08.10.2023

Żółta kartka dla ordynacji wyborczej – jeszcze raz…
Aż się wierzyć nie chce, że ten tekst ukazał się [po raz pierwszy) w Studio Opinii dnia 19. października…2011 roku. Aktualny tak, że aż strach się bać. Ukazuje się ponownie z drobnymi aktualizacjami.
Aż się wierzyć nie chce, że w 2011 roku naród sam tego chciał. Oto na początku XXI wieku, a konkretnie w styczniu 2011 roku, głosami sejmowych przedstawicieli tego ludu, uchwalono nowy i nadal obowiązujący tutaj Kodeks Wyborczy.
A oto kawałek artykułu 232 tego kodeksu (podkreślenia autora):
„…okręgowa komisja wyborcza dokonuje podziału mandatów pomiędzy uprawnione listy kandydatów w sposób następujący:
1) liczbę głosów ważnych oddanych na każdą z tych list w okręgu wyborczym dzieli się kolejno przez: 1; 2; 3; 4 i dalsze kolejne liczby aż do chwili, gdy z otrzymanych w ten sposób ilorazów da się uszeregować tyle kolejno największych liczb, ile wynosi liczba mandatów do rozdzielenia między te listy w okręgu;
2) każdej liście przyznaje się tyle mandatów, ile spośród ustalonego w powyższy sposób szeregu ilorazów przypada jej liczb kolejno największych.”
Czy ktoś przy zdrowych zmysłach może, chce, czy w ogóle musi to ogarnąć? Intuicyjnie zdawałoby się, że najlepiej reprezentuje wyborców danego okręgu ten kandydat, który uzyska najwięcej głosów poparcia, a nie jakiś szereg ilorazów. I tyle….
W efekcie tego prawnie usankcjonowanego w konstytucji, ale całkowicie partyjnego systemu proporcjonalnej ordynacji wyborczej, kandydat przywieziony w teczce prezesa do dowolnego okręgu uzyskuje jakąś liczbę przypadkowych głosów – oddanych głównie na jego partię – nie na jego osobiste zasługi dla regionu. Z jednym, może w podmuchach z dwoma przypadkowymi procentami poparcia lokalnej społeczności (głosującej przecież na listę partyjną) wchodzi z tą listą do Sejmu – jako reprezentant okręgu!… Choć nie zna tego okręgu, tej społeczności, nie zna jej problemów, nie uzyskał 85% czy choćby 50% ich poparcia. Czy to nie absurd? Ale to już nieważne, jakie ma poparcie. Jego głos w sejmie jest równy głosom wszystkich innych posłów, także tych, którzy w innych okręgach te 85% poparcia uzyskali. To kolejny mega – absurd tego systemu…
Przy mglistym podziale na okręgi i jeszcze bardziej mglistym przydziale mandatów poselskich w tych okręgach (obydwu odległych od norm reprezentatywności) zdarza się, że w jakimś okręgu razem z listą partyjną „załapie się” do sejmu osoba z trzema głosami – swoim, żony i szwagra! To nie jest ponury żart; w 1993 r. w tej ordynacji proporcjonalnej, (ale paradoksalnej –za prof. K. Ciesielskim[1]) do polskiego sejmu dostało się 150 posłów, którzy uzyskali w wyborach tzw. powszechnych mniej niż po 4000 głosów!!! Kogo tacy reprezentują? Gdzie głosy 500 000 + wyborców tego okręgu?…
Ten partyjny system ordynacji proporcjonalnej to moim zdaniem (i nie tylko), kpina w żywe oczy z zasad prawdziwej demokracji przedstawicielskiej. Raczej ten system traktuje obywateli jak
analfabetów i głupków – stawiajcie te swoje krzyżyki, a my wam powiemy, kogo wybraliście. To jest zgodne ze słynnym przekonaniem byłego już (na szczęście…) posła Jacka Kurskiego, że „ciemny lud to kupi”…
Już nie taki „ciemny lud” i nie wszystko kupuje
Lud już tak bardzo nie chce tego kupować, szczególnie ten młodszy i bardziej świadomy. Dowodem na to jest, po pierwsze, niska frekwencja wyborcza (np.~49%), która w wielu krajach mogłaby być podstawą do unieważnienia wyborów, gdy nie przekracza 50% uprawnionych. Po drugie, prawie 700 000 nieważnych głosów np. w wyborach w 2007 r. (4,5% uprawnionych !…) daje do myślenia, bo to już nie całkiem wygląda na przypadkowe błędy. Taki wynik może być jednym z proponowanych mechanizmów protestu, bądź też dowodem masowej manipulacji. Ostatnio J. Brudziński pokazał na TikTok’u jak łatwo można unieważniać karty krzyżykiem namalowanym na kciuku. Trzeba im patrzeć nie tylko na ręce, ale i dokładnie na palce… Po trzecie, autentyczne (jak na ten zagmatwany system) sukcesy pojawiających się i znikających ugrupowań – efemeryd politycznych, jak Samoobrona (2001, 2005), Ruch Palikota (2011), Nowoczesna (2015), czy Wiosna (2019). Dzisiaj następni w kolejce…Te sukcesy sięgające nawet do około 10% głosów dowodzą, że ludzie z głowami otwartymi na zmiany, szczególnie młodsze pokolenia, mają tego systemu serdecznie dość. Wcale nie muszą być ślepo wierni programowi takiej nowej partii, ale przede wszystkim pokazują wymownie, że nie są ciemną masą i już nie chcą kupować tego samego kitu od lat.
