Marcin Jop: Słodkie naiwności6 min czytania


11.10.2024

Obraz zawierający symbol, logo, Grafika, krągOpis wygenerowany automatycznie

Nigdy nie dzieję się tak, że jesteśmy na coś gotowi. Zaskakujący bywa smak urodzinowego tortu, finał serialu na Netflix, a nawet pismo z wypowiedzeniem stosunku pracy. Wymieniłem tylko trzy z bardzo zwyczajnych rzeczy, a przecież nie poruszam w ogóle tematu zjawisk i zdarzeń nieporównywalnie poważniejszych, nadzwyczajnych – jednym słowem takich, które dzieją się raczej bardziej wokół nas, niż z naszym udziałem. Sam fakt bycia zaskoczonym tym, czy owym nie byłby w generalnym rozrachunku taki zły, gdyby nie to, że tak naprawdę nigdy, ale to przenigdy nie potrafimy się z owym zaskoczeniem pogodzić. Tak naprawdę stoimy obok tak blisko, że moglibyśmy owo zaskoczenie objąć, pocałować je (gdyby tylko miało usta), zaakceptować jakoś, a nawet pogodzić się z nim. Zamiast tego obcujemy z nim stanowczo zbyt długo – to nie my oswajamy zaskoczenie, lecz zaskoczenie oswaja nas. Rzadko w sumie zdajemy sobie z tego sprawę.

W znacznej mierze odpowiada za ten stan spraw nasza własna kondycja – w sensie nie nasza osobista i prywatna, lecz ta zbiorowa, ogólnospołeczna. Dziś społeczeństwo to kwestia globalna – tak jak walki w Donbasie, izraelska operacja w Libanie, prywatne poglądy Grety Thunberg, a przede wszystkim powiększone usta jednej gwiazdy Instagrama, której nazwiska nawet nie starałem się zapamiętać. Ta ostatnia kwestia ma rzecz jasna znaczenie przełomowe bo największe – tak jest, choćbyśmy nie wiem ile razy zaprzeczali – wszakże to przedmiot spekulacji największej, najliczniejszej grupy ludzi. Reszta spraw musi mieć zatem drugorzędne znaczenie. Ktoś jednak teraz powinien zapytać wprost i bez ogródek – jakie to kurwa mac ma znaczenie w kwestii bycia zaskakiwanym? Przecież gwiazdy Insta obligatoryjnie powiększają usta po osiągnięciu odpowiednio dużej puli zainteresowanych tym by powiększone usta zobaczyć? Otóż ma i to bardzo duże – spieszę z wyjaśnieniem.

Wszystko to, co wyliczyłem zanim natknąłem się na powiększone usta staje się faktem w związku z mediami. To znaczy my wiemy i bez mediów, że na Ukrainie trwa wojna – gdyby wyłączyć wszystkie nośniki informacji, dowiedzielibyśmy się choćby od osób, które stamtąd uciekły gdy padły pierwsze strzały i potem i znów. Ale wiemy o wojnie z mediów, bo one śledzą świat na bieżąco. „Live”. Modelują i dozują nam informację niczym wytrawny chirurg plastyczny oddając w nasze ręce produkt finalny skomplikowanej gry pozorów. I zaskakują. Za wszelką cenę starają się zaskakiwać w przypadku nawet najmniej istotnego zdarzenia z perspektywy ludzkości, danego społeczeństwa, czy mnie samego. Ogłuszają wręcz zmysły nagłówkami, „clickbajtami”, które stanowią arcyważny element tej gry. Gdy gra raz się rozpoczyna musi już trwać to końca, musi być pełna dramatycznych zwrotów akcji – jak roller coaster, albo proces California vs OJ Simpson. Nic dziwnego, że jesteśmy wiecznie zagubieni i niczego nie potrafimy na czas zrozumieć. To nie my oswajamy zaskoczenie – to zaskoczenie oswaja nas.

Nie wiem co bardziej zaskakujące – fakt, że Państwo Izraela jest jednym z najbardziej znienawidzonych na świecie, czy może obserwowana od roku naiwna wiara w możliwość odniesienia jakiejkolwiek formy zwycięstwa militarnego nad Rosją przez walczącą Ukrainę? Opinii jest mnóstwo – wszak każdy jest teraz ekspertem – ale owe igrzyska zamiast krzyczących nagłówków wymagają odrobiny spokojnej analizy, cierpliwości. Ocena sytuacji jest jednak taka, że na trzeźwo o tego typu sprawach rozmyślając, nikt (lub prawie nikt) nie pamięta o tym, że kiedy miał nastąpić podział Palestyny na dwa państwa to Arabowie najpierw wszczęli wojnę, a następnie po militarnej klęsce dokonali rozbioru pozostałości mandatu palestyńskiego, kładąc tym samym kres szansom na powstanie ich państwa w dającej się przewidzieć przyszłości. Ocena sytuacji jest taka, że Ukraina straciła już najlepsze kadry, a państwa wspierające w zasadzie nie mają teraz możliwości wysłania do niej setek egzemplarzy nowych czołgów, dział, czy samolotów. Dobrze, że chