2017-05-26.
Po publikacji artykułu „Popieram Łozińskiego” (Dobiesław Pałeczka: Popieram Łozińskiego) liczne osoby nie zgadzały się ze mną, że Mateusz Kijowski dopuścił się defraudacji pieniędzy ze zbiórek. Dla mnie jest to fakt oczywisty i niewart dłuższych debat. Zastanowiło mnie dlaczego tak wiele osób deklaruje coś zupełnie odwrotnego. Sporą część z nich szanuję i nie mogę im zarzucić złej woli, nieznajomości zdarzeń, niezdolności do logicznego myślenia czy jakichkolwiek innych intelektualnych defektów. Postanowiłem rozebrać tę sytuację na czynniki pierwsze. Posłużę się przykładem defraudacji, ale zjawisko jest o wiele powszechniejsze i szersze.
Cztery proste operacje
Aby ostro zobaczyć, że w KOD doszło do defraudacji, trzeba skutecznie wykonać cztery proste operacje:
- Zarejestrowanie faktu, że Mateusz Kijowski wystawiał faktury i pobierał pieniądze.
- Przeczytanie statutu KOD i zwrócenie uwagi na zapis: „Zaciągnięcie zobowiązania lub rozporządzenie prawem o wartości przekraczającej kwotę 10 000 zł wymaga uprzedniej zgody wyrażonej w uchwale przez Zarząd Główny”.
- Zorientowanie się, że Zarząd Główny nie wydał żadnej uchwały w sprawie faktur wystawionych przez Mateusza Kijowskiego.
- Połączenie wszystkich faktów w konkluzję, że Mateusz Kijowski pobierając zapłatę dokonał defraudacji.
Trawienie informacji
Gdybyśmy byli komputerami, to każdemu wyszedłby dokładnie taki sam wynik tych czterech operacji. Niestety (albo na szczęście) nasze myślenie usłużnie podąża za naszymi pragnieniami oraz emocjami. Oznacza to, że bardziej jesteśmy skłonni wyciągać wnioski, które spełniają nasze pragnienia, niż te które burzą nasz światopogląd i odbierają nam spokój. Dostrzeżenie w uosobieniu naszego demokratycznego zrywu kogoś nieuczciwego jest wyzwaniem. Takie coś nie będzie nam przechodzić przez usta, trzeba długo trawić i wielokrotnie będzie nam się odbijać, a nawet i cofać. Jest to ciężka i nieprzyjemna praca, dlatego łatwiej zaprzeczyć.
Zmiana kontekstu
Posłużmy się innym przykładem. Partia PiS wydaje miesięcznie 135 tys. na prywatną ochronę Jarosława Kaczyńskiego. Budzi to nasz niepokój, ale da się jeszcze jakoś uzasadnić, że partia musi chronić swój najcenniejszy zasób. Załóżmy, że PiS wykupiłby domy sąsiadów, aby prezes miał więcej spokoju. Na miejscu szeregowych członków PiS pewnie byśmy się oburzyli, że nasze składki idą na wygody prezesa. Problem w tym, że prawdziwi członkowie PiS najprawdopodobniej nie widzieliby w tym nic nadzwyczajnego. Różnica pomiędzy nami a nimi polega na tym, że my nie mamy osobistego przywiązania do prezesa. Nie mamy problemu, aby nazwać sprawę po imieniu. Nie musimy zmierzyć się też z uczuciem porażki, że poświęciliśmy część naszego życia na podążanie za osobą, która nas wykorzystała. Ocenienie sytuacji z zewnątrz jest o wiele prostsze niż z wewnątrz. Co więcej gdybyśmy im powiedzieli, że są nieobiektywni, to oburzyliby się, że podważamy ich kompetencje poznawcze.
Czym różnią się oba przykłady? Otóż członkowie PiS mieliby mniejsze prawo do oburzenia niż członkowie KOD, ponieważ transakcje raczej zostałyby przeprowadzone zgodnie ze statutem PiS. Najistotniejszą właśnie różnicą jest to, że my jesteśmy tu, a tam są oni. Miejsce siedzenia zmienia ocenę.
