Zbigniew Szczypiński: Trwanie i rozwój naszego świata6 min czytania

14.05.2022

Nie chcę pisać o tym, co dzieje się w państwie PiS. Myślę i piszę o nim od dawna tak, jak mówi teraz prof. Wojciech Sadurski z australijskiego uniwersytetu, a mówił w rozmowie z redaktorem Żakowskim ostro – Polska jest krajem opanowanym przez grupę ludzi bez żadnych hamulców moralnych, dla których najważniejszą rzeczą jest trwanie u władzy dla osobistych korzyści. Ludzi, dla których prawo jest tylko wtedy prawem, gdy orzeka zgodnie z ich interesem… Wolę zająć się światem, a właściwie relacją jednostka – świat. I dodajmy – moje kompetencje dotyczą przede wszystkim jednostki, ze światem mam kontakt pośredni i bardzo ograniczony – bo świat jest wielki a ja malutki.

Jako jednostka zanurzona w świecie, otoczona docierającymi zewsząd informacjami raczej o okropnościach niż o rzeczach miłych i sympatycznych, których w świecie przecież też nie brakuje, czuję rosnącą niesterowalność świata. Systemy polityczne, osoby decyzyjne w największych i najważniejszych z punktu bezpieczeństwa światowego krajach, narastające konflikty interesów ekonomicznych, etnicznych, religijnych i jeszcze wiele innych, niosą zagrożenie dla trwania tego świata.

Jeżeli potraktować świat jako system, to przypominam sobie stare prawdy z teorii organizacji, mówiące, że głównym celem każdego systemu jest jego trwanie. Dopiero wtedy, gdy jest zapewniony ten cel główny, możliwa jest realizacja drugiego celu podstawowego, jakim jest rozwój.

Żyłem w przeświadczeniu, że rozwój naszego świata jest czymś bezdyskusyjnym. Widział to każdy człowiek niezależnie od tego, z jakiego poziomu określał ten postęp. Sporne było tylko tempo tego rozwoju rozumianego jako wzrost wszystkiego. Czasem, choć rzadko, pojawiały się teorie kwestionujące jakiś proces jako postęp, a nawet głoszące tezę przeciwną, że to nie jest postęp a regres.

Przykładów jest multum. Weźmy pierwszy z brzegu, jakim był zrealizowany już sporo lat temu projekt brytyjsko-francuskiego naddźwiękowego samolotu Concorde. Samolot ten umożliwiał ważnym ludziom komfort polegający na tym, żeby po śniadaniu w Londynie wylecieć do Nowego Yorku, załatwić tam swoje sprawy i wrócić do Londynu na kolację. Linia lotnicza obsługiwana przez Concorde została zlikwidowana wtedy, gdy wzrosła świadomość ekologiczna i zdano sobie sprawę, że żadne interesy nie są tak ważne, by dla ich załatwiania zostawiać tak duży ślad węglowy w atmosferze. Ponadto pojawiły się też nowe środki łączności, które zmniejszyły znaczenie bezpośrednich kontaktów człowiek-człowiek.

Drugim przykładem, też z transportu, jest to, co aktualnie dzieje się na rynku cruise ship, wielkich, nawet jedenastopokładowych statków dla 5000 pasażerów. Takich statków miasta turystyczne – takie jak Wenecja – nie chcą w swoich portach. Maksymalizacja zysku armatorów i biur podróży zderza się z protestami mieszkańców, niezgadzających się na cumowanie tych pływających miast, emitujących ogromne ilości spalin nawet wtedy, gdy taki statek stoi w porcie. Ta walka trwa. Coś, co miało być wyrazem rozwoju turystyki morskiej staje się jej zagrożeniem.

Przykładów odwrócenia znaków z + na – jest znacznie więcej. Chciałbym tylko je zasygnalizować.

Rozwój świata jest nadal bezdyskusyjny. Nową zmienną jest zagrożenie jego trwania.

