Zmarłego 23 lutego tego roku poetę i satyryka przypomniał mi kolega, któremu wysłałem mój felietonik o „arcypiskupie łódzkim”. Zacytował właśnie najbardziej znane słowa z wiersza, który stał się najpierw hymnem Solidarności, a ostatnio KOD-u.
Oto, co mi napisał kolega, jezuita zresztą: Moja uwaga na temat Twego artykułu w formie wiersza:
ALE ZBAW MNIE OD NIENAWIŚCI
I OCAL MNIE OD POGARDY, PANIE.
Natan Tenenbaum [1940-2016], Modlitwa o wschodzie słońca.
Pomyślałem sobie, że może rzeczywiście moje niewinne uwagi o katolickim biskupie są wyrazem nienawiści i pogardy. Może w sposób nieświadomy jestem targany tymi brzydkimi uczuciami i powinienem zrobić solidny rachunek sumienia, poddać się terapii i uwolnić się od tych niedobrych namiętności?
Nim to jednak zrobię wybieram się tymczasem na kolejną manifestację KOD-u. Wczoraj, tzn. w Wielką Sobotę też byłem przed kancelarią pani premier, odwiedzając głodującego od 10 dni Andrzeja Miszka. Chce w ten sposób zmusić panią premier Beatę Szydło do podpisania orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego.
Może Andrzej Miszk też powinien zapoznać się z „Modlitwą o wschodzie słońca”?
Może polski poeta, którego polskie władze zmusiły do emigracji w 1969 roku tylko dlatego, że był Żydem nauczy nas rozwiązywania polskich problemów?
W wywiadzie dla australijskiego pisma „Przegląd Australijski” Natan Tenenbaum w 2008 roku powiedział:
„Będę tu szczery, aż do nieskromności i za Tuwimem powtórzę, że moja ojczyzna to polszczyzna. Nic na to nie poradzę. W innych językach potrafię się komunikować, lepiej lub gorzej. Wyrazić siebie, swoje odczucia – mogę tylko po polsku. Sprawy, które najbardziej mnie obchodzą, dzieją się nad Wisłą. Przez wiele lat, gdy nie pozwalano mi, choćby na odwiedziny, śniłem sen o Warszawie, prosiłem przyjaciół, by na rynku krakowskim słuchali – za mnie – hejnału o północy i pozdrawiali małe dolnośląskie miasteczko mojego dzieciństwa. Czas nie stał w miejscu, wiele się zmieniło, a mnie przybyło wiele lat i …pół tuzina wnucząt. Tu są moi najbliżsi. Tu pozostanę. A zresztą w dzisiejszej dobie adres pocztowy nie jest taki ważny”
Przegląd Australijski / australink.pl
Jako nieprzemakalny racjonalista, sceptycznie odnoszę się do wiary w siły nadprzyrodzone, wszakże uznaję, że takie kamyki mogą w widomy sposób oddziaływać na otoczenie przez promieniowanie Natan Tenenbaum – poeta, satyryk, archeolog, autor tekstów warszawskiego STS-u i „Hybryd”. Publikował w „Szpilkach” i w paryskiej „Kulturze”. Od 1969 roku na emigracji w Szwecji.
A mówiąc o swoim wyjeździe z Polski i latach spędzonych w Szwecji tak dziennikarzowi opowiadał:
„Wyjechałem z Polski do Szwecji z rodziną w grudniu 69. Pierwsze pięć lat przemieszkałem w mieście Lund, gdzie – po kursie językowym – studiowałem na tamtejszym uniwersytecie historię i literaturoznawstwo. Przez pewien czas współpracowałem z rozgłośnią „Wolna Europa”. Razem z kilkoma przyjaciółmi i parą Czechów zorganizowaliśmy tez małą grupę, która przedstawiała Szwedom prawdę o Polsce, o opozycji demokratycznej i o innych demoludach. Współpracowałem tez z pismem „Aneks”, tłumacząc teksty z rosyjskich wydawnictw podziemnych, czyli „samizdatu”. W połowie lat 70-ch przenieśliśmy się do Sztokholmu, gdzie po jakimś czasie dostałem pracę w Instytucie Kultury Antycznej, zgodnie z moim zawodem wyuczonym. Przepracowałem tu równe 30 lat, w spokoju, choć bez większych sukcesów zawodowych. W tym czasie zajmowały mnie żywo sprawy polskie – były to lata burzliwe. Szwecja, gościnna dla nas i życzliwa, była w moim świecie nieco na uboczu, gwarantując mnie i mojej rodzinie godziwe warunki pracy i życia. Gdy wybuchła „Solidarność” a wkrótce potem – stan wojenny, „rozwoziłem sprawę polską po szwedzkich opłotkach”. W r. 1984 z gronem przyjaciół założyliśmy w Sztokholmie polski kabaret literacki „Krakowskie Przedmieście”.
Może to na tym polega ten brak nienawiści i wolność od pogardy, o której Natan Tenenbaum napisał. Po prostu na tworzeniu alternatywnego świata, rzeczywiści opartego na szacunku dla innych i wspomaganiu potrzebujących.
Może więc nie warto zajmować się biskupami, którzy żyją w swoim wyimaginowanym świecie i stwarzają nieistniejących wrogów by z nimi walczyć do upadłego?
Stanisław Obirek



Niepotrzebnie Pan sie usprawiedliwia. Gdyby biskupi żyli w swoim wyimaginowanym świecie, to moznaby sie nimi nie zajmowac. Ale biskupami trzeba sie zajmowac, bo oni zajmują sie nami. To sa wcielenia niegdysiejszych sekretarzy PZPR, co pokazuje historyjka o panu Michaliku. Pana kolega-jezuita zrobil Pana w trąbę. Zajmowanie sie biskupami to nie wyraz nienawisci, ale samoobrony przed zniewoleniem.
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/glupi_policjant_z_ustrzyk_dolnych_157997.html
Ma Pan oczywiście rację, aż mnie korci by coś niemiłego napisać o abpie Michaliku, na szczęście już inni na nim suchej nitki nie zostawili. Tak więc obiecuję, że konsekwentny w postanowieniu nie będę, jeśli tylko poczynania hierarchów dotknął mojego, czyli obywatelskiego poletka. Ale jeśli będę pilnować swojego nosa to im wadzić nie będę.
Ale jeśli będą pilnować swojego nosa..
.
Minęło raptem kilka dni i własnie się okazało, ze oni wolą pilnowac cudzego podbrzusza. Nie wiem, czy po to, zeby odwrocic uwagę od niedawnej ustawy pozwalającej im budowac latyfundia. Czy po prostu dlatego, ze to fajowo jest wsadzic komus nos między nogi. A moze po to, zeby wywołac w kraju wojnę religijną mając rząd, policję, i wojsko po swojej stronie. Tak czy inaczej, wypowiedzieli wojnę i zamierzają ją wygrac. A skoro nie mogą argumentami, to razem z Kaczynskim zamierzają uzyc siły.
.
Nie wiem, dlaczego się dziwimy panstwu islamskiemu.