…czyli osiem chorób polskiego Kościoła
Komentarz do cz. I eseju dominikanina o. Ludwika Wiśniewskiego opublikowanego 10 lipca pod tytułem „Do jakiej Polski przyjedzie papież” zakończyłem nadzieją, że „może w nim znajdę myśli, z którymi będzie mi łatwiej się zgodzić”.
No i TP z 17 lipca przynosi rzeczoną cz. II. Warto do niej sięgnąć, bo nie rozczarowuje. Wiśniewski nie tylko nie przestraszył się własnego radykalizmu, ale poszedł dalej. Już nie tylko gromi hierarchów, ale pisze o zapaści polskiego katolicyzmu i to bardzo głębokiej.
Jednak w tym opisie zabrakło mi wskazania na postawę, którą przed lata francuski socjolog Patrick Michel pisząc o polskim katolicyzmie określił celną formułą ‘praktykującego niewierzącego’, czyli człowieka, który wykorzystuje religię w celach otwarcie pozareligijnych. Michel nie uwzględnił jednak w swoich analizach kleru. Dzisiaj to właśnie ta grupa zdaje się reprezentować szczególnie wyraziście kategorię ‘praktykującego niewierzącego’.
No, ale może za dużo wymagam, w końcu o. Wiśniewski też do tej grupy należy i nie jest mu łatwo spojrzeć na własną wspólnotę z zewnątrz. Być może przesadzam, ale mam nieodparte wrażenie, że na Kościół szczególnie przenikliwie patrzą byli księża (przepraszam za brak skromności), którzy łączą kompetencje członka wspólnoty z jednej strony i osoby z niej wyrzuconej (bądź takiej, która sama odeszła). Coś na kształt rewizjonistów komunistycznych. Być może właśnie dlatego my, byli księża katoliccy (a jest nas na świecie ok. 100 tysięcy), jesteśmy tak konsekwentnie przemilczani i skazani na kościelny i publiczny niebyt.
Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie domagam się kościelnych błogosławieństw, jednak zwracam uwagę na realną tragedię tysiąca rodzin, których członkowie są od dziesiątków lat społecznie stygmatyzowani. Polska wiedzie tutaj niewątpliwie prym. Mówiąc krótko, stwierdzam po prostu socjologiczny fakt, że instytucja, która ma wpisane w swoje teksty założycielskie miłosierdzie i współczucie — rozprawia się ze swoimi przeciwnikami (realnymi czy wyobrażonymi) w sposób godny totalitarnego państwa.
Kościół katolicki znalazł sposób na radzenie sobie ze swoimi krytykami – damnatio memoriae, to znana od czasów egipskich faraonów metoda wykluczania ze wspólnoty dysydentów. Bywa tak skuteczna, że w istocie znikają z historii. Jednak ich zniknięcie nie jest jednoznaczne ze zniknięciem problemów. Dlatego dobrze, że katolicki tygodnik drukuje krytyczne uwagi zakonnika. W końcu, nie jest ważne kto mówi słowa prawdy; ważne, by wybrzmiały w przestrzeni publicznej
Wracając do tekstu o. Wiśniewskiego. Najważniejsza to lista 8 chorób polskiego katolicyzmu przenikliwie zdiagnozowanych: 1) toniemy w manicheizmie, 2) zapomnieliśmy dialogu, 3) pleni się sekciarstwo, 4) popadliśmy w skrajny klerykalizm, 5) upolityczniliśmy Kościół, 6) unarodowiliśmy Kościół, 7) akceptujemy intelektualną jałowość, 8) upoiliśmy się triumfalizmem.
Na koniec cytat:
„Nasz polski i katolicki triumfalizm objawia się tym, że zachowujemy się jak właściciele prawdy, właściciele religii, właściciele Kościoła i Boga”.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Brakuje mi tylko puenty: taka postawa w języku teologii nazywa się bałwochwalstwem czyli brakiem wiary. Oczywiście nie wszyscy podpadają pod wskazane osiem schorzeń, ale niewątpliwie znaczna część hierarchii i kleru katolickiego została celnie sportretowana.
