04.05.2025
Mamy taki czas, że w zasadzie każda informacja dochodząca nas z USA natychmiast znajduje się w centrum uwagi. Nic w tym specjalnie dziwnego. „Przebudowa” świata bez żadnej sensownej przyczyny niepokoi i nie wróży dobrze na przyszłość.
Wśród wielu znalazła się też informacja o likwidacji departamentu edukacji oraz zmian oczekiwanych przez ekipę Trumpa w samych programach nauczania.
Tak się składa, że z problemem edukacji zmaga się także wiele innych krajów na świecie, w tym Polska. Po r. ‘89 zrobiono wiele, by … zmarnować potencjał i zmanierować uczniów. Nigdy nie powstał w Polsce żaden sensowny i długofalowy (!) program mający cokolwiek na celu. Wiem, brzydko to brzmi, ale to prawda.
Wszystko, co dotychczas robiono było albo „poprawianiem” po poprzednikach w rządzeniu, albo miało jakieś małe, chwilowe cele aktualizujące temat do gorących potrzeb politycznych. W sumie otrzymaliśmy bałagan i chaos, z którego coraz ciężej jest i będzie wyjść.
Najlepszym przykładem jest sprawa nauki religii. Wprowadzona z potrzeb politycznych, wsparcie Kościoła wydawało się niektórym niezbędne przy wprowadzaniu nowego porządku po PRL-u, nie została dobrze przemyślana pod żadnym względem.
W sieci jest do przeczytania konkordat z 1925 roku. Wystarczy rzucić okiem, by zauważyć, jak bardzo zmieniła się rola Kościoła w Polsce w stosunku do przedwojennych uregulowań.
Przed wojną zarówno program, jak i nauczyciele religii byli nadzorowani przez kuratoria, dziś państwo w zasadzie nie ma nic do powiedzenia w tych sprawach. Ma jedynie płacić. Przy okazji: pamięta ktoś jeszcze śp. prymasa Glempa, który w trakcie wprowadzania za prof. Samsonowicza zarzekał się, że nie trzeba nikomu płacić, bo „to misja, a nie praca”. Już po kilku miesiącach ten sam prymas zdziwiony mówił dziennikarzom, że „przecież jak ktoś pracuje, to mu się płaci”.
Sprawa religii w szkole jest bardzo istotna, bo pokazuje problem z dziwacznej perspektywy. Kościół głośno krzycząc o swej „misji”, nie zamierza jej wypełniać, ale przenosi wszystko, łącznie z kosztami, na państwową szkołę, co niekoniecznie zgadza się z rozumem. Po drugie, nawet gdyby nie kwestionować nauki religii w szkole, to pozostaje pytanie o cel, sens i jakość tego nauczania od programu począwszy.
Nie od dziś wiemy, że efekty tych „lekcji” są niemal żadne, a uczniowie kończąc szkołę maja niewielkie pojęcie nawet o Biblii, co wydawałoby się absolutną podstawą. Po co więc te lekcje? Chyba tylko po to, by bezkarnie sięgać do państwowej kasy.
Sprawę broni się ideologicznie, bez żadnych racjonalnych argumentów. No, ale jakie społeczeństwo takie metody działania.
Wbrew pozorom, religia to nie jedyny problem szkoły współczesnej.
Kolejnym „polem walki” jest nauka historii. To przedmiot, na który stosunkowo łatwo wpłynąć z politycznymi tezami, a który ma ogromne znaczenie dla wychowania świadomego obywatela.
Przedstawiać historię taką jaka ona jest? Oj, to zbyt wiele jak na nasze polityczne potrzeby. Fakty historyczne należy wybierać wg potrzeb politycznych. I tak robi niemal każda partia. Efekt? Uczniowie zmieniają się z czasem w obywateli nie mających pojęcia o oczywistościach. Najlepszy przykład – młodzi wyjątkowo łatwo idą za tymi, którzy gardłują „Polska dla Polaków!”. Nawet nie dodając „ziemia dla ziemniaków, a księża na księżyc” łatwo wskazać idiotyczność tego hasła. Krzyczący o Polsce dla Polaków jakoś nie wiedzą (?), że w czasach kiedy Rzeczpospolita naprawdę była potęgą europejską, z którą liczył się każdy, liczba rdzennych Polaków zamieszkujących jej terytorium nie przekraczała 40% !
Rozumiem posła Kowalskiego, krzyczącego o nielegalnych imigrantach, którzy kilka dni temu we Wrocławiu i Gdańsku świętowali zakończenie ramadanu. Przy jego potencjale intelektualnym nie daje się tego inaczej przedstawić. Nielegalni imigranci w ciągu ostatnich tygodni zbudowali spore meczety i opanowują ulice naszych miast.
Mentzena jednak podejrzewałem o nieco większe możliwości umysłowe, więc chyba jest cynizmem z jego strony udawanie, że nie wie o Tatarach sprowadzanych do Polski przez Sobieskiego, których ostatni potomkowie wojowali we wrześniu 1939 roku z niemieckim najeźdźcą jako oddział jazdy polskiej.
Patrząc na dyskusje w sieci człowiek łapie się za głowę widząc, że młodzież jednoznacznie kojarzy obecność Żydów na ziemiach polskich jako efekt zadurzenia się Kazimierza Wielkiego w Esterce.
Czy żaden nauczyciel historii nie rumieni się czytając te idiotyczne bajdurzenia?
Czy nikt z nauczycieli nie mówił uczniom o denarach Mieszka Starego z napisami hebrajskimi i skąd się one wzięły w takiej formie? Czy nikt z polityków wycierających sobie gęby słowem „patriotyzm” nie wie o najstarszych polskich monetach noszących napisy cyrylicą i dlaczego? Wierzyć się nie chce.
