17.11.2020
Jest Pan dla mnie człowiekiem starej daty. W moim pojęciu to bardzo pozytywne miano. Nie znamy się i nigdy nie poznamy, ale kiedy czytam Pańskie teksty, siłą rzeczy próbuję sobie Pana wyobrazić. Gdybym mógł mieć dziadka, to chciałbym, żeby był jak Pan, starej daty i rzecz jasna nie idzie mi w tym miejscu o metrykę.
Co to ma wspólnego z tematem dyskusji „O działaniach przeciwskutecznych”? Wydaje mi się, iż całkiem sporo, a przynajmniej może mieć.
Pochodzę z rozbitej rodziny, której historię zdominował konflikt. Moi dziadkowie nie byli dla mnie ostoją, wzorcem, nie mogłem czerpać z ich doświadczeń pochodzących z innego świata, w którym obowiązywały odmienne reguły, a od ludzi młodych szybko wymagano dojrzałości, rzadko spotykanej dziś nawet u dorosłych.
Przeżyłem dotąd zaledwie połowę Pańskich lat, a i tak czuję się obco wśród dzisiejszych dwudziestolatków. Dzieli nas niemal wszystko. Na pierwszy komputer mogłem sobie pozwolić dopiero tuż przed trzydziestką. Telefon komórkowy jeszcze dwadzieścia lat temu kojarzył mi się z luksusem i ekstrawagancją. Z mozołem przebijałem się przez obsługę urządzeń, które dziś można już oglądać w muzeach techniki. Mam poczucie, że świat przyspieszył w sposób tak gwałtowny, iż zostawił mnie daleko w tyle. Prawdopodobnie nie jest to doświadczenie obce wielu moim rówieśnikom.
Trudno mi sobie nawet wyobrazić świat Pańskiej młodości. Być może jakąś drobną cząstkę tamtych lat zawierają w sobie takie obrazy jak „Nóż w wodzie”, „Pociąg”, „Sam pośród miasta”, czy „Niewinni czarodzieje”. To oczywiście tylko kino, kreacja, ale nawet aktorzy przemawiają z tamtych kadrów językiem, którego już nie ma. Nie chodzi jedynie o słownictwo, akcenty, składnię, ale też rytm, mowę gestu, umiejętność narracji kreślonej milczeniem. Pochodzimy ze światów tak od siebie odległych, iż w pewnym stopniu jesteśmy zmuszeni tworzyć mosty, które, choć na chwilę umożliwiają spotkanie pośrodku rozdzielających nas nurtów czasu. Dzielimy wspólną przestrzeń, ale i to jest swego rodzaju złudzeniem.
Młodzi żyją dziś zanurzeni w strumieniach informacji, których nie są w stanie ogarnąć, ale też, mam wrażenie, tak naprawdę nie potrzebują. Bardzo możliwe, iż są permanentnie przeciążeni nadmiarem bodźców, a ich układ nerwowy po prostu jest z tego powodu całkowicie rozstrojony. W pewnym sensie wszyscy nadal pozostajemy mieszkańcami jaskini. Potrzebujemy ciszy, w której donośnie rozbrzmiewa nawet odgłos kapiącej wody, zawodzenie wiatru lub odległy skowyt psa. Jesteśmy środowiskowo wykorzenieni, odcięci od naturalnego tła, które przez tysiąclecia kształtowało percepcję naszych przodków.
Pan jeszcze tego posmakował. Żył w kulturze słowa pisanego. Zazdroszczę Panu i wiem, że tamtego świata już nie ma, a może inaczej, jeszcze jest, lecz żyje już tylko we wspomnieniach i doświadczeniu ludzi takich jak Pan i pan redaktor Bogdan Miś. Jesteście jak żywe kapsuły czasu, unoszące w sobie treści spoza tej rzeczywistości i nie idzie jedynie, ani przede wszystkim o pamięć i wiedzę, ale właśnie umiejętność budowania przestrzeni komunikacyjnej, również na poziomie emocjonalnym.
Z drugiej strony nadal łączy nas ludzki głód uczuć, akceptacji, poczucia wspólnoty. Młodzi mają dziś ogromne trudności z dotarciem do tych stłumionych medialnym hałasem potrzeb. I na to wszystko nakłada się specyficzny czas bolesnych polskich przemian. Według mnie przemian spóźnionych o dobre trzydzieści lat. Jesteśmy w punkcie społecznego rozwoju, który moim zdaniem powinniśmy byli osiągnąć najpóźniej gdzieś w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Tak się jednak nie stało.
