Nigdy nie przepadałem za literaturą science fiction, fantasy ani niczym podobnym. Uważałem, że parają się nią ludzie, dla których świat realny jest zbyt skomplikowany, by umieli go opisać, dlatego wymyślają własny, uproszczony, nad którym panują od początku do końca. Dotyczyło to nawet największych sław współczesnej literatury tych gatunków.
Wyjątek robiłem dla dwóch – Juliusza Verne’a i Stanisława Lema. Dlaczego?
Obaj dość uważnie obserwowali zdobycze naukowe swojego świata i w miarę logicznie wyciągali z nich wnioski co do przyszłości, jaka może się nam przydarzyć. Wiele z nich się zresztą sprawdziło.
Nie każdy to potrafi. Mam kolekcję pocztówek z przełomu XIX i XX wieku, na których rysownicy usiłowali przedstawić świat przyszłości wg Verne’a.
Okazało się, że owi rysownicy nie potrafili posłużyć się metodą wielkiego pisarza i popełniali błędy rozśmieszające mnie za każdym razem, kiedy oglądam ich produkcje.

Np. przedstawiona jest „taksówka powietrzna” dla dwóch osób. I kto w niej siedzi? Siedzi pan w cylindrze i dama w bufiastej sukni szerszej ze dwa razy od samej taksówki! Rysownikowi nie wpadło do głowy, że siadając do latającej, otwartej taksówki w takim stroju człowiek zostałby zdmuchnięty po kilku minutach.
A wystarczyło pomyśleć, przykłady były już znane. Kiedy Stephenson puścił w ruch swoją „Rakietę” – lokomotywę w 1825 roku, wagonami były zwyczajne karoce, tyle że na torach. Tam mogła wejść dama w stroju odpowiadającym epoce.
Kształt wagonów musiał się jednak zmienić, jeśli kolej miała zwiększać prędkość poruszania się, no i opłacać się tzn. brać większe ilości pasażerów.
Do nowo skonstruowanych wagonów przypominających już trochę te dzisiejsze w żaden sposób nie weszłaby pani w sukni na stelażu, rogówce czy panierze. Krynoliny czy turniury zaklinowałyby kobietę po pierwszej próbie wejścia. Drzwi były zdecydowanie za wąskie.

I co się stało? To, co musiało – zmieniła się moda. Damska przede wszystkim.
Przypominają mi się te sprawy, kiedy czytam coraz częstsze dywagacje o świecie po epidemii. Czy i jak będzie musiał się zmienić?
Niestety, większość takich tekstów z mojego punktu widzenia grzeszy tym samym co powieści science fiction skonstruowane tak, by autor rozumiał „swój świat” od początku do końca i nie musiał brać pod uwagę ewentualnych błędów w swoich przewidywaniach.
Błędy te wynikają z grzechu pierworodnego takiej literatury, czyli braku rzetelnej analizy świata już istniejącego co jest warunkiem podstawowym do lepszego czy gorszego odgadywania jego przyszłości.
A jakiż jest ten świat? Nie aspirując do bezbłędnego odczytywania go, mogę jedynie pokazać kilka jego aspektów rzucających mi się najczęściej w oczy.
Wejście do sklepu. Starsza pani chce wejść, ale akurat wychodzą z niego dwie nastolatki. Pani pcha się agresywnie naprzód i wrzeszczy: – Co za wychowanie! Chamstwo! Starszej osoby nie puszczą!
Tej pani nie przyszły na myśl dwie rzeczy, kiedyś wydawałoby się – oczywiste. Raz, że pierwszeństwo ZAWSZE ma wychodzący, kimkolwiek by był, na co wskazuje nie jakieś tam „dobre wychowanie”, ale zwyczajna logika i dwa, że jeśli młodzi ludzie wykazują się brakiem dobrego wychowania, to należałoby zapytać: czyja to wina? Sami się mieli wychować? Nie mieli rodziców, dziadków, krewnych i znajomych? No i najważniejsze: czy pani wykazująca tak podstawowe braki w zasadach poruszania się w miejscach publicznych potrafiła wychować kogokolwiek?
Nie, ona tylko z dawnych czasów pamiętała niejasno, że starszym należy się szacunek i przełożyła to wspomnienie na każdą sytuację, jaka była dla niej wygodna.
Efekt w drugą stronę – młodzież szkolna wsiadając do autobusu, pędzi na wyścigi do miejsc siedzących, potrącając po drodze osoby starsze, a następnie odpalając smartfon i zakładając na uszy słuchawki, patrzy z pogardą na wszystkich, którzy nie zdążyli jej ubiec. Kiedyś mamusia i tatuś ją tego nauczyli. Sam kiedyś wywołałem scysję, kiedy po ustąpieniu miejsca starszej pani zobaczyłem, że pani, stojąc z łopotami, sadza na zwolnionym miejscu 7-letniego byczka. Zażądałem opuszczenia miejsca, bo chcę ponownie na nim usiąść (skoro pani nie chce, to ja posiedzę), za co zostałem skrzyczany, że „nienawidzę dzieci”.
Dziecku się należy!
A komu u nas się nie należy? Ze świecą by szukać!
Hasło „mjesienależy” przeniesione z czasów minionych odzywa co jakiś czas i to wcale nie tylko za sprawką PiS, choć rzeczywiście, oni robią to najlepiej.
Paradoksalnie rewolucja z ’89 roku i wejście w nowy system dały temu hasłu nowe możliwości realizacji. Pierwszą odkryli nadopiekuńczy i pozbawieni wyobraźni rodzice, widząc sklepy pełne wszystkiego. „Ja w dzieciństwie nie miałem, niech moje dzieci mają wszystko”. A potem mamy w szkołach znęcanie się nad rówieśnikami, które strojem czy wyposażeniem technicznym odstają od rówieśników, co już doprowadzało do samobójstw. I nikogo niczego nie nauczyło. Ja! Mnie! Moje! To nie tytuł jednej z piosenek George’a Harrisona, ale nasza rzeczywistość.
