Krzysztof Bielejewski: Miękiszon, fujara, i Orban na telekonferencji, czyli listopadowa polityka w trybie gotowania żurku4 min czytania


05.11.2025

Listopad ledwie się zaczął, a w Warszawie już wrze. Premier Donald Tusk, który jeszcze wczoraj zjadał polityczny żurek z uśmiechem, dziś najwyraźniej uznał, że w garnku zostało za dużo piasku. Na posiedzeniu rządu postawił ultimatum w sprawie wojny KOWR–CPK: „Albo przestaniecie się żreć, albo polecą głowy”. I poleciały. Lecą zresztą regularnie, jak liście z drzew — z tą różnicą, że liście nie dostają dymisji z paragrafem.

Bo oto wyszło, że Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa (czyli instytucja, która wspiera rolnictwo w sposób tak skuteczny, że samo rolnictwo już dawno się od niej odcięło) przetrzymał dokument o działce pod CPK. Działka, jak się okazuje, sprzedała się sama — jakby wiedziała, że PiS odchodzi i trzeba się spieszyć z formalnościami. Donald Tusk miał dość tej telenoweli i – jak przystało na szefa kuchni państwowej – ogłosił, że w rządowym menu zostaje tylko jedna potrawa: dyscyplina.

W tym samym czasie, gdy premier czyścił kuchnię, na Węgrzech kończył się serial „Ziobro w Budapeszcie”. Były minister sprawiedliwości, obecnie specjalista od immunitetów i niedomówień, ogłosił, że nie będzie ubiegał się o azyl. Nie, nie dlatego, że w Polsce czeka go wymiar sprawiedliwości – raczej dlatego, że Viktor Orbán ma już komplet gości w swoim politycznym pensjonacie dla zbiegów z Europy Środkowej.

Zbigniew Ziobro wciąż utrzymuje, że jest niewinny, a zarzuty to tylko „nadużycia władzy Tuska”. Na razie złożył dwa donosy na ministra Żurka, zarzucając mu m.in. poświadczenie nieprawdy. Jednym słowem – Ziobro nadal jest sobą: gdy cały świat widzi problem, on składa zawiadomienie.

Żona byłego ministra, Patrycja Kotecka-Ziobro, zapewniła, że mąż „sam będzie informować opinię publiczną o swoim powrocie”. Czyli w wolnym tłumaczeniu: jeszcze nie wie, czy wróci, ale jeśli już, to w wielkim stylu. Może z orszakiem, a może z transmisją na TV Republika, z Orbánem na łączu i Trumpem w roli świadka obrony.

A propos Trumpa – ten też dziś nie próżnował. W amerykańskim wydaniu polityki groził Nowemu Jorkowi, że jeśli wygra „komunista” Zohran Mamdani, to on, prezydent USA, wstrzyma federalne fundusze. Bo przecież nic tak nie motywuje demokratycznego wyborcy jak groźba finansowego szantażu od miliardera. Trump po raz kolejny udowodnił, że jego ideał demokracji to taki, w którym ludzie głosują, ale tylko wtedy, gdy zgadzają się z prezydentem.

Tymczasem w Polsce – jakby komuś było mało dramatów – Jarosław Kaczyński miał sądowy wtorek. W sprawie Brejzy stwierdził, że „nie widzi żadnego powodu do pojednania”, bo pojednanie to dla winnych, a on przecież nigdy się nie myli. Przed sądem mówił z powagą człowieka, który przez dwie dekady uważał, że państwo to on. A zapytany o Ziobrę, wypalił z dramatyzmem godnym „Króla Leara”:
— Żeby go w istocie zamordowano?!

Prezes PiS uznał, że aresztowanie Ziobry to de facto wyrok śmierci. Nie wiadomo, czy z litości, czy z obawy, że za chwilę sam będzie musiał złożyć wniosek o azyl – najlepiej u Orbána, w pokoju obok.

A gdy tylko wyszedł z sądu, zaczął grzmieć na sędziego Trębickiego, który – o zgrozo – jest synem działaczki KO. Rzecznik PiS zapowiedział natychmiast wniosek o jego wyłączenie, a minister Kierwiński poradził, by PiS „zamiast grzebać w życiorysach, nauczył się przestrzegać prawa”. To piękny moment, gdy polityk rządowy udziela opozycji lekcji przyzwoitości. Polska naprawdę bywa krajem cudów.

Na koniec wisienka na torcie sądowym – sędzia Jakub Iwaniec, znany z afery hejterskiej i pijackiego rajdu, miał wrócić do pracy po decyzji Sądu Najwyższego. Ale Waldemar Żurek, świeżo upieczony minister sprawiedliwości, postanowił: „nie, nie będzie”. Zawiesił sędziego po raz drugi, pokazując, że w polskim sądownictwie nie ma nic bardziej trwałego niż tymczasowa przerwa w czynnościach.

A więc bilans dnia:

  • Tusk grozi dymisjami,
  • Ziobro grozi donosem,
  • Kaczyński grozi światu, że go zamordują,
  • Trump grozi Nowemu Jorkowi,
  • a Żurek grozi Iwańcowi.

Groźby wszędzie, odpowiedzialność – nigdzie.

Polska i świat w listopadzie 2025 to teatr absurdu z obsadą gwiazdorską: Ziobro w roli ofiary, Kaczyński jako prorok niesprawiedliwości, Tusk – reżyser chaosu, a Żurek – wykonawca wyroków na scenie. I tylko publiczność coraz częściej wychodzi w trakcie spektaklu, wzdychając: „znowu to samo”.

Może więc premier miał rację, zaczynając ten tydzień od żurku. Bo w tym kraju, jak się okazuje, im więcej się miesza, tym gęstszy wychodzi dramat.

Krzysztof Bielejewski

 

2 komentarze

  1. Kuba 05.11.2025 Odpowiedz
  2. slawek 05.11.2025 Odpowiedz

Odpowiedz

wp-puzzle.com logo