Stanisław Obirek



Już nawet w czasopismach komputerowych krąży jakże dobitnie:
„Jaka jest różnica pomiedzy księdzem katolickim, a protestanckim? Ksiądz katolicki, a szczególnie polski uważa, że jest włascicielem całego nieba, a pastor ewangelicki uważa, że tylko dzierżawi maleńki kawałeczek!
bardzo to ladnie pan prof, ujal. podsumuje: chrzecijanstwo w Europie umarlo, nie ma go juz . Nietzsche zapowiedzial nam: Dieu est mort. co przez ponad tysiac lat laczylo Europe, religia, sa jescze jakies male wysepki tu i owdzie, ale jestemy zalani atheizmem a cywilizacja bez religii nie istnieje. a wiec czekajmy na wielkie zmiany, ktore tworza sie na naszych oczach, ale to nie chrzescijanstwo nam bedzie przewodzic.
A może inne chrześcijaństwo? W Paryżu opisywał je pod koniec lat 80tych jezuita Michel de Certeau. Dorobił się szkoły, która do dziś w jego duchu opisuje to, co się dzieje nie tylko we Francji zresztą. Wspomniałem Patricka Michela, ale on się właśnie u de Certeau i jego uczennicy Daniele Hervieu-Leger uczył. Może po prostu trzeba inaczej i na religię i na Boga (czy naprawdę umarł czy umarły tylko sposoby jego opisywania?).
Trzeba odróżnić chrześcijaństwo od katolicyzmu, oraz katolicyzm od polskiego katolicyzmu. Ten ostatni jest wyklęty, w podobnym sensie jak żołnierze byli wyklęci. Podobnie jak oni, zajmuje się głownie rozbojem.
Problemem nie jest sama mafia, ale ci. którzy się tej mafii bezwolnie podporządkowują, bo z nich mafia czerpie soki i dzięki nim się umacnia
Ostre, ale trafne. Zastanawiam się, czy nie trafniej należałoby nazwać sekularyzację oczyszczaniem religii z zabobonu, a więc jeśli to zasadne bylibyśmy świadkami również w Polsce wyłaniania się nowego typu religijności. Opartej na sprzeciwie wobec religijnego aparatu ucisku.
Pamiętam slogan: „socjalizm tak, wypaczenia nie”. Tekst powyższy próbuje nam wmówić, że „chrześcijaństwo tak, wypaczenia nie”. Otóż obie ideologie mają zbrodnię wpisaną w księgi założycielskie.
niestety nie moge z panem profesorem polemizowac, poniewaz nie znam ni tworczosc Michel de Certeau ani jego samego.o.. kilka lin na Wikipédi nic mi nie mowia. Natomiast sama koncepcja chrzescijanstwa tworzona przez Pawla z Tarse jest nie do przyjecia, zaprzetrzeniem logiki, uleglosc totalnej.Bo cala wiedza pochodzi z jedenj i tylko jednej ksiazki! Problem wszytkich relig monotheistycznych . Co zreszta Celse, czy Mark Auréle lub inni filozofowie pogancy mu wytykali. Oj, trzeba bylo sie doczekac Montagne, Descartes aby powoli wysjc na prosta i odkrecac….no i potem juz bylo z gorki 🙂
a co do instytucji kosciol i jego urzednikow, ktorzy to uzuporowali sobie ze sa lacznikiem Jezusa ( pytanie czy on wogle istnial?, przeciez nie ma zadnych wzmianek stworzonych przez historykow, chez Flavius dopiski sa wstawione duzo pozniej, a nie zrobione przez autora, a w tame tej epoce bylo pelno rzonych kaznodziejow, uzdrowicieli) juz w pierwszych wiekach biskupi naduzywali swej wladzy, obnosili sie swoja hipokryzja etc etc.. taki biskup z Damaszku z II lub III wieku, slynal z gorliwosc do bogactwa, pomimo obuzen prostych ludzi wierzacych, chrzescijanow. I tak bylo przez wieki.Chrzescijanie to juz garska, moze Michel de Certeau byl ostanim Mohican!
