Zapytał mnie cudzoziemski znajomek, czy Jarosław Kaczyński dopuści Trybunał Konstytucyjny 8 marca do rozprawy nad ustawą o TK z 22 grudnia, zwaną – chyba ironicznie – naprawczą. To jest dobre pytanie i nikt na nie nie zna odpowiedzi.
Gdyby trzymać się litery prawa, zapisanej w konstytucji, to odpowiedź winna być jednoznaczna – tak, bo musi! Jeśli jednak uwzględnić retorykę partii rządzącej, dotychczasową obstrukcję rządu przy publikacji wyroków TK, wreszcie – a może przede wszystkim – sekwencję wydarzeń, które doprowadziły do konieczności zbadania ostatniej ustawy – to odpowiedź powinna brzmieć – nie!
Wzmocnienie prawdopodobieństwa takiego rozwiązania przynosi reakcja prezesa PiS na zamieszanie wokół projektu opinii Komisji Weneckiej (w wywiadzie powiedział, że minister spraw zagranicznych „zbyt wcześnie” zaprosił Komisję Wenecką). Padły wreszcie słowa premier Beaty Szydło, która jasno wykłada stanowisko rządu – Polska nie musi respektować opinii KW.
Wydarzenia najpewniej jednak nie rozwiną się w tym kierunku; moim zdaniem Jarosław Kaczyński do rozprawy i wyroku – należy się spodziewać dla PiS, prezydenta, premier i całego obozu prawicy niepomyślnego, wskazują na to wszystkie opinie konstytucyjnych autorytetów – dopuści. Otwieram tu nawias: zastanowić się trzeba koniecznie nad tym, jak to brzmi w państwie, nazywającym się demokratycznym państwem prawa, rozważanie dopuszczenia przez przywódcę partii politycznej sądu, tu akurat – konstytucyjnego – do rozprawy i wydania wyroku?! Toż to horrendum!
No cóż, jeżeli ktoś miał złudzenia, że Polska znajduje się w obszarze cywilizacji zachodnioeuropejskiej, w której szacunek dla prawa jest fundamentem politycznego rusztowania, na którym wspiera się demokracja – teraz powinien sobie uświadomić, że fakt pojawienia się tego dylematu: dopuści, czy nie dopuści – jest najjaskrawszym dowodem na to, że do Europy Zachodniej mamy jeszcze ze dwieście lat. Pytanie uprawnione dla reżimu Łukaszenki czy Putina staje się równie zasadne dla Rzeczypospolitej Polskiej, która mogłaby wrócić do tradycyjnej nazwy Polska Rzeczpospolita Ludowa. Szczególnie, że trwają już przymiarki, na przykład w sferze sądownictwa, do wyposażenia sądów w czynnik właśnie ludowy.
Porzućmy więc złudzenia, zamknijmy ten przykry nawias i wróćmy do odpowiedzi twierdzącej: dopuści. Dlaczego? Przecież nie z powodu lęku przed analogią do Putina czy porównanie do Łukaszenki. Kaczyński jest pragmatykiem i takie zestawienia nie mają dla niego większego znaczenia. Liczy się skutek, a nie estetyka. Ale on do rozprawy dopuści z innego powodu: bo jest on zbyt wielkim tchórzem (boi się przemocy fizycznej) i nie mając pewności, jak się sytuacja rozwinie, jeśli nie dopuści, to prędzej odpuści. Jarosław Kaczyński boi się ulicy, boi się wszystkiego, co spontaniczne i nie dające się kontrolować. Dziś ulice zajmują pokojowi demonstranci. A jeśli wybuchnie Majdan? Poza tym reperkusje mogłyby mieć przykry wymiar finansowy: choć na gospodarce Kaczyński się nie zna, to zdaje sobie z pewnością sprawę z niebezpieczeństwa zakręcenia kurka w Brukseli, co uderzyłoby nie w niego, ale w jego elektorat, a szczególnie w niepewnych rolników, którzy powrócą natychmiast do PSL.
Dlatego raczej prezes PiS pogodzi się z koniecznością przeprowadzenia rozprawy, nawet jeśli sam spodziewa się miażdżącego wyroku. Dla niego zresztą nie będzie to pierwsza klęska w Trybunale.
A dalej? Nie cieszmy się, o naiwni. Po niepomyślnym wyroku taktyka będzie równie prymitywna i niedemokratyczna, jak dotychczasowe postępowanie: władza będzie wyrok lekceważyć i bojkotować. Być może Kaczyński zmusi rząd do niepublikowania niekorzystnego rozstrzygnięcia, i władze państwowe, w tym – prezydent Rzeczypospolitej Polskiej – będą nadal uznawać „swoją” ustawę: „bo my wygraliśmy wybory i naród chce zmian, które my wprowadzimy. Poza tym to nie jest wyrok, tylko opinia części sędziów” (idę o zakład, że dwoje sędziów wybranych w listopadzie ubiegłego roku zgłosi votum separatum). Tak widzę rozwój wydarzeń. Co z tego wyniknie?