Z siermiężnego pseudosocjalizmu wpadliśmy dość gwałtownie w konsumpcjonizm, zapominając o umiarze i rozsądku. Nie chcę rozwijać zanadto tego tematu, bo są tu na SO dużo lepsi specjaliści od tych spraw. Chcę go tylko zaznaczyć i poprosić, by brać go pod uwagę przy konstruowaniu wszelkich prognoz dotyczących naszej politycznej przyszłości.
Kilka lat temu byłem przekonany, że kolega robi sobie ze mnie żarty, kiedy opowiadał jak do dziekanatu na jego uczelni przyszła… matka, interweniując w sprawie syna, który miał kłopoty z zaliczeniem. Do dziś takich przykładów zebrałem już kilkanaście.
I to kolejny temat – stres – słowo nieznane mi w młodości, dziś jest zaklęciem burzącym wszelkie przeszkody przed naszymi potomkami, którym „sienależy”.
A potem ci niedochowani, niedorośli osobnicy dostają kartkę do głosowania i wrzucają ją do urny.
Jakoś rzadko się łączy te sprawy, a przecież są one oczywiste.
Wiem, że dotykam tylko po wierzchu rzeczy, które wypadałoby omówić dużo bogaciej, ale nie chcę nadużywać cierpliwości czytelników.
A dotykam dlatego, że czytam ostatnio mądrych ludzi, którzy przewidują przyszłość. To, co mnie w ich tekstach niepokoi to brak w tych przewidywaniach człowieka takiego, jakim on jest dziś. Oczywiście, można moje zastrzeżenia uznać za marudzenie starszego pana typowe dla każdej zmiany pokoleniowej. Tyle że ja nie twierdzę, iż ktoś jest zły, gorszy albo coś w tym stylu. Nie używam (staram się usilnie) wyrażeń typu „a za moich czasów” itp.
Twierdzę tylko, że nie widząc człowieka, szczególnie młodszej generacji, takiego, jakim on jest, zawsze wysnujemy błędne wnioski co do przewidywanej przyszłości.
I tak np. prof. Król w głośnym ostatnio tekście przewidywał „powrót do duchowości”, co wywołało niejakie kontrowersje u komentujących. Na obronę profesora mogę tylko powiedzieć, że owa „duchowość” nie została dostatecznie jasno zdefiniowana w jego tekście, więc wiele krytycznych wniosków było po prostu nieuprawnionych. Bardzo, ale to bardzo chciałbym, by prof. Król miał rację. Oznaczałoby to bowiem nie tyle odwrót od konsumpcjonizmu, który dziś zabija idee wszelakie, od kultury począwszy, ile znalezienie dla niego właściwych proporcji i znaczenia w życiu każdego pojedynczego człowieka.
Człowiek jak historia długa zawsze dążył do życia lepszego pod względem materialnym, bez ciągłej troski o byt itd. Większość wynalazków, jakimi szczyci się świat, miała u swego intelektualnego podłoża właśnie ten aspekt. Nie wolno więc konsumpcjonizmu skreślać uznając go za coś prymitywnego, niegodnego człowieka, bo to bzdura. To, czego nie powinno się robić, a co robiliśmy niemal wszyscy przez ostatnie 30 lat, to pozwolić mu zapanować nad wszystkim, nad nami samymi. Jest i powinien być częścią, ale nie może być całością naszego życia.
Pogardę dla człowieka współczesnego wyartykułowała też Manuela Gretkowska, pisząc tekst pt. „Zgnojony naród, to najlepszy nawóz na wielkość dyktatora”.
Wszystko, co napisała, jest prawdą, ale nie całą. Otóż szanowna autorka nie zwróciła uwagi, że to nie ten pokraczny dyktatorek żoliborski wychowywał ten naród przez ostatnie 30 lat. Człowieka, którego on dziś obraca jak klocek Lego z łatwością dziecka w swoich paluchach, wychowaliśmy my. My sami. Nikt nas do tego nie zmuszał.
Postawienie sprawy „porządny naród vs polityk o zapędach autokratycznych” nie może być zarzutem w stronę tego ostatniego, a przynajmniej nie tylko jego.
Jacek Żakowski w tekście „Ile jest warta demokracja?”
Ile warta jest demokracja (OPINIA) – Magazyn WP
Jak się chce demokracji, to najpierw trzeba o nią walczyć, potem trzeba ją pielęgnować, a wreszcie trzeba jej zwykle bronić i czasem opłakiwać. Polska historia była pod tym względem łaskawa. Niespełna 400 osób zginęło, broniąc demokracji w 1926 r. W wojnie domowej 1944-47 zginęło ok. 25 tys. Polaków.
stara się znaleźć rozwiązanie problemów, w których obliczu znajdziemy się już niedługo. Tuż po epidemii, a może jeszcze w jej trakcie. Ale znów to samo – brak rzetelnej analizy potrzeb, jakie wykazuje współczesny człowiek (nie tylko Polak), wszystko wydaje się oparte na słynnej polskie „akcyjności” – jest problem z dziurawym mostem – latamy dziurę i spokój. Na lata.
Sęk w tym, że tak nie będzie, już nie. Czasy łatania już minęły, przyszedł moment, w którym wiele rzeczy trzeba będzie zbudować od nowa.
Tylko jeden problem: kto ma to zbudować? Kim są ci, co będą budować? Odpowiedź może nie być ani łatwa, ani przyjemna. Ale trzeba ją znaleźć.
Wielokrotnie mówiłem, że coś takiego jak rządy PiS nie może się zakończyć „zwykłą” przegraną tej partii w wyborach. Ilość gnoju, jaki nawiozła do rodzimej obory, jest taka, że aby posprzątać, potrzebna będzie rewolucja i to nie taka jak Herkulesowe sprzątanie u Augiasza. Tamto to był zwykły zabieg techniczny, tu potrzebna jest rewolucja ze wszystkimi jej negatywnymi przejawami, burzeniem ładu i przyzwyczajeń, z ograniczaniem wolności nie wiadomo na jak długo itp.
Nie łudźmy się, nie ma innej drogi.
