Powstało dzieło znakomite. Czyta się jak przysłowiowy kryminał. Ale nie sposób jednym tchem. Dzieło liczy przeszło 1000 stron.
„Węzły pamięci niepodległej Polski” jest projektem autorskim prof. Zdzisława Najdera. A wśród autorów wybitna socjolog, członkini Studia Opinii, dr Elżbieta Skotnicka-Illasiewicz. Nadto między innymi: Jerzy Axer, Jerzy Eisler, Andrzej Paczkowski, nestorzy akademiccy, w tym profesorowie Jan Kieniewicz i Henryk Samsonowicz. Plejada luminarzy polskiej nauki i kultury
Węzeł to coś, co łączy – pisze prof. Najder. Łączy nitki i całe sieci skojarzeń. Wiąże nasz świat prywatny z wielkim światem historii. Wiąże teraźniejszość z przeszłością, żywych z umarłymi. Świat dzisiejszy, Polska dzisiejsza nie narodziła się teraz, nie wzięła się znikąd. Ma bogatą przeszłość. Tragiczną, przegraną ale także zwycięską, radosną. Mamy się czym smucić. I cieszyć. Bez tego wszystkiego nie byłoby nas.
Węzły pamięci narodowej wiążą jednostki, rodziny, grupy społeczne w wielką wspólnotę. Wyrosła ona z przeżyć, wyobraźni, z ziemi ojczystej i ludzkiej pamięci. Nawet jeśli dawny świat przestał już istnieć, nie znaczy, że umarł w naszej pamięci. Naród bez pamięci ginie.
Aczkolwiek dawny świat, dawne dzieje nie istnieją, odeszły w przeszłość nieodwracalnie, to można, to warto, to trzeba czerpać z tego to, co wartościowe. Odrzucać zaś to, co nas może jedynie cofać. Jak chore nacjonalizmy i różne inne chore strupy na ojczyźnianym organizmie.
Nie jest tu moim celem pisanie recenzji 1000-stronicowego dzieła wielu autorów. Warto jednak o niektórych poruszanych w tym dziele tematach pisać szerzej. Dziś słów kilka o Kresach – tak silnie w przeszłości zrośniętych z Rzeczpospolitą, dziś znajdujących się w granicach Ukrainy, którą Polska wspiera przed moskiewskim agresorem.
Kresy – utrwalone w twórczości romantyków – znaczyły zasięg dawnej Rzeczpospolitej na południowym wschodzie. Kresy stanowiły linię obronną przed najazdami tatarskimi. Nad Dniestrem i Dnieprem widziano po prostu kres Rzeczpospolitej – aż tam rozciągał się obszar naszego państwa.
Była to zatem ziemia leżąca na skraju świata. I jak większość „kresów”, pod każdą szerokością geograficzną, zamieszkiwana była przez różne narody, przez ludzi różnej wiary i języka. Kresy zamieszkiwali Rusini, Polacy, Żydzi, Litwini, Ormianie, Tatarzy, Wołochowie i Karaimi. Współżyli i zarazem się różnili religijnie. Byli wśród nich unici, katolicy, protestanci, prawosławni, żydzi, nie brakowało muzułmanów. Przenikały się różne kultury. Jakież bogactwo!
Ekspansja Polaków trwała od XIV w. Ten proces zakończył się aktami unii politycznej i unii kościelnej. Mylne jest jednak przekonanie, że na Kresach toczyły się spory narodowościowe. Wzajemne przenikanie, konwergencja, przemieszanie kultur łagodziły istniejące różnice etniczne i religijne. Kresy nie były nawet miejscem sporów religijnych, tak dramatycznych i często spotkanych we Francji, Niemczech, Szwajcarii.
Spór, który przerodził się w wojny znane z czasów Chmielnickiego nie miał ani charakteru etnicznego, ani religijnego. Był to wielki spór o prawo do czynnego udziału w uczestniczeniu w systemie politycznym. Bohdan Chmielnicki nie chciał odłączać Kresów od Rzeczpospolitej. Chciał w randze hetmana współrządzić. Nie chciał układać się z hetmanami, chciał być im równy, uważał się z godnego, aby rozmawiać z samym królem Rzeczpospolitej. Wojny domowe na Kresach nie miały na celu odłączenia się od Rzeczpospolitej.
Rozbiory zmieniły stan rzeczy. Rosjanie po upadku powstania listopadowego (1830) skierowali ostrze przeciwko żywiołowi polskiemu i katolickiemu. I na tym tle zrodziła się romantyczna wizja Kresów – zaczęły one odgrywać rolę matecznika wartości !
Nasilenie antypolskiej polityki Kremla po upadku powstania styczniowego (1863) pogłębiło legendę Kresów. Kresy stały się synonimem ziemi ojczystej. Jak pisze prof. Jan Kieniewicz „formował się mit, a więc wyobrażenie Kresów jako Ojczyzny wszystkich Polaków, zagrożonej, a zarazem niepokonanej”.
Mit ten stał się – jak to często bywa z mitami – ucieczką przed realiami. Pogłębiały go następne dziesięciolecia. Aż wreszcie przyszła rewolucja bolszewicka, która rozprawiła się z kresowiakami – Polakami i Żydami. Następnie Kresy zostały okrojone po wojnie polsko-sowieckiej (1919-1920) . Pokój ryski zachwiał polską koncepcją jagiellońską. Kresowiacy poczuli się zdradzeni, nie po raz ostatni. Definitywna zakłada Kresów przyszła po zawarciu paktu Hitler – Stalin (17 września 1939).Reszty dokonano w postanowieniach alianckich (Teheran, Jałta).
