Jacek Pałasiński: Drugi obieg (550)9 min czytania

20.01.2023

1.

Jaki jest przepis na arcydzieło?

To nawet proste:

– bierze się knota, ale nie takiego zwykłego knota, nawet nie potwornego knota, ale knota piekielnego, śmiertelnego knota;

– polewa się tonami mdłego sosu religijnej dydaktyki;

– do knota śmiertelnego dołączona jest muzyka, z klasą, ale nierówna, jakby z przymusu napisana, bez ambicji, podporządkowana słowom knota;

– ważne jest, żeby to wszystko było w konwencji najbardziej zdegenerowanego, absurdalnego belcanto;

– miesza się to wszystko, stawia na głowie, pozbawia historycznego kontekstu;

– posypuje się to wszystko nachalnymi aluzjami do zdekontekstualizowanej bieżączki, poczynając od wojny w Ukrainie i płotu na granicy polsko-białoruskiej;

– dodaje się dużą porcję nieuchwytnej nawet dla specjalistów symboliki, typu: wulwa – wojna;

– wypuszcza się z oślimi uszami wyuzdane corpo di ballo z dużym naciskiem na „corpo”; dodaje burdelmamy i alfonsów;

– nie skraca się ewidentnych dłużyzn, bo chórki ładne;

– uruchamia się machinę sceniczną tak złożoną, że nie do zrealizowania w żadnym innym teatrze świata;

– używa się sceny obrotowej w ilościach rekordowych;

– zatrudnia się fenomenalnych śpiewaków z niesamowitymi zdolnościami aktorskimi;

– zatrudnia się do tej pory szerszej publiczności nieznaną protagonistkę, formalnie sopran, ale doskonale wchodzącą w rejestry mezzo, a nawet altu; istotne, żeby okazała się na koniec światowej klasy gwiazdą;

– powierza się warstwę wizualną Borysowi Kudliczce;

I recepta na arcydzieło gotowa.

Są oczywiście jeszcze inne, mniej uchwytne drogi do stworzenia arcydzieła, ale nie dają takiej gwarancji, jak ta, wyżej opisana, zwana „metodą Mariusza Trelińskiego”.

2.

Gdybyś, Czytelniku, jeszcze nie pojął, to jest to syntetyczny opis przedstawienia „La Forza del destino” – „Moc przeznaczenia” Giuseppe Verdiego w Teatrze Wielkim Operze Narodowej. Libretto napisał Francesco Maria Piave na podstawie hiszpańskiego dramatu z 1835 r. „Fuerza del sino” (Siła losu) napisanego przez księcia Ángela de Saavedrę, liberała, bohatera walk o niepodległość Hiszpanii (którą Polacy u boku Napoleona usiłowali zdusić).

Ukłony zespołu „Mocy przeznaczenia”. Owacje na stojąco.

3.

O co chodzi w tej operze? Zasadniczo o błonę dziewiczą panny Leonory. Jej tatuś i brat sądzą, że pękła, choć jest solidnie na swoim miejscu. Obwiniają o pęknięcie młodzieńca, który jest południowoamerykańskim autochtonem królewskiego pochodzenia, o czym obaj nie wiedzą. Obaj przypłacają te nieporozumienia życiem. Przed śmiercią, brat Leonory prokuruje jej rozległą ranę brzucha, powodując jej śmierć, o czym ona przez kwadrans obszernie informuje zgromadzoną publiczność. Po drodze jest bardzo, ale to bardzo dużo o Panu Bogu i Matce Boskiej, ale zasadniczo całość pokazuje, jak zabójczy wpływ na ludzi ma tzw. doktryna moralna Kościoła katolickiego. Jak w każdej kiczowatej operze, nie może zabraknąć trwających kwadranse „andiam, andiam”, a także „muoio, muoio” oraz „soffro, soffro”. I tak przez cztery akty, w TWON 3 godziny i 50 minut. Rozprostowywanie kości widzów – mniej więcej tyle samo, w zależności od wieku i rodzaju fotela.

Zespół „La Forza del destino” przy ukłonach. Standing ovation.

