Marta Zabłocka: Polak, Niemiec i Syryjczyk w jednym stali domu6 min czytania

uchodzcy2016-02-21.

Nikogo nie skrzywdzę. Chcę żyć obok Ciebie w pokoju – zapewnia Amir Hasanato, syryjski uchodźca przebywający w ośrodku Löcknitz. Czy ktoś mu zaufa? Jedni się go boją, inni nienawidzą, ale znaleźli się też tacy, którzy mu pomagają. Emigranci mieszkający w obozach w przygranicznych landach budzą emocje w Polakach. Jak sobie radzi Pomorze Zachodnie z sąsiedzkim problemem uchodźców?

Pogranicze pyta

3341 w 2015 roku, a w styczniu i w lutym tego roku już 580 – tylu imigrantów przyjął powiat Pomorze Przednie-Greifswald, który graniczy z województwem zachodniopomorskim. Sami Niemcy nie spodziewali się tylu osób. „Początkowo sądziliśmy, że w okresie zimowym liczba uchodźców będzie mniejsza – mówi Dirk Scheer, szef Wydziału do spraw Młodzieży, Zdrowia i Spraw Socjalnych – Myliliśmy się. Niskie temperatury ich nie odstraszyły”.

W momencie ratowania życia temperatura poniżej zera nie jest żadną przeszkodą, podobnie jak samo ryzyko ucieczki z kraju ogarniętego wojną i wielodniowa wędrówka przez Europę. Niemcy już przewidują, że w 2016 roku w samym powiacie przyjmą kolejne 4000 uchodźców, a w całej Meklemburgii będzie ich 20000. Przygotowują im miejsca w dawnych ośrodkach turystycznych i pustych blokowiskach. Rozlokowani są w Greifswaldzie, Anklam, Torgelow i Wolgaście.

Przyjechały całe rodziny, osoby samotne (tych jest najwięcej bo 36 procent) i dzieci (aż 34 procent, w tym najwięcej szkrabów do szóstego roku życia). Z różnym życiowym doświadczeniem, wykształceniem i znajomością języka obcego, który będzie paszportem do lepszego życia.

Kim są? Ilu ich jest? – na te pytanie zachodniopomorskich samorządowców odpowiadali 17 lutego urzędnicy z powiatu Pomorze Przednie-Greifswald. O organizację informacyjnego spotkania zabiegała strona polska, starosta policki Andrzej Bednarek. Przedstawiciele ze Szczecina, Świnoujścia, Polic, a także przygranicznych powiatów Dobra Szczecińska oraz Nowe Warpno chcieli się również dowiedzieć, jak przebiega integracja z przybyłymi uchodźcami.

Achim Froizheim, rzecznik prasowy powiatu wymienia: „Osoby dorosłe mają obowiązek uczęszczania na kurs języka niemieckiego. Dzieci chodzą do przedszkola. Pokrywamy koszty zakwaterowania, wyżywienia i opieki medycznej”.

Jednocześnie przyznaje, że na powiat spadły obciążenia finansowe, w postaci zatrudnienia w Greifswaldzie 15 urzędników. Kolejne 7 osób zostanie przyjętych do pracy jako koordynatorzy. Ich rola będzie polegała na bezpośredniej pomocy uchodźcom w wyrobieniu odpowiednich dokumentów, znalezieniu pracy czy podczas wizyty lekarskiej. Froizheim łagodzi lęki i obawy informacją o statystyce policyjnej: „Nie wykazujemy wzrostu przestępczości, choć zdarzają się pojedyncze incydenty. Wówczas takie osoby są podlegają pod nasze prawo karne i są wydalane”.

Być może Pomorze Zachodnie nie ma czego się obawiać. W październiku 2015 roku służby prasowe wojewody podały do wiadomości, że ze 114 gmin zachodniopomorskich zaledwie 10 wyraziło chęć przyjęcia uchodźców. Wyliczenia dotyczące gościnności są bardzo dokładne: 179 osób, czyli 40 rodzin, w tym 81 dzieci i 23 osoby samotne znajdą tu miejsce.

Pytanie czy będą chciały tu zostać?

Jednocześnie Prokuratura Apelacyjna w Szczecinie odnotowuje zwiększoną liczbę przypadków zachowań ksenofobicznych. Liczba prowadzonych śledztw związanych z nawoływaniem do nienawiści zwiększyła się z 38 w 2014, do 77 spraw w 2015 roku. Postępowania dotyczą zarówno ataków słownych (jak w przypadku syryjskiego lekarza, który słyszy wyzwiska na tle narodowościowym od swoich pacjentów), jak i w Internecie.