Dziś Polska wspiera Ukrainę. Jesteśmy jej najbliższym sąsiadem i przyjacielem w walce z agresją Putina. Gdy jednak mówimy: Kresy, nie myślimy Ukraina. Nikt przy zdrowych zmysłach nie kojarzy mitu kresowego z powrotem na tamte ziemie. Jednak – dowodzi prof. Kieniewicz – silna i emocjonalna część pamięci wspólnej Polaków włączyła Kresy do zasobu niezbędnego dla ich tożsamości narodowej.
Ukraina to Ukraina, ma być wolna, niezależna, demokratyczna. Kresy to Kresy. To historyczny mit. Jeden z licznych węzłów naszej pamięci. Umocowany między innymi w powieściach Sienkiewicza, Kraszewskiego, Orzeszkowej, Iwaszkiewicza, Kossak-Szczuckiej, Vincenza oraz w wielu poematach i pieśniach.
Jerzy Klechta



Może nie wypada zaczynać od kręcenia nosem, ale jednak trudno mi się powstrzymać. Pan wybaczy, ale stwierdzenie: „Mylne jest jednak przekonanie, że na Kresach toczyły się spory narodowościowe” jest po prostu nieprawdziwe. Profesor Kieniewicz może się mitem zachwycać, ale po książkach profesora Daniela Beavois’a tego robić nie wypada. Dziedzictwo Kresów to nie tylko, jak Pan pisze: „Wzajemne przenikanie, konwergencja, przemieszanie kultur łagodziły istniejące różnice etniczne i religijne”, ale kolonialna dominacja polskich „królowiąt”, z którą nie możemy sobie poradzić do dzisiaj. Przykro mi, amicus Plato sed magis amica veritas.
Wypada mi zgodzić się z prof. Obirkiem i do podanego przez niego przykładu książek Daniela Beauvois dorzucić „Fantomowe ciało króla” Jana Sowy. I Beauvois, i Sowa jednoznacznie rozprawiają się z trucizną mitu kresów.
Przepadam za serialem NCIS i jego powtórkami.
Szefem komórki dochodzeniowej jest sierżant Gibbs, człowiek nienawidzący kłamców i kłamstwa.
W jednym z odcinków jego ostanie zdanie skierowane do współpracownika brzmiało; Wiesz.. czasami kłamstwo krzepi.
Prawda historyczna ma różne twarze, najlepiej kiedy ta twarz krzepi swoim wyglądem.
Magog: Też lubię, choć trochę mnie już po latach nudzą. Kłamstwo krzepi, wódka lepi (przedwojenne, nie wiem czyje).
Na jak długo lepi? Buziuchna też, nawet podstarzała, cieszy wzrok. Ale tu chyba Jego Kompetencja Łukaszewski najlepiej ogarnia sytuację.
*
Dopiero pow pisaniu wpisu poleciałem dalej. I przeczytałem. Nadal podzielam moje zdanie powyżej.
*
I jeszcze: kiedyś rozmawiałem z bardzo południową Amerykanką. Po polsku. Zapytałem: od kogo się pani tak znakomicie nauczyła… od babci. Przysłuchawszy się jeszcze moment zapytałem: czy babcia pani nie była z kresów? „Co to jest kresów?” No właśnie. Już nie wiemy co to jest „kresów”, a ten zaśpiew zostaje.
Kresy to nie żadna trucizna. Kresy to nie Ukraina, to po prostu kres, odległy skraj ziemi dawnej Rzeczpospolitej.Stąd nazwa: KRESY.W odniesieniu do Rzeczpospolitej szlacheckiej w ogóle trudno mówić o dominacji narodu takiego czy innego. Liczba ludzności mówiącej po polsku w XVII i XVIII stuleciu (wtedy miały miejsce wzajemne rzezie ludności polskiej i ruskiej, powtórzyły się w II wojnie światowej, m.in. rzeź wołyńska) wynosiła ok. 40%. Termin rzeczpospolita – jak zauważa prof.Janusz Tazbir – okrywał niby płaszczem tak różnorodne państwo trzech narodów, obok których znalazło się też parę mniejszości etnicznych, z Żydami i Niemcami na czele. Poeta barokowy pisał: Gdy się tu kto skłoni, każdego skrzydły swemi ten Orzeł zasłoni. Aczkolwiek bunty chłopskie czyli Rusinów (przyszłych Ukraińców)potępiali, nawołując do ich przymusowej polonizacji, sam Tadeusz Kościuszko i Hugo Kołłątaj. Ale – powtarzam się – Kresy to kresy dawnej Rzeczpopolitej. A Ukraina to Ukraina.Mity i rzeczywistość.