Uszkadzanie ostrości widzenia
Jak to się dzieje, że na co dzień inteligentni ludzie nie mogą skutecznie przeprowadzić tych czterech operacji? Osobiście uważam, że większość je przeprowadziła, tylko konkluzja była na tyle przerażająca, że trzeba było wykonać dodatkowe operacje, aby uszkodzić poprzedni wywód. Każdy na pewno ma swoje indywidualne ulubione triki. Przedstawię kilka możliwości.
Nie słyszałem, aby ktokolwiek kwestionował, że faktury zostały w ogóle wystawione. Można natomiast powiedzieć, że to nie była inicjatywa Mateusza. Zostało mu to zasugerowane. On długo się opierał, ale ostatecznie zgodził się przymuszony trudną sytuacją finansową, spowodowaną brakiem czasu na pracę zawodową. Możemy zaobserwować jak ładnie obraz się zaciemnił. Odebrano Mateuszowi sprawstwo, a on sam jest jedynie przedmiotem i ofiarą niefortunnego zbiegu okoliczności od niego niezależnych.
Spróbujmy teraz zakwestionować znaczenie statutu. Zarząd jest nam niepotrzebny. Skompromitował się już dawno. Sztywne struktury są szkodliwe dla takiego ruchu jak KOD. Nieudolność Zarządu spowodowała, że najlepiej go ignorować i robić swoje.
Brak odpowiedniej uchwały Zarządu można zneutralizować stwierdzeniem, że wszyscy wiedzieli o fakturach. Nikt nie protestował. To tak jakby się zgodzili. Specjalnie Zarząd podpuścił Mateusza, aby później mieć na niego haka.
Generalnie Mateusz jawi się jakby nie należał do Zarządu i nie ponosił żadnej odpowiedzialności za jego zaniedbania. W rzeczywistości był jego przewodniczącym, czyli osobą odpowiedzialną za jego wewnętrzną organizację i sprawność funkcjonowania.
Można też wykorzystać zamieszanie, że formalnie faktury realizował Komitet Społeczny, a nie Stowarzyszenie, dlatego Zarząd nie miał nic do gadania i kropka. Kropka, bo lepiej nie zadawać sobie trudu, aby to sprawdzić. Z komunikatu Komitetu (Odnośnik 1, Odnośnik 2,) dowiadujemy się, że: „Podwójne zabezpieczenie w postaci odpowiedzialności członków Komitetu i konieczności uzyskania akceptacji Zarządu KOD gwarantuje prawidłowe wydatkowanie środków.”
Innym zabiegiem jest „domniemanie niewinności”. Dopóki się niczego nie udowodni, to należy domniemywać niewinność. Kojarzy mi się to z sytuacją, w której ktoś widząc kieszonkowca na straganie okradającego portfele krzyknął „uwaga złodziej”, a ten się oburzył: „A domniemanie niewinności?”. Domniemanie niewinności jest słuszne i bardzo potrzebne, ale w złożonych sytuacjach, gdy trzeba przeprowadzić dodatkowe badania, aby ustalić fakty. W naszej sytuacji wystarczająca liczba faktów jest znana, aby wyciągnąć wniosek. Nie jestem też w stanie wymyślić żadnej okoliczności, która spowodowałaby, że inne wyjaśnienia wchodzą w grę.
Oczywiście można też wierzyć, jak sugeruje sam Mateusz, że pozostali członkowie Zarządu są pisowskimi agentami, którzy chcą go skompromitować. Wtedy całość jest jedynie intrygą, a Mateusz jej ofiarą.
Koszt
Proces uszkadzania ostrości widzenia działa bardzo subtelnie. Przyznam się, że po wymyśleniu i opisaniu powyższych zabiegów, sam czuję się skołowany i w duszy pojawiają się wątpliwości. Otrząsam się właśnie z tego autohipnotycznego seansu.
