20.06.2024
Zdanie odrębne

Wzięty felietonista prof. Marcin Matczak (powołując się na Karen Stenner), ubolewa nad ciężkim losem konserwatystów[1]. Utrzymuje, że „atakowanie rzeczy ważnych dla konserwatystów nie równa się atakowaniu rzeczy ważnych dla postępowców”. Powodem ma być to, że „konserwatyści mocniej niż osoby progresywne utożsamiają się z tym, co cenią. (…) świat zawala im się bardziej niż postępowcom, gdy ktoś atakuje ich porządek normatywny. (…) Dla konserwatystów świat jest bardziej czarno-biały. Dla wewnętrznego spokoju potrzebują więcej jednoznaczności, więcej niepokalanego oczęcia [tak jest napisane!], które spogląda na świat piękny i czysty, bez domieszki zła. Stąd nie istnieje bezwzględna symetria w razach, jakie sobie wymierzają konserwatyści i postępowcy”. Konserwatysta to delikatniejszy typ człowieka, bardziej czuły na punkcie wyznawanych (by nie rzec: swoich) wartości, wrażliwy, uporządkowany (by nie powiedzieć: schematyczny), jednoznaczny[2], prawy… Świat konserwatysty jest lepszy, aniżeli świat liberała, ponieważ on patrzy czystym okiem.
Dając się ponieść słowotwórczej fantazji, profesor użył słowa ‘oczęcie’, choć powinien wiedzieć, że pieszczotliwy termin ‘oczęta’[3] nie ma liczby pojedynczej. Żeby było ciekawiej, ‘oczęcie’ (dlaczego nie ‘oczę’?) jest ‘niepokalane’, tzn. niczym nie zabrudzone, ani zamazane, bez źdźbła czy belki… Nie jest też ‘uzbrojone’ w okulary, powszechne w dobie wad i zepsucia wzroku przez komputery i smartfony.
Jego felieton pod tytułem Pies ogrodnika patrzy na krzyż, dotyczy zarządzenia prezydenta Warszawy w sprawie symboli religijnych w lokalach urzędowych stolicy. Można się domyślić, że tytułowym psem jest Rafał Trzaskowski, który (chodzi o psa!) wprawdzie nie jada owoców ani warzyw, ale broni innym dostępu do tych wiktuałów. Zarządzenie wywołało falę protestów, a Ordo Iuris, organizacja wrażliwa na wartości materialne, zbiera podpisy pod ‘społecznym protestem’… W ramach ‘gestu budującego wspólnotę’ nie opowiemy się po którejś ze stron kolejnej ‘wojny o krzyże’, a tekst profesora potraktujemy jako pretekst…
Ważniejsze jest pytanie: dlaczego konserwatysta ma być lepszy od liberała? Wszak pochodzimy od wspólnego ‘ojca naszej wiary’ Abrahama, zostaliśmy ukształtowani w tradycji judeochrześcijańskiej (z domieszką starożytności grecko-rzymskich), nominalnie obowiązuje nas ‘dziesięcioro przykazań’, więc powinniśmy kochać Boga i bliźniego – ‘jak siebie samego’[4]. Mamy za sobą wieki wolności i niewoli, rządów swoich i obcych, tradycje rozmaitych epok kulturowych i literackich, członkostwo w Unii Europejskiej, a ostatnio – trudne osiem lat kaczyzmu… Tak bogate wspólne dziedzictwo wymagałoby mocniejszych kroków dowodowych, uzasadniających tezę felietonisty. Tymczasem jego argumentacja jest naciągana, wątła, psycho-emocjonalna, z elementami niemodnego już estetyzmu; słowem mało przekonująca, a każdy jej fragment można opatrzyć pytaniem dlaczego?