Rozczulił mnie nieco p. Aleksander Hall, który przewidując wystąpienia ludu po epidemii, wskazywał na tych, którzy będą w nich uczestniczyli.
…W warunkach epidemii nie dojdzie do masowych protestów, ale co będzie, gdy epidemia minie, a bardzo wielu z nas uzna, że zabrano nam możliwość demokratycznego wybierania władzy? Gniew będzie wzmacniany przez poczucie krzywdy ludzi, którzy nie otrzymali pomocy od państwa w kryzysie, ludzi, którzy poczuli się oszukani przez propagandę sukcesu władz i mediów rządowych. Zbiorowy gniew i poczucie, że władzy nie można zmienić drogą demokratycznych procedur, mogą doprowadzić do scenariusza, którego bardzo nie życzę mojej Ojczyźnie. Nie chcę, aby na ulicach miast popłynęła krew. Niestety, polityka prowadzona przez prezesa PiS niebezpiecznie ten scenariusz uprawdopodobnia. Trzeba więc bić na alarm, póki nie jest za późno.
Uczestniczyłem w protestach pod sądami, kiedy o epidemii jeszcze nikt nie słyszał, można się było gromadzić bez maseczek i obawy zarażenia. I co widziałem? 95% obecnych to byli ludzie w moim wieku i starsi. Byłem dumny, widząc wśród nich swoich słuchaczy – seniorów. Młodzieży — jak na lekarstwo (nierefundowane).
Któż więc miałby wyjść na te ulice dziś? Chłopak, tak zatopiony w ekran tabletu, że nie trafia łyżką do talerza zupy? Panienka, której niedane było kupić najnowszego modelu sukienki? Czy poprowadzą te protesty dzisiejsze partie opozycyjne, plączące się we własnych zeznaniach do tego stopnia, że nawet człowiek, który chce je popierać, gubi się w plątaninie ich słów?
Jakoś nie wierzę.
Jak więc przewidzieć przyszłość?
Jedno jest pewne. To każdy z nas ma możliwość dotarcia do drugiego człowieka, także młodego. To my we własnym domu wskazujemy im co dzień drogę, rozwiązania, uczymy odróżniać dobro od zła.
To my pokazując im drogę, jaką powinni kroczyć, musimy umieć odpowiedzieć na pytanie: dlaczego? Umiemy? Na pewno?
Wszystko i zawsze należy zaczynać od siebie.
No to może zaczniemy?
Jerzy Łukaszewski

Nie wierzę w jakościową zmianę ludzi. Techniczne zmiany – tak, ale żadne wielkie złe doświadczenia nie spowodowały wyeliminowania poprzednich błędów. Jak śpiewa Tom Lehrer:
Daliśmy nauczkę Niemcom w 1918 i potem już nie mieliśmy z nimi kłopotów.
Całkowicie się z Panem zgadzam, ale tu bardziej chodziło mi o błędy analityków, a nie ludzkie. Kiedyś zwracałem uwagę, że wszystkie wystąpienia przeciw władzy w PRL łącznie z Sierpniem’80 miały podłoże głównie materialne (konsumpcyjne). Wśród 21 postulatów kilka zaledwie mówiło o sprawach innych, niż tzw. byt codzienny. Sam pamiętam, że sierpień omal nie zakończył się po kilku dniach gdy władza w popłochu zaczęła akceptować wszelkie żądania strajkujących.
Dziś pytanie brzmi: czego chce współczesny człowiek w okolicach 40tki? Tylko precyzyjne zdefiniowanie jego potrzeb pozwoli nam względnie poprawne przewidywanie przyszłości.
Nie ma współczesnego człowieka koło czterdziestki. Są bardzo różni ludzie z różnymi pragnieniami.
Choć może jedno może być dla większości tożsame – mieć tyle energii (a czesto i taką sylwetkę) jak 10 lat wcześniej. 😉
Tylko dzieci (jeśli są) żeby już były na tyle odchowane, co teraz.
Moje poszukiwanie „statystycznego Polaka koło 40tki” ma na celu odgadnięcie kierunku w jakim pójdziemy zgodnie z tym, na czym mu najbardziej zależy. Polak koło 40tki dlatego, że to już człowiek, który z całą pewnością wie o co mu chodzi i bez czego żyć nie chce. A to jedyna wskazówka, by zgadnąć o co może chcieć się bić. Jest dojrzały, ma już sporo doświadczeń, napisał sobie scenariusz swojego życia i wie co mu w rzeczywistości do tego scenariusza pasuje, a co mu przeszkadza. Na razie obserwując społeczeństwo nie widzę zbyt wielu tych, którzy wyjdą na ulice walczyć o jakieś ideały, jakiekolwiek by one nie były. Dlatego napisałem, że czeka nas brutalna rewolucja ze wszystkimi jej negatywnymi stronami, bo ci co chcą o te ideały walczyć wiedzą już (albo niedługo zrozumieją), że metodami dotychczas stosowanymi nie posprzątają już tej stajni.
Nie. Ma Pan rację. Nie wyjdziemy walczyć o ideały. Przede wszystkim dlatego, że wbrew temu, co Pan pisał, wcale nie mamy gotowych scenariuszy na życie.
I ciężko mi mówić o rówieśnikach jako o masie, bo są bardzo różni, a ja jednak głównie obracam się w swojej wielkomiejskiej bańce. Gdzie też jesteśmy różni – ja o odchyleniu mocno lewicowym. Koleżanki i koledzy reprezentujący bardzo różne poglądy.