O ile wszyscy borykają się ze skumulowanymi skutkami przemian społecznych o charakterze globalnym, o tyle Polska nadal tkwi w mocno odizolowanym zaułku łapiącej zadyszkę cywilizacji. Narracyjnym symbolem owej izolacji jest właśnie Karol Wojtyła, a w istocie nie on, a jego propagandowy obraz, potrzebny lokalnemu Kościołowi jako wytrych do sumień i umysłów coraz szybciej wyślizgującego się z jego autorytarnego uścisku społeczeństwa, cierpiącego również z powodu technologiczno-informacyjnego szoku.
Bunt przeciw Kościołowi ma w mojej ocenie charakter o wiele szerszy i głębszy, niż tylko naturalna młodzieżowa potrzeba wykrzyczenia sprzeciwu. To pokłosie wieloletnich, przekraczających ramy pokolenia politycznych zaniechań, skutkujących brakiem jakiejkolwiek spójnej wizji polityki społecznej, uwzględniającej potrzeby głębsze niż podstawa piramidy Maslowa.
Kościelne gusła nie miały mocy uchronienia nas przed wpływami cywilizacyjnej galopady, ale mogły i chyba dosyć skutecznie opóźniły społeczne dojrzewanie. Tak więc, o ile uzna Pan zasadność postulowanych przeze mnie wątków, owe ofiary Jana Pawła II, to nie tylko ci, którzy doświadczyli seksualnych krzywd ze strony katolickiego kleru, lecz również młodzi, którzy patrząc na współczesny świat poza polskimi granicami, mają bolesne poczucie zmarnowanych szans, zapóźnienia, braku bezpiecznej, organizowanej przez narodowy konsensus przestrzeni do samorealizacji.
Jakkolwiek górnolotnie może to brzmieć, to wszyscy jesteśmy ofiarami polskiego katolicyzmu, tragicznie sprzęgniętego z i tak wadliwymi mechanizmami świeckiej organizacji politycznej. Jednych polska zaściankowość i konformizm wygnały na emigrację, inni zamknęli się w sobie, tworząc prywatne habitaty. SO jest właśnie jednym z nich. Formą przetrwalnikową dla tego, czego wszyscy potrzebujemy, a co najczęściej nie znajduje miejsca w zdominowanej przez konflikt przestrzeni publicznej. Tu się ponownie uczymy wzajemnie słuchać, a tego nam po prostu na co dzień brakuje. Jesteśmy społeczeństwem ogłuszonym szokową terapią dzikiej transformacji, w której zapomniano, iż nie sposób sterować społeczeństwem jako masą, bez troski o jednostkę. Suma zagubionych i zranionych jednostek, bez umiejętności efektywnej komunikacji, nigdy nie stworzy społeczeństwa ceniącego wewnętrzną ciszę i doświadczenie ludzi starej daty.
Bez tego z kolei szybko tracimy poczucie pokoleniowej ciągłości – pozostaje jedynie trauma społecznego wykorzenienia. Doświadczamy życia w stadzie, a nie zorganizowanej społeczności i to boli.
Tadeusz Kwiatkowski
Pedagog, publicysta
Rocznik 1977. Absolwent Akademii Pedagogicznej w Krakowie. Jednostka głęboko aspołeczna. Przejawia objawy organicznego uczulenia na polski patriotyzm, pojmowany jako przekonanie o nadrzędnej roli Polski w historii, oraz tzw. polskiej racji stanu w stosunku do interesów Europy w dobie postępujących procesów globalizacji. Z przekonania i zamiłowania antyklerykał. Na razie, od blisko dwudziestu lat szczęśliwy mąż, od kilku również ojciec; od ponad dekady aktywny entuzjasta biegów długodystansowych.
Bardzo przemawia do mnie Pana tekst. Dziękuję! Jesteśmy ten sam rocznik 77! Mam zaszczyt i szczęście znać osobiście Pana Zbigniewa Szczypińskiego, czytam Jego teksty a potem je z Nim dyskutuję, uczę się z każdej rozmowy, poznaję ten inny świat, o którym Pan pisze i sama sobie tego zazdroszczę 🙂 Konieczne spotkanie! Zapraszamy do Gdańska!
Panie Tadeuszu. na taki tekst, adresowany wprost do mnie odpowiedzieć i muszę i chcę.
Najpierw zacznę od przypomnienia, funkcjonującej w naszym języku (jeszcze) takiej formuły – gdy chcemy kogoś pochwalić, wyrazić uznanie mówimy – stara, dobra szkoła. Tak to pamiętam i sam czasem tak mówię. To tak w nawiązaniu do tego człowieka starej daty.
