Premier Beata Szydło otrzymała od swojego ministra Witolda Waszczykowskiego tekst – pewnie ładnie przetłumaczony na polski – Opinii Komisji Weneckiej. Opinii, która jednoznacznie stwierdza, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego jest prawidłowy i że należy go opublikować.
Beata Szydło wyroku jednak nie zamierza publikować. Z opinią Komisji Weneckiej też jakby nie chciała się zgodzić. Cóż więc czyni? Przerzuca gorący kartofel na Wiejską i pozbywa się kłopotu, zwalając odpowiedzialność na Sejm. Opinię przekazała nazajutrz po jej wydaniu w Wenecji marszałkowi M. Kuchcińskiemu. To jednak nie marszałek ma debatować nad opinią Komisji, a posłowie. Także – w zamierzeniu sprytnej Beaty (czy to aby jej autorski pomysł?) – posłowie opozycji. To oni mają teraz dyskutować nad tym dokumentem i – w konsekwencji – nad wyrokiem Trybunału. A więc także nad koniecznością – lub nie – publikacji tego rozstrzygnięcia.
W ten sposób na opozycję próbuje się przerzucić odpowiedzialność za przestępcze, niekonstytucyjne zaniechanie prezes Rady Ministrów. Ona umyła ręce.
Opozycja żadną miarą nie powinna wchodzić w takie komeraże. Jej stanowisko powinno być jasne: w sprawie publikacji wyroku z 9 marca nie można zawrzeć kompromisu. Przytaczając słowa Ryszarda Petru, jaki może być kompromis między drukiem a odmową druku? Ile można kompromisowo opublikować? Kawałek? Połowę wyroku? Dwie trzecie?
Obóz rządzący z pewnością zdaje sobie sprawę z daremności swojego projektu. Ma zapewne w zanadrzu Plan B. Taki na przykład, by kwestię publikacji tak przeciągnąć w czasie, żeby do lata (NATO w Warszawie!) przeprowadzić przez Sejm kolejną nowelizację ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. W której uwzględnione zostaną niektóre z zaleceń KW. A nawet vacatio legis przedłuży się do tradycyjnego minimum 14 dni.
Będzie można światu wtedy pokazać: patrz, świecie, jacy jesteśmy ustępliwi, realizujemy zalecenia, niech więc ten Trybunał się od nas odchrzani. Jesteśmy demokratyczni i śliczni i argumenty przyjmujemy!
Tymczasem nie zostanie załatwiona sprawa fundamentalna: sędziów Hausera, Jabłeckiego i Ślebzaka, prawidłowo wybranych przez Sejm poprzedniej kadencji.
W razie czego partia rządząca powie wtedy: sędziowie? Teraz to już tylko sprawa między Trybunałem a prezydentem, wara od władz ustawodawczej i wykonawczej, które wykonały zalecenia Komisji Weneckiej.
Oczywiście, jest to tylko możliwy scenariusz, jednak bardzo prawdopodobny. Pozwoli bowiem uwolnić się od wyroku – ten nie zostanie nigdy opublikowany, co zaspokoi ambicję PiS, przejąć inicjatywę polityczną i zdyskontować zmęczenie publiczności tematem. A u partnerów zagranicznych – wygrać ich brak szczegółowej wiedzy.
Tak to widzę, chyba że przeważy zaciekła determinacja prezesa PiS i jego osobista uraza i niechęć do Trybunału, prezesa Rzeplińskiego i do kompromisów (kompromis to kapitulacja).
Dlatego opozycjo, nie wchodź w te machinacje. Odpowiedzialność musi być po stronie tych, co awanturę rozpętali.
Piotr Rachtan



http://wyborcza.pl/1,75478,19762764,prof-adam-strzembosz-obowiazek-opublikowania-orzeczenia-jest.html
W czasie procedowania opozycja powinna zwyczajnie wyjść z sali. Tyle, że jej na to nie stać. Za długo partyjne krętactwo zalęgało się pod czaszkami, by stać ich było na cokolwiek.
Pójdą na układy.