Tak, jak pisałem wcześniej – łączy nas głównie sentyment do czasów sprzed 10-15 lat, kiedy mieliśmy czas by się spotykać regularnie. Kiedy zarobki były wprawdzie mniejsze, ale spokojnie starczały na cotygodniowe wyjscie do knajpy (a bo i piwo kosztowało 4-5 złotych, a nie 10-12), nawet jeśli pół pensji szło na wynajęcie pokoju w kilkuosobowej komunie (Niemcy mówią na to Wohngemeinschaft), dorzucenie do utrzymania mieszkania rodzicom (wtedy pewnie mniej niż pół) jeśli ktoś wciąż mieszkał z nimi…
Teraz to, czego brakuje, to przede wszystkim czas a czasem zdrowie. Nie mieszka się już z rodzicami, więc ci, ktorzy wcześniej z nimi mieszkali nagle odkryli, że wypada jednak z kochanymi „staruszkami” spędzić choć trochę weekendu. (Staruszkami w cudzysłowie, bo to przecież krzepcy 60-70 latkowie, w zasadzie w kwiecievwieku, mimo, że emeryci.) A co gorsza – oni sie rozmnożyli! Bo prócz własnych rodziców, to wypada odwiedźić i teściów!
No a zdrowie już nie to, żeby we wtorek pójść do knajpy i balować do 3 nad ranem. I nastepnego dnia stawić się o 8.00 w biurze, jak gdyby nigdy nic…
Także w dużej mierze czas jest tym czynnikiem, ktorego brakuje i który niechętnie poświecimy, jako pokolenie.
A tym, co by mogło nas ruszyć byłoby to, gdyby ktoś nakazywał nam spędzać nasz wolny czas w jakiś sposób (np. przymusowe demonstracje na cześć małego wodza), na co sie nie zanosi. Ewentualnie w drugą stronę – zabroni spedzać ten czas tak, jak chcemy.
ALE
Tu chciałbym jeszcze dodać, że my czas dzieciństwa spędziliśmy w PRLu. Pomiędzy dzisiejszymi 40latkami, a nawet 6-7 lat młodzszymi dorosłymi w „wieku Chrystusowym” – dojrzałymi już przecież, jest spora przepaść. Wieksza chyba nawet niż miedzy nami a 60latkami. To nie my bedziemy nadawać ton.
Racja, kwestia różnicy tych kilku lat jest zasadnicza. Różnice międzypokoleniowe zawsze były i będą, ale w tym przypadku są one zdecydowanie głębsze. Jakbyśmy byli z innego świata.
Tym bardziej wątpię czy potrafimy trafnie odgadnąć przyszłość po pandemii i czy moje pokolenie 60+ nie oszukuje samo siebie snując marzenia o „walce o lepsze jutro” sposobami, które przeszły już do historii.
Zawsze można zostać fizykiem, albo baletnicą, rzeczy trudne przychodzą wprawdzie wolniej lecz dają więcej zdrowej satysfakcji; rewolucje.. niejaki Danton zakończył: pokażcie moją głowę ludowi, warta jest tego.
Ja zostałem baletnicą. O rewolucjach wspomniałem dlatego, że założyłem (być może błędnie), że świat jaki buduje nam PiS jest i będzie nie do przyjęcia dla sporej grupy rodaków, a innego sposobu zmiany tego kursu nie ma.
Co zaś do charakteru rewolucji, to już pisałem – nie mam złudzeń.
Nie znam się na PiSie lecz zanim znajdę tu pod szubienicą Waszeci jakąś niewiastę (lewą czy prawą?) co może i łzę by nad krajem uronić ze mną zechciała, donieść Waszeci spieszę, że ani na Wiośnie ani na innej Platformie takoż się nie wyznaję. Nie mniej jednak, jak mniemam, u rodaków moich i dowcipu i wynalazku staje. Jeżeli by zaś rewolucje robili to jeno modły zanoszę żeby ni auta ni motocykla mi nie rysować bo naprawy dziś drogie.
Radziłem wybory wygrać lecz widzę już, sztuka to niełatwa dla bohaterów więc może i bagnet i kosę nasadzić im przyjdzie na zagonie.
Waszeci w fiszbinach pląsasz? może i ja spróbuję.
Wyborów wygrać się nie da, bo zachodzi tu pewien paradoks. Opozycja czy to szeroko rozumiana czy zawężona do największej partii czyli PO miała zwolenników wśród lepiej wykształconej i lepiej rozumującej części społeczeństwa. To jest fakt obiektywny potwierdzony badaniami. Paradoks polega na tym, że w pewnym momencie poziom wyborców przerósł poziom działaczy tej partii co spowodowało dość gwałtowny odpływ zwolenników. Dokąd? W większości na emigrację wewnętrzną z braku odpowiednich obiektów do popierania.
Tak czy Nowak – Prezes w dającej się przewidzieć przyszłości nie ma się czego bać.
To może niech spróbują dla draki ? no nie wiem co radzić żeby mi auta rewolucją nie porysowali.
Ciekawe jak taki komentarz byłby rozumiany – cyniczny? a może żeby po pierwsze nie szkodzić.. damnant quod non intellegunt.
Prezes to nie Lenin….
Nie znam się na PiSie lecz zanim znajdę tu pod szubienicą Waszeci jakąś niewiastę (lewą czy prawą?) co może i łzę by nad krajem uronić ze mną zechciała, donieść Waszeci spieszę, że ani na Wiośnie ani na innej Platformie takoż się nie wyznaję. Nie mniej jednak, jak mniemam, u rodaków moich i dowcipu i wynalazku staje. Jeżeli by zaś rewolucje robili to jeno modły zanoszę żeby ni auta ni motocykla mi nie rysować bo naprawy dziś drogie.
Radziłem wybory wygrać lecz widzę już, sztuka to niełatwa dla bohaterów więc może i bagnet i kosę nasadzić im przyjdzie na zagonie.
Waszeci w fiszbinach pląsasz? może i ja spróbuję.
Tego nie słyszałem, ale, że tu wiosna zawsze taka sama, i owszem, nawet na Melmaku śpiewają.