Historię mamy wspaniałą i wiele moglibyśmy się z niej uczyć, gdyby … no właśnie. Gdyby!
Dyskusje o edukacji jakie mamy ostatnio możliwość obserwować dotyczą głównie „przemęczenia” i „zestresowania” uczniów mimo że udowodnić się tego nie da, a wręcz przeciwnie.
Czasem można odnieść wrażenie, że uczniowie robią łaskę chodząc do szkoły finansowanej przecież przez państwo.
Dochodzimy do stanu, w którym chyba trzeba będzie zacząć wszystko od nowa.
Tylko kto się na to odważy?
Nikt.
No to niczego od nowa nie zaczniemy.
Klasę polityczną mamy wielce tchórzliwą i skoncentrowaną raczej na własnej karierze, niż zdziałaniu czegoś pożytecznego dla kraju. I nie oszukujmy się – po każdej stronie politycznej sceny.
Kto mając wygodne życie za duże państwowe pieniądze będzie ryzykował ich utratę w kolejnych wyborach głosząc jakieś może i sensowne, ale ryzykowne hasła?
Niestety, demokracja wciąż u nas nie może dojrzeć, wciąż jest smarkaczowata, ot taka demokracja piaskownicowa.
My poklepiemy po ramieniu Józia, poczęstujemy go szneką z glancem, a Józio nam jutro da gałkę lodów i już.
Niewiele ponadto.
No bo gdyby założyć, że tworzymy coś na serio, należałoby zacząć od … rewolucji.
Serio. A jakiej?
Ot, np. znosimy obowiązek szkolny.
Drogi Rodzicu!
Chcesz mieć tępe cielę w domu, co to nie czyta, nie pisze? W imię wolności my ci na to pozwalamy! Hoduj sobie analfabetę, który nie będzie miał żadnej przyszłości. Jesteś wolnym człowiekiem, masz do tego prawo!
Ale gdybyś jednak chciał posłać go do szkoły, to pamiętaj, że ktoś za nią płaci. A skoro płaci, to i wymaga. Tyle chyba rozumiesz?
Skoro ktoś płaci, to ten ktoś stawia warunki. A więc nie właź do szkoły ze swoją smętną gadką o zestresowanym dziecku, które było bliskie zawału, bo mu kazali uczyć się wierszyka na pamięć. Zawsze możesz je uczyć sam.
Ktoś by się odważył na taki krok? Jakoś na razie nie widać chętnych. Moim zdaniem, to jedyne wyjście, by szkoła znów stała się szkołą, która uczy, a nie instytucją stworzoną po to, by rodzice mieli na kogo narzekać, słać skargi po kuratoriach i ministerstwach usiłując uzyskać świadectwo maturalne już w pierwszej klasie szkoły podstawowej i to za sam fakt przybycia.
Szczerze mówiąc spodziewałem się wiele (zbyt wiele) po obecnej minister (ministrze*, niepotrzebne skreślić), którą uważałem za dość rozumną i rozsądną osobę.
Niestety, to co widzę od półtora roku nie napawa optymizmem. Nie ma w jej działaniach ani trochę jakiejś oryginalnej myśli (że w ogóle o myśli wspomnę).
Wszystko, co dzieje się w tym resorcie, to ciąg dalszy tych brewerii, które mają tam miejsce od lat, niezależnie kto siedzi w głównym fotelu.
Nie napawa to optymistycznie.
A czas ucieka.
Może przyjść chwila, kiedy okaże się, że uciekł za daleko.
Pozostanie jedynie wspaniały i budujący okrzyk – „Polska dla Polaków!”
I nikt nie zapyta: – Jaka?
Jerzy Łukaszewski

No i proszę. Przecież to jest jakaś parodia.
https://www.onet.pl/informacje/newsweek/jest-coraz-gorzej-matura-z-polskiego-a-w-rozprawkach-lecka-byla-latwa/3c3tlsv,452ad802
Edukacja przeszkadza politykom. Tak w skrócie.
„Mentzena jednak podejrzewałem o nieco większe możliwości umysłowe…” to bardzo optymistyczne załozenie Autora. Mentzen jest sam produktem systemu edukacji. Bardzo słabo wykształcony ogólnie, także w zakresie wiedzy z której sie doktoryzowałmwykazuje skandaliczne braki i luki w poziomie wiedzy elementarnej. Ponadto zakłada, że jest dużo mądrzejszy od elektoratu, co jest z gruntu załozeniem szkodliwym dlanjiego samego, i opowiada wierutne bzdury nawet zbyt durne dla młodziezy go słuchającej. Liczył na druga turę wyborów -mpowinien się cieszyć jeśli otrzyma dwucyfrowe, minim 11% poparcie.
*
Poseł Kowalski jako żywo potwierdza stereotyp Rocha Kowalskiego upowszechniony przez Sienkiewicza, chociaż warto pamiętać powiedzenie księdza Tischnera z Historii filozofii po góralsku – „głupi a swój rozum ma!”.
*
„Klasę polityczną mamy wielce tchórzliwą i skoncentrowaną raczej na własnej karierze, niż zdziałaniu czegoś pożytecznego dla kraju. I nie oszukujmy się – po każdej stronie politycznej sceny.” To oczywista, oczywistość, przy czym obecnie rządząca koalicja przynajmniej stara się zasazkodzić mniej niż pisowscy notoryczni i zawodowi szkodnicy. Smutne, jak wiele dziedzin dotyczy los wyboru mniejszego zła. Edukację także.