Niestety zjawisko to ma o wiele poważniejsze konsekwencje niż nam się wydaje. Od teraz musimy wkładać nieustanny wysiłek, aby te cztery operacje nie spotkały się w naszej głowie. Wymaga to zniekształcenia obrazu świata, co niestety również powoduje zniekształcenie obrazu rzeczywistości w innych sytuacjach.
Sekta smoleńska
Utrzymanie zniekształconego obrazu wymaga stałego wysiłku. Z tego powodu prezes co miesiąc wchodzi na swoją drabinkę, aby odświeżyć emocje, które pozwolą ludowi smoleńskiemu wytrwać w wierze do następnego seansu.
Szokuje nas wiara w tego typu teorie spiskowe, a przede wszystkim powszechność tego zjawiska. Nie rożni się to jednak istotnie od tego co zdarza się nam w bardziej demokratycznych środowiskach.
Zbawianie świata zacznijmy od siebie
Często słyszę, że nie powinniśmy zajmować się sobą, tylko walką z PiS. Nie zgadzam się. PiS to nie partia, a stan umysłu. To właśnie z tym umysłowym wirusem powinniśmy walczyć. Im bliżej tym bardziej nas zatruwa, ale też więcej możemy zmienić i tym większa nasza odpowiedzialność. Dlatego uważam, że nieustanna odnowa w naszych szeregach powinna być priorytetem. Inaczej od PiS-u będziemy różnić się jedynie sloganami – oraz tak samo jak oni będziemy wiecznie naprawiać jakichś innych ludzi po drugiej stronie barykady.
Promyk nadziei
Oto komentarz jaki przeczytałem pod moim ostatnim artykułem:
Byłem „murarzem” Kijowskiego. Co prawda nigdy nie atakowałem nikogo z jego zwolenników (taka metoda walki wzbudza mój wstręt), ale wielokrotnie dawałem wyraz swemu poglądowi, że błędy Kijowskiego nie ze złej woli czy nieuczciwości wynikły, a z tego, że sytuacja go przerosła. Że przecież jest osobą inteligentną, więc się na swych błędach musiał czegoś nauczyć, że podobnych już nie popełni, że dać mu jeszcze szansę. Ale taki mój pogląd to już przeszłość. Dziś uważam, że się Mateusz niczego nie nauczył, że jego błędy wprawdzie nie ze złej woli, ale jednak z cech charakteru wynikają. Z cech które u przywódcy ruchu są bardzo niebezpieczne. Nie winię go, ba nadal mam dla niego dużo sympatii, ale uważam, że dla dobra ruchu dalej przywódcą być nie powinien. Członkiem zarządu owszem, tam jego zaangażowanie cennym może się okazać, ale nie przewodniczącym.
Serdecznie pozdrawiam autora.
Dobiesław Pałeczka

„Szokuje nas wiara w tego typu teorie spiskowe, a przede wszystkim powszechność tego zjawiska. Nie rożni się to jednak istotnie od tego co zdarza się nam w bardziej demokratycznych środowiskach.”
„PiS to nie partia, a stan umysłu.”
Panie Dobiesławie, w tym tekście rozpoznaję autora „Lemingów” z grudnia’16.
Co w nich odnajduję wspólnego?
Przeczytanie ich „ze zrozumieniem” jest dość dużym wyzwaniem.
One „dają” do myślenia – są po prostu inspirujące.
To jest TO, co szczególnie sobie cenię.
Sprawa MK jest znacznie szersza niż tylko jego brak przyzwoitości. Ważniejszym problemem jest brak kwalifikacji przywódczych i zarządczych. Przez ponad rok od załozenia KOD dreptał w miejscu dosłownie i w przenośni. MK eliminował wszystkich, którzy nie zgadzali się z nim w 100%. Sam nie miał żadnego pomysłu (skutecznego pomysłu) na realizacje celów KOD. Na wszelki wypadek blokował dyskusje o celach, o programie i o strukturach, zasadach, organizacji, słowem o wszystkim co ograniczyłoby jego władzę. W jednym z wpisów na Facebooku wybitny działacz KOD sugerował, że MK działa na rzecz PiS. Trudno temu zaprzeczyć – fakty sa dość zaskakujące, ale jednoznaczne.