Ja osobiście od dawna miałem dość głosowania „przeciw”, a nawet wielką ochotę zaprzestania udziału w głosowaniu w ogóle w tej ordynacji proporcjonalnej. W krajach najbardziej rozwiniętych (i nie tylko – razem w 85 krajach) już od dawna stosuje się ordynację większościową w jednomandatowych okręgach wyborczych, także różne odmiany tej ordynacji[2] dostosowane do warunków lokalnych (FPTP, dogrywka, AV, itd.).
Reprezentanci parlamentarni wybrani w ordynacji proporcjonalnej na ogół nie dbają o interesy okręgu i o kontakt z wyborcami. Dbają o interes partyjny i swój własny. Dlatego co najwyżej raz na cztery lata szczerzą do nas zęby z bilbordów w obłudnym uśmiechu; „gimme yer money”, i nic poza tym… Tę obłudę opłacamy, jako podatnicy i ja nie chcę na nią marnować moich skromnych przychodów.
Ordynacja większościowa wymusza lepszy kontakt posła z wyborcami danego okręgu, eliminuje pozorantów i zasadniczo zmienia stosunki w partiach politycznych; demokratyzuje je, osłabia model wodzowski i sprzyja naturalnym mechanizmom pozytywnej selekcji liderów2. Zmiana ordynacji może spowodować wymianę około 80% zasiedziałej warstwy politycznej a czy nie to jest dzisiaj potrzebne obywatelom i krajowi? Ta ordynacja jest także bardzo potrzebna samorządom różnego szczebla, żeby dać im więcej uprawnień do zarządzania swoim regionem czy wręcz gminnym podwórkiem, które najlepiej znają.
Kto chce szybko zapoznać się z zasadniczymi zaletami ordynacji większościowej opartej na jednomandatowych okręgach wyborczych to wystarczy, że znajdzie i przejrzy niżej wskazany artykuł prof. M.M. Kamińskiego (University of California, Irvine) w czasopiśmie „Decyzje”. Lektura tego artykułu uzmysłowi też, że nikt li tylko z dobrej woli nie zmieni systemu wyborczego w Polsce. Obecni ustawodawcy (czytaj – układy partyjne) dobrze żyją z tego systemu i jego dotacji i sami nie podejmą zmiany konstytucji. Przecież nie będą piłować gałęzi pod sobą, bo po co?…
Chyba, że ulegną presji, no chyba, że się to na nich wymusi – a to, co innego… Już od dawna rozwijają się różne inicjatywy, które w efekcie końcowym mogą mieć podobny cel. Było Stowarzyszenie na rzecz Zmiany Systemu Wyborczego „Jednomandatowe Okręgi Wyborcze”, był Strajk Kobiet, jest KOR, FOR, Obywatele RP, jest „Iustitia” – stowarzyszenie światłych prawników, jest i wiele innych podobnie myślących. Jest też wielka potrzeba, aby te ruchy się skoordynowały i skonsolidowały tak, by osiągnąć masę krytyczną i jednolity, silny głos zmuszający polityków do zmiany podejścia do wyborców, do zaprzestania traktowania ich, jako masy ciemnych głupków..