Z uwagą śledzę dyskusję i nie chcę się wtrącać, ale tylko jeden szczegół co do Flawiusza. Z tymi „dopiskami” to trochę nie tak. Flawiusz rzeczywiście pisał o Jezusie, a późniejszą wstawką są tylko „dokończone zdania” typu „… jeśli w ogóle był on człowiekiem” itp. Szczegół, ale istotny przy stawianiu pytań o historyczność.
no, wlasnie… to co wiem, z ostanich badan, wszytkie dopiski o Jezusie sa wprowadzone posmiertnie Flavius, jak napisalam powyzej, wspominal o o roznych kzadnodziejach, uzdrowicielach bo w tamtej epoce bylo to tak normalne jak dzisiaj kobieta w mini spodnicy na ulicy..
nie moge znalez referencji, skad mam to wiedze, czy to z konferecji z College de France, czy z licznych ksiazek ktore czytam, ale cos z pamiecia nie tak 🙁
polecam napoczatek ksiazke Michel Onfray, przetlumaczona na polski Traité d’athéologie
pozdrawiam
Hazalhard właściwie zamknął mi usta więc milczę na temat jego wpisu, zaś Małpie z Paryża spróbuję odpowiedzieć. Tak naprawdę nie chodzi o czytanie czy nie czytanie de Certeau choć jego „Le Christianisme eclate” z 1974 napisany pospołu z J.-M. Domenach zasługuje na przemyślenie, bo jest głosem na temat kondycji chrześcijaństwa we Francji po 1968. Rzecz można sprowadzić do paradoksu – ateiści bywają wierzącymi a katolicy niewierzącymi. Z podobną sytuacja mamy do czynienia w Polsce AD 2016. A poza tym, to może Pana zainteresować, de Certeau jako jezuita jest jednym z ulubionych autorów Franciszka.
panie profesorze, tak na uboczu malpa nosi spodnice 🙂
tak, moge „uwierzyc”, ze niewierzacy sa bardziej, „wierzacymi”, niz katolicy ale ujelabym to inaczej: maja duze poczucie wartosc morlanych niz zwykly katolik wierzacy.
bon, je vais regarder le Christianisme éclate. ale we Francji mamy dlugo tradycje spojrzenia na chrzescijanswto z innego rogu. np. Ernest Renan…
Pardon, bardzo Panią przepraszam, ale jkoś mi pozostało w pamięci, że kiedyś Pani pisała o „mojej starej”, ale może to kotka:-), a co do lektur, oczywiście Kartezjusz, Wolter, Renan ect. to dla mnie też ważne, powiedziałbym fundamentalne lektury, ale mimo wszystko pozostała mi sympatia do religii jako śladu w naszej kulturze. Ma to zapewne związek z moim chłopskim pochodzeniem, cała moja rodzina jest całkowicie (choć nie bez chłopskiego dystansu) w ludowym polskim katolicyzmie. To nie jest mój dom, ale nostalgicznie ciepło o nim myślę.
Tekst profesora Bartosia jest chyba jeszcze ostrzejszy niż Pana Profesora.
http://wyborcza.pl/magazyn/1,153663,20407700,koscielna-lekcja-polityki-hold-i-omerta-bartos.html
.
Polemiczna odpowiedz pani Kozłowskiej raczej gołosłowna i nie bardzo mnie przekonuje.
http://wyborcza.pl/magazyn/1,153663,20408452,polski-kosciol-to-nie-mafia.html
Zastanawiam się, co by się musiało w Polsce stać, żeby KK stracił wpływy.Idealistycznie patrząc powinno być tak, ze w miarę degeneracji i degrengolady moralnej KK powinien tracić. Nic z tego. Z pewnym zaskoczeniem obserwuje, ze KK może sobie pozwolić praktycznie na wszystko. Komisja majątkowa? Proszę bardzo. Kradzież pieniędzy na stocznie? Ksiądz Rydzyk dalej jest uwielbiany. Antysemityzm, propaganda nienawiści, brednie smoleńskie? Żaden problem. Pedofilia, powszechne gospodynie albo przyjaciele? Tez nie problem. Siostra Bernardetta? Było, minęło. Wychodzi na to, ze KK może powtórzyć za pewnym amerykańskim politykiem „moja kariera mogłaby się skończyć, gdyby mnie złapano w łóżku z żywym chłopcem albo z martwą dziewczynką”. Był pewny siebie i przez długi czas był bezkarny.
.