Mity Kresów są potrzebne współczesnym Polakom nie po to aby odbudowywać szowinizmy wielkomocarstwowe ale by pamiętać o przeszłości, niekoniecznie świetlanej i niekoniecznie łatwej. Oczywiście Kresy to zarazem koegzystencja, konwergencja ale i rywalizacja oraz walka. Tyle tylko, że to przeszłość. Co jest wyróżnikiem tej przeszłości dzis – otwartość, poszanowanie kultur i religii innych nacji, akceptacja dla różnorodności. Nie zmieni tego wiedza o rozpasaniu i samowoli „królewiąt” ani o odwecie różnych uciskanych nacji. dzisiejsza Polska nikogo nie prześladuje, nikogo niepodbija, nikogo nie napada, nikogo nie gnebi. W przeciwieństwie do niektórych sąsiadów, którym anachroniczne zachowania rodem z okresu XIV – XX wieku nadal nie przeszły i z uporem godnym lepszej sprawy próbują siłą udowodnic swoje racje. Nie ma lepszej pożywki dla klęski niż brak zrozumienia dzisiejszej rzeczywistości, tym bardziej kiedy samemu nie ma się niczego atrakcyjnego do zaoferowania. Na pytanie dlaczego USA nie napadają na Meksyk warto odpowiedziec, ze Meksykanie marzą aby byc jak USA. Ukraina marzy aby byc jak POlska ale na pewno nie jak Rosja. I to właśnie węzły naszej pamieci w oczach Ukraińców.
@slawek, bardzo pana przepraszam, ale tam nie było żadnego poszanowania odmienności, otwartości, poszanowanie kultur i religii innych nacji, akceptacja dla różnorodności.
To się właśnie nazywa „polityka historyczna” i to taka łzawa dla wywołania emocji. Jeśli ktoś pisze artykuł z tezą z góry założoną, to dopasowuje do niej wszystko co mu potrzebne. W języku normalnych ludzi nazywa się to fałszowaniem historii, a z takiej żadnego pożytku nie ma.
Żydzi byli jedną z pierwszych ofiar powstania Chmielnickiego, ratował ich Wiśniowiecki, który złamał przysięgę daną rodzicom i porzucił prawosławie, bo prawo Rzeczpospolitej w tym czasie dawało fory katolikom w obsadzaniu stanowisk. Unia brzeska zlikwidowała prawosławie, co dało m.in. klęskę pod Cecorą, bo Kozacy odmówili udziału w wojnie za poduszczeniem patriarchy Jeremiasza itd. Świętym został Józafat Kuncewicz – męczennik. Męczennik jakiej sprawy? Tolerancji wyznaniowej? Żarty. Miał tyle za uszami, że dziś by go nikt świętym nie zrobił, ale wtedy było to komuś potrzebne.
Kresy były (i to po wiek XX) najbardziej prymitywną częścią Rzeczpospolitej pod każdym względem. Ale nasza polityka historyczna każe w nich widzieć „sedno Polski” bo takie ich postrzeganie też jest jeszcze dziś komuś do czegoś potrzebne.
A spadkobierców ma pan w Białymstoku, gdzie do dziś trwają spory między katolikami i prawosławnymi, gdzie podpala się mieszkania Hindusom itd.
Tolerancja w I Rzeczpospolitej była wymuszona układem sił, a nie był to efekt jakiejś „wyższości moralnej” naszych rodaków, jak to lubimy przedstawiać.
No ale po co patrzeć na historię przytomnie, taką jaka jest, skoro można sobie powzdychać „ech… kresy…ech….” i od razu człowiekowi lepiej, nie?
Jerzy Łukaszewski pisze:
2015/02/18 o 01:20
Nie rozumiemy się – Pan pisze co było w przeszłości na Kresach i tu nie ma między nami sporu. Działy sie przez wieki rzeczy różne – także okropne. Mnie interesuje współczesność i przyszłość. Moim zdaniem to jest ważniejsze. Historii nie zmienimy ale mit Kresów dla współczesnych i przyszłych pokoleń może i powinien być mniej dramatyczny niż historia. I tylko o to chodziło aby nie wyzwalał szowinizmu, nacjonalizmu, ksenofobii, antysemityzmu czy jakichkolwiek fobii. Tak rozumiem sens artykułu – recenzji.
@Sławek: rzadko się nie zgadzam z Panem… Ale dziś Polacy np na Litwie mają za uszami współpracę z Rosjanami. Bo w czasach późnego ZSRR byli faworyzowaną grupą etniczną. Na zasadzie dziel i rządź. I po upadku ZSRR trzymali się z Rosjanami na Litwie. Dlatego Żmudzini dziś nas tak nienawidzą. I tamtejszy obraz stosunków się jeszcze bardziej gmatwa. Zamiast robić historie ku pokrzepieniu serc naszych, co dla mnie jest kołtuństwem, lepiej, jak spuścimy z tonu i okażemy im więcej zrozumienia. To my musimy wychodzić naprzeciw dzisiejszym Litwinom, Białorusinom i Ukraińcom i zmywać błędy przeszłości. Cały tekst autora idzie w przeciwnym kierunku i stara się „twórczo” zmieniać historię. Nie ma dla tego dobrego usprawiedliwienia. Chcemy się czuć dobrze, nie róbmy tego kosztem innych nacji. Chyba, że za pazuchą chowamy swoje nadzieje, że jeszcze tam wrócimy. A lepiej by było, żeby to tamte nacje zechciały się trzymać z nami. Róbmy historię batdziej obiektywną, aby młode pokolenie miało prawdziwy ogląd skomplikowanej przeszłości kresów i podejmujmy wszelkie decyzje polityczne w ten sposób, aby te dawniej kresowe nacje pozyskiwać a nie antagonizować.