Nie będę odnosił się do tego co pisze Pan o swoich wyobrażeniach mojej osoby, nadmienię, że jestem dziadkiem dwojga dorosłych już ludzi i przyzwyczaiłem się że tak do mnie tych dwoje mówią.
A teraz o sprawach ważnych.
Mój tekst pisany był jako techniczny, starałem się pokazać, że korzyści w walce o rząd dusz jakie nasz obóz toczy z ciemnogrodem będą mniejsze niż wzrost determinacji naszych ideowych przeciwników. Tak myślę o akcji doklejania słowa “ofiar” do nazw ulic, placów, obiektów. Spektakularny efekt, chwilowy jednak. Wyraźna strata w dłuższym horyzoncie czasowym..
Pańska subtelna analiza prowadząca do wniosku, że ofiarami polskiego papieża jesteśmy wszyscy jest prawdziwa. Tak, to prawda ale uświadomienie sobie tej prawdy przez większość naszych rodaków to długi proces. W walce propagandowej należy dobierać adekwatne środki do stawianych celów. Tylko tyle i aż tyle
Pozdrawiam
Zbigniew Szczypiński
Gdańsk.
Dziękuję.
Przyznam, że tu, jak i pod wcześniejszym wpisem Szczypińskiego odruchowo i bez wahania, kliknąłem “doskonały”, bo są dla mnie równie dobre, tylko z całkiem innych perspektyw. Można je różnicować pokoleniowo, ale to co bliższe współczesnym trendom, wcale z perspektywy kolejnych pokoleń nie musi okazać się bardziej praktyczne.
Kiedy nasz syn rozpoczynał naukę w gimnazjum (USA), dyrektor szkoły zwrócił się do wszystkich rodziców w ten sposób: “Wasze dzieci wchodzą w okres, gdzie wszystko, co proste, staje się skomplikowane, a to, co jest skomplikowane, wydawać się im będzie proste”.
Ta efektowna myśl kryje w sobie wiele mądrości. Jedną z nich chciałbym tutaj nieco rozwałkować na pożytek polemiki Pana Kwiatkowskiego o materiale Pana Szczypińskiego – “człowieka starej daty”.
Ja sam jestem w wieku gdzieś pomiędzy Panem Kwiatkowskim, a Panem Szczypińskim. Mam za sobą wystarczająco wiele lat, oraz refleksji, aby powstrzymać się przed upraszczaniem rzeczywistości, a tym bardziej przeszłości (której dobrze nie znam). Im więcej jest za mną, tym mój opór przed kategoryczną oceną silniejszy. Gdyż zawsze jest coś, czego nie rozumiem, i co mi umyka. Zawsze jest coś, co próbuję ocenić i zgłębić, mylnie używając tylko współczesnej perspektywy, czy jeżeli ktoś woli – dzisiejszego poziomu rozwoju społecznego.
Wolę więc nieraz powiedzieć: nie wiem. Być może jest to jakaś preferencja związana z wiekiem, ale powstrzymywanie się od jednoznacznej oceny życia Jana Pawła II, czy wpływów marksizmu na społeczną myśl współczesnej Europy, mnie osobiście bardzo odpowiada, gdyż takie podejście ustala pewien dystans, którego nie można skrócić siłą tylko swojej woli. Potrzebna jest wiedza – to jasne, ale również ostrożność.
Pan Kwiatkowski jest wolny od wpływów marksizmu? Nie sądzę. Cała chyba europejska Socjaldemokracja wywodzi się z tego kanonu. Ekonomiczna doktryna Keynesa również. Pan Kwiatkowski temu wszystkiemu się oparł?
Przeszłość nie jest prosta, chociaż niektórym może się taką wydawać. Co więcej, ocenianie przeszłości znakiem plusa, albo minusa, jest według mnie nie tyle nieuczciwością, co pewnym intelektualnym felerem, czy jeszcze lepiej – unikiem. Który ktoś, w tym wypadku piszący, chce zamaskować kategorycznym tonem. Oraz jednoznacznością (niedawno przestrzegała przed tym trendem Olga Tokarczuk).
Ale chciałbym na koniec przytoczyć pewien przykład z literatury. Znane opowiadanie Conrada “Jądro ciemności”. Otóż po latach, gdy Conrad był już sławnym pisarzem, został oskarżony o rasizm. Jego opisy czarnych mieszkańców Kongo z dzisiejszej perspektywy rzeczywiście mogłyby się wydawać rasistowskie. Ale wtedy można oskarżyć również Aleksandra Wielkiego o seksizm, przykładowo. I Churchilla oraz Napoleona.
