Jan Tomasz Gross w szkicu dotyczącym dzisiejszego stanu świadomości Polaków i ich stosunku do uchodźców umieścił zdanie, które wywołało silne reakcje i utrwaliło negatywny obraz autora jako nienawistnika i polakożercy: Polacy, słusznie dumni ze swojego antynazistowskiego ruchu oporu, w trakcie wojny zabili w gruncie rzeczy więcej Żydów niż Niemców („Die Welt”, 13.09.2015).
Niemiecka gazeta
Krytycy Grossa, uznając widocznie że jest to znaczące, zgodnie wskazują nazwę niemieckiego dziennika, w którym opublikował swój oszczerczy tekst. Jednym z tych krytyków jest prof. Antoni Dudek, uchodzący za badacza ważącego słowa. W rozmowie z Pawłem Wrońskim („GW”) daje wyraz irytacji: „Jego [Grossa] stwierdzenie w niemieckiej gazecie, że »Polacy zabili w czasie okupacji więcej Żydów niż Niemców«, uważam za głęboko niesprawiedliwe i obraźliwe”.W rozmowie z Joanną Podgórską („Polityka”) zaostrza ton: „Osobiście uważam, że to, co napisał, jest skandaliczne. Dopóki publicznie nie przeprosi za wypowiedź, że w czasie wojny Polacy zabili więcej Żydów niż Niemców, nie usiądę z nim do żadnej debaty i nie podam ręki”.
Prof. Dudek, jeśli już chce brać pod uwagę miejsce publikacji, powinien wiedzieć, bo zaznaczono to w „Die Welt”, że Gross niczego nie „stwierdził w niemieckiej gazecie”, ponieważ napisany po angielsku tekst opublikował w wydawnictwie Project Syndicate. Przetłumaczony na niemiecki i uzupełniony o redakcyjne podtytuły, ukazał się w berlińskim dzienniku jako przedruk. Na tym też przedruku – zdaniem autora niepełnym i w wielu miejscach błędnym – opiera się polskie tłumaczenie jego tekstu.
Wspomniane zdanie okazało się dla strażników polskości na tyle bulwersujące, że prezydent Duda zwrócił się do MSZ-tu o opinię dotyczącą możliwości odebrania Grossowi Krzyża Kawalerskiego Orderu Zasługi RP, jakim został odznaczony za udział w wydarzeniach marcowych 1968 r.
Zastanawiające – i przygnębiające – jest to, że o wystawieniu na szwank dobrego imienia Polski mówili nie tylko oskarżyciele, ale i obrońcy Grossa. Pierwszym chodziło oczywiście o inkryminowane zdanie, natomiast drudzy wskazywali na negatywny rezonans, jaki wywołałoby w świecie odebranie jego autorowi odznaczenia. Nie było mowy o stanie faktycznym, tzn. o tym, czy Gross napisał prawdę, czy też mylił się bądź kłamał.
Fakty
Jan Tomasz Gross w rozmowie z Michałem Siermińskim („Bez Dogmatu”) przypomina, że tamto zdanie odnosi się do rzeczywistości ziem przedwojennej Rzeczypospolitej w latach 1939-1945. Jego wyliczenia (mówi, że nie są to trudne rachunki) wyrażają następujący stan rzeczy. Z rąk Polaków zginęło (zostało zabitych) ok. 25 tysięcy (maksimum 40 tysięcy) Niemców. 17 tys. w czasie kampanii wrześniowej, 2-5 tys. w czasie powstania warszawskiego, 2-3 tysiące w walkach z podziemiem.
W tym samym czasie poniosło śmierć (zostało zamordowanych) wielokrotnie więcej – blisko 300 tysięcy – Żydów. Gross wyróżnia trzy etapy żydowskiej gehenny. Początek pierwszego zbiega się z najazdem Hitlera na ZSRR (czerwiec 1941). Z tego okresu pochodzą mordy dokonywane w miasteczkach z terenów wschodnich (obok Jedwabnego w samym województwie białostockim było takich miejscowości ponad dwadzieścia). Ilu Żydów zginęło? Gross: „Naprawdę nie umiem tego powiedzieć dokładnie. Liczba ta idzie niewątpliwie w tysiące. Może 10 tysięcy? Może trochę mniej. A może trochę więcej”.