Przyznam, że nie do końca rozumiem istotę funkcjonowania przeciętnego polskiego umysłu. Z jednej strony, na tle innych społeczeństw, Polacy wyróżniają się kreatywnością, co jest pochodną żywej wyobraźni. Z drugiej zaś strony, kiedy idzie o organizację wspólnego dobra jakim jest państwo, rozpaczliwie tej wyobraźni brakuje. Czy wciąż dusi nas brak sprawnie funkcjonującego państwa przez ostatnie 500 lat. 500 lat to jak wieczność, więc może Polacy w ogóle nie czują jak ma funkcjonować własne, narodowe państwo i jak sami mają funkcjonować w takim państwie? Może to jest też efekt tego misienależy i oczekiwanie, że ktoś za nas to zrobi? A jak nie, to sobie wyemigrują. Skądinąd doskonale się nasi rodacy odnajdują w innych, dobrze zorganizowanych państwach. Wygląda na to, że znalazłyby się i chęci, i zdolności ale ktoś ciągle blokuje wprowadzanie zmian. Ktoś wychowany w katolickiej mentalności? Że świat jest niezmienny od 2000 lat, co potwierdzane jest co niedzielę tymi samymi słowami, tym samym widokiem i tymi samymi dźwiękami? Od wielu, wielu lat? I jeśli coś jeszcze działa, to nie należy tego modyfikować? Aż się samo rozsypie.
Przełom historyczny jaki się nam przytrafił zawsze jest okazją do skoku cywilizacyjnego. U nas wyszło nam tak sobie. Ekonomicznie bardzo dobrze, społecznie średnio, światopoglądowo tragicznie. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że w 1990 roku należało brutalnie spacyfikować KRK i wprowadzić bezwzględny nakaz prywatności wyznawanej religii. Niestety, niestety, wpływ Watykanu wówczas wydawał się nader pożądany. Racjonalnie myślący ludzie zakładali, że to będzie niezbędna równowaga dla nadchodzącego kapitalizmu, nierówności i rządów pieniądza. KRK i JPII totalnie zawiedli ale niewielu wówczas brało to pod uwagę. Pustkę ideową wypełnił konsumpcjonizm i popkultura. A dzisiaj musimy jeść tę żabę w postaci PiS, brunatnych kato-nacjonalistów, religii w szkole i krzyża w Sejmie. Ajatollahowie skręcają się z zazdrości.
W pełni zgadzam się z opinią Autora o młodym pokoleniu. To wina rodziców i dziadków, którzy albo nie mieli dla nich czasu, albo nie mieli nic ciekawego do powiedzenia i włączali tv. Tania rozrywka stworzyła tanią świadomość. Pamiętam jak sam buntowałem się przeciw opiniom, że w Polsce muszą przeminąć dwa pokolenia żeby kraj zaczął funkcjonować jak dojrzała demokracja zachodnioeuropejska. „To niesprawiedliwy osąd” – myślałem – „ludzie są plastyczni i szybko się przystosowują”. Dzisiaj bardziej przychylam się do poglądu PIRSa z zastrzeżeniem, że nie dotyczy to dzieci, które chłoną i przyswajają wszystko co w ich otoczeniu. Wychowanie i edukacja to fundament – Boże, jaki to truizm i dlaczego trzeba go wciąż głosić i przypominać! Młode pokolenie zwykle jest nosicielem idei postępowych, co obserwuję dzisiaj w USA. I rzeczywiście dla wielu osób szokiem jest obserwowanie polskich demonstracji. Dokładnie tak jak opisuje Autor. Poświęcajmy zatem więcej czasu naszym dzieciom i wnukom, bo to oni faktycznie przyłączą Polskę do Europy. I na Boga, rozmawiajmy z nimi o świecie. Codziennie.
„coś takiego jak rządy PiS nie może się zakończyć „zwykłą” przegraną tej partii w wyborach” – ależ po wielokroć TAK! Bo trudno też tak po prostu wzruszyć ramionami na wprowadzony na siłę ustrój, inny niż zapisany w Konstytucji, siłą wprowadzaną jedyniesłuszną ideologię, wbrew postanowieniom Konstytucji. Być może sama Konstytucja zostanie siłą zmieniona (choć de facto już jest łamana coraz częściej i coraz bardziej wyzywająco) i wówczas trudno będzie uniknąć scenariusza głoszonego już wcześniej przez Lecha Wałęsę i jak czytam, także przez Aleksandra Halla. Kaczyński sprawia zresztą wrażenie, że sam chciałby doprowadzić do takiej konfrontacji tylko czeka na lepszą sposobność. To byłoby „ostateczne rozwiązanie” w wykonaniu naszego rodzimego psychopaty.
akurat czytałem przy herbacie gazetę po angielsku i piszą, że może jeszcze być bardziej sprawiedliwie, tyle,
że znowu dali polski przykład:
Lepsze społeczeństwo…, autor jest Hindusem, jego prace z dziedziny teorii ekonomii dobrobytu mówiły o możliwości przeniesienia się na inne niż zastane i lepsze, stabilne minimum, że się tak jeszcze wyrażę potencjału gospodarczego, używając wtedy metod redystrybucji, czyli innymi słowy o czynnikach zewnętrznych wobec rynku, no to mamy..
Czy Sen miał na myśli wprowadzanie większej równości poprzez anty-demokratyczną politykę w Polsce? On sam nie już przywołuje przykładu Polski pisząc o nierównościach społecznych. Może się mylę, ale rozumiem, że osią jego rozważań są polityczne sposoby narzucenia skuteczniejszej redystrybucji. Czy na prawdę daje przykład Polski w kontekście sprawiedliwości w którymś ze swoich artykułów?
Proszę zauważyć, że tutejsze dyskusje nie koncentrują się na sprawach makro, czy mikroekonomii. Krytyka ze strony międzynarodowej też nie dotyczy rozwiązań ekonomicznych. Niemiec z lat 30. ubiegłego wieku też nie krytykowano za ich politykę gospodarczą.
Przecież użyłem określenia „tyle, że” i potem dałem tytuł, który jest odnośnikiem internetowym (dla pierwszych trzech kliknięć bez subskrypcji, tyle można zrobić), no trochę pan poplątał, niezaciekawa opinia – to po autorze, po cytującym, czy po obydwu ? ..i cóż ja takiego ojczyźnie zrobiłem ?
