazernie korzystają na tym krótkowzroczni i kierujący się prywatą lokalni politycy. Problemem jest to, że konsekwentnie podcinają gałąź, na której siedzimy wszyscy i cała nasza Ojczyzna.
Wnioski
Ludzie, jak KAŻDE ŻYWE na tej planecie, rywalizują o władzę. Teraz, w tej ułomnej demokracji, której się jeszcze długo nie nauczymy, nie ma weryfikacji poziomu wiedzy, inteligencji, etyki, umiejętności i doświadczenia kandydatów. To JEST BEZNADZIEJNA sytuacja! BEZNADZIEJNA!!!
Nie ma logicznej, naturalnej rywalizacji. Nie wygrywają najmądrzejsi, najuczciwsi itd.
Żeby Polska naprawdę „powstała z kolan”, potrzebna jest ZMIANA zasad wyborczych!!!
Dla dobra nas wszystkich, naszego kraju i małych ojczyzn. Tylko to pozwoli naprawić Polskę.
Konieczne i niezbędne jest:
- Wprowadzenie egzaminów kompetencyjnych oraz testów psychologicznych dla kandydatów wszelkich szczebli przed każdymi wyborami. Wyniki egzaminów nie eliminują kandydowania danego delikwenta, ale muszą być przedstawione w materiałach wyborczych i na kartach do glosowania; (zadania egzaminacyjne – różne, w zależności od szczebla wyborów – ustala komisja powołana przez PKW – na zasadach podobnych do organizowania egz. maturalnego)
- Pozbawienie biernego prawa wyborczego obywateli zatrudnionych w szeroko rozumianym budżecie;
- Ograniczenie dolnego wieku kandydatów:
- radni gminni i powiatowi: M 40 lat, K 35 lat;
- radni sejmików woj. M 45, K 40 lat;
- posłowie, senatorowie i europosłowie M 50 lat, K 45 lat;
- wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast M 45, K 40.
- Prezydent RP – M 60 lat, K 50 lat;
- 50% redukcja liczby radnych gminnych i powiatowych;
- Zmiana formuły oświadczeń majątkowych bądź całkowita z nich rezygnacja;
- Wprowadzenie testu wiedzy o Polsce przed głosowaniem. Jeśli ktoś nie uzyska wymaganego minimum, pozbawiony zostaje czynnego prawa wyborczego i wychodzi z obwodowej komisji (ta sama komisja opracowuje pięć testów dotyczących Polski i zasad jej funkcjonowania; chętny do głosowania otrzymuje losowo wybrany test i ma 3 minuty na odpowiedzi; przekroczenie limitu upoważnia do otrzymania kart do glosowania)
Doświadczenie, dokonania zawodowe i życiowe, wiedza i kompetencje to warunki KONIECZNE, by podejmować wyzwania wynikające ze służby publicznej!
To oczywiście nie wszystko (jest wiele innych wad obecnego systemu), ale już TYLKO to wystarczy, by w końcu, po 40 latach od tzw. transformacji ustrojowej, doczekać się władz merytorycznie, kompetencyjnie i mentalnie przygotowanych do służby publicznej, oddanych mieszkańcom, małym ojczyznom i całej polskiej wspólnocie.
Czy kiedyś do tego dojdzie??? Czy ci, którzy sprawują władzę w Polsce dojrzeją kiedyś do takich zmian??? Czy będą w stanie to zrozumieć, przyznać, że tak właśnie jest i na tym bazuje ten system? Czy własne korzyści przestaną być kiedyś nadrzędnym kryterium, czy możliwe jest rządzenie państwem ponad niskimi pobudkami i ponad własnym, często przerośniętym, ego?