Drugi etap związany jest z likwidacją żydowskich gett i wywózką ich mieszkańców do obozów zagłady. Uciekających z pociągów Żydów wyłapywali polscy funkcjonariusze policji (tzw. granatowej) i kilku innych służb. Zabijali ich lub przekazywali Niemcom. Gross przytacza udokumentowane opisy takich aktów (Szczebrzeszyn, Wodzisław). Szacuje, że spośród 1 250 000 Żydów objętych likwidacją gett 10% (co, jak dodaje, jest miarą z pewnością zaniżoną) – czyli 125 tysięcy – ginie bezpośrednio lub pośrednio (denuncjacja) z rąk Polaków.
Trzeci etap obejmuje okres po likwidacji gett. Podczas deportacji do obozów zagłady uciekło i ukryło się wśród Polaków 200-250 tys. Żydów. Spośród nich tylko 40 tysięcy doczekało końca okupacji. Przyjmując, że ok. 10% umarło z głodu i chorób, można sądzić, że pozostali (160-200 tysięcy) ponieśli śmierć z rąk Polaków – jak poprzednio: bezpośrednią lub pośrednią.
Prof. Jacek Leociak mówi o znacznie mniejszej liczbie „brakujących” Żydów, którzy ocaleli z akcji deportacyjnej: 100 – 130 tysięcy. Zaznacza przy tym, że skazani jesteśmy na szacunki i ekstrapolacje. Prace prowadzone przez Centrum Badań nad Zagładą Żydów (Leociak jest członkiem tego gremium) prowadzone są dopiero od kilku lat w wybranych powiatach, co oznacza, że wciąż jesteśmy na początku drogi.
W swych wypowiedziach, zarówno mówionych jak i pisanych, Jan Tomasz Gross używa odmiennych określeń: Polacy zabijali Niemców, mordowali Żydów. To drugie określenie mówi o czymś szczególnie godnym potępienia. Jest nacechowane etycznie i emocjonalnie. Prawo posługuje się jedynie pojęciem zabójstwa – pozbawienia człowieka życia. Zbliżone do morderstwa jest, zdaniem niektórych komentatorów, zabójstwo kwalifikowane. Polski kodeks karny podaje cechy takich zabójstw (art. 148, §2 , §3) – m.in. szczególne okrucieństwo i motywację zasługującą na szczególne potępienie.
Wydaje mi się, że znane, oparte na relacjach świadków, opisy zabójstw, jakich dopuszczali się Polacy na Żydach, uzasadniają użycie mocnego określenia: to były morderstwa.
Uogólnienia
Jan Tomasz Gross posługuje się sformułowaniami ogólnymi: mordowali Polacy. Podobnego języka używa się, niestety, notorycznie; także w odniesieniu do Niemców (o krzywdzących uogólnieniach tego rodzaju można przekonać się choćby na podstawie wydanej w Bibliotece Więzi pracy zbiorowej pt. Dziesięciu sprawiedliwych. Wspomnienia okupacyjne, czy filmu Pianista Romana Polańskiego). Do dużych kwantyfikacji odwołuje się retoryka manipulacyjna, sugerująca, że część prawdy jest całą prawdą (pars pro toto). Na tej zasadzie można powiedzieć, że Polacy wprowadzili stan wojenny w grudniu 1981 roku, a także przemilczeć fakt, że mimo kary śmierci grożącej za pomoc Żydom, właśnie Polacy za ich ratowanie otrzymali najwięcej wśród narodów Europy (6620) drzewek Sprawiedliwych w Yad Vaschem.Timothy Snyder (Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie) pisze o powszechności mordowania Żydów na terenach okupowanych przez Niemców (97% ofiar stanowili Żydzi spoza obszaru niemieckiego i zabijani poza tym obszarem). Wskazuje też, że Niemcy (w tym niemieccy cywile, zwani przez Daniela Goldhagena „gorliwymi katami Hitlera”) stanowili tylko niecałą połowę zabójców. Ustalenia te nie tyczą przecież wszystkich Niemców, ani też całej ludności pozostającej pod niemiecką okupacją.