A że się nie koncentrują.. ja w życiu w podstawiane bębny nie biję, artykuł ciekawy a Łukaszewski mądry, choć zresztą z cztery miesiące temu już mi tu szubienice rysował.., oj.
https://uploads.disquscdn.com/images/6c878ad39939979c24d88f927c2e86dc4609a300df0da72110a345508e4a28f7.jpg
Co Pan opowiada? Ja? Najłagodniejszy człowiek na świecie? 🙂
No chyba, że takie 🙂
znowu..przez cztery miesiące mi się śniły.. jedna z prawej druga z lewej..
Najmocniej przepraszam 🙂 . Po omacku się poruszałem, to i precyzji zabrakło.
Muszę na wstępie zaznaczyć, że podoba mi się wymowa tekstu Autora i to co on mówi, bardzo wprost. Ale jednocześnie przychylam się do komentarza poniżej (PIRS wypowiedział się dosłownie pięć minut przed tym momentem, gdy przeczytałem felieton i zaczęły mi się układać w głowie bardziej sprecyzowane myśli, nadające się do przelania na ekran). Też obserwuję zmiany w pokoleniu, które teraz podejmuje pracę czyli są to młodzi dorośli w wieku mniej więcej 20-35 lat. Mam wrażenie, że to ZUPEŁNIE INNA FORMACJA UMYSŁOWA. Jednym z przejawów tej odmienności, jest (podobnie jak z karierą pojęcia stres, o której pisze Autor) zjawisko, które upraszczając, można opisać jako przeżywanie różnego rodzaju TRUDNOŚCI, które niesie zwykłe życie, JAKO COŚ NIENORMALNEGO. Coś co wymaga na przykład terapii, albo pociąga za sobą konsekwencje w postaci rezygnacji z pracy. O zrywaniu związków i relacji już nie wspominając. Zdaję sobie sprawę, że jest to bardzo ryzykowne uogólnienie. Mam wrażenie, że Autor nieco sam sobie zaprzecza. Skoro domaga się i słusznie, rzetelnej i wnikliwej analizy jaka jest aktualna sytuacji, żeby móc ostrożnie prognozować jak będzie przebiegać rozwój wypadków PO APOKALIPSIE. To z jego analizy wynika dość duży pesymizm co do młodych. Może dlatego kończy swój tekst APELEM. W takich okolicznościach, chyba już nic innego nie zostaje. Ja obawiam się, podobnie jak Pan PIRS, że za późno już na zmianę. Ludzkość zmierza coraz prędzej w stronę samozagłady i mam wrażenie, że powtarzam to, co przez całą swoją genialną twórczość eksplikował Stanisław Lem.
„Oczywiście, można moje zastrzeżenia uznać za marudzenie starszego pana” – tym właśnie był cały artykuł. Żałuję, że zmarnowałem czas na przeczytanie tego dziamdziolenia. A sygnał ostrzegawczy pojawił się już w pierwszym zdaniu – niechęć do fantastyki wskazuje na trudności w odrywaniu się od codzienności, aby poruszać się bez skrępowania w świecie idei, abstraktów. Znowuż bez abstrakcyjnego myślenia mechanizmy działające pod podszewką rzeczywistości pozostaną niezrozumiałe. Autor sam sobie przeczy, gdy z jednej strony przestrzega przed krwawymi rewolucjami, a z drugiej strony narzeka na bierność młodych Polaków. Tu nie będzie żadnej rewolucji. Nawet w przypadku wypadnięcia z obiegu Prezesa Polski status quo zostanie zachowane. Prawdziwa zmiana przyjdzie tak, jak w ’89 – od zewnątrz, bo i obecna polska polityka jest tylko wypadkową czynników zewnętrznych.
..bo i obecna polska polityka jest tylko wypadkową czynników zewnętrznych….. Tych niewiadomych jest bardzo dużo … : .W jakim stanie po epidemii wyjdą UE , Rosja , USA … Czy nie dojdzie do kolapsu światowych wirtualnych rynków finansowych….???!!!
Oczywiście pandemia może być katalizatorem przetasowania. Pożyjemy, zobaczymy. A żyjemy w ciekawych czasach.
Z uwagą i zaciekawieniem przeczytałem sam artykuł i dyskusję pod nim. Właściwie z większością poglądów się zgadzam poczynając od Autora. Jeżeli coś mi w dyskusji brzmi odmiennie niż sam myśle, to jedynie drobiazgi nie warte nawet wspominania, że o kruszeniu kopii nie wspomnę. Leitmotivem tekstu bazowego i wielu komentarzy pozostaje myśl: „…rządy PiS nie może się zakończyć „zwykłą” przegraną tej partii w wyborach. Ilość gnoju, jaki nawiozła do rodzimej obory, jest taka, że aby posprzątać, potrzebna będzie rewolucja i to nie taka jak Herkulesowe sprzątanie u Augiasza. Tamto to był zwykły zabieg techniczny, tu potrzebna jest rewolucja ze wszystkimi jej negatywnymi przejawami, burzeniem ładu i przyzwyczajeń, z ograniczaniem wolności nie wiadomo na jak długo itp.” Na pierwszy rzut oka ta myśl brzmi logicznie i wydaje sie oczywistością. Po chwili namysłu do czytelnika zaczynają dochodzić wątpliwości.
*
Któż miałby wywołać rzeczoną rewolucję? Podstarzała młodzież w okolicach 40-tki nie jest zainteresowana, a skala zmian społecznych z kolei powoduje, że wszyscy poniżej 35-40 roku życia to dzieci. Do dyspozycji pozostają ludzie nazywani, jak to ładnie ujął Pan Mr E „Staruszkami w cudzysłowie, bo to przecież krzepcy 60-70 latkowie, w zasadzie w kwiecie wieku, mimo, że emeryci.” Byłaby to zatem pierwsza rewolucja emerytów na świecie. Nie można tego wykluczyć jeżeli ZUS zbankrutuje, ale to nie w tych kręgach pojawi się ruch rewolucyjny. Ta grupa społeczna może być świetnym zapleczem intelektualnym, organizacyjnym, materialnym czy wreszciie zapleczem dysponujacym niesłychanie różnorodną skalą doświadczeń historycznych Te środowiska moga być co najwyżej jednostkami i/lub grupami wsparcia rewolucji. Jeżeli spodziewam się narastania nastrojów rewolucyjnych, powoli kiełkujacych w społeczeństwie, to raczej posród ludzi, reprezentujących jak to trafnie zauważył Pan Jerzy Łukaszewski „Hasło „mjesienależy” przeniesione z czasów minionych….” wyrastające na tle konsumpcjonizmu jako fetysza praktyki dnia codziennego, a bazującego na znanym PRL-owskim tumiwisiźmie, po 2010 roku dość makabrycznie nazywanym „tupolewizmem”.