Także nie zgadzam się z tezami pokojowego tygla kresów, choć trochę w tym prawdy. W przypadku Ukrainy i Białorusi to tereny podbite najpierw przez barbarzyńską Żmudź, której elity najpierw czerpały kulturę i język od Białorusinów a potem te kresy wcielono do Rzeczpospolitej Obojga Narodów (a nie „trzech”!). I polonizowano. Stąd może i 40% ludzi znało język polski, ale to nie znaczy, że tyle tam żyło Polaków. Zamieszkiwało w tejże Rzeczpospolitej 20 narodów.
To co Pan tym razem napisał to już nie jest nie historia a Chryzostom Pasek. Zabrzmiało niestety nie poważnie. Wieś na kresach nawet na sporej części ówczesnej Litwy mówiła po rusku i jak tylko coś się działo, brała widły i siekiery do rąk i łupiła polskich panów. Kresy to studium polskich błędów politycznych a nie przykład idyllycznego tygla narodów żyjących w pokoju.
Panie Andrzeju.
Wczesny Gierek a ja dostałem pracę w Białymstoku.
Dwa lata wytrzymałem. Ciekawe lata. To była Polska, ale jakże inna od tej widzianej z Warszawy. Finansowo było znakomicie lecz nie dałem rady. Tam po raz pierwszy w życiu zobaczyłem animozje międzywyznaniowe i narodowościowe. Ludzie współżyli w zgodzie, nie podpalali sobie nawzajem domów i kościołów ale mówili mi rzeczy o innych zadziwiające, byłem obcy mogli komuś ostrożnie powiedzieć co im dokuczało. Zamordyzm PRL-u trzymał wszystko na wodzy. Tam byli banderowcy, ludzie co uciekli z obozów KGB, pracownicy UB i milicja miejscowa. Kołtuństwo nieopisane i gościnność okazywana mi na każdym kroku. Wspaniali tamtejsi ludzie obarczeni waśniami narodowościowymi i religijnymi. Oczywiście byli Polakami z korzonkiem jakimś tam.. Nie wiem jak jest obecnie, nie bylem tam od ćwierćwiecza. Konopielka Redlińskiego to opis tamtej codzienności, miejscowych bo nie potrafili określić się czasem kim są. Tam mieszkali i wszystko… byli miejscowi.. wiadomo że Polacy..
Jak jest obecnie nie wiem ale chyba lepiej bo o młodym pokoleniu przybyłym do stolicy nic nie można powiedzieć, skąd przyszli, z jakiej części Polski. Tych gadających z zaśpiewem charakterystycznym dla wschodniej Polski już prawie nie ma.
I dobrze.. coś się zmieniło..
Panie Magog,nie narzekaj Pan na białostoczan…
Wklejam link-specjalnie dla Pana i dla Pana Goryńskiego.
Polecam komentarze,a muzyka jakaś taka …
https://www.youtube.com/watch?v=QrU1hZxSEXQ&index=1&list=RDQrU1hZxSEXQ
@slawek, ok, ale pozostaje pytanie: po co nam mit? Mit, który w naszym wydaniu oznacza po prostu nieprawdę, kłamstwo. U starożytnych Greków oznaczał mimo wszystko co innego. Mit w naszym wydaniu może oznaczać jedynie prowadzenie nas (przez kogo?) na manowce historii, co nie wróży pomyślności na przyszłość. Kiedy stanie pan nad przepaścią, wolałbym, by nie wierzył pan w mit o Ikarze.
Dobrze powiedziane
mity niosą przesłanie… w tym sensie czytam o pokojowej koegzystencji
Kilka slow o narodzinach artykulu o kresach w Wezlach Pamieci. Artykul zostal napisany przez J.Kieniewicza po odrzuceniu mego przez Z.Najdera. Ten ostatni zamowil mi tekst w r.2011, twierdzac, ze lepszego znawcy nie znajdzie.Nie przyczytal mego Trojkata Ukrainskiego! Juz umowa z MHP zaniepokoila mnie: przewidziala mozliwosc dowolnej ingerencji w autorskich tekstach. Z.Najder uspokoil mnie: jestesmy przeciez miedzy dzentelmenami, wszystko bierze na siebie.Po dyskusji mailowej, gdzie przekonywal o wartosciach swej patriotycznej wizji, odrzucil moj tekst,ktory przekazalem GW, gdzie sie ukazal 8-9 IX 2012 jednak bez nagany ani Najdera ani MHP.Ja tylko zaluje, ze nie wycofalem dwoch innych artykulow z tych Wezlow Pamieci: o Uniwersytecie Wilenskim i o Krzemiencu, co stwarza wrazenie, ze solidaryzuje sie z duchem tej publikacji.Mea culpa. Utrzymuje,ze mity nie sa trujace pod warunkiem usytuowania ich w kontekscie szeregu mniej budujacych prawd historycznych.