Jacek Leociak stosowanie dużych kwantyfikatorów uważa za wyraz szaleństwa. Mówi w wywiadzie („Tygodnik Powszechny”): „Jednym biegunem szaleństwa jest mówienie, że wszyscy Polacy mieli w głowie tylko to, aby zabijać Żydów i na nich się wzbogacać. Drugim – że wszyscy Polacy szlachetnie i heroicznie pomagali Żydom. To dwa bieguny toczącej się debaty publicznej”.
Jan Tomasz Gross przyznaje, że mordowali Żydów wyłącznie ludzie zdemoralizowani. Dodaje jednocześnie, że było ich w Polsce wyjątkowo wielu. Że ich zbrodnie były sankcjonowane społecznie (nie skrywano ich przed otoczeniem). Że karanie zbrodni na Żydach przez Państwo Podziemne było fikcją (wykonano jedynie trzy wyroki na polskich szmalcownikach). Że osoby ratujące Żydów (Sprawiedliwi) ukrywały to po wojnie w obawie przed ostracyzmem sąsiadów.
Liczenie, które boli
Tak właśnie zatytułowana jest wspomniana rozmowa w „Tygodniku Powszechnym”. Jacek Leociak mówi, że liczby są potrzebne, bo pokazują skalę zła, ujawniają „zaangażowanie się w zło ze strony zwykłych ludzi”.Nie mogę jednak uwolnić się od poczucia, że w takiej obiektywizacji – owszem, potrzebnej dla ukazania rzeczywistego stanu rzeczy – jest też coś niewłaściwego. Nie bardzo potrafię wytłumaczyć, na czym polega ta niewłaściwość. Może chodzi tu o „łatwość”, jaką widać w przykładaniu matematyki do zabijania? O podobieństwo do liczby przeczytanych książek albo pączków zjedzonych w tłusty czwartek? O to, że człowiek to cały uwewnętrzniony kosmos, a nie sztuka, element zbioru?
Niestosowność liczenia zabijanych ludzi wiąże się zapewne z niegodziwością samego zabijania. Aleksander Kamiński mówił harcerzom zabijającym Niemców, że złe jest to, co robią, tyle że nie ma innego wyboru. Tacy twórcy, jak Wasilij Szukszyn czy Erich Maria Remarque, pokazywali wojnę jako miejsce cierpień doznawanych przez wszystkich, swoich i wrogów.
Jedną z najbardziej paskudnych scen w serialu „Czterej pancerni i pies” była ta, w której Janek Kos zastrzelenie kolejnego Niemca zaznaczał nacięciem na kolbie karabinu. Rozpacz okazał dopiero wtedy, gdy zginął jego poznany dopiero co towarzysz Fiedia (Jołki-połki).
Odpowiedź na pytanie o liczbę zabitych osób ma w sobie coś z oswajania tego, co powinno pozostać niedostępne, intymne, mierzone sumieniem.
Może tylko tam, w sumieniu, w skrusze uprawniona jest tak straszna matematyka?
Obojętność
Myślę teraz o wierszu Brunona Jasińskiego (Nie bój się wrogów – w najgorszym razie mogą cię zabić. Nie bój się przyjaciół – w najgorszym razie mogą cię zdradzić. Strzeż się obojętnych – nie zabijają i nie zdradzają, ale za ich milczącą zgodą mord i zdrada istnieją na świecie).Jacek Leociak mówi, że dociekania Jana Tomasza Grossa to „błogosławiona robota”. Gross ma znakomity słuch. „Słyszy pewne rzeczy, które inni, zajmujący się tą tematyką, słyszą później. I wystawia je na światło dzienne”.