*
Zatem nie kryterium generacyjne może być trafnym wyróżnikiem nastrojów rewolucyjnych. Takim kryterium będą skutki kryzysu gospodarczego wywołanego epidemią koronawirusa. Ich nosicielami są ludzie tracący pracę, zarobki, tracący przedsiębiorstwa, zamykający biznes czy szukajacy zatrudnienia, pozbawieni oszczędnosci i żyjacy na kredyt.. Im do niedawna „się należało”, popierali PiS i świetnie się bawili, widząc jak władza gnębi innych obywateli, a im samym funduje „dobrobyt socjalny”. Jeżeli bezrobocie wzrośnie do poziomu 25% lub 30% to armia głodnych i rozgoryczonych czcicieli „dobrej zmiany” będzie domagała się pomocy od państwa. Podobnie rolnicy tracący wpływy ze sprzedaży swoich owoców pracy na eksport, etc. Tradycyjnie poszkodowana coraz bardziej warstwa nauczycieli, lekarzy i pracowników słuzby zdrowia czy administracji i reszta „budżetówki”. Nastroje rewolucyjne już teraz zaczynają narastać w wielu grupach zawodowych. Konsekwewntnie i tradycyjnie powtarzane na SO przez komentatora Yac Min przekonanie, że rewolucję wywołać może „pusta micha suwerena” ma w sobie głęboki sens. Warstwą krwiopijców i wyzyskiwaczy jest hbierarchia KRK, która gwałtownie traci wpływy finansowe i juz formalnie domaga sie od kierownictwa kraju otworzenia kosciołów w imię mamony czyli wielkiej tajemnicy wiary. Otóż ci głodni, bezrobotni i roszczeniowi polscy Janusze i Grażyny mieliby jeszcze dokladać się do dobrobytu urzędników pana boga?
*
Warto pamiętać, że na takim tle rozegra sie kryzys wywołany koronawirusem. Czy JK przechytrzy tło? Czy uda mu się oszukać czas i zapaść? To pytania na które nie umiem odpowiedzieć!
W sumie sprawa jest dość prosta …. Nasz „naczelnik” wie doskonale , że kryzys gospodarczy bardzo osłabi szanse PIS i Dudy na wyborcze zwycięstwo ( którego skutki suweren pisowski odczuje na swych 4 literach już za parę miesięcy …), dlatego tak prze do wyborów za wszelką cenę… Tylko nie wiem czy będzie to możliwe …Jeśli powtórzy się u nas włosko-hiszpański scenariusz ( co wieszczy sporo lekarzy …) to nawet TVPIS nie będzie w stanie tego przykryć . W podobnej sytuacji jest D.Trump – jeśli posypie się amerykańska gospodarka to może się pożegnać ze swą drugą kadencją…Ciekawą teorię ( której bym nie wykluczał …) poruszył dzisiaj rano T.Wołek u Żakowskiego w TOKFM : Jeśli sytuacja gospodarcza się bardzo pogorszy to PIS może oddać władzę …Tzn Rząd jedności narodowej + Kościół oczywiście jako zatroskany o stan państwa..itd , itp . A Kaczyński przejdzie na pozycje krytyka opozycji , która będzie musiała podjąć bardzo niepopularne decyzje cięcia socjalu…. Myślę że nie powinniśmy zapominać , że polski Kościół to już organizacja raczej biznesowa i oni bacznie śledzą przebieg wypadków i absolutnie nie chcieli by załamania struktur państwa… Możliwe jest wycofanie ich poparcia dla PIS… Oni zawsze wiedzieli kiedy należy zmienić żywiciela … Oczywiście pozostaje czysto teoretyczna opcja ( mało prawdopodobna….) możliwości puczu w PIS i odsunięcia Kaczyńskiego od władzy… Jak mówią nasi rosyjscy przyjaciele : Поживём – увидим..I na dodatek szykuje nam się po raz kolejny susza… = wysokie ceny żywności .Tegoroczny styczeń , był najsuchszym styczniem od 50lat….Na koniec , gdyby Gierek podzielił się władzą i kasą z polskim Kościołem , to PZPR rządziła by do tej pory.. ;-).
Apropos pokoleń i ich możliwiści. – kiedyś rewolucje robili młodzi. Było ich wielu, także nie każdy mógł być dziedzicem – większość nie była. Gdy im się robiło za ciasno to jechali podbijać świat, czy to w wyprawach krzyżowych, czy kupieckich, odkrywczych etc.
Jak już światów zabrakło to u siebie.
A teraz?
Obecnie to starsze pokolenie jest liczniejsze…
Poniższy komentarz umieściłem także u siebie na FejZbuku. A bo co?
Jak protestować i jak doprowadzić do zmiany władzy i systemu, która to zmiana jest (podobno) konieczna?
Można się pokierować niedawną chwalebną przeszłością lat ’80. Za komuny większość kraju to było jedno przedsiębiorstwo, zaś większość zatrudnionych to byli jego pracownicy. Dlatego jeden duży strajk miał sens. Jeśli tramwajarka zatrzymała tramwaj, to protestowała przeciwko temu samemu Najwyższemu Kierownictwu, co jej kolega w stoczni. Stad się wzięła logika strajku solidarnościowego. Każdy lokalny protest był skierowany przeciwko temu samemu kierownictwu, wiec protesty się wzajemnie wspierały. Ich siła się dodawała. To było cholernie niewygodne dla ówczesnej władzy.
