07.06.2021
Nie powinienem ulegać emocjom: w moim wieku to niezdrowe. Ale wystarczy, że otworzę internet i … poszło! Wiadomo gdzie, a nawet po co. Rozemocjonował mnie chłystek, zapowiadający, że granice to on potrzyma zamknięte, no, może łaskawie pozwoli wolnym Polakom wyjechać, ale tylko do któregoś z krajów Grupy Wyszehradzkiej.
A w plecy się pocałuj!
Okazuje się, że chłystek nie jest osamotniony. Euractiv dotarł do draftu zalecenia Komisji Europejskiej dla krajów członkowskich w kwestii przyszłego otwarcia granic.
Komisja Europejska ma zalecić jutro trójfazowe podejście do tej kwestii: w pierwszej fazie mają być otwarte granice państw o „podobnych ogólnych profilach ryzyka”.
Jeśli dobrze zrozumiałem, to Włosi będą mogli podróżować do Hiszpanii i na odwrót, a Czesi do Grecji i na odwrót. Tylko jak? Korytarzami? A jeśli kraje tranzytowe korytarzy nie otworzą, to co? Wojna?
Może by Komisja najpierw to uzgodniła między sobą? Bo np. komisarz UE ds. wewnętrznych Ylva Johansson, powiedziała w ubiegłym tygodniu europosłom: „Państwa członkowskie nie mogą otwierać granic dla obywateli z jednego kraju UE, a nie otwierać dla innych”. Lubię panią, pani Johansson.
W 1927 r. wielki rozgłos zdobyła książka Juliena Bendy „La Trahison des Clercs” – „Zdrada klerków”. Tytuł jest diabelnie mylący, bo pod terminem „klerk” w rzeczywistości ukrywa się intelektualista, członek intelektualnej elity. W przekładach amerykańskim i drugim brytyjskim przetłumaczono ten tytuł na „Zdrada intelektualistów”.
Jakiej zdrady się – zdaniem Bendy, czterokrotnego kandydata do literackiej Nagrody Nobla – intelektualiści się dopuścili? Cóż: Goethe, Wolter i Kant głosili, że mądrzy ludzie powinni postępować nie w doraźnym interesie „hic et nunc”, ale przestrzegając zasad abstrakcyjnych: prawdy, sprawiedliwości i dobra. Tymczasem – pisze Benda – intelektualiści i artyści XIX i XX wieku dali się wciągnąć w codzienność i jej służyć. Służyć interesom narodowym, społecznym, a zwłaszcza interesom politycznym. Stracili przez to zdolność chłodnej analizy, a co za tym idzie swoją funkcję społeczną.
Emocjonować się bieżącymi wydarzeniami każdy dureń potrafi.
Ale oderwać się od bieżących emocji, spojrzeć na zagadnienie z dystansu, przeanalizować, porównać, umieścić na odpowiednim szczeblu hierarchii wartości – o, to już przywilej nielicznych.
Ci nieliczni to właśnie elita, „klerkowie”, o których pisał Benda. Ich zadaniem jest tworzyć modele, wskazywać rozwiązania, azymut marszu, kierunek rozwoju. Wszak wszystko już było i wszystko już wypróbowano. Która z owych prób się powiodła, która dała najlepsze rezultaty?
Proszę się rozejrzeć: kto dziś potrafi chłodno analizować wydarzenia? Kto porównuje historyczne rozwiązania poszczególnych problemów ludzkości i potrafi odrzucić te, które nie zdały egzaminu?
Ale Julien Benda sam odszedł od wytyczanych przez siebie zasad. W 1933 roku napisał słynny „Discours à la nation européenne”:
Mędrcy wszystkich krajów, wy musicie być tymi, którzy wytłumaczą waszym narodom, że trwają w niekończącym się złu tylko dlatego, że są narodami. Wy musicie być tymi, którzy sprawią, że będą jęczeć pośród swoich wysiłków i swoich powodzeń. Wy jesteście tymi czterdziestoma sprawiedliwymi, którzy spędzają mi sen z powiek. Plotyn rumienił się na myśl, że ma ciało. Wy macie być tymi, którzy będą się rumienić na myśl, że macie naród. W ten sposób przyczynicie się do zniszczenia nacjonalizmów. Do zrobienia Europy.
Może wydawać się przyjemne mówienie o narodzie europejskim w czasach, gdy niektóre narody Europy deklarują, że chcą się powiększać kosztem swoich sąsiadów z precyzją, jakiej historia nigdy nie widziała, a inni są przywiązani, z jeszcze większą siłą, do stanu zagrożenia lub mniejszej atrakcyjności, bo nie chcą rezygnować choćby z najmniejszej cząstki swojej suwerenności. Jednak w każdym z tych narodów są ludzie, którzy chcą zjednoczyć ludy, ludzie, którzy myślą o „zrobieniu Europy”. To do nich się zwracam. Życząc sobie, by dać ich marzeniom, przynajmniej werbalne wcielenie, ja ich mianuję narodem Europy.