Trwająca wojna Rosji z Ukrainą oprócz bezmiaru okrucieństwa i barbarzyństwa rosyjskich żołnierzy cały czas generuje zagrożenie dla trwania świata jako całości. Skala wojny z Ukrainą nie słabnie, zmiany na lokalnych frontach niczego nie przesądzają; car Rosji im słabszy, tym bardziej niebezpieczny. Użycie taktycznej broni jądrowej wymieniane jest coraz częściej jako logiczne wtedy, gdy mocarstwo nie osiąga zakładanych celów. Przekroczenie tej granicy oznacza jednak nowy etap, w którym możliwe jest wszystko. Liczenie na to, że wydany przez cara Rosji rozkaz nie będzie wykonany przez podległych mu dowódców jest oparte na iluzji, że to przecież są ludzie, że mają wyobraźnię i nie zaczną czegoś, co może doprowadzić do zniszczenia świata.

Trwanie systemu nie może zależeć od trudno mierzalnych wartości, w których jest wszystko: od osobowości rosyjskich żołnierzy, sprawności systemów przekazywania rozkazów po sprawność urządzeń i rakiet czy pocisków. Sprawność rosyjskiej armii testowana jest każdego dnia i nie jest ona wysoka. Armia rosyjska, jak dotąd, zadziwia świat raczej okrucieństwem i barbarzyństwem, z jakim traktuje cywilów, niż sprawnością procedur i techniki.

Obawiam się, że ta próba, przez którą przechodzi nasz świat, niosąca w sobie zagrożenie dla jego trwałości, zmniejszy znaczenie zagrożeń takich jak katastrofa klimatyczna i pochodne od niej wielkie migracje ludzi z terenów dotkniętych klęską suszy.

To, co wydawało się wielką katastrofą, nie jest takie w porównaniu do zagrożenia światowym konfliktem nuklearnym.

Zagrożenie katastrofą klimatyczną ma nadejść za kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Wojna nuklearna może być już, za tydzień, za miesiąc. Wpływ na zmniejszenie szansy na katastrofę klimatyczną ma każdy człowiek, a duży wpływ mają decyzje państw i rządzących nimi ludzi. Wpływu na to, czy będzie wojna jądrowa mogąca zniszczyć świat, taki, jaki znamy, jako jednostki nie mamy żadnej, ale nie mają go również państwa i ich rządy. Jeżeli jest tak, że car Rosji umiera na białaczkę (to nie boli), to może, jak inni dyktatorzy, podjąć decyzję: skora ja umieram, to niech cały świat umrze ze mną. Przypomina mi się jeden z ostatnich rozkazów Adolfa Hitlera: wódz „Tysiącletniej Rzeszy” polecił zatopić berlińskie metro, w którym ukrywali się mieszkańcy Berlina. Adolf stwierdził, że skoro Niemcy przegrały wojnę i on zginie, to niech zginą wszyscy.

Rozkazu Hitlera nie wykonano; ale czy rozkaz Putina też nie zostanie wykonany?

Tego nie wiemy; wiemy tylko, że zagrożone jest trwanie systemu. A to zmniejsza, a nawet eliminuje szanse jego rozwoju.

Doświadczenia ostatnich trzech miesięcy raz jeszcze ukazują starą prawdę: żadne klęski naturalne, pożary czy powodzie, nawet trzęsienia Ziemi czy tornada nie niszczą świata tak jak wojna, którą wywołał i prowadzi człowiek przeciwko innemu człowiekowi.

Nieustająco pokazywane obrazy zniszczenia i okrucieństw żołnierzy Putina powodują rosnące poczucie przemijania i nietrwałości wszystkiego, co nas otacza. Patrząc na zrujnowane miasta i przerażone kobiety i dzieci, nawet człowiek bez wielkiej wyobraźni i wrażliwości musi pomyśleć o przemijaniu, o marności rzeczy materialnych.

Przyznaję, że jako okropny dysonans odbieram kakofonię informacji docierającą z mediów. W jednym bloku, na jednym oddechu redaktor czy redaktorka opowiadają o okropieństwach wojny i atrakcjach, jakie oferuje jakiś hotel, koniecznie spa. Elementarna uczciwość wymaga, by mówić o tym w blokach, o wojnie, o drożyźnie, o urlopach, o modzie i celebrytach. Wszystko połączone i zmieszane razem to gwarancja na wycofanie i reakcję – „ja tego już nie mogę już słuchać”

Jest wiele do zrobienia już, a jeszcze więcej w przyszłości, jeżeli ona będzie.

Zbigniew Szczypiński

Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.