@j.Luk opozycja to pół biedy. Gorzej, że KOD który mógłby zjednoczyć opozycję psuje się od głowy, nie od dziś zresztą.
http://natemat.pl/174343,mateusz-kijowski-w-blasku-jupiterow-i-w-cieniu-politykow-walczy-o-demokracje-czy-slawa-uderzyla-mu-do-glowy
Nastąpiła swego rodzaju prywatyzacja KOD-u i jej lider zamiast włączać wyklucza ludzi. Pisaliśmy o tym parokrotnie w komentarzach, głównie pod tekstami Jacka Parola. A sytuacja robi się coraz bardziej poważna.
Najbardziej mnie śmieszą zamysły, że pani premier o czymś zadecydowała, coś nakazała, a czegoś zakazała, coś przyjęła, a czegoś nie przyjęła, na coś się zgodziła, a na coś innego nie itd. Podobnie jak pan prezydent.
Nie ma u nas czegoś takiego jak premier rządu i prezydent państwa. Zapomnijmy o tym. Podobnie jak zapomnijmy o trybunale konstytucyjnym i paru innych, zupełnie niepotrzebnych rzeczach.
A kto jest?
Na górze Pan Bóg, wiadomo. Potem długo, długo, długo, długo … długo nikt i jest pan Prezes. Potem długo nikt i jest kot pana Prezesa. Potem długo, długo, długo, długo, długo … długo nikt i jest jesteśmy my.
(Autorstwo: pani poseł dr Krystyna Pawłowicz).
Objaśnienie.
Ostatnie MY to nie my, tylko ONI. Nas chyba wcale nie ma. No, może KOD et cons. czasem jest, ale tym bardziej nie powinno go być.
*
Podziękujmy suwerenowi oraz wszystkim myślicielom, mędrcom, filozofom, historykom, dziennikarzom i innym intelektualistom, którzy w różnych mediach długo, cierpliwie, szczegółowo, precyzyjnie i z pełną złotoustego brzmienia argumentacją wskazywali suwerenowi na wadliwą temperaturę wody w kranie. Oni w dalszym ciągu są czynni (he, he, he …).
„Podziękujmy suwerenowi oraz wszystkim myślicielom, mędrcom, filozofom, historykom, dziennikarzom i innym intelektualistom, którzy w różnych mediach długo, cierpliwie, szczegółowo, precyzyjnie i z pełną złotoustego brzmienia argumentacją wskazywali suwerenowi na wadliwą temperaturę wody w kranie. Oni w dalszym ciągu są czynni (he, he, he …).”
.
Dobre.
Czyli winni są Ci, co zauważyli, że „ciepła woda w kranie” to ściema i w związku z tym niezadowolenie rośnie. Ci, co ostrzegali, a nie ci, co mieli to w (aż sie boję napisać) dupie (jednak się odważyłem) i sobie PiSa hodowali – i wyhodowali superprokuratora Ziobre, zamiast postawić przed Trybunałem Stanu.
Jeśli taka jest świadomość, jeśli przegrani tyle zrozumieli z wyboru suwerena, to PiSowi nie grozi nic przez najblizsze kilkanaście lat.
Wzięcie udziału w tej szopce oznaczałoby akceptację wszystkich poprzednich ruchów łamiących prawo i depczących konstytucję…
Opozycja nie powinna się dać wystawić. Moim zdaniem nie powinna wychodzić ale konsekwentnie stać na straży opublikowania wyroku TK i wykonania wszystkich jego orzeczeń.
To taka inna mała prognoza: PiS prześlizguje się do końca kadencji utrzymując 3 wakaty i wybierając swoich „sędziów” w miejsce tych z kończącą się kadencją; formalną obstrukcją przeciąga kadencję sejmu poza 3 XII i ostatnim tchnieniem wymienia trzech sędziów z 3 XII 2010 roku, zyskując większość w TK.
Każda ustawa hipotetycznie nie-PiSowej kolejnej władzy zostaje uznana za niekonstytucyjną i nie za bardzo cokolwiek da się z tym zrobić.
Jeszcze lepiej: na ostatnim posiedzeniu obecnego sejmu przechodzi ustawa o przedłużeniu kadencji ówczesnego parlamentu i prezydenta do 300 lat; TK nie ma zastrzeżeń, pieniądze zaoszczędzone na wyborach można dorzucić do 500+.