Jerzy Łukaszewski: Politycy w „terenie”5 min czytania

a3332016-09-02. 

Chciałem podzielić się dziś z państwem króciutką impresją na temat zachowań naszej, przepraszam za wyrażenie – klasy politycznej – kiedy to przychodzi jej zamiast zaszczytnej walki o dobro Ojczyzny na Wiejskiej, powrócić do świata żywych i zmieszać się z ludnością tubylczą w okręgach wyborczych.

Niespecjalnie to lubią i nie dziwota, ludzie „w terenie” bywają zbyt konkretni i czasem zbyt mało podatni na propagandowe hasełka, które wystarczają w sejmie.

No ale co robić, czasem trzeba.

Taka okazją są najrozmaitsze rocznice, choćby taka jak wczoraj – 1 września.

Na cmentarzu redłowskim w Gdyni leżą zabici we wrześniu ’39 roku żołnierze łącznie z dowódcą obrony Wybrzeża płk. Dąbkiem i legendarnym płk. Szpunarem, który wbrew niemieckiej propagandzie pokazującej na podrobionych później zdjęciach jak żołnierze Wehrmachtu wesoło i bez przeszkód wyłamali szlaban graniczny od strony Gdańska, nie bronił rozpaczliwie Gdyni od południa, ale zwyczajnie zaatakował pozycje niemieckie czym wzbudził taki popłoch, że ogłoszono ewakuację Sopotu w obawie, że zajmą go żołnierze Szpunara.

Tam też odbyła się wczoraj uroczystość złożenia wieńców, w której miałem przyjemność uczestniczyć i poobserwować co nieco.

Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to nieobecność najbardziej patriotycznych posłów wszechczasów.

Nie było  posła Horały, który o mało co, a zostałby prezydentem naszego miasta – zebrał aż 4% głosów – zamiast niego przybył jego asystent, który wprawdzie okazał szacunek bohaterom w swoisty sposób,  przywdziawszy brudną i za ciasną marynarkę do wymiętoszonych spodni innego koloru, ale za to omiatając zebranych spojrzeniem udzielnego księcia.

Nie było arcypatriotycznej posłanki Arciszewskiej, chluby naszego miasta, potrafiącej pouczać wszystkich jak zachowuje się prawdziwy patriota. Chodzą słuchy, że już-już – omal nie przekonała własnego męża do płacenia podatków w Polsce – niestety, zdarzyło się nieszczęście i nie zdążyła.

Cóż się stało? Skąd ta nieobecność?

A jeszcze miesiąc temu poseł Śniadek bezceremonialnie wpychał się pomiędzy ustawiony w szeregu korpus oficerski Marynarki Wojennej uznając, że zwyczaje obowiązujące na tego rodzaju paradach go nie obowiązują, bo suweren itd.

Nie było posła Śniadka.

No cóż, sprawa jest dość prosta, choć niesmaczna.

Raptem 20 km dalej jest Gdańsk, który wczoraj przeżywał najazd prezydenta, tam pojawił się długo nie widziany szef solidarności (a co dwie dudy to nie jedna, jak mówi ludowe przysłowie) i trzeba się było pokazać, strzelić sobie słit focię z Andrzejkiem – nie wiadomo jak szybko może się przydać.

Gdynia ma własną tragiczną historię września ’39 roku. Stąd na uroczystości przedstawiciele Związku Gdynian Wypędzonych – to było miasto, które zamierzano w całości „oczyścić z Polaków”, Światowego Związku Żołnierzy AK z ostatnimi już żyjącymi żołnierzami tej formacji (rano przyszła wiadomość, że w nocy zmarł kolejny z nich – oficer, o którym tak niedawno pisałem na SO w artykule o rzezi wołyńskiej cytując jego wspomnienia), między którymi jest i bosman z owianego legendą żaglowca „Dar Pomorza”, na którym służył całe swoje powojenne życie i in.

Było z kim się spotkać i komu okazać szacunek.

Cóż – słit focia z Andrzejkiem jest jednak bardziej kusząca.

W tej sytuacji jedynymi przedstawicielami władz RP była dwójka posłów Kukiz –15 – pani Zwiercan (ta od głosowania na dwie ręce) i Kornel Morawiecki zaproszony przez onąż.

(fotka stanowi moje indywidualne spojrzenie na „klasę polityczną”, postać z prawej to posłanka Zwiercan – proszę nie pomylić)

Nie wiem czy wymagam zbyt wiele, ale wydawało mi się, że ludzie, których miejscowa społeczność – czy to Warszawa czy wieś podlaska – wysyła do „centrali” mogą sobie życzyć, by ich przedstawiciele  pojawiali się w swoich okręgach nie tylko w okresie wyborczym.

A może to tylko moja fanaberia.

Marynarka Wojenna zachowała się jak zwykle – poważnie, solidnie, żadnych durnych apeli itd. Na nich można liczyć. Nie tylko w tej sprawie.

Pani przewodnicząca Rady Miasta w swoim spiczu nie zapomniała o leżących na tym samym cmentarzu żołnierzach radzieckich poległych w walce o wyzwolenie Gdyni.

Może więc to i lepiej, że niektórych na tej uroczystości nie było.

Na szczęście zdarzył się incydent, który rozchmurzył mocno moje oblicze i pozwolił nabrać dystansu do całej sprawy.

Pan Kornel Morawiecki stał przede mną, a między nas wcisnęła się w pewnym momencie starsza pani, która usiłowała robić zdjęcia telefonem w czasie przemowy pani przewodniczącej Rady Miasta.

Ręce trochę jej drżały i zachodziła obawa, że zdjęcia wyjdą nieostre. Oparła więc rękę z telefonem o ramię Morawieckiego i pstrykała raz po raz.

Marszałek senior czując czyjś dotyk obrócił głowę.

– Nie ruszaj się pan! – wrzasnęła starsza pani. Morawiecki zamarł w bezruchu.

Pani popstrykała jeszcze kilka zdjęć i odeszła.

Przyszło mi do głowy, że może jej sposób na polityków jest najlepszy z dostępnych nam, zwykłym ludziom.

Muszę to przemyśleć. `

P.S. Dziś dowiedziałem się, że córka zmarłego AK-owca nie mogła uzgodnić spraw pogrzebowych z proboszczem swojej parafii, ponieważ biuro było zamknięte. Księża „obsługiwali” liczne uroczystości i byli tak zalatani, że żaden z nich nie mógł zostać na miejscu.

Oni jednak mają usprawiedliwienie – ich nikt nie wybierał.

Jerzy Łukaszewski

 

7 komentarzy

  1. wejszyc 02.09.2016
  2. Bejka_2015 03.09.2016
  3. andsol 04.09.2016
  4. j.Luk 05.09.2016
  5. Bejka_2015 05.09.2016
  6. j.Luk 05.09.2016
  7. Bejka_2015 05.09.2016