Jolanta Sacewicz: Słoń w trumnie, Trump triumfuje6 min czytania

trump2016-05-04.

Na okładce nowojorskiego magazynu słoń (symbol partii republikańskiej) kładzie się do trumny. Napis głosi: 1854 – 2016. Ta symbolika mówi: partia republikańska, taka jaką ją wszyscy znali, umarła. Donald Trump stał się jej „domniemanym” kandydatem na prezydenta.

Dwa prawe sierpowe

Ameryka znieruchomiała na chwilę, gdy spłynęły we wtorek wyniki z prawyborów w Indianie. Rezultaty nie były zaskoczeniem: wygrał Trump i Sanders. Szok spowodowała lawina wydarzeń, które nastąpiły potem.

Ted Cruz, ultrakonserwatywny senator z Teksasu, który zarzekał się walczyć o nominację do krwi ostatniej nieoczekiwanie wywiesił białą flagę i „zawiesił” swoją kampanię. Za tym szokiem przyszedł następny: tweet od Reince Priebus’a, przewodniczącego narodowego komitetu republikanów,  który „wskazał” na Trumpa, jako „domniemanego” kandydata i zaapelował do republikanów, by zjednoczyli się wokół niego w walce z Hillary Clinton.

Oficjalnie Trump zostanie nominatem, gdy zgromadzi 1237 delegatów, a ma ich teraz 1055. Resztę może zgromadzić w prawyborach w stanach, które jeszcze nie głosowały lub otrzyma ich na konwencji w Cleveland.

Już nikt nie stoi na jego drodze, choć  gubernator Ohio, John Kasich jeszcze się nie wycofał, ale jego szanse są żadne. Wygrał dotąd tylko swój stan i ma tylko 154 delegatów. Kasich uparcie pozostaje w wyścigu twierdząc, że badania dają właśnie jemu największe szanse zwycięstwa w starciu z Hillary i ma nadzieje, ze konwencja w Cleveland da mu nominację na tej podstawie.

Starcie niekochanych

Amerykanie są zaskoczeni tym co się dzieje. Pierwszy raz w historii zapowiada się, że przez sześć miesięcy pozostałych do wyborów będą musieli obserwować kampanię dwóch najbardziej nielubianych polityków w historii. Wskaźniki nielubienia Clinton przekraczają 40 proc, a Trumpa – 66 proc.

Clinton jeszcze nie jest pewna swojej nominacji. Jej przewaga nad Bernie Sandersem (którego rodzice byli emigrantami z Polski) jest miażdżąca, ale Bernie nie poddaje się.

Sanders wierzy, że powygrywa resztę stanów i że podczas konwencji demokratycznej odbije superdelegatów, którzy zadeklarowali swoje poparcie dla Hillary. Matematycznie jest to prawie nierealne. Bernie uczciwie też nazywa ten swój scenariusz: „bardzo wąską ścieżką, pod bardzo wielką górkę”.

[box title=”Od redakcji” border_width=”2″ border_color=”#136ebf” border_style=”dotted” align=”center”]Z prawdziwą radością witamy na naszych łamach jako stale współpracującą z nami korespondentkę z USA panią Jolantę Sacewicz. Debiutowała niedawno na naszych łamach świetnym tekstem, ale nie spodziewaliśmy się wówczas, że wyniknie z tego stała współpraca. Mamy więc już w USA czwórkę „swoich ludzi”; niejedna wielka gazeta nie ma tylu. A przecież są jeszcze nasi przyjaciele z Kanady…[/box]

Siedemdziesięcioczteroletni Bernie, który przyciąga tłumy młodzieży na swoje wiece wyborcze, prze po nominację, bo sondaże mówią mu, że wygrywa z Trumpem łatwiej niż Clinton i chce doprowadzić do lewicowej rewolucji w Stanach. Analitycy zwracają jednak uwagę, że Bernie wygrywa na papierze i tylko teraz, gdy jeszcze nikt nie przypuścił na niego żadnego porządnego ataku. Wskazują przy tym, że Bernie w swoim aktywnym życiu lewicowca robił i pisał wiele rzeczy, za które Trump mógłby go grillować godzinami.

Dlaczego więc Bernie pozostaje w wyścigu i dopuszcza do wykrwawiania się Clinton z pieniędzy i energii? Dlaczego pozwala, by Trump kopiował wszystkie jego ataki na Madam Secretary?

