natan gurfinkiel: à la chicken3 min czytania

natan sepia2015-04-14. PRL, z której nie można było wyjechać bez – jak to celnie zdefiniował jacek fedorowicz – popadnięcia w stan łaski paszportowej, uwierała mnie w biodrach. obecna polska, z nieograniczoną swobodą podróżowania jej obywateli w obydwie strony, robi mi odciski na mózgu.

pierwszy  nagniotek wyrósł mi pod sklepieniem czaszki jeszcze za czasów budowania zrębów nowej formacji ustrojowej. symbol wielkiej przemiany zajaśniał mi przed oczyma pełnym blaskiem, kiedy wczytałem się w kartę dań pewnej warszawskiej jadłodajni. pamietam, że w placówkach żywienia zbiorowego WZG (warszawskie zakłady gastronomiczne) można było przy odrobinie szczęścia zamówić danie z kurczaka. nad dostępnością kurczaka w zakładach żywienia zbiorowego czuwała komisja planowania przy radzie ministrów. jedną z pozycji planu gospodarczego była “ilość piersi drobiu grzebiącego”.

po bohaterskim obaleniu komuny potrawy z kurczaka nie tylko stały się dostępne, ale opatrzono je nazwą “kurczak ala cziken” i to uzachodnienie polskiego drobiu było najlepszą ilustracją mentalnego shiftu rodaków we wczesnej fazie transformacji.

mój pierwszy odcisk na mózgu po wybuchu wolności datuje się z tego właśnie okresu. jechałem pociągiem z warszawy do świnoujścia, by tam przesiąść się na prom do kopenhagi. kiedy dziewczyna z przeciwległego siedzenia w przedziale zapytała mnie dokąd jadę i gdy wyjawiłem jej, że wracam  do domu po wizycie u rodziny i przyjaciół, rozległ się  głos  mężczyzny w sile wieku:

– nie rozumiem jak można mieszkać za granicą. miejsce polaka jest w polsce. powinien się pan wstydzić.
– dość dziwny pogląd -powiedziałem – zważywszy że co piąty polak w świecie, mieszka poza krajem…

pan, dla którego osiedlenie się za granicą było niemal równoznaczne ze zdradą narodową nie miał chyba wielkiej siły przebicia, bo rodacy, zwłaszcza ci młodsi rzucili się hurmem na podbój obcych krajów. ciekawość świata okazała się silniejsza od bogoojczyźnianych zaklęć.

PRL ucieczka na kapitalistyczny zachód była piętnowana jako przejście na stronę wroga, choć oficjalnie nie byliśmy z nikim w stanie wojny. uciekinier zatrzaskiwał za sobą drzwi na zawsze. teraz mamy kapitalizm u siebie, przeszliśmy dobrowolnie – a nawet z entuzjazmem – na stronę naszych niegdysiejszych śmiertelnych wrogów, a nadal upatrujemy nieszczęście w tym, co w ustabilizowanych demokracjach jest czymś tak normalnym, że nie wzbudza żadnego zainteresowania. wystarczy posłuchać naszych polityków, zwłaszcza w czasie kampanii wyborczej. kandydaci na wysokie stanowiska w państwie zamiast się cieszyć z tego, że ludzie mogą sami decydować o tym gdzie mają mieszkać, studiować lub pracować, tłumaczą, że gdy zostaną wybrani, dołożą wszelkich starań, by młodzi polacy nie musieli opuszczać rodzinnych stron…

kiedy  w połowie lat dziewięćdziesiątych byłem pasażerem tego pociągu, ledwo słyszałem o polityku, który dziś jest prezesem największej opozycyjnej partii i nie wiedziałem jak on wygląda. gdy dzisiaj wspominam ten epizod, wydaje mi się że to właśnie on  wypominał mi zaprzaństwo,  bo ilekroć rozmowa dotyka tematu, który nie powinien nawet być przedmiotem zainteresowania władz państwowych, polityk ów schodzi na poziom kurczaka – już nawet nie tego à la chicken, lecz najzwyklejszego kurczaka, któremu nigdy  nie śniło się żadne prawo, ani sprawiedliwość.

natan gurfinkiel

Print Friendly, PDF & Email
 

3 komentarze

  1. jotbe_x 14.04.2015
  2. W. Bujak 15.04.2015
  3. otoosh 15.04.2015