Stanisław Pisarek
Bardzo dobry i praktyczny tekst. Widzę podobnie mieszkając w Warszawie i życzliwie obserwując moja mała ojczyznę na Podkarpaciu gdzie od 70 (tak nie 40!) nic się nie zmienia i ciagle rządzą ci sami zaradni i sprytni, którzy nie dopuszczają do decyzji ludzi spoza układu. To się nie zmienia i nie zmieni. Młodzi emigrują starzy nie wracają. Wschodnia ściana Polski się wyludnia a media głównego nurtu ciagle się emocjonują kto komu dowali lub dowalil. Brak merytorycznego dziennikarstwa idzie w parze z partactwem w polityce. A na tym wszystkimnajlepiejnwychdzi kler od 70 lat bo w kościele tez się nic nie zmieniło. Ważne by kasa się zgadzała.
Drogi Autorze, chyba górnego wieku? I – moim zdaniem – o żadnej dyskryminacji kobiet obecnie mowy być nie może.
Proponowałbym taki zapis:
– Radni gminni i powiatowi: nie mniej niż 18, nie więcej niż 35 lat;
– radni sejmików, wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast: nie mniej niż 25, nie więcej niż 45 lat;
– posłowie, senatorowie i europosłowie: nie mniej niż 35, nie więcej niż 50 lat;
– Prezydent RP nie mniej niż 35, nie więcej niż 50.
Świetne podsumowanie pokutującego tu pseudo-soc-realizmu. Żeby wdrożyć pozytywną selekcję i zamiast dorzucać kolejne szczegóły nakazowo-kontrolno-pomiarowe, lepiej zmienić mechanizmy: federalny model organizacji państwa i większościowa ordynacja wyborcza w jednomandatowych okręgach wyborczych. Więcej szczegółów (od lat) w książce “Gospodarka nie-wiedzy”.
W dobie wyborcy sterowanego propagandą (i pieniędzmi na nią) jednomandatowe okręgi z głosowaniem “pierwszy bierze” w ciągu dwóch kadencji doprowadzą do monopartyjności. Czy zdaje Pan sobie sprawę z tego, że przy takim głosowaniu (jakie Pan proponuje) w ostatnich wyborach parlamentarnych (2023) pis byłby bliski większości konstytucyjnej. Albo by ją zdobył? Dane z komisji są, może Pan sam policzyć (rozkładamy okręg wielomandatowy
na mniejsze – i tam umieszczamy kolejno w/g oddanych głosów po jednym kandydacie z każdej partii – i teraz wystarczy zsumować głosy z komisji ) . Proszę sobie samodzielnie policzyć: https://sejmsenat2023.pkw.gov.pl/sejmsenat2023/pl/dane_w_arkuszach. A przynajmniej spojrzeć sobie na wyniki “jedynek” “dwójek” i “trójek”, bo ci by startowali w każdym jednomandatowym.
@OHIR
Kiedy tu się mówi o wyborach to chyba zbyt często i zbyt chętnie zapomina się o normie reprezentatywności (1:100000). Po pierwsze przy 38 mln mieszkańców nie trzeba w PL więcej niż 380 parlamentarzystów. Przypomnę, że w Kanadzie jest 330 posłów przy 40 mln mieszkańców i starczy. Stosownie do wskazanej normy, najpierw trzeba tu określić nowe okręgi, więc liczenie czegokolwiek dzieląc stare na drobne nie ma sensu. Przypomnę też, że temat był poruszany obszernie w ubiegłym roku w tekście (Krzysztof J. Konsztowicz: Protest przeciwko … partiom opozycyjnym – Studio Opinii) i w komentarzach pod tym tekstem, gdzie polecałem świetne artykuły prof. K. Ciesielskiego.
Przypomnę jeszcze, że wątpliwości co co do metod i skutków głosowania w różnych odmianach ordynacji większościowej rozjaśnienia świetny artykuł profesora Marka M. Kamińskiego (University of California, Irvine) w polskim czasopiśmie: Kaminski, Marek. „Metody Głosowania W Okręgach Jednomandatowych I Ich Własności”, Decyzje, nr 23, 2015, ss. 111-122.