Jerzy Łukaszewski pisze:
2015/02/18 o 11:21
andrzej Pokonos pisze:
2015/02/18 o 15:53
Mit lub mity Kresów są elementem zbiorowej świadomości społecznej na tle historii. W tym sensie są niezależne od nas – żyją własnym życiem. Niewiele mają wspólnego z prawdą historyczną – są raczej cegiełką w budowli tożsamości narodowej. Ponieważ są, istnieją, warto ich formułę wykorzystywać na rzecz otwarcia na inne narody, w imię tolerancji, poszanowania odrębności, koegzystencji, zrozumienia kultur i religii innych nacji, akceptacja dla różnorodności, etc. To nic innego jak imponderabilia projektu wspólnej Europy – UE. Opozycją do tego jest rosyjski model rozumienia mitów – poczucie wyższości i misji, nacjonalizm i szowinizm na tle narzucania innym swojej władzy, religii i „porządku”, który wielu narodom przynosi wielowiekowe cierpienia a niektórym zagładę. Ponieważ nie da się mitu Kresów wyplenić ze świadomości społecznej (w kolejnych pokoleniach sam zaniknie na skutek wypierania przez historię bliższą) mój głos zmierza do tego aby podkreślać w nim to co dobre i pozytywne a sprzeciwiać się wszelkim fobiom. To co Panowie widzicie złego w relacjach historycznych należy do przeszłosci. Chodzi o to aby tego „złego” nie powielać w mitach i aby zło z przeszłości nie wracało w czasach obecnych i przyszłych. Tak rozumiem sens tego artukułu, który nie jest recenzją dzieła omawianego tylko szkicem „mitologicznym”. A mit o Ikarze jest właśnie przestrogą przed zachowaniem nieracjonalnym.
raczej przed brakiem skromności
Naturalnie brak skromności często oznacza brak realizmu i działanie w oparciu o nieracjonalne przesłanki.
@slawek, ale ja to wszystko rozumiem, tylko wciąż pytam, ile warta jest taka „tożsamość” oparta na kłamstwie? Jeśli koniecznie chcemy podbudowywać swoje nadwątlone ego opowieściami o tolerancji, poszanowaniu odmienności, to musimy sięgnąć do innych stron Polski, a nie na kresy, gdzie było jej, wbrew przedstawionym tezom, mniej niż gdzie indziej. I proszę mi nie wmawiać, że nie ma w Polakach poczucia wyższości względem wschodnich sąsiadów, bo jest i to właśnie oparta na tym kłamliwym micie.
Polak opowiadając o kresach (na których nigdy w życiu nie był) czuje się co najmniej Wiśniowieckim i to w wersji sienkiewiczowskiej, nie historycznej. Tęskne zawodzenia przy kielichu, wspomnienia o „dworkach” kresowej szlachty… ech np. taki dworek Mickiewiczów …ech panie…
http://ruslan.pecado.pl/upload2/readfile.php?file=ruslan/nowogrodek.jpg
Mit kresów nie bierze się z poszanowania czegokolwiek. Przeciwnie. Nasza polityka historyczna (coś w rodzaju demokracji ludowej)uczy nas jak o Polskę walczyć, a nie dla niej pracować. A tam właśnie wciąż trwała walka, tyle że nie o Polskę, co o kasę, ale to przecież szczegół przy tej odległości czasowej, nie?
Tolerancja, za którą nas niegdyś chwalono (choćby Erazm z Rotterdamu) kwitła zupełnie gdzie indziej. Wojewoda Firlej, kalwin, który powiedział ociągającemu się Walezjuszowi „Nie przysięgniesz, nie będziesz panował” (rzecz dotyczyła właśnie tolerancji religijnej), a powtórzył to za nim katolik Zamoyski, nie pochodził z kresów.
Ale cóż, skoro prawda ma przegrać, to przegra. Tylko w czyim interesie? Nawet na najpiękniejszym kłamstwie niczego się nie zbuduje.
Przepraszam, omyłkowo wkleiłem inny obrazek.
http://ruslan.pecado.pl/upload2/readfile.php?file=ruslan/mickiewicz.jpg
Sądzę, że warto zwrócić uwagę na wpis profesora Daniela Beavois’a, który rzuca ważne światło na politykę historyczną głównego redaktora tomu profesora Zdzisława Najdera. Jeśli chcemy być wiarygodni to musimy poddać nasze próby przezwyciężenia przeszłości konfrontacji z faktami i kontekstem. Nie można tworzyć, nawet w najszlachetniejszych intencjach, fikcji „ku pokrzepieniu serc”, a takim jest mit kresów.
Jerzy Łukaszewski pisze:
2015/02/18 o 20:38
Mit nie jest kłamstwem – jest wybiórczym odwołaniem sie do tego co piękne, mądre, dobre, zdrowe i bogate. Mit nie zastępuje historii ani jej nie zmienia – działa w innej sferze. Jeśli założymy, że nasze Kresy to wyłacznie ciemięzenie, zbrodnie, wojny, mordowanie i prześladowanie innych nacji to bedzie to właśnie takie samo kłamstwo jak prawda a rebours. Zgadzam się z Panem, że mitów powinniśmy szukać w innych częściach Polski. A ja pochodzę z kresów zachodnich Polski gdzie przed rozbiorami moi przodkowie przywędrowali do Polski z Saksonii. Siła naszej kultury była tak wielka, że w drugim pokoleniu byli kompletnie spolonizowani. Do tego stopnia, że po niemiecku pamiętali zaledwie 3 pierwsze słowa pacierza. I mimo że wszystkie kolejne matki były rdzennymi Polkami zachowało się do dzis oryginalne, germańskie nazwisko. Wielu moich przodków poległo w wojnach, powstaniach i kampaniach …”za wolność naszą i waszą”. I ani prze chwilę im nie przyszło do głowy podpisać volkslistę nawet mając perspektywę wyjścia z KL Auschwitz-Birkenau. Kiedy mnie dzisiaj dzieci pytaja czy we wspólnej Europie nie czuję się odrobinę Niemcem odpowiadam, że czuję się Polakiem a dzieki pochodzeniu wiem, że powinnismy coraz bardziej czuc sie Europejczykami i Wielkopolanami (lub mieszkańcami dowolnego innego regionu Europy) niz Polakami, NIemcami, Francuzami, itp. Państwa narodowe zaszczepiły nam wirusa nacjonalizmu i dopóki sie z niego nie wyleczymy dopóty będziemy cierpuieć, tracić i przegrywać z takimi ….. Putinami, niestety.