Mariusz Treliński powiedział w wywiadzie, że to najlepsza opera Verdiego, czemu należy z szacunku dla jego geniuszu przytaknąć, choć w głębi duszy będzie się jak knot tliło przekonanie, że to knot pod każdym względem, z którego da się uratować może tylko słynną uwerturę i fragmenty paru arii.

4.

Wystawienie „Siły przeznaczenia” to akt desperackiej odwagi albo szaleństwa.

W pierwszym rzędzie od lewej:
Don Carlo – Krzysztof Szumański, Leonora – Izabela Matuła, dyrygent – Patrick Fournillier, Don Alvaro – Tadeusz Szlenkier, Generał Calatrava – Tomasz Konieczny, Brat Melitone – Dariusz Machej, Curra – Magdalena Pluta.

Z wielu powodów. Po pierwsze – to przerażający knot, po drugie to bodaj jedyna opera, która od dnia swojej premiery przynosi strasznego pecha i zapowiada kataklizmy.

We Włoszech powtarza się ze świętym przekonaniem, że 1 września 1939 roku na afiszu Teatru Wielkiego w Warszawie była właśnie Moc Przeznaczenia.

Mało wam? No to jeszcze: 11 marca 2011 roku, orkiestra Maggio Musicale Fiorentino grała próbę generalną „Mocy przeznaczenia” w Teatrze Bunka Kaikan w Tokio, kiedy wystąpił pierwszy wstrząs tragicznego trzęsienia ziemi w Sendai, po którym katastrofalne tsunami zmiotło pół tej prefektury i uszkodziło elektrownię atomową w Fukushimie.

Co stanie się tym razem?

Pierwsze wydanie (1862) libretta La forza del destino , Sankt Petersburg, z dwujęzycznym tekstem włoskim i rosyjskim

Pecha „La Forza” miała od samego początku: w styczniu 1861 Verdi odpowiedział na skierowaną przez włoskiego tenora Enrico Tamberlicka prośbę cara Rosji Aleksandra II, „liberalnego”, tego, co zniósł pańszczyznę w zaborze rosyjskim, o skomponowanie opery specjalnie dla niego. Początkowo Verdi chciał napisać dzieło na podstawie Ruy Blasa, ale, zgodził się na odnoszący zawrotne sukcesy dramat księcia Rivas – Ángela de Saavedry, który przedłożył mu teatr carski.

W grudniu 1861 Verdi pojechał do Petersburga na pierwsze próby, ale przedstawienia nie było z powodu choroby sopranu Emmy La Grua, którą Verdi wybrał do roli Leonory. Verdi chciał zerwać kontrakt, który przewidywał, że jego utwory będą śpiewane przez wybranych przez niego artystów. Ostatecznie premierę przełożono na następny sezon.

Oryginalny Plakat Alexandra Charlesa Lecocqa do petersburskiej premiery

Poza tym w pierwszej scenie III aktu, podczas recytatywu Alvara przed arią O tu che in seno gli angeli, oryginalny tekst pierwszego wydania opery brzmiał „Fallì l’impresa” (co można tłumaczyć zarówno jako „nie powiodło mu się”, jak i „firma zbankrutowała”). Pod naciskiem śpiewaków i impresariów tekst został zmieniony na „Fu vana impresa”, co można przetłumaczyć na „To było próżne przedsięwzięcie”.

Autor libretta Francesco Maria Piave (przerażający grafoman, choć krytyk sztuki), po napisaniu tego „dzieła” zakończył życie serią nieszczęść: w 1866 roku ciężko zachorował, jego brat został uwięziony w Wenecji za zdradę stanu, a matka oszalała. W 1867 roku popadł w skrajną nędzę i pożyczał pieniądze od Verdiego, a 5 grudnia tego samego roku dotknął go paraliż, w którym trwał aż do śmierci 9 lat później.