*
Konserwatyzm i liberalizm to słowa, które w dzisiejszym świecie znaczą niewiele, albo zgoła nic. Pierwsze pochodzi od łac. conservo, czyli zachować, ocalić, pilnować; drugie od libero[5] – uwolnić, uniewinnić… Przeniesione na grunt polityki kiedyś służyły określeniu ruchów, partii czy grupowań – zachowawczych i postępowych, prawicę[6] i lewicę. Obydwie dystynkcje są zarazem kwalifikacją; gdyż to, co konserwatywne i prawicowe jest rzekomo lepsze, szlachetniejsze; a co postępowe i lewicowe – oczywiście gorsze, podejrzane, a nawet złe…
Trudno by pojęcia z taką konotacją miały jakiś walor porządkujący życie polityczne oraz spokojne o nim myślenie. Są mocno nacechowane (albo napiętnowane) przez historię, etykę, politykę, a przez to pełne emocji i uprzedzeń. Dziś nikt a priori (czyli z góry) nie twierdzi, że świat konserwatysty jest lepszy, a liberała gorszy, lub na odwrót. W polityce funkcjonują zarówno ‘konserwatysta liberalny’, jak i ‘liberał konserwatywny’. Takich ludzi jest sporo i nie da się ich wyrzucić za burtę… W parlamencie europejskim od lat działa partia ‘konserwatystów i reformatorów’ (należy do niej PiS), jednak nikt nie zwraca uwagi, że słowa ‘konserwatysta’ i ‘reformator’ to antonimy, a więc określenia przeciwstawne, czyli takie, które się wykluczają …
Wyjściowa dystynkcja felietonisty uruchamia jeszcze inną parę pojęć: ‘rewolucja’ i ‘reakcja’. Pierwsze bliskie jest liberalizmowi – rewolucje, dokonywane w imię wolności, niosły zwykle coś nowego; drugie konserwatyzmowi – reakcja była próbą obrony tego, co dawne, minione, stare… Ale co zrobić z ‘konserwatywną rewolucją’, jaką jest kaczyzm niszczący zastane normy moralne, prawne, a nawet religijne? Przecież taki konserwatyzm nie zachowuje, ale rujnuje wartości… I na odwrót – jak traktować liberała, który chroni to, co wartościowe i stara się je zachować? Przykładów takich postaw jest wiele i profesor pewnie o tym wie. Mimo to broni ‘atakowanych’, którzy jeszcze wczoraj sami atakowali inaczej myślących. A wszystko w imię, tudzież w obronie imponderabiliów…
Konserwatyzm przywykło się kojarzyć z religią, a liberalizm z ateizmem, stąd zbitki pojęciowe typu: ‘konserwatywnoreligijny’ (albo odwrotnie) oraz ‘liberalno-lewacki’. W podtekście tej drugiej kryją się: bezbożnictwo, nihilizm, a nawet satanizm… Tymczasem konserwatysta może być ateistą, a liberał wierzyć w Boga… Głośnym echem odbił się niedawny wywiad z byłym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim[7], który odnosząc się do spraw wiary odpowiada niekonwencjonalnie, by nie rzec nowatorsko: „jestem niewierzący, ale praktykujący”. Praktykuje, ma się rozumieć, normy i zasady katolickie, choć w Polsce częściej można usłyszeć deklarację odwrotną: ‘wierzący, ale nie praktykujący’.
Trudno też poważnie traktować argument, że dla konserwatysty „świat jest bardziej czarno-biały” (manichejski?). Znaczy to, że dla liberała nie; a jego świat jest mniej dwubarwny, a więc kolorowy (a może szary?), z rozmaitymi odcieniami owej wszechogarniającej szarości… Argument ten upada wobec kategorycznego stwierdzenia: „Nas nie przekonajom[8], że białe jest białe, a czarne jest czarne!”, które ‘najważniejszy Polak’ wygłosił onegdaj z mównicy sejmowej. Przecież ta wypowiedź znosi dwubarwny obraz świata, a jego kolorystkę uzależnia od woli, czyli kaprysu jednego człowieka – przywódcy, za którym stoją masy…
Wywody felietonisty dają się sprowadzić do jednego z chwytów erystycznych, znanego jako argumentum ad personam[9]. Jest to dowodzenie wymierzone w osobę, albo odwołujące się do osoby. Można je przekształcić na argument ad ideologiam. Wszak konserwatyzm i liberalizm to ideologie, wyznawane przez ludzi, którzy się w nich zatracają bez reszty…
*