@slawek, ktoś mądry napisał „pół prawdy to całe kłamstwo”. I ja się z nim zgadzam. Wybiórcze podchodzenie do historii jest niczym innym, jak kłamstwem i nie ma co tu szukać usprawiedliwień. Mit grecki (mythos) był czym innym. On mówił prawdę ubierając ją w fantastyczne nieraz oprawy. Samo słowo mythos w starogreckim było niemal tożsame ze słowem „myśl”, także „logos”. (wyobraża pan sobie jak inaczej czytałoby się Ewangelię św. Jana gdyby zaczynała się od słów „Na początku była myśl…”?)
W greckich mitach przedstawiano myśl, a nie wydarzenia, bo te były tylko narzędziem do zwizualizowanie owej myśli.
Nam się wciska nawet więc nie mit, a bajki i legendy, na bazie których próbuje się coś budować. Powtórzę: co pan zbuduje na kłamstwie?
Jeśli chodzi o zachodnią część Polski, to ja też znam takie sprawy, jak pan się zapewne domyśla.
I jeszcze raz powtórzę: wciskane ze łzawymi westchnieniami kłamstwo o kresach bierze się ze starej szkoły polityki historycznej, bo ono najlepiej nadaje się do ilustrowania „walki o Polskę i polskość”, ponieważ wbrew temu co pisze Autor, konfliktów na tle narodowościowym i religijnym było tam więcej, a nie mniej niż w innych częściach kraju. Tylko kompletny ignorant wybrałby sobie kresy jako przykład do naśladowania.
(nie, nie chodzi mi o żadne tam ciemiężenie, tam było bardzo różnie, ale suma summarum o wiele gorzej, niż gdzie indziej. Pod każdym względem, co nietrudno udowodnić.)
Pochodzę z polskich terenów przygranicznych z Białorusią. Język polski – to dopiero w szkole. Wszystkie wsie kiedeś były zaludnione i dynamiczne, chociaż niezwykle biedne. Późniejsza polityka doprowadziła do wyludnienia i upadku tej części kraju, który zarasta lasami. We wsiach pozostały babcie, bo dziadkowie pomarli a młodzi się wyprowadzili w inne części Polski, bądź są za granicą.
–
Mam wielki sentyment do tych stron, tak innych i tak bardzo mało rozumianych przez analityków. To są nasze dzisiejsze Kresy. Są w Polsce, a tak jak na innej półkuli; walące się chaty, opuszczone zagrody, puste szkoły, zanikające życie.
–
Można już zaczynać pisać sentymentalne wspomnienia po stracie.
Kresy po stronie białoruskiej mają identyczne problemy.
Młodzi mieszkańcy Odelska,Indury i okolicznych wiosek mieszkają i pracują w Grodnie lub w Wołkowysku.
*
Krytykując Kresy warto pamiętać,że tereny będące dzisiaj częścią Białorusi należały do Polski tylko w okresie
II RP.Nie kolonizowano/polonizowano tych ziem w sposób intensywny,świadomość narodowa wiązała się z wyznaniem a nie z językiem-on był „swoj” a wszyscy tamtejsi mieszkańcy byli „swaje”.
A dzisiaj na tych terenach-przypomnę:nie kolonizowanych,nie polonizowanych,z ludnością nie mówiącą lub słabo mówiącą po polsku-mieszka 400 tys. osób deklarujących narodowość polską.To powinno budzić szacunek a nie kpinki.
A jeśli już ktoś koniecznie chce się czepiać tak zwanej nietolerancji religijnej to znajdzie więcej przykładów w innych krajach.Wystarczy cofnąć się do okresu Reformacji.
*
Pogromy ziemiańskie?!Hmmm…Na przykład:rzeź galicyjska.
*
A Kresy najmocniej rozumie i kocha Kresowiak z urodzenia.
@An-Ka, ja te tereny też znam. Bywałem tam niegdyś bardzo często i zawsze mile wspominam. Ma pan rację, są niezwykłe pod wieloma względami. Pamiętam sceny, w które sam ledwie wierzę, gdy mi się przypomną.
Czym innym jednak jest sentyment, a czym innym robienie z kresów „ikony polskości” i wyposażanie ich w cechy, których nigdy nie miały. I tylko o to idzie spór.
Mit kresów w porozbiorowej Polsce utrwalił się dzięki piłsudczyźnie, a także takim pisarzom jak np. Wańkowicz, czy Konwicki. Ten drugi tworzył własną rzeczywistość i to wspaniale, ale to była literatura, u tego pierwszego jakoś nikt nie chciał zauważyć ledwie skrywanej pogardy (w najłagodniejszej wersji – lekceważenia) gdy pisał o autochtonach. Stosunki polsko białoruskie przedstawiał jednak znacznie prawdziwiej, niż wszyscy mitomani kresów razem wzięci.
Panie Łukaszewski.