Przez lata ten polityk się nie mylił, ale w końcu jednak trafił za kraty. Czyli istniała czerwona linia i on ją przekroczył. Ciekaw jestem, czy w Polsce jest jakakolwiek czerwona linia, po przekroczeniu której biskupi zaczną być traktowani jak trędowaci. Na razie wygląda na to, ze mogą popełnić każde łajdactwo, podobnie zresztą jak gang Kaczyńskiego.
panie profesorze, wypada mi sie przedstawic, nosze to samo nazwisko, co arcybiskup lwowski, ktory zostal wyswiecony…
pochodze z „prostej” lini 🙂
i mimo wychowania w cieniu arcybiskupa, udalo mi sie uwolnic i zachowac moja wolnosc, ale chyle moje czolo wobec mego przodka,, gdyby taki byl kler polski, chociaz wiekszosc, wowczas nasze spoleczestwo, Polska bylaby calkiem inna, zblizona do mentalosc zachodniej….
swietnie to wyrazil, stan kleru polskiego Bartos, jescze jedna osoba, ktora sobie bardzo cenie.
http://wyborcza.pl/magazyn/1,153663,20407700,koscielna-lekcja-polityki-hold-i-omerta-bartos.html
Bardzo mi miło, że tekst mego przyjaciela Tadeusza Bartosia wzbudził tak wielkie uznanie. Dla mnie to kolejne, ale tym razem rzeczywiście bardzo ostre nazwanie patologii polskiego życia politycznego i kościelnego. Też żałuję (jak Narciarz), że GW osłabiła wymowę tego tekstu niezbyt przekonującą polemiką Dominiki Kozłowskiej. Też się zastanawiam nad tą czerwoną granicą. Inny mój przyjaciel i też były ksiądz zresztą, kiedyś trzeźwo powiedział, że tą granicą jest pieniądz – kiedy wierni zaczną mniej płacić to i kler zmięknie. No więc od ludu zależy, a ten już nieraz w dziejach się sprawdził.
A Pani z Paryża nie ułatwiła mi wcale zadania, tych świętych lwowskich biskupów coraz więcej:-)
przeczytalam artykuly pani Kozlowskiej jak rowniez odpowiedz ksiedza Wierzbickiego… , dzieki powyzszym wypowiedziom. i dolaczam moj glos, moje rozczarowanie, nie ten poziom, nie ten lot…co mnie zasmuca, ze pani Kozlowska jest doktorem nauk po filozofi, a poziom argumentacji nizszy niz absolwenta maturalnego we Francji… smutne. Ale wlasnie takie jest nasze spoleczstwo, jest kilka rozdzynkow, ale one sa zatopione w tej masie… bo jak mawial Lao-Tsu: glupota rozpowszechnia sie szybciej niz madre slowa…- wolne tlumaczenie.
panie profesorze, zadna Pani z Paryza tylko Malpa 🙂
prosze pozdrowic pana Tadeusza od Malpy… moj przodek byl beatyfikowany par Jean Paul II en 2001 à Lvov ensuite par Benoît XVI canonise… c’est une histoire recente.
Kochana Malpo paryska, to już wiem chodzi o św. Józefa Bilczewskiego zm. 1923 we Lwowie. Proszę sobie wyobrazic, ze slyszalem o nim w Lubaczowie gdzie chodzilem do Liceum Ogolnoksztalcacego na poczatku lat 70-tych, a wtedy Lubaczow byl miedza po archidiecezji lwowskiej. Wlasnie wrocilem z rodzinnych stron a o wrazeniach napisalem dzis wlasnie zastanawiajac sie nad dziwami polskiej religijnosci…
Na pewno wielu ludzi poza libertynami się oburza na księży, ale to jest oburzenie prywatne. Natomiast w konfrontacji z księdzem ci sami ludzie płacą i milczą. Myślę, ze oni płacą nie za usługi (pokropek, kolęda), i nie za towar (butelka z pambukiem), tylko za własne niewychylanie się. Myślę, ze typowa postawa w Polsce to jest „prywatnie narzekać, publicznie czapkować”. Na tym i z tego żyje Kościół.
.
Trudno jest mi sobie wyobrazić, co musiałby kler zrobić, żeby czapkowanie księżom przestało być w modzie. Ludzie czapkują, bo tak zostali wychowani i takie sa oczekiwania otoczenia. Koperta dla księdza to jest część tego czapkowania.