Dalej będzie postępować chaos prawny, bo będziemy mieć w państwie dwa porządki prawne: konstytucyjny i rządowy. Trybunał z pewnością weźmie na warsztat i zajmie się kolejnymi cudownymi ustawami – o policji, o służbie cywilnej, o własności rolnej, o sześciolatkach, pewnie o wieku emerytalnym i tak dalej. Niektóre padną (np. o policji, już jest zaskarżona). A rząd wyroki zlekceważy. Ponadto trzeba uwzględnić jeden czynnik – czas: prezes PiS jest człowiekiem cierpliwym, i nawet jeśli miotają nim doraźne emocje i wygłasza głupstwa, to weźmie na przeczekanie – Andrzej Rzepliński pozostanie prezesem i sędzią Trybunału już tylko do grudnia.
A potem się zobaczy, dziś dopuszczonych jest dwoje sędziów, trzech czeka w odwodzie. 27 kwietnia powinien nastąpić wybór kolejnego sędziego, gdyż kadencja sędziego Mirosława Granata dobiega końca. Według ustawy o TK z 25 czerwca kandydatura nowego sędziego powinna być zgłoszona najpóźniej 27 stycznia. Tymczasem nawet kandydat pewnie jeszcze o tym nic nie wie. Marszałek Sejmu (czytaj – prezes Kaczyński) planuje pewnie wybór według ustawy z 22 grudnia, która zaraz będzie sprzeczna z Konstytucją. Państwo zacznie się zapadać, następować będzie powolny kolaps. Za chwilę w Polsce nie da się żyć z powodu prawnego bałaganu, choć większość obywateli nie odczuje tego od razu, bo nie wpłynie to bezpośrednio na ich sytuację życiową. Będą uważali, że da się żyć. Państwo zacznie jednak utykać.1 marca, w czasie uroczystego pożegnania Andrzeja Seremeta, w obecności ministra Zbigniewa Ziobry Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Gersdorf powiedziała:
– Jako prawnik i obywatel mam świadomość, że właśnie teraz kończy się pewna epoka w historii naszego ustroju państwowego. Takie chwile zazwyczaj skłaniają do refleksji i podsumowań. Pozwolę sobie zatem na podkreślenie znakomitej współpracy pomiędzy Sądem Najwyższym a Prokuraturą Generalną. Reformę ustroju prokuratury, jaka miała miejsce w 2009 roku oceniam jako wydarzenie ważne i bez precedensu. Rzeczą kluczową była ogromna aktywizacja prokuratury, która zaczęła pełnić wobec innych organów praworządności rolę rzeczywistego partnera. Wierzę, że przyjdzie czas, kiedy prawo będzie stanowione w sposób koherentny i racjonalny. Powróci wówczas temat niezależności prokuratury i autonomii zawodowej prokuratorów. Przyszłością jest na pewno silniejsze powiązanie jej z sądami i trybunałami oraz wpisanie kluczowych zasad organizacyjnych do Konstytucji RP. Jestem przekonana o tym, że ziarno zasiane za kadencji odchodzącego Prokuratora Generalnego dopiero wzejdzie i wyda piękne owoce.
Tymczasem ponad 160 prokuratorów – najlepszych śledczych – odchodzi w tym tygodniu w zasłużony stan spoczynku. Mogliby pracować, ale nie z panem Zbyszkiem, który dziś obraził się na I prezes Sądu Najwyższego i po jej przemówieniu wyszedł z sali. Sądy będą w tym roku sądzić wg trzech porządków: 1) starego, 2) wprowadzonego od 1 lipca ub. roku (sędzia arbiter) i 3) już zmienionego przez PiS. Czy obywatel w mojej zbolałej ojczyźnie może mieć zagwarantowane prawo do sądu? Tak, na pewno – do Sądu Ostatecznego. Na razie w moim państwie, które chce uchodzić w oczach świata za poważnego gracza, podobno zasługuje, by je zaliczyć do G-20 a jego waluta (złoty) musi się stać trzecią waluą rezerwową (to zdanie prezesa PiS), trwa idiotyczna wojna z władzą sądowniczą władzy ustawodawczej i wykonawczej, które przebierają się za szczerych demokratów, a obywatele przebierają się za powstańców i leśnych bandziorów. Cały kraj przebierańców.
Tak jak w Peerelu i tu nie da się żyć normalnie!
Piotr Rachtan



Autor jest optymistą. Prawo do sądu ostatecznego przyznawane jest wybiórczo wyłącznie katolikom kochającym PiS i byznesmena Rydzyka. Wszyscy inni a zwłaszcza liberałowie i lewacy, w tym zwłaszcza członkowie KOD, będą się smażyć w ogniu piekielnym bez takiego prawa. Żeby nie doznali zbytniego szoku JK i Rydzyk już dzisiaj, na ziemi, urządzają im przedsmak nocy piekielnej, aby mogli się oswoić i przyzwyczaić do marności własnej.
Jeżeli zaś chodzi o uprzywilejowanych to skład Sądu Ostatecznego też zostanie ustalony na linii JK i Rydzyk, aby żadne zasługi uprzywilejowanych pominięte być nie mogły.