Nie chcę licytować się tak jak pan to czyni na patriotyzm ja tylko przypominam fakty.
*
Znam takie miejscowości,które były ostoją polskości w granicach III Rzeszy,ich mieszkańcy walczyli o polskość (Rodło, ks.Domański)a gdy ta polskość przyszła to masowo wyjeżdżali do RFN „na pochodzenie”- twierdząc,że to przez PRL.
Kresowiacy też opuszczali swe ziemie rodzinne ,w ramach repatriacji wyjeżdżali do Ojczyzny,chociaż zwała się ona PRL.
Jerzy Łukaszewski pisze:
2015/02/19 o 15:42
Problem w tym, że nasze, współczesne rozumienie mitów odbiega od greckiego pierwowzoru i stąd różnice w ich postrzeganiu. Nawiasem mówiąc elementami tożsamosci narodowej Polaków są różne mity – regionalne (wielkopolskie, małopolskie, mazowieckie, kurpiowskie, slaskie, kaszubskie, pomorskie, także kresowe) oraz ogólnopolskie (Korona, Litwa, Ukraina). Nie rozumiem dlaczego akurat kresowe miałyby być gorsze od innych.
@slawek, dlatego, że tylko kresowe usiłuje nam się wciskać na siłę jako „kwintesencje polskości” i wzór z Sevres mitu narodowego. Nachalnie, nawet specjalnie nie dbając o logikę, wbrew widocznym gołym okiem faktom. Ma pan rację, są mity regionalne, ale żaden nie pretenduje do miana ogólnopolskiego. Tylko w odniesieniu do nich niedogłaskani, cierpiący na przerost ego przy jednoczesnym braku osobistych kwalifikacji ludzie wzdychają „je suis kresoviak”. A ponieważ region wschodni tak czy owak zahacza o sprawy rosyjskie, to ci, którzy z przyzwyczajenia trzymają palec prosto najnowszej polityce historycznej uważają go za swoja legitymację.
Wie pan, kiedyś zajmowałem się zawodowo genealogią i śmiech mnie ogarniał, gdy „klient” na siłę szukał powiązań kresowych, „bo wie pan…kresy…rozumie pan….” Nie,nie rozumiem 🙂
Nawiasem mówiąc mit Ślimaka też stworzyła osoba, która nie miała pojęcia o rzeczywistym układzie sił w zaborze pruskim. I on się w Polsce przyjął, bo napychano nim głowy dziatwy szkolnej. Po co?
Jeśli musimy podbudowywać się historią, to proszę mi wierzyć, jest ona tak bogata i zawiera tyle wspaniałych przykładów, że nie musimy budować sztuczności.
Historia powinna pamiętać i o tych,którzy w latach siedemdziesiątych i późniejszych wyjechali z Polski do RFN w ramach tak zwanego „łączenia rodzin” i „na pochodzenie”.
*
Pamiętając o tym sprawiedliwie ocenimy kresowych Ślimaków.
Jerzy Łukaszewski pisze:
2015/02/20 o 11:24
Zgadzam sie, że we współczesnej Polsce mit kresów stosowany jest często przez snobów bądź nowobogackich dla sfabrykowania historii rodziny (coś jak portret przodka Karwowskiego w serialu „Czterdziestolatek”) bądź udowodnienia bardziej zaawansowanej polskości, według ich opinii. To akurat jest żałosne bo kresy to fenomen wielokulturowości a nie polskości właśnie. Przy okazji zgadzam się zupełnie co do mitu Ślimaka – nie rozumiałem i nadal nie rozumiem jak Prus, w końcu naprawdę nietuzinkowa postać dał się wpuścić w takie: „nie, bo nie”. Upór Ślimaka jest tak irracjonalny, że aż bezrozumny a odwołanie do polskości z tego względu kompromitujące. Kiedy to powiedziałem w ogólniaku polonistka mnie zrugała za brak zrozumienia i szacunku dla Prusa. (Musiałem jej przypomnieć, że podobnie mówił Żeromski.)
Pan pewnie dużo lepiej ode mnie wie, że istnieje wiele ciekawych rodzin, ich historii i wkładu w rozwój polskości na kresach. Piewrszą z brzegu postacią, która mi się kojarzy jest Melchior Wańkowicz.
Przyznaję Panu rację, że fałszywie pojmowany oraz błędnie interpretowany mit Kresów zaciemnia obraz wielu wspaniałych rzeczy tworzonych przez naszych rodaków na przestrzeni dziejów w różnych regionach Polski. Dokonania te o wiele bardziej nadają się na mity ogólnonarodowe niż powierzchownie bądź kłamliwie interpetowane dzieje Kresów.
@slawek, odpisuję pod przykrywką, ale to wciąż c’est moi 🙂
Po ostatnich przejściach system mnie nie loguje pod własnym nazwiskiem.
Wyjaśnię może te sprawę z Prusem. Panie Sławku, ludzie w Królestwie nie mieli pojęcia o stosunkach w zaborze pruskim. Jeszcze na pocz. XX wieku zdarzały się w warszawskiej prasie artykuły nawołujące do bojkotu kąpielisk nadbałtyckich, by nie „wspomagać pruskiego przedsiębiorcy”. No to nie wspomagali. Jeździli patriotycznie do Biarritz i Ostendy. Hrabia Tarnowski w latach 78tych XIX wieku pisał o szoku jakiego doznał spotkawszy pod Gdańskiem chłopa, który … mówił po polsku.