Czy rozmowy prowadzone w Greifswaldzie z niemieckimi urzędnikami uspokoiły polskich samorządowców? Czy czegoś ich nauczyły?

Trudno odpowiedzieć. Zachodniopomorscy uczestnicy zebrania odmówili wypowiedzi mediom. Jednocześnie strona niemiecka poinformowała, że podobne spotkania odbywać się będą regularnie. Kolejne… już za rok.

Pogranicze odpowiada

„Co możemy zrobić z takim lękiem? Przecież jest on irracjonalny” – oburza się Magdalena Więsko, wolontariuszka, która od trzech miesięcy odwiedza ośrodek dla uchodźców w Löcknitz. Szczecinianka dodaje: „To powinna być terapia dla każdego. Boisz się? Jesteś wrogo nastawiony? Przyjedź, porozmawiaj. Daj się przekonać, że to są fajni ludzie, z którymi możesz ciekawie spędzić czas grając w pingponga albo wspólnie gotując”.

Grupa Reffuges Szczecin regularnie, co tydzień odwiedza emigrantów, którzy tymczasowo przebywają w Niemczech. Prowadzą zbiórki śpiworów, ubrań, kosmetyków, artykułów pierwszej potrzeby czy książek. Mieszkańcy stolicy Pomorza Zachodniego odpowiedzi też na apel Syryjczyków, którzy poprosili o… rowery. Ich ośrodek znajduje się niedaleko Löcknitz, aby dotrzeć do miasta trzeba pokonać 12 kilometrów. Zbiórka zakończyła się przekazaniem przeszło 40 rowerów.

„Nie chcą niczego nam narzucić, ani niczego zniszczyć. Są ostrożni, ciekawi nowej kultury, szanują innych” – opisuje emigrantów Więsko. Nie chcą być również kojarzeni z tragicznymi wypadkami w Kolonii, gdzie doszło do napaści na kobiety. Dlatego Syryjczycy wraz z niemieckimi wolontariuszami i Polakami zatańczyli razem na rynku w Pasewalku 14 lutego w ramach akcji „One Billion Rising” („Nazywam się Miliard”), która jest międzynarodowym protestem przeciwko przemocy wobec kobiet.

W ośrodkach nikt nie jest na stałe. To tylko kolejny etap w ucieczce, moment czekania.

Trzy miesiące temu w Löcknitz było 47 mężczyzn w wieku od 17 do blisko 50 lat. Teraz to miejsce się wyludnia, ponieważ Syryjczycy otrzymują status azylanta i pomału usamodzielniają się. Większość z nich decyduje się na wyjazd do Berlina lub Monachium. Pomorze Przednie i wyspa Uznam nie są dla nich atrakcyjnymi ośrodkami do zamieszkania.

To smuci niemieckich samorządowców. Liczyli, że uchodźcy rozwiążą ich problem z brakiem pracowników. Przedsiębiorcy szacują, że każdego roku brakuje im nawet do 3000 rąk do pracy. Jak tłumaczą, jest to bardziej efekt niżu demograficznego połączonego z liczbą osób odchodzących na emeryturę, niż z migracją mieszkańców do zachodnich landów. Niemcy cierpliwie czekają, licząc że nieznajomość języka oraz brak kwalifikacji do wykonywania konkretnych zawodów w miarę szybko zostanie uzupełniona przez uchodźców.

„Popadamy ze skrajności w skrajność” – stwierdza Sylwia Chutnik, autorka tekstu, który został umieszczony w antologii „NieObcy. 21 opowiadań, żeby się nie bać. Polscy pisarze dla uchodźców”. Podczas spotkania 18 lutego w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Szczecinie powiedziała: „Myślimy o nich, że są źli. Przyjdą, napadną, zgwałcą, zjedzą. Albo wierzymy, że wszystko będzie wspaniale i zostaniemy jedną wielką rodziną. Nie. Żaden ze scenariuszy nie jest prawdziwy. Tak jak musimy się pogodzić ze sąsiadem, który rano wierci albo śpiewa głośno rano przy goleniu, tak musimy wspólnie poukładać nasze relacje z innymi. To trudne, ale nie mamy innego wyjścia”.

Marta Zabłocka