Przez ostatnie osiem lat w ocenie ‘konserwatystów’ i ‘liberałów’ dominował symetryzm. Po zmianie władzy pierwsi są brani w obronę – ze względu na ich szczególną wrażliwość! Miarą tej wrażliwości jest ostatnia wypowiedź prezesa (z piątku, 14 maja br.), który mówił o „rządzie zewnętrznym”, o ludziach pozbawionych „kodu demokratycznego”, którzy „nie są w stanie przyjąć patriotyzmu”. Jego nadworny filozof Legutko nazywa ich bez ogródek: „barbarzyńcami, bandą prymitywów i zgrają”, którą cechuje „zapaść umysłowa”…
„W PiS szacunek dla zasad uznawany jest za oznakę słabości” – mówi inny, starszy wiekiem felietonista „Tygodnika Przegląd”[10]. Jak widać, konserwatyści nie potrzebują obrony; oni atakują. I w ten sposób wchodzimy płynnie w fazę asymetryzmu…

- Wolna Sobota, Magazyn GW, 25-26 maja br. ↑
- Niech mowa wasza będzie: Tak, tak; nie, nie…, Mt 5, 17-37. ↑
- Z popularnej pieśni biesiadnej pt. Gdybym miał gitarę, (Za te czarne, cudne oczęta/ Serce, duszę bym dał…). ↑
- Artysta piwniczny Piotr Skrzynecki w tym miejscu zawsze dodawał – „ale nie bardziej!” ↑
- Nie mylić z zawodnikiem piłki siatkowej! ↑
- Chrystus „siedzi po prawicy Boga, Ojca wszechmogącego”, (Credo). ↑
- „GW, Wolna Sobota”, 1-2 czerwiec, 2024) ↑
- Tak zostało wypowiedziane! ↑
- A. Schopenhauer, w książeczce Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów traktuje go „jako ostatni sposób nieuczciwej argumentacji, stosowany, gdy wszystkie inne sposoby zawodzą i nie ma szans na wygranie sporu argumentacją merytoryczną”. ↑
- Stanisław Filipowicz, nr 23/2024 ↑
JS

Nie czytałem felietonu prof. Matczaka. Skrót daje jednak pewne pojęcie o jego treści.
Nieco zdumiewa, że twardy i zasadniczy w swoich ocenach prof Matczak, nie szczędzący razów młodemu pokoleniu, które nie chce tyrać za minimalną i wyrabiać bezpłatne nadgodziny, ubolewający nad jego kruchością, nagle całkowicie się zmienia i zaleca delikatność w stosunku do biednych kruchych konserwatystów i pezejawia zatroskanie ich smutnym losem.
Lenin wymyślił kategorię „użyteczni idioci”. Ona się zmienia, ale jest nieodmiennie zasilana przez ludzi o różnych orientacjach ideowych. Przyzwyczailiśmy się, że to lewicowcy nie dostrzegają implikacji swoich niezbyt wyważonych osądów. Mam nieodparte wrażenie, że ta leninowska kategoria zbiera od kilku lat (przynajmniej od 2015 roku) obfite żniwo po prawej stronie. Są wśród użytecznych idiotów filozofowie, zdarzają się też prawnicy, zwłaszcza ci, którzy nazbyt lekką ręką plotą trzy po przy…
Trafna analiza artykułu prof. Matczaka, który tym razem najwyraźniej się pogubił. Twierdzenie, że konserwatyści to z gruntu ci lepsi, uporządkowani, widzący świat tylko w dwóch podstawowych barwach (przewyższający liberałów oraz wszystkich innych) – jest bardzo naiwne. Aż trudno uwierzyć, że pochodzi od wspomnianego autora. No, chyba, że chodziło mu o Ku Klux Klan. Przyznaję, że jego chłopcy byli wierni ideałom. W dodatku wrażliwi, delikatni, i co niezwykle ważne ich świat dosłownie był „czarno -biały !”….. A może chodziło o Inkwizycję i jej wielowiekowe prześladowania inaczej myślących? Doprawdy samo piękno i szlachetność i to umiłowanie drugiego człowieka; można tylko pogratulować. M.M. nie dostrzega, że jego bohaterowie na co dzień potrafią być wsteczni i zakłamani; za ich wielkimi słowami nierzadko kryje się małość, chciwość i pogarda wobec inaczej myślących, którzy uznawani są za „gorszy sort”. Cóż jeszcze można dodać? Chyba tylko to, że papier bywa cierpliwy; wszystko przyjmuje. Również wtedy gdy myślenie nie nadąża za mówieniem (pisaniem).
„Ciekawy” komentarz utożsamiający konserwatyzm z KKK i inkwizycją. Rozumując podobnie można utożsamić lewicowość z nielimitowanym mordowaniem dzieci nienarodzonych.