Wyobrażam sobie, że tym, co Gross „słyszy” najwyraźniej, jest polska niechęć wobec Żydów. Obojętność wobec hekatomby, jaką przyniosła im wojna. W jego oczach nie ma nienawiści. Są pełne smutku.
Przykładów obojętności wobec żydowskich tragedii nie sposób zliczyć. Jest w sprawozdaniu, jakie po pogromie kieleckim przygotowali profesorowie z KUL-u. Można w nim znaleźć rzeczowość pomieszaną z antysemickimi kliszami. Jednego nie da się tam odszukać: choćby cienia współczucia dla żydowskich ofiar.
Ks. Piotr Dudziec, autor listu odczytanego tuż po masakrze w kieleckich świątyniach, wyraża jedynie żal wobec małych dzieci, które musiały patrzyć na zabijanie Żydów.
Janusz Poniewierski przytacza w „Znaku” opinię znajomego księdza, który powiedział mu, że polski Kościół w czasie wojny w przeważającej części był obojętny wobec zabijania Jezusa obecnego w jego żydowskich braciach i siostrach. Że wzorem Piłata umył wtedy ręce.
Hanna Krall w rozmowie z dziennikarzem (Krall, Warszawa 2015) wypowiada, spokojnie, jak to ona, słowa, które palą: „Jak się mówi o Zagładzie, jak Polacy mówią o Zagładzie, to mówią właśnie o tym: jak zachowali się Polacy. Czy Polacy pomagali, czy Polacy denuncjowali, czy Polacy byli obojętni. Polaków nie interesuje, jak ginęli Żydzi, nie interesuje ich żydowskie umieranie, żydowskie cierpienie, żydowska samotność, żydowski smutek. Dla Polaków ważni są Polacy, w tej całej Zagładzie najważniejsi są Polacy. Żydzi zostają sami. Jak byli wtedy samotni, tak są samotni teraz. Wtedy z umieraniem, a teraz z pamięcią o umieraniu”.
Andrzej C. Leszczyński



Czekałam na te słowa! Od dawna znam te (przybliżone) liczby i domyślam się, że nie tylko ja. Prof. Antoni Dudek też pewnie je zna. Od czasu sprawy Jedwabnego bardzo dużo czytałam na ten temat, dla każdego informacje te są dostępne.
Antysemityzm w Polsce był przed wojną, w czasie wojny, po wojnie i przetrwał nie za bardzo nadpsuty do dzisiaj. Dlatego widzę w oskarżeniach i nieskrywanej nienawiści do Grossa kolektywne poczucie winy.
Może ci Polacy, którzy się tak strasznie oburzają na Grossa, kiedyś wydorośleją. Co prawda pogoda jest niesprzyjająca.
P.S. Błąd korektorski: Bruno Jasieński, nie Jasiński. Zaznaczam dlatego, że jest on coraz mniej znany, w szkołach nie uczą o nim.
Wszystkich, komu trudno uwierzyć w bestialskie i liczne morderstwa Żydów dokonane przez Polaków w czasie II Wojny Światowej, odsyłam do książki Mirosława Tryczyka „Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów”. We fragmencie opublikowanym niedawno w Przeglądzie opisano jak wykorzystywano, męczono i mordowano Żydów w Szczuczynie, jednej z wielu, wielu miejscowości. Wszystko na faktach, w oparciu o staranne badania autora.
I jeszcze jedno: w zapale potępiania prof. Grossa przypisano mu zdanie „Polacy zabili więcej Żydów niż Niemcy” (zamiast „Niemców”), za tym poszły liczne pełne oburzenia sprostowania.
Odwieczny fenomen – postawa obronna prowadząca w efekcie do solidarności z patologią wśród swoich. Narodowa czy religijna tożsamość skłania do wewnątrz grupowej lojalności, która „wymaga” stosowania osobliwie rozumianej klauzuli sumienia nakazującej zamazywanie zbrodni popełnionych przez swoich.