Nasze dyskusje zbliżają sie do końca. Po wyborach rzecz się wyklaruje – albo pojawi się szansa na uratowanie KOD albo organizacja ostatecznie sie zmarginalizuje. Tak czy inaczej KOD-owi życzę jak najlepiej.
Nie rozumiem intencji autora. I obawiam się najgorszego, a więc, że pan Pałeczka próbuje się sam do czegoś przekonać. Ale do czego? W poprzednim tekście autor dokonał wyboru p. Krzysztofa Łozińskiego. W porządku. I podzielił się z czytelnikami swoją decyzją. To też można zrozumieć. W takim wyznaniu – trochę wylewnym, trochę agitującym – jest jakaś wartość publicystyczna. Według mnie zupełnie niepotrzebnie użył pan Pałeczka kategorycznego tonu, demonizując pana Kijowskiego – gdyż materia jest niezwykle delikatna. Ale już o tym wspomniałem w poprzednim komentarzu. Teraz jednak z wyborcy zamienił się pan Pałeczka w prokuratora. I to już jest zastanawiające. A więc po tym tekście możemy śmiało nazywać pana Mateusza Kijowskiego złodziejem? Pan Pałeczka mruga do nas zielonym światełkiem, że tak. Może zapytam wprost: nie jest pan pewien czy pan Łoziński jest właściwym wyborem?
Daleko mi by bronić Mateusza Kijowskiego, bo tez uważam ze postępował i postępuje nadal nieuczciwie.
Ale nie używałbym słowa „defraudacja” na systematyczne dojenie KODu przez Mateusza.
Audit zauważył brak uchwał na wydatki powyżej $10.000 w innych wypadkach też, tudzież
brak umowy z firmą MKM. Ale mogło to być skutkiem kompletnego bałaganu w finansach,
i nieodpowiedzialności skarbnika. Gorzej z przejrzystością, bo część przynajmniej członków
ZG zaprzecza aby wiedziała o tych wszystkich fakturach z góry. No i nie ma usprawiedliwienia
na publiczne kłamanie Kijowskiego, że nie pobierał pieniędzy z KOD na utrzymanie.
Do nazwania tego „defraudacją” trzeba by chyba wiedzieć czy spółka MKM wykonała prace,
za którą pobrała pieniądze, i czy po cenach rynkowych. Tego nikt nie wie, a przynajmniej wygląda,
że nikt nie wie jaka dokładnie pracę wykonała. To jest ta cześć sprawy którą niektórzy myśleli,
że audyt wyjaśni. Ale nie sądzę aby mógł wyjaśnić. To chyba nie jest rola tego audytu.
_._ W tym wszystkim najbardziej uderza sprawa „pomyłkowych” faktur. Tzn tak nazwanych
przez Kijowskiego. Zabrało mu kilka miesięcy aby pieniądze oddać, dopiero gdy cała sprawa
się rypła. Nie przeszkadzało mu wcześniej wystawiać kolejnych „pomyłkowych” faktur przez
trzy miesiące (dwie wypłacone i zwrócone w następnym roku, jedna odrzucona od razu).
Kijowski nigdy nie wyjaśnił tej zwłoki ze zwrotem „pomyłkowych” pieniędzy.
_._ No i pozostaje jeszcze fatalne prowadzenie KODu na manowce przez rok, ale to jest
oczywiście dyskusyjne.
(wycinek z https://www.ruchkod.pl/wp-content/uploads/2016/11/audyt-2016.pdf )
Przepraszam za „anty-sformatowanie” mojego komentarza.