Tyle oni wiedzieli. Nie dziwię się wiec Prusowi, tylko tym dziwakom, którzy akurat ze Ślimaka zrobili szkolną lekturę wciskając dziatwie głupoty do głowy.
Co zaś do kresów to ich mit ma się dobrze także z tego powodu, że … ich nie mamy. „Przyszły ruskie i zabrały, a wie pan co tam było….ooooo….paaaaanie….!” Im trudniej jest coś zweryfikować, tym łatwiej się to mitologizuje.
A z Wańkowicza pamiętam scenę z „Tędy i owędy” jak żydowski tragarz prowadził gościa z dworca do miasteczka i wrzeszczał na całą ulicę” Ydże szę, ydże szę!
i dodawał „to cob uni w ta pora nie wylewali nocniki…”
Tak,Kresów nie mamy ale mamy tam naszych Rodaków,którzy pozostali po Jałcie,którzy tam walczą o prawo bycia Polakami,powtarzam: walczą i pomimo licznych prześladowań czynią to skutecznie .
Niedostrzeganie tego,wyśmiewanie mitu Kresów jest niegodne.Rodacy na Kresach nie zasługują na to.
*
Proszę pokazać mi jakikolwiek kraj,w którym Rodacy mają tyle szkół z polskim językiem wykładowym,lub szkół w których j.polski jest językiem dodatkowym.
Kilka przykładów:
http://znadniemna.pl/8555/studniowka-polskiej-szkole-wolkowysku/
http://znadniemna.pl/1187/studniowka-w-grodnie/
https://www.youtube.com/watch?v=oKKYjohI0bQ
https://www.youtube.com/watch?v=_jDfrgKk-PE
https://www.youtube.com/watch?v=x79o5KI2Kb8
Proszę popatrzeć,proszę posłuchać tego pięknego śpiewnego naszego języka.
*
Pan Łukaszewski ruszył do ataku nie znając ani odrobiny tamtejszych realiów i widzę,że przekonał do swoich racji kilku komentatorów.których uważałem za rozsądnych i nie podatnych na argumenty historyka-specjalisty od przygód łóżkowych Mieszka I.
@Marian, pan chyba nie do końca zrozumiał o czym mowa.
Ja nie wyśmiewam tego o czym pan pisze, bo to wszystko prawda. Proszę przeczytać jeszcze raz.
Wyśmiewam MIT, a nie kresową rzeczywistość. No, chyba że dla pana to to samo.
Liczę na to,że zajrzy pan tu jeszcze…
*
Ja dobrze pana zrozumiałem.Może i chciał pan co innego napisać ale wyszło jak wyszło.
To co pan napisał słyszałem prawie pół wieku temu kiedy to ja,Kresowiak,ożeniłem się z autochtonką z Ziemi Krajeńskiej.
Starsza szwagierka też wyszła za mąż za Kresowiaka, którego -jako niemowlaka-jego ciotka wyniosła w zarośla za zabudowania na kilka minut przed tym jak rezuny zamordowali jego matkę.Tej wołyńskiej historii autochtoni nie znali,dla rodziny mojej żony to był „chadziaj zza Buga” a jako taki był traktowany przez miejscowych jako podgatunek ludzki:bo osiedleńcy stamtąd,zza Buga,nie „prowadzili się” tak jak miejscowi.
Szwagier okazał się dobrym mężem i zięciem i pewnie dzięki temu ja,biorąc ślub kilka lat później,nie byłem źle widzianym „chadziajem”.
*
Na początku lat siedemdziesiątych i później z Ziemi Krajeńskiej do RFN wyjechały całe rodziny,wyjechali ludzie,którzy z moim teściem i jego Rodziną wraz z ks.Domańskim walczyli o polskość.Owszem,w czasie wojny byli oni wcielani do Wehrmachtu,z którego zwalniali się samookaleczając się-co zrobił mój teść-a ci,którzy przywdziali mundur feldgrau dezerterowali masowo -szczególnie we Francji-bo czuli się Polakami … do lat siedemdziesiątych.
Takiego zaprzaństwa za Bugiem nie było.Tam na służbę do sowietów szedł element nieuświadomiony i nie po to by poprawić swój byt materialny.
Nie, panie Marianie. Napisałem dokładnie to co chciałem napisać i wyszło to co chciałem. Pan natomiast pisze na zupełnie inny temat, jak już wcześniej mówiłem.
A używanie osobistych przytyków w dyskusji nie najlepiej świadczy o kresowiakach, jeśli uważa się pan za ich reprezentanta. Kargul i Pawlak byli zabawni tylko na filmie.
A do zwalczania tego szkodliwego (w sumie dla wszystkich, kresowiaków też) mitu upoważniają mnie m.in. lata pracy przy dokumentach, na podstawie których byli właściciele z tamtych terenów starali się o odszkodowanie od państwa polskiego (bo to ono przesunęło granice i zabrało im majątki, wręcz fortuny). Ale to już na inną, dłuższą opowieść.
W każdym razie ja sporu między nami nie widzę. Kresowa rzeczywistość ma wiele pięknych kart, a twórcy mitów jedynie szkodzą temu obrazowi bo opowiadając niestworzone bzdury eliminują z naszej optyki to co naprawdę wartościowe w tamtych stronach wstawiając w to miejsce swoje imaginacje.