Wielkie brawa za ten tekst. Wrażliwi konserwatyści jakoś nie wahają się przed tym, by narzucać wszystkim ich poglądy, tworzyć z nich obowiązujące prawo i odbierać to co najważniejsze, czyli wolność i tolerancję. Oczywiście zdaj e sobie sprawę, że M. Matczak miał na myśli konserwatystów podobnych do siebie, a nie tych którzy przez ostatnie lata demolowali wszystkie zasady demokracji. W normalnych czasach powiedziałabym, że w każdym normalnym społeczeństwie muszą ścierać się rożne poglądy i wizje świata. Teraz jednak nie otrząsnęłam się z tego co stało się w ostatnich latach i nie mogę zapomnieć jak ci „wrażliwi” nazywali i traktowali myślących inaczej.
Bardzo ciekawy i ważny głos polemiczny wobec tekstu prof. Matczaka. Uznany prawnik zasłynął w okresie kaczyzmu z konsekwentnego stanowiska w obronie Konstytucji i praworządności nie zgadzając się z psuciem państwa i prawa przez najeźdźców wewnętrznych, czyli żołnierzy „imperatora” Kaczyńskiego z tym ostatnim na czele.
*
Media i środowiska opiniotwórcze zachwyciły się Matczakiem upatrując w nim nadziei polskiego życia publicznego i polskiej polityki. Matczak bywał przez poważnych ludzi lansowany jako kandydat opozycji demokratycznej na ministra sprawiedliwości, premiera czy prezydenta.
*
Takie opinie bardzo silnie oddziaływały na samego prof. Matczaka. Ze znanego w środowisku akademickim prawnika stał się osobą publiczną, chętnie i często wypowiadającą się na tematy różne, niekoniecznie związane z zakresem uprawianego zawodu. Zaczął stopniowo stawać się celebrytą, czyli osobą znaną z tego, że jest znana. W charakterystyczny dla celebrytów sposób, częściowo wymuszany przez media, a częściowo samoistny zaczął pełnić rolę „autorytetu przeniesionego”. (Tego rodzaju autorytet oznacza „miarodajne” wypowiadanie się w sprawach odległych od uprawianego zawodu, a nawet od rzeczywistych kompetencji wypowiadającego się.) Stąd już bardzo krótka droga nie tylko do pomyłek, błędów ale do głupstw i absurdów.
*
JS doskonale zrelacjonował zjawisko „autorytetu przeniesionego” w wypowiedziach Matczaka dotyczących konserwatyzmu. Wykazał powierzchowność czy wręcz miałkość argumentacji o „rzekomej” wyższości konserwatyzmu nad liberalizmem. Cała argumentacja Matczaka o czystości i kruchości duchowej konserwatysty w odróżnieniu od liberała przypomina słynne „trójkowe” dowodzenie wyższości świąt bożego narodzenia nad świętami wielkanocnymi. Zaznaczyć trzeba, że satyrycy zaproponowali taką argumentację jako kpinę z czystego rozumu, gdy tymczasem Matczak argumentuje poważnie…
*
Autor „Zdania odrębnego” poddał syntetycznej a zarazem wnikliwej analizie kategorie konserwatyzmu i liberalizmu jako coraz mniej czytelne i oczywiste na tle różnorodności współczesnego świata. Kategorie te – niegdyś porządkujące – stają się coraz bardziej niejednoznaczne, nieprecyzyjne i mylące. Skojarzenie miałkiej argumentacji Matczaka na rzecz konserwatyzmu z jednym z fałszywych argumentów opisanych w erystyce Schopenhauera także i mnie przyszło do głowy. To jest tak jak narrator wczuwa się w rolę „autorytetu przeniesionego” mówiąc rzeczy niemądre i nieprzemyślane brnąc w opary absurdu.
*
Całość analizy JS odwołującej się do celowego wykrzywiania pojęć przez kaczystów, wykorzystywania przez nich symetryzmu jako oręża w brutalnej walce o władzę, zamykają „pyszne” wypowiedzi „pisowskiego intelektualisty” Legutki na temat jego „szacunku” dla inaczej myślących. Ciekawe czy ten tuz intelektu nie zmienił poglądów po tym jak imperator wyrzucił go z PE na zbity pysk ?