Nie wiem, jak ty, ale ja rzadko odczuwam podobnie intensywną radość, jak wówczas, gdy natykam się na mojego ziomka: obywatela Europy.
Na małą, malowniczą włoską wyspę Ventottene, całkiem niedaleko od Rzymu, zsyłano już za czasów starożytnych, m.in. Julię – córkę cesarza Augusta, Agrypinę Starszą – żonę Germanika, Julię Liwillę – siostrę Kaliguli, Oktawię – córkę Klaudiusza a żonę Nerona… W 1941 r. dwaj działacze antyfaszystowscy, zesłani na Ventottene przez reżim Mussoliniego: Altiero Spinelli i Ernesto Rossi napisali swój słynny, wzruszający „Manifesto per un’Europa libera e unita” – „Manifest Europy wolnej i zjednoczonej”. Tym wielkim duchem, choć pokonanym i upokorzonym „klerkom” – intelektualistom, chodziło o stworzenie ponadnarodowego państwa europejskiego. Jedynie ono – sądzili – będzie w stanie stawić czoło tyleż irracjonalnej, co nieuniknionej agresywnej paranoi pojedynczych państw narodowych. Jedynie unia państw europejskich będzie w stanie powstrzymać triumfujący nacjonalizm, prowadzący nieuchronnie ku wojnom, ku śmierci, ku owemu „złu”, o którym pisał Benda.
The Guardian publikuje dziś kolejny manifest skierowany przeciwko zdradzieckim elitom, ulegającym pokusom nacjonalizmu. Analizują w nim stan Unii Europejskiej:
… Europa nie musi implodować, żeby umrzeć. Europa umiera, gdy wzrusza ramionami w obliczu polityki „najpierw naród”. Dezintegracja nie jest pojedynczym wydarzeniem, ale raczej procesem naznaczonym malejącymi więzami, stopniową utratą wiary i renacjonalizacją polityki. Europa może skończyć się nie hukiem eksplozji, ale skomleniem.
Europejscy rodacy: nasze elity narodowe zawiodły nas i teraz my musimy uratować przed nimi ideę zjednoczonej Europy. Wzywamy was, nas wszystkich, do objęcia przywództwa i podtrzymania tego płomienia w czasach kryzysu. Zamiast kolejnej nieistotnej konferencji instytucjonalnej, wzywamy do ustanowienia Europejskiego Kongresu Obywatelskiego. […] My, obywatele Europy, pozbawieni praw obywatelskich, musimy teraz odważyć się żądać i organizować rzeczy niemożliwe: europejską republikę, w której wszyscy obywatele będą równi, niezależnie od przynależności narodowej. […] Czy jesteśmy gotowi, jako obywatele Europy, do podjęcia niezbędnych kroków w kierunku takiej instytucjonalizacji solidarności, aby Bułgarzy i Finowie, Niemcy i Włosi korzystali z tych samych zabezpieczeń społecznych, korzystali z tego samego wsparcia gospodarczego i płacili te same podatki? […] Czy jesteśmy gotowi to zrobić wbrew własnym rządom krajowym, a w razie potrzeby przeciwko nim? […]
Nie pozwól nikomu przekonać cię, że to jest nie do pomyślenia. Europa jest bowiem kontynentem, który wielokrotnie dowodził, że siła obywateli może uczynić możliwym, to co wydaje się niemożliwe. 20 czerwca 1789 r. we Francji przedstawiciele trzeciego stanu nazwali się Zgromadzeniem Narodowym i przysięgli nie rozdzielać się, do czasu ustanowienia konstytucji. Rezultatem była rewolucja i narodziny nowoczesnej republiki francuskiej.
Europa potrzebuje dziś własnej Przysięgi w sali do gry w piłkę, drugiej pokojowej rewolucji po 1989 r. i narodzin własnej republiki.
Autorami tego Manifestu są Lorenzo Marsili (rocznik 1984), założyciel European Alternatives (organizacja non-profit promująca demokrację, równość i kulturę ponad państwem narodowym; oraz prof. Ulrike Guérot założycielka i szefowa European Democracy Lab.
Jacek Pałasiński
“a bo to wiadomo kto krzyczy ? z jakich pozycji krzyczy ?” – (S. Mrożek) Owszem, wiadomo. Nie wiadomo tylko do kogo/ilu.