Victor Holen
Dajmy spokój tym fakturom i tym pieniądzom. Udowadnianie, że MK dopuścił się defraudacji jest sztuką dla sztuki. Murarzom nie przeszkadza, że MK brał nienależne mu pieniądze, a reszta już na to zobojętniała, wobec całokształtu sytuacji w KODzie, wobec walk wewnętrznych – jawnych i pod dywanem, które odbierają wiarygodność ruchowi w głoszeniu solennych haseł. Gdyby MK w porę przyznał, jakie były fakty, ludzie by mu wybaczyli. A tak, ruszyła lawina. Walki wewnętrzne w KOD wyszły z fazy ambicyjek osobistych na powierzchnię „dzięki” postawie MK. Znacznie gorsze niż te faktury, jest łatwość, z jaką MK publicznie i niepublicznie mija się z faktami; łatwość sięgania po metody obrzydliwe w niszczeniu krytyków swojej postawy i działań, przypisywania im wrogich intencji wobec organizacji i ruchu (KOD to ja !), łatwość eliminowania osobowości i w zamian otaczania się klakierami, niechęć do korzystania z doradztwa ludzi światłych i wykształconych (bo mądrzejsi), niewzruszoność wobec najsłuszniejszych nawet zarzutów, moralizowanie w braku podstawowych kompetencji etycznych, powierzchowność myśli i poglądów, brak celu, przywiązanie do płynięcia z prądem w celebryckich szatach. I dla mnie najgorsze bodaj: cynizm, z jakim MK co najmniej toleruje zbrojne ramię sekty murarzy, to jest grupę uderzeniową, która za niego i dla niego wykonuje brudną robotę, a on robi niewinną minę i mówi, że on nikomu nie może zabronić ani zbierać dla niego pieniędzy na spłatę alimentów, ani zakładać hejeterskich stron, ani niszczyć w KODzie każdego, kto nie jest z MK. Ktoś taki nie jest organicznie w stanie stanąć w prawdzie i pociągnąć za sobą ludzi przeciw hunwejbinom, którzy pustoszą Polskę od półtora roku.
Mam ten komfort, że już dotarła do mnie wiadomość, że Mateusz Kijowski wreszcie wycofał swoją osobę z kandydowania na szefa KOD. Można tylko przyklasnąć jego decyzji. Na pewno spora w tym rola w twardej postawie ojca KODu Krzysztofa Łozińskiego. Chwała mu za to, Teraz trzeba życzyć KODowi, aby dokonał optymalnego wyboru i wrócił skutecznie na polską scenę polityczną gdie jest wiele miejsca dla zdrowego rozsądku i czystych reguł gry.
.
I tu mamy kłopot. Przypadek MK nie jest niczym nowym. W polskiej polityce. Obecna władza jak i cała polska polityka pełna jest takich anty-liderów, z wzorowym przykładem pana posła Jarosława Kaczyńskiego. Jego otoczenie z obecnie rządzącej grupy tylko naśladuje swojego guru. Polskie społeczeństwo uczy się demokracji dosłownie na własnej skórze, obserwując tych wszystkich nawiedzonych, nieżyczliwych, fałszywie rozmodlonych. Niestety, te wszystkie negatywy nie dotyczą jedynie ugrupowania rządzącego. Cała polska polityka „jest do wymiany”. Wolty Schetyny, czy Petru, nie wspominając o reszcie tylko potwierdzają słabośc całej klasy politycznej.
.
Co napawa nadzieją? Oprócz ewentualnego sukcesu KODu w przebudzeniu polskiej polityki, na co wszyscy czekamy, z wielką radością patrzę na ostatnie wydarzenia związane z zarżnięciem festiwalu opolskiego przez figurantów Kaczyńskiego. Papierek lakmusowy każdej polityki w każdym kraju – artyści – zadziałał! Teraz trzeba zacząć proces odbudowy polskiej demokracji i polskiej polityki. Mamy już optymistyczne przesłanki, że to wreszcie może się udać. Zatem trzymam kciuki.
Jest mi smutno i żal, kochane, drogie Studio Opinii, że schodzimy do takiego poziomu publicystyki. Jak widać i Nas dotknęła choroba postprawdy i cedzonych przez zęby kłamstw. Za takie teksty poważni dziennikarze tracili zdolność honorową. A teraz tu…
@Mariusz Malinowski. Czy może Pan przybliżyć o który tekst czy fragment Panu chodzi? gdzie są te 'cedzone przez zęby kłamstwa?