Jose Mardones, Enrico Caruso i Rosa Ponselle w przedstawieniu Metropolitan Opera z 1918 roku

Nie koniec na tym: 4 marca 1960 roku w nowojorskiej Metropolitan, podczas przedstawienia opery, tuż po arii „Urna fatale del mio destino” zasłabł baryton Leonard Warren; przewieziony do szpitala, zmarł wkrótce potem z powodu wylewu krwi do mózgu. Pech, albo lepiej siła przeznaczenia, uniemożliwił Luciano Pavarottiemu jej wykonanie, choć kilka razy się do tego przymierzał.

Właściwie żadne przedstawienie nie obyło się bez scenicznych wypadków, raz komicznych, raz dramatycznych: odpadała broda ojca Opiekuna, Preziosilla potknęła się o bębny boleśnie upadając, Don Álvaro wszedł na scenę i zapomniał słów, albo, co gorsza pistoletu i cała historia była na nic, dyrygenci spadali z pulpitu na orkiestrę, dochodziło seryjnie do gwałtownych kłótni między impresariami a zarządami wystawiających „La Forza del destino” teatrów, następowały niespodziewane rezygnacje z występów przez gwiazdy tuż przed premierą, upadki aktorów i – przed czym nie ustrzegły się nawet największe gwiazdy – okropne koguty.

Bo też opera ta jest piekielnie, ale to dosłownie piekielnie trudna do zaśpiewania praktycznie dla każdej z postaci scenicznych.

5.

Tym większy jest triumf TWON: ten cast był fe-no-me-nal-ny!

Tomasz Konieczny to pewniak i nie zawodzi, ale jeśli ktoś myśli, że przewyższał pozostałych protagonistów to jest w błędzie! Krzysztof Szumański i Tadeusz Szlenkier (z wykształcenia filozof!) dali popisy nadzwyczajnej techniki i finezji, zarówno jako śpiewacy, jak i aktorzy. To autentyczne diamenty, to wspaniale, że TWON ich wspiera i sprzyja ich rozwojowi.

Nie było żadnej słabej roli, żadnej partii, która odstawałaby od wyśrubowanego poziomu protagonistów, a o to trudno nawet w najbardziej renomowanych teatrów świata.

Ale… Pod dyrekcją Waldemara Dąbrowskiego Teatr Wielki JEST jedną z najbardziej renomowanych scen świata. „La Forza del destino” jest już trzecią kolejną operą, przygotowaną wspólnie z nowojorską Metropolitan Opera, a co do głównej w świecie roli tej sceny chyba nikt nie ma wątpliwości. Choć jest wątpliwość, czy Metropolitan poradzi sobie z inscenizacją, bo ta jest tak złożona, że eksperymenty nuklearne w CERN pod Genewą wydają się bagatelką.

Na koniec objawienie: Izabela Matuła: dziewczyna z Podkarpacia, po szkole muzycznej w Mielcu, a potem w Krakowie, gdzie studiowała też… dyrygenturę i kompozycję, śpiewająca z powodzeniem, na scenach Krakowa, Wrocławia czy Gdańska, czy pomniejszych scenach niemieckich, norweskich i estońskich. Zabłysnęła u boku Piotra Beczały w głośnej „Halce” Trelińskiego w Theater an der Wien, ale… Trudno ocenić, ile polskich śpiewaczek mogłoby sprostać roli Leonory Vargas i zapewne niejeden znawca miał wątpliwości czy Izabela Matuła uniesie coś tak trudnego i wymagającego.

Czy uniosła?

W TWON rzadko słychać z widowni okrzyki zachwytu, a tym razem było ich wiele. Standing ovation i kwadrans aplauzów są wymownym dowodem, że to, co mogło być dla tej śpiewaczki wyzwaniem życia – zakończyło się triumfem. Prawdziwym triumfem i – już nie wmaszerowaniem – wskoczeniem oboma nogami do absolutnej światowej czołówki sopranów o rozszerzonej skali.

6.

A poza tym, ryzykując banałem: Mariusz Treliński geniuszem jest.

Jacek Pałasiński

„Drugi obieg” jest publikowany przez Autora na Facebooku. „Studio” udostępnia te teksty Czytelnikom – niekiedy z niewielkimi skrótami w stosunku do oryginału.