*
Wspaniałą analizę Autora warto uzupełnić obserwacjami codziennymi, właśnie z okresu kaczyzmu. Słowa: konserwatysta, patriota, prawdziwy Polak lansowane przez środowiska kaczystowskie, populistyczne i fundamentalistyczne religijnie, zwłaszcza związane z krk, kojarzą mi się z następującymi postawami i zachowaniami : ciemnotą, zacofaniem, zakłamaniem, hipokryzją, mizoginizmem, ksenofobią, antysemityzmem, rasizmem, homofobią i bardzo prymitywnym nacjonalizmem. Czy to znaczy, że każdy konserwatysta jest nosicielem takich „wartości” ? Niekoniecznie – warto jednak pamiętać z czym kojarzy się taka identyfikacja światopoglądowa.
Nie lepiej jest z liberalizmem, lewicowością, orientacją progresywną – środowiska kaczystowskie, populistyczne i nacjonalistyczne tak zakłamały treść tych pojęć, że nawet wybitni humaniści uciekają od podobnych identyfikacji światopoglądowych jako zakłamanych, a zatem mylących. Te ostatnie kwestie dotyczą roli kłamstwa, odwracania znaczenia pojęć i zakłamywania rzeczywistości, a to temat na odrębne opowiadanie.
Profesor Matczak nie może się chyba doczekać powrotu Kurskiego do TVP i kolejnych chamskich, zbójeckich ataków na jego syna. Bo Kurski to przecież biedny, wrazliwy konserwatysta, ostoja moralności i więcej mu można, prawda? Dobrze Pana Profesora zrozumiałem? Drodzy Państwo, nie macie wrażenia, że wracają czasy „cieplej wody w kranach”?
Ciepła woda to niezły wynalazek; można np. wyprać spodnie – sobie i Prezesowi… Ostatnio chodzi w wygniecionych i pomiętych.
„Przeniesienie autorytetu” pojawiło mi się już wiele lat temu, wykpione nieodparcie przez ks. Józefa Marię Bocheńskiego w jego małej ale treściwej książeczce „100 Zabobonów”. Polecam.
Bartula
Aneks. Współcześnie mamy do czynienia z pragmatyczną wersją liberalizmu, wyzbytego pewnej dozy romantyzmu czasów heroicznej walki z merkantylizmem i autokratyczną monarchią. Psychologicznie trafniejszy od niego był/jest faszyzm czy konserwatyzm („tyrania wartości”), ideologia walki, okopu, zagrożenia i śmierci, Jeżeli liberałowie chcą zajmować w umysłach i sercach ludzi należne im miejsce, powinni odwoływać się nie tylko do ludzkiej potrzeby wygody, ale do tkwiących w człowieku woli twórczego działania. Najtrafniej ujął to liberalny Goethe: „Własność jest mi potrzebna, ażebym mógł sobie wyrobić właściwe pojęcie o rzeczach. Dopiero posiadanie wolne już od złudzeń, jakie podtrzymuje pragnienie jakiejś rzeczy, pozwala mi sądzić spokojnie i bezstronnie. I dlatego też lubię posiadanie nie ze względu na rzecz posiadaną, ale dlatego, że mnie kształci i że mnie czyni bardziej spokojnym, a przez to bardziej szczęśliwym”. Nic dodać, nic ująć .
Problem z prof. Matczakiem polega nie na tym, że Matczak pisze, tylko na tym, że GW tak ochoczo drukuje wszystko, co spłynie z jego natchnionego Duchem Bożym pióra. Matczak był autorem bardzo sensownych analiz konstytucyjnych. Jednak fakt, że ktoś jest dobrym specjalistą w jakiejś dziedzinie, nie musi oznaczać, że jest kompetentny we wszystkich innych. Einstein był genialnym fizykiem, ale ponoć dość kiepsko grał na skrzypcach. Dyrektor filharmonii, który chciałby go zatrudnić jako pierwszego skrzypka, nie postąpiłby bardzo mądrze. Profesor Matczak wierzy, jak się zdaje, że każda jego wypowiedź na dowolny temat to nowe objawienie. Niestety podobnego przekonania nabrała Redakcja „Gazety”. I dlatego postanowiła zastąpić „Arkę Noego” Matczakowym „Słowem na Niedzielę”. Dobrze, że JS zdemaskował płycizny i efekciarstwo jednej z tych jego homilii.