Jerzy Łukaszewski: Podbój świata4 min czytania


16.11.2024

Wielokrotnie pisaliśmy tu o stanie społeczeństw (nie tylko polskiego), które coraz częściej dokonują wyborów politycznych co najmniej dziwnych i na dłuższą metę tym społeczeństwom nie służących. Rzadziej, ale od czasu do czasu staraliśmy się znaleźć praprzyczynę takich zachowań i wtedy, z ogromną ostrożnością wskazywaliśmy na poziom intelektualny tychże społeczeństw, co jest poglądem o tyle niebezpiecznym, że idącym w poprzek obowiązującej poprawności politycznej, egzekwowanej bezwzględnie przez wiele środowisk.

Umykał zwykle fakt, że właśnie ta poprawność polityczna, twór o pełnych dobrych chęci źródłach, jest powodem wielu fałszywych pojęć obowiązujących we współczesnym świecie.

Z uporem forsuje się twierdzenie, że mamy „coraz lepiej wykształcone społeczeństwo”, choć na oko widać, że to niekoniecznie prawda. Postawienie znaku równości między liczbą absolwentów szkół, a ich poziomem wykształcenia jest zafałszowaniem obrazu społeczeństwa, ale mówić o tym można tylko cichutko.
Argument używany szczególnie przez feministki walczące o równość płci w zakresie wynagrodzeń pracowniczych, a więc sprawę naprawdę istotną, skupia uwagę dyskutantów na problemie nie do końca prawdziwym.

Ta sama poprawność każe „walczyć” o feminatywy w języku tak, jakby to one były najważniejsze w oczekiwanej „równości płci”. Kiedy zdarzyło mi się zaproponować (w imię powszechnej równości) odmianę męską niektórych słów występujących w naszym języku wyłącznie w formie żeńskiej (np. siekiera, żeby być w miarę delikatnym) zostałem zakrzyczany.

Prowadziłem kiedyś serię 32 wykładów pt. „Historia kobiety” przedstawiając pozycję kobiet od Sumeru po dzień dzisiejszy. Na przestrzeni kilku tysięcy lat różnie to wyglądało, ale zawsze kobiety zdobywały dla siebie sprawy naprawdę istotne.
Pamiętam mój (i słuchaczy) podziw dla Elizy Orzeszkowej, która wyjątkowo mądrze doradzała kobietom w sprawie kierunków ich równościowych dążeń. Im naprawdę chodziło „o coś”, a spotkawszy się z „walką o feminatywy” uważałyby, że ktoś sobie robi z nich żarty.

Ciepło wspominam ze szkoły wiersz o Murzynku Bambo, który przyjaźnie nastawiał mnie do osób innego koloru skóry. Dziś jest wyklinany jak Polska długa i szeroka. Bo … no właśnie do końca nie wiem, bo argumenty tworzone na siłę są tak niepoważne, że trudno z nimi dyskutować.
I tak dalej i tak dalej.

Z uporem maniaka czytuję komentarze internautów na YT pod kolejnymi filmikami Jacka Fedorowicza, a szczególnie te niechętne autorowi, czasem wręcz nienawistne.
Subtelny humor p. Fedorowicza nie do wszystkich trafia, co jest zrozumiałe, ale ostatnio trafiłem na prawdziwe perełki komentatorskie. Z niemal 200 komentarzy mój ulubiony to „ … Fedorowicz , puknij się w głowę . Ty nadal żyjesz w latach 70 . Polacy już nie rozumieją takich Dziadersów i ich skomplikowanych skojarzeń . To nie ta epoka panie kierowniku . Trzeba z klasą zejść ze sceny .”
Jest to mój ulubiony komentarz, ponieważ reprezentuje on pewną postawę mentalną, którą obserwuję od ok. 30 lat i widzę jak staje się coraz popularniejsza.
Polacy już nie rozumieją skomplikowanych skojarzeń, więc Fedorowicz ma się puknąć w głowę. Coś pięknego.

Słyszałem już takie wynurzenia w najczystszej postaci – „JA tego nie rozumiem, więc TO jest głupie.”
To co mnie zdumiewało, to brak reakcji słuchających czegoś takiego. Dziś ta postawa, jak się okazuje, jest na tyle powszechna, że staje się dominująca.

Niedawno zwrócił nam na to uwagę jeden z komentujących na SO, w odpowiednim do treści stylu, czyli chamsko, wulgarnie, z ogromną pogardą do czytelnika.

Dlaczego mi się to wszystko dziś „ulało?”

W jednym z najnowszych sondaży okazało się, ze PiS znowu wychodzi na prowadzenie jeśli idzie o popularność partii politycznych.

Jak to możliwe? Tak samo jak wybory dokonywane przez wiele innych społeczeństw, szczególnie tych „lepiej wykształconych”, które nie patrzą już co będzie pojutrze. Nawet patrzący na jutro są podejrzani. Patrzy się na dziś i koniec.

Kiedy z utęsknieniem czekamy na koniec kadencji nieszczęsnego Dudy, wielu jest takich, którzy starają się, by oddalić spodziewane zwycięstwo rozdrabniając się maksymalnie w imię … no właśnie … czego?

Wyskok (bo trudno to inaczej nazwać) ministra Sikorskiego, rozbijający platformianą jedność co do kandydatury prezydenckiej świadczy o niewielkiej zdolności przewidywania.

Pan Hołownia startuje, ponieważ nie chce, by „Polska była rozbita” na dwa wrogie obozy. Rozumiem, że kiedy będzie rozbita na trzy, to będzie lepiej?

Nieszczęsna lewica polska oczywiście też musi mieć kandydata. Nie zdziwię się w tej sytuacji, gdy wygra kandydat PiS, nawet, jeśli będzie nim Czarnek.

Pewna opcja mentalna ruszyła na podbój świata.
Wygląda na to, że skutecznie.

Co dalej?

Jerzy Łukaszewski

 

5 komentarzy

  1. AnGor 17.11.2024
  2. slawek 17.11.2024
  3. Mr E 21.11.2024
    • Jerzy 21.11.2024
    • slawek 21.11.2024