I potem już cała przeszłość stanie się zupełnie prosta.
dw
@
“Pańska subtelna analiza prowadząca do wniosku, że ofiarami polskiego papieża jesteśmy wszyscy jest prawdziwa. Tak, to prawda ale uświadomienie sobie tej prawdy przez większość naszych rodaków to długi proces. W walce propagandowej należy dobierać adekwatne środki do stawianych celów.”
.
Ma Pan rację, że środki należy dobierać stosownie do celów.
Pytanie, jaki jest cel tych, co doklelqją “ofiary” do JPII.
Czy teraz walczą o “rząd dusz”?
Pisze Pan, że uświadamianie prawdy to długi proces. Pełna zgoda. Tylko że ten proces od czegoś się musi rozpocząć.
Pierwszym krokiem jest odbrązowienie postaci – dopiero wtedy będzie można uczciwie ją ocenić. Dopóki samo powołanie się na JPII, “największego z Polaków”, “świętego papieża Polaka” ma moc zamykania dyskusji, to taka się nie odbędzie i proces, o którym Pan mówił się nie rozpocznie.
Ludzie mają tendencje do ustawiania się w bezpiecznym centrum. Dopóki dopuszczalne jest tylko publiczne uwielbienie, a każde słowo krytyczne uznawane za “wściekły atak” i “skrajność” owo centrum nie będzie istnieć i tylko jedna narracja będzie się przebijać. Akcja z doklejaniem “ofiar” zmienia drastycznie sam dyskurs.
Pewnie, że zmobilizuje wielbicieli zamykania innym ust. Ale – tak myślę (ale o socjologię się ledwo otarłem otarłem zaliczając raptem parę zajęć z tej dziedziny) – wielu powie “No, możemy podyskutować o pewnych zaniechaniach naszego papieża, ale taka akcja to przesada!”
Drastyczna zmiana! Do tej pory dyskusja była wykluczona, bo jakże tu dyskutować ze świętością.
.
Wróćmy do celów – jeśli celem jest zdobycie rządu dusz, to oczywiście się to nie uda. Jeśli celem stworzenie przestrzeni do dyskusji – to wydaje się, że ten zostanie zrealizowany.
Młodemu człowiekowi
gratuluję przenikliwego tekstu. Nieszczęściem współczesnych Polaków jest to, że
naszym przodkom nie udała się reformacja. Dziś na nią za późno, ale jest czas
by pokazać Kościołowi, gdzie jest jego miejsce. To jedno z ważniejszych zadań pokolenia
Autora; pod warunkiem, że mu nie braknie konsekwencji. Zawsze bowiem może się
pojawić jakiś wieszcz – świecki czy duchowny, który zawoła: „Kochajmy
się!”. A my, albo raczej – Wy, młodzi, ulegając temu zawołaniu,
zostaniecie ze słomianym zapałem – najważniejszą z naszych cech narodowych.
Najlepszy artykul na niedzielny poranek od wielu tygodni.
Co do tych ofiar mam wrazenie ze zakpilismy znow sami z siebie. Chcialbym zapamietac papieza Jana Pawła II przede wszystkim za jego otwartosc do ludzi i chec nawiazywania dialogu z innymi nawet z tymi na drugim biegunie intelektualnym czy wyznaniowym.
Chyba tego nam dzis najbardziej brakuje: szczera, otwarta rozmowa z drugim czlowiekiem. Chec zrozumienie najpierw a nie oceny.
Otworzylem dzis rano laptop i juz mialem na ekranie gotowa diagnoze: program antywirusowy zaprasza do rozwiazania problemu z polaczeniem wifi. Moj ruter jest nie az tak szybki i dopiero co obudzony nie polaczyl sie jeszcze z komputerem. Na monitorze lcd juz jest gotowe rozwiazanie: zresetuj ruter! Wylaczylem jednak to okno dialogowe i poczekalem. Po krotkiej chwili jest polaczyl sie sam.
Dystansujac sie od obecnej sytuacji w kosciele w Polsce, mysle ze tylko te wartosci mamy szanse zachowac z tej Starej Szkoly o ktorej Sz. P. Zbigniew Szczypinski wspomnial a o ktorych mozemy zapomniec doklejajac slowo “ofiar” do nazwy Alei Jana Pawla II.
Jak dla mnie gorszy od tej pandemii jest obecny kryzys porozumiewania sie miedzy ludzimi, brak uwagi dla drugiego czlowieka. Przynajmiej tolerancja jesli nie potrafie zaakceptowac.
Zawsze latwiej zresetowac, zaczac od poczatku tu i teraz szybko do przodu!
Moze jednak nie zawsze i czasem warto posluchac tych starszych madrzejszych. Jest szansa ze sie czegos nowego nauczymy.
Pozdrawiam
Mirek B.