Eksperci mówią, że Bernie, który z datków ludzi – średnio po 27 dolarów – zgromadził więcej pieniędzy niż Clinton, którą wspiera finansjera z Wall Street, chce przepchnąć Hilary tak mocno na lewo, jak tylko się da. Chce, by Clinton wreszcie zadeklarowała się walczyć o minimalną płacę 15 dolarów za godzinę i bezpłatne studia na uczelniach stanowych. Clinton na razie wzdraga się przed tym, ale wyraźnie ewoluuje w swoich poglądach coraz mocniej w tym kierunku. Bernie daje do zrozumienia, że poprze Clinton, tylko wówczas, gdy ona będzie wystarczająco „postępowa”.

Kampania dziwów

Sytuacji, w której republikanie mają już domniemanego kandydata, a demokraci ciągle jeszcze będą walczyć miedzy sobą – nikt się nie spodziewał. Sanders miał być tylko wentylem dla rozczarowanych i odpaść w połowie prawyborów. Stało się jednak inaczej. Poodpadało 15 kandydatów republikańskich i kilku demokratycznych, a Bernie trwa.

18 proc. wyborców Sandersa mówi, że nie odda swojego głosu na Clinton. 25 proc. republikanów, którzy popierali innych kandydatów mówi, że nie zagłosuje na Trumpa.

Kampania zapowiada się więc bardzo nietypowo i trochę „europejsko”, gdyż Trump budzi podobne przerażenie wielu ludzi, jak kandydaci faszyzujących ugrupowań prawicowych w Europie.

Starcie Trump – Clinton może nie być tak oczywiste, jak wszyscy przewidywali. Clinton będzie musiała „pożyczyć” trochę luzu i politycznego czaru od swojego męża, bo do teraz prowadziła bardzo klasyczną i sztywną kampanię. Przy nieokrzesanym i nieprzewidywalnym Trumpie może to być… minusem, bo wyborcy zdają się oczekiwać mniej standardowej polityki w tym sezonie.

Trump z kolei ma problem, bo w Stanach nie ma już wystarczająco dużo białych mężczyzn, by wybrać go prezydentem. Siedem na 10 kobiet na niego nie zagłosuje. 70 proc. Latynosów wybierze Clinton, a to jest prawie jedna trzecia wyborców. Podobnie z czarnoskórymi. Ponad 80 proc. z nich chce głosować na Hillary. Clinton, by pewnie wygrać z Trumpem musi podnieść swój wynik wśród białych mężczyzn o niższym wykształceniu.

Nigdy Trump

Innym problemem Trumpa jest to, że zawiązuje się koalicja „Republikanie za Hillary”. Są to republikanie z ruchu „Never Trump” (Nigdy Trump), którzy są gotowi zrobić wszystko, by Trump nie doszedł do władzy. (Jednym z takich republikanów, który już zapowiedział głosowanie na Hillary jest bliski współpracownik senatora Johna McCaina.) W determinacji chcą teraz głosować na Clinton, a potem zrobić wszystko, by jej prezydentura trwała tylko jedną kadencję. (Odwrotna sytuacja była, gdy Reagan startował przeciw Carterowi. Wówczas zawiązała się koalicja „Demokraci  za Reaganem”)

Stawką w tych wyborach prezydenckich będzie też wiele miejsc w senacie, gdyż część senatorów kończy wkrótce swoją kadencję. Republikanie obawiają się, że Trump, jako ich kandydat prezydencki, może ich kosztować przegraną w senacie, bo ludzie wściekli za nominowanie Trumpa, będą wycinać republikańskich kandydatów na senatorów. Podobnie zagrożeni są republikańscy gubernatorzy.

Gdy Ameryka obudziła się i dowiedziała, że Trump jest już „domniemanym nominatem” republikanów, powiedziała: Holly Molly! (co można porównać do „O, Matko!”). Jak to możliwe, że showman, rasista i mizoginista stał się nominatem konserwatywnej partii, która przegłosowała prawa człowieka dla kolorowej ludności Stanów?

Najkrócej można powiedzieć tak: ci co nie mogli pogodzić się z czekoladowym prezydentem w Białym Domu rozpętali przez osiem lat taką kampanię nienawiści, pobudzili takie demony nacjonalizmu, rasizmu, ksenofobii i szowinizmu, że najpierw padła ich ofiarą partia republikańska, a teraz drży przed nimi państwo, od którego zależy bezpieczeństwo niemalże całego demokratycznego świata.

Jolanta Sacewicz, Dallas, Teksas

Czytaj też: [link id=’147907′]

 

2 komentarze

  1. Magog 04.05.2016