Zbigniew Szczypiński: Z frontu wojny prawdziwej5 min czytania

28.11.2021

Gdy świat został zaatakowany przez nowego wirusa, a było to już wiele miesięcy temu, byliśmy bezbronni. W pierwszych miesiącach uwagę mediów na całym świecie zaprzątało raczej to, skąd ten wirus się pojawił, z jakiego laboratorium się wydostał i gdzie zaczął ekspansję. Nie mieliśmy wtedy żadnego skutecznego lekarstwa, żadnej szczepionki.

Badania nad opracowaniem szczepionki gwałtownie przyśpieszyły. Coś, co zwykle zajmowało lata – zostało skrócone do miesięcy. Udało się, kilka wielkich światowych koncernów farmaceutycznych wyprodukowało szczepionki, a odpowiednie agencje wydały zgodę na ich stosowanie.

Pamiętamy poziom emocji w naszym kraju, gdy pojawiła się szansa na szczepienia. Jakie wybuchały afery, gdy znani celebryci czy politycy zaszczepili się poza kolejnością. Punkty szczepień były pełne ludzi chcących się zaszczepić, brakowało szczepionek.

Pamiętamy też dyskusję, dotyczącą tego, czy w sytuacji globalnego zagrożenia, gdy wirus szalał już na całym świecie, koncerny farmaceutyczne, w imię swoich zysków, mają prawo do ochrony patentów na swój produkt. Czy nie powinno wejść w życie prawo zawieszające „święte” prawa własności po to, aby każdy kraj mający moce produkcyjne mógł podjąć produkcję szczepionki.

Przez wiele miesięcy górą była żądza zysku.

Mimo miliardowych kontraktów, przynoszących koncernom ogromne zyski, zawieranych przez rządy krajów czy przez wspólnoty takie jak UE, nie było zgody na odstąpienie od „świętych praw własności”. Górą była żądza zysku wynikająca z maksymy – greed is good, świętej zasady kapitalizmu, ważniejszej od tego, co mówiło wielu fachowców od epidemii. Uczeni i fachowcy mówili wprost o tym, że jeśli nie zaszczepimy całej światowej populacji, to wirus będzie mutował, a epidemii nie zatrzymamy.

I tak się stało.

Mamy kolejną mutację wirusa, jeszcze bardziej zjadliwą, jeszcze groźniejszą. Liczenie, że wirus, który pojawił się gdzieś tam, na krańcach Afryki, w której poziom zaszczepionych wynosi kilkanaście procent, do nas nie dotrze – to głupota mnożona przez naiwność. Nowa odmiana jest już w Europie, zaraz będzie w Polsce i żadne błagania, nawet „królowej korony polskiej” nie pomogą.

Nie trzeba być specjalistą od epidemii, od modelowania wielkości zakażeń, aby wiedzieć, że dotychczasowa strategia polskiego rządu, (jeżeli to w ogóle można nazwać strategią), polegająca na zwiększaniu jedynie liczby miejsc w szpitalach dla chorych na covid, okaże się całkowicie niewystarczająca i doprowadzi do hekatomby, do śmierci nie setek ludzi dziennie a tysięcy. W średniowieczu, ale i później, w Europie, także w Polsce, wybuchały różne zarazy: cholery, dżumy, odry, gruźlicy i wielu innych chorób. Od „terapii” zachowanych jeszcze w pieśniach kościelnych – „od zarazy, głodu, ognia i wojny, uchowaj nas panie” poprzez rozwój badań i wiedzy medycznej, po wynalezienie szczepionki. Tak najkrócej można ująć różne strategie walki z nieszczęściem.

Minęło już wystarczająco dużo czasu, aby przynajmniej rządzący zachowywali się racjonalnie. Obserwując jednak ten chocholi taniec, jaki prezes, premier, ministrowie i prezydent na dodatek tańczą na oczach wszystkich, zastanawiam się: czy robią to ze strachu przed elektoratem przeciwnym szczepieniu się, na zasadzie wyrażonej najlepiej przez prezydenta Dudę „nie szczepię się, bo nie”, czy przed tą częścią swoich posłów, którzy w imię jakichś swoich interesów blokują rządowi przyjęcie prawnych rozwiązań zwiększających presję na przeciwników szczepień. Takich choćby, jakie już obowiązują w całej Europie.

To jest jednak podział pozorny. Tu nie ma wyboru – elektorat czy niegrzeczni posłowie, tu jest wybór – utrzymać władzę, czy ją stracić.

Ekipa, której podstawowym celem jest utrzymanie władzy za wszelką cenę, zgodzi się na każdą liczbę zmarłych, przechodząc nad tym tak jak dotąd, zimno, bez emocji. Ta władza jest przygotowana na rozwiązania siłowe wobec manifestacji zwolenników szczepień przy jednoczesnej akceptacji prawa do głoszenia każdej, nawet najbardziej absurdalnej teorii przeciwników szczepień typu – bo to narusza moją wolność, bo to jest niezgodne z Konstytucją. Dlatego też, dopóki prezes nie uspokoi swoich posłów (pytanie: za jaką cenę?), dopóty żadne działania nie zostaną podjęte.

Z prostego powodu – musiałyby to być działania wspólnie z opozycją. To teoretycznie jest możliwe, ale byłoby przyznaniem się, że prezes stracił władzę w swoim obozie. A tego prezes nie zrobi nigdy.

Co zatem zostaje?

W grę wchodzi praktycznie jeden wariant – bunt w obozie władzy. Jak trzeba to z użyciem wojska. Pucz wojskowy w satrapiach to prawie norma. Nie wiem, dlaczego w polskiej satrapii miałoby tego nie być.

I na koniec gorzka refleksja. Nie dożyję czasów, w których w przypadkach światowego zagrożenia, na przykład pandemii, decyzje w imieniu świata podejmować będzie sztuczna inteligencja, pozbawiona ludzkich słabości, fobii, chciwości, głupoty i czego tam jeszcze chcecie. Przykład pandemii wirusa, który zabił już ponad pięć milionów ludzi i wcale nie zamierza na tym poprzestać, to tylko ilustracja, drobna zapowiedź tego, co stanie się w najbliższych 30-50 latach.

Warto się nad tym zastanowić.

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.