Pierwsze doniesienia o słowach Grossa dotarły do mnie także w formie „Polacy zabili więcej Żydów niż Niemcy” (zamiast „Niemców”), co całkowicie odwraca sens. Jakiś czas temu, w Jerozolimie przy kawie rozmawiałem z przyjaciółką, poruszyłem wtedy temat odpowiedzialności Polaków za Zagładę. Doszliśmy wspólnie do wniosków, że nikt rozsądny i uczciwy, nie ma prawa wymagać od innych heroizmu, by oddawali własne życie za życie innych. Sami doszliśmy do wniosków, że zapewne sami byśmy tego nie zrobili, przecież to była odpowiedzialność zbiorowa czyli także śmierć własnej rodziny. Przynajmniej, taka deklaracja o takim heroizmie, przy kawce, byłaby dowodem naszej paskudnej pychy i hipokryzji.
I nikt normalny z Ocalałych nie ma o to żalu, ale jest i będzie nie zabliźnioną raną wspomnienie ochoczej współpracy tzw. zwykłych ludzi, którzy chętnie donosili oprawcom, że ten człowiek, który właśnie przechodzi obok ulicą, a nikt nie domyśliłby się nawet, że jest Żydem, co przy całkowitej świadomości denuncjatora, skazywało wskazanego na śmierć. Wiemy wszyscy jacy jesteśmy, przynajmniej większość z nas, zazdrośni, zawistni itp. ale bezinteresowne skazanie drugiego człowieka na oczywistą śmierć musi być w najwyższym stopniu odrażające. Tak więc te drzewka w Yad Vashem nie przykryją całkowicie, jakby chcieli tzw.polscy patrioci, tych słusznych oskarżeń.
Pomoc Żydom w czasie okupacji była zapewne heroizmem. Jednak jest jeszcze czas bezpośrednio po wojnie, kiedy mordowanie wcale nie ustało. I to jest chyba najgorsze.
„Jan Tomasz Gross przyznaje, że mordowali Żydów WYŁĄCZNIE ludzie zdemoralizowani”. Po lekturze książek prof. Engelking i prof. Grabowskiego, wspomnień Perechodnika, mam zupełnie inne zdanie. Gdyby Żydów rzeczywiście mordowali wyłącznie ludzie zdemoralizowani, psychopaci i inni maniakalni mordercy, moglibyśmy spać spokojnie. Niestety, Żydów mordowali ludzie zwyczajni, na co dzień normalni ojcowie rodzin, dbający o te rodziny, biorący jakiś udział w walce z Niemcami, chodzący do kościoła itd. Chyba prof. Grabowski opisuje polowanie na Żydów, które odbyło się zaraz po mszy rezurekcyjnej w jednej z parafii powiatu dąbrowskiego. Książki Haralda Welzera mówią to samo – do popełniania morderstw w stylu tych na Żydach podczas wojny nie trzeba być zdemoralizowanym. Niestety.
A prof. Dudek już dawno przestał mnie zdumiewać. Sprawia on wrażenie człowieka, który doskonale wie, jak było, ale z jakichś powodów przestrzega politycznej poprawności – w rozumieniu narodowokatolickim.
@ wejszyc 2016-06-12
I w rozumieniu pisowskim, tzw. obozu niepodległościowego, za jaki się mają.
Ach ten „profesor” Gross…
http://alexjones.pl/aj/aj-polska/aj-publicystyka/item/65568-jak-prowokator-jt-gross-odslonil-sie-do-konca
Dla równowagi.. można posprawdzać przypisy ..
Bóg Internet nie wyraża sprzeciwu na ten link;
http://www.traditia.fora.pl/historia,41/z-prof-finkelsteinem-odnosnie-ksiazki-grossa-zlote-zniwa,5556.html
zniesmaczony
Magog