To się zmieniło. Obecni pracodawcy nie są ze sobą bezpośrednio powiązani. Strajk w jednym przedsiębiorstwie niekoniecznie wspiera sąsiedni strajk w innym. Zaden z nich nie uderza bezpośrednio we władze państwowe. Strajk solidarnościowy stracił sens. W ogóle, strajk stracił sens polityczny. Dlatego nie ma sensu strajkować, żeby coś ugrać politycznie, jak na przykład ustępstwa albo wręcz wymiana kierownictwa politycznego. Broń strajkowa, która była potężna w przypadku komuny, jest bezsilna w nowym systemie.
Potrzebna jest jakaś nowa broń, ale jaka? Broń powinna być (a) dotkliwa dla przeciwnika, oraz (b) stosunkowo dogodna i bezpieczna dla protestujących. Strajk spełniał oba te warunki. Ale strajk jest bronią z poprzedniego systemu, więc w zasadzie stracił rację bytu.
Co mogłoby go zastąpić? Protesty uliczne? Są one bardzo skuteczne w wykonaniu rolników, górników, oraz kobiet, których władza nie chce pacyfikować siłą. Ich skuteczność jest jak na razie spora. Słabością jest wysoki nakład pracy potrzebnej do zorganizowania, niewygoda i zmęczenie uczestników, oraz potrzeba mobilizacji, która jest męcząca psychicznie na dłuższą metę. Taktyka władzy polega na przeczekaniu, aż się protest zmęczy i wypali. Jak na razie, władza stosuje tę taktykę z dobrym skutkiem dla siebie.
Rewolucja, o której wspomina Pan Jerzy, może być skuteczna, o ile jest robiona na poważnie. W przypadku rewolucji nie wystarczy grozić sznurkiem, ale trzeba go zastosować w praktyce. Grożenie jest anty-skuteczne, bo tylko dostarcza pretekstu do pacyfikacji. Rewolucja wymaga determinacji, braku skrupułów, no i może się skończyć inaczej, niż zamierzano. W zasadzie wszystkie rewolucje się dobrze zaczynały, ale bardzo źle kończyły. Polska rewolucja prawie na pewno pójdzie tym samym tropem. Jak na razie, nikomu się za bardzo nie spieszy do rewolucji i chyba tak będzie w dającej się przewidzieć przyszłości. Tak więc rewolucję to ja bym między bajki włożył.
Co pozostaje? Przykro mi to powiedzieć, ale jedynie solidna praca nad organizacją ruchu politycznego, partii, oraz całej otoczki dookoła takich tworów. Trzeba się zorganizować, uformować partie i kandydatów, zrobić programy i kampanie, i przekonać wyborców. No i tu się rozbijamy o sławetne polskie geny. Polak nie potrafi. To znaczy, kato-Polak potrafi, a nowoczesny Polak nie potrafi. I to by było na tyle.
Jakoś nie widzę szansy na powstanie nowej rozsądnej partii. Gdyby był rozsądek i chęć działania to by już w obecnych partiach zdarzyło się coś pozytywnego. Pewną szansą był ruch zainicjowany przez Krzysztofa Łozińskiego ale się rozpieprzył. Podobają mi się Obywatele RP, ale widać że nie mają powszechnego poparcia, co w przypadku nastrojów rewolucyjnych niewątpliwie miałoby miejsce.
Szansą na zmiany byłaby praca u podstaw – edukacja elektoratu, prostowanie kłamstw, propagowanie pozytywnych wzorców. To wymaga lat działania. Nikt się tym nie zajmuje i chyba nie zajmie, swoistą edukację przeprowadził Kaczyński i dlatego ma swój żelazny elektorat, swoje media itd.
Naród nie jest skory do rewolucji. Do narzekania – owszem, ale bunty… Ostatnia rewolucja, jaką był Okrągły Stół, miała podstawy – Polska zbankrutowała, władza była powszechnie niepopularna, znalazły się dwie odpowiedzialne strony które chciały się dogadać i wreszcie jeszcze jeden mocno niedoceniany czynnik: Gorbaczow, który pozwolił na eksperyment. Teraz tego nie ma, nie ma też, co słusznie podkreśla narciarz2, jednego pracodawcy jakim było państwo.
No i powiedzmy że naród obrzydzi sobie PiS mimo zręcznej propagandy tychże i powstanie opozycyjny rząd. PiS nie zniknie, Kaczyński zawsze dbał przede wszystkim o partię, a teraz jeszcze dał ludziom nachapać się. Będziemy mieli PiS w dalszym ciągu. Czy ktoś widzi dobrą ekipę do rządzenia, gotową na niepopularne posunięcia? To oczywiście możliwe w przypadku fachowców, i mam nadzieję że da się im szansę. Ale polityków mamy marnych i raczej skłonnych do rządów wersji PiS light. To, co kiedyś było skrajną prawicą, teraz jest centrum, a pozytywne zmiany wymagają nieszablonowego podejścia.
Na początek wystarczyłyby lepsze standardy w postępowaniu publicznym, patrz poniżej, zobowiązują każdego dnia, na Melmaku.
„Kato-Polak” to pojęcie pochodzące od „kata” czy „katolika” ? pytanie wydaje mi się wprawdzie retoryczne lecz zasadne jako, że wskazuje możliwy brak szacunku do normalnego człowieka, być może nie słusznie co miejmy nadzieję, lecz jeśli nawet mogłoby tak zostać odebrane to już wystarczający argument by go nie używać – gdyż to właśnie męczy kraj – w Polsce od dawna trwa już wojna sycona nienawiścią plemienną. I stąd jest jak jest.
Tu się zastanawiają jak dokopać tak by było to nogą sąsiada. Jak wyjdzie, to brawo, a jak nie wyjdzie, to przysiąść pod miedzą i robić dalej. Nad tym wszystkim unosi się pani demokracja, i jakby coś jeszcze tu woniało.
I wprawdzie podejrzewam, że nie dostąpiłem zaszczytu bycia w wicherku tym Obywatelem, o co obywatele zadbali spod miedzy właśnie, więc jako ta małpa drapiąca się z rana nogą po głowie, myślę sobie napiszę co myślę, a bo co?