Nowe formy nacisku ery cyfrowej
Przed poprzednimi wyborami w polskim Internecie pojawiało się wiele indywidualnych opinii a nawet spontanicznych zespołowych działań na temat konieczności wymuszenia zmian w naszej ordynacji wyborczej, łącznie z propozycjami masowego oddawania głosów nieważnych. Jedną z takich inicjatyw był pomysł studentów i pracowników Uniwersytetu Pedagogicznego z Krakowa, którzy zaproponowali, żeby masowo nie głosować na jedynki partyjne, co było komentowane na tych łamach m.in. w tekstach E. Skalskiego i A. Kopffa. Kilku polityków z jedynkami całkiem poważnie się tymi hasłami zaniepokoiło, a dane wyborcze wskazały, że PiS straciło aż 10 jedynek. Dodać do tego 4,5% głosów nieważnych, i co wtedy?… Na razie te ruchy były spontaniczne i niezbyt skoordynowane, – ale pewne jest dzisiaj, że nie można ich lekceważyć, nawet w otwierającej się kadencji. Jeśli zostaną dobrze zorganizowane i rozpowszechnione przy użyciu dostępnych technologii cyfrowych (Facebook, Twitter, techniki wirusowe, etc.), takie działania mogą i będą coraz bardziej skuteczne. Jan Cipiur wskazał na tych łamach po wyborach w 2011 roku, że „znakomita większość z reprezentantów partyjnego establishmentu zdobyła znacznie mniej głosów niż każdy z posłów z listy Ruchu Palikota”…
Żółta kartka na początku gry

Ci, co pamiętają, to pamiętają do dzisiaj, że jedną ze sztandarowych obietnic Platformy Obywatelskiej w wyborach w 2007 roku było wprowadzenie wyborczej ordynacji większościowej. Wtedy PO zebrała ponad 700 000 podpisów i podobno bardzo chciała to zrobić, ale koalicjanci PSL nie chcieli, no a do takich zmian konstytucyjnych trzeba kwalifikowanej większości w sejmie. Teraz możemy ciężko żałować, że się z tego projektu wycofali. No i mają też za swoje, bo przecież dzisiaj opozycji też jest dużo trudniej. Jeżeli jednak nie podejmą tematu i nie rozwiążą go przejrzyście i zgodnie z regułami, to PiS przy następnej okazji tak zachachmęci z okręgami wyborczymi jak Orban albo i gorzej, i już się z tego nie odgrzebiemy. Dzisiaj KO może chcieć budować szerszą większość, ale dla wielu pamiętających tamte obietnice, podejście do ordynacji wyborczej będzie wyrazistym papierkiem lakmusowym. Dla doraźnych interesów może się potwierdzić, że KO znowu zechce się związać z PSL, czyli z tym koalicjantem, który raz był już przeciwny ordynacji większościowej.
Dlatego teraz ponownie wyciągam ŻÓŁTĄ KARTKĘ. Z nadzieją, że zapoczątkowane już dawno spontaniczne inicjatywy i ruchy społeczne kiedyś okrzepną, kiedyś skonsolidują się i lepiej skoordynują.
Warto przypomnieć z niedawnej historii, że wywołana bardzo skutecznym przekazem cyfrowym w 2010 roku „arabska wiosna ludów”, opisana była (za Wikipedią), jako „masowe protesty obywateli niezadowolonych z warunków życiowych, bezrobocia, rosnących cen, korupcji i nepotyzmu władz, i ograniczenia swobód obywatelskich przez autokratyczne reżimy”. Coś dodać?…
Można tylko liczyć, że kolejnym sukcesem technologii cyfrowej, Internetu w ogóle a mediów społecznościowych w szczególności, będzie bezkrwawa, ale skuteczna „polska rewolucja ordynacji wyborczej”. Tego życzyłem czytelnikom Studia Opinii i wszystkim zainteresowanym w 2011 roku a teraz życzę jeszcze bardziej.
- Krzysztof Ciesielski, „Ordynacja paradoksalna”, [w]: Otwarta księga. O jednomandatowe okręgi wyborcze (red. R.Lazarowicz, J.Przystawa), Wydawnictwo SPES, Wrocław 1999, 56-76
lub Krzysztof Ciesielski, „Raz, dwa, trzy, posłem będziesz ty – paradoksy wyborczej arytmetyki”, Polityka 2001 nr 37, 76-77 - Kaminski, Marek. „Metody Głosowania W Okręgach Jednomandatowych I Ich Własności”, Decyzje, nr 23, 2015, ss. 111-122.

Krzysztof Konsztowicz
Krzysztof Jan Konsztowicz (ur. 6 listopada 1945) – polski naukowiec z dziedziny inżynierii materiałowej i publicysta, nauczyciel akademicki, profesor (emerytowany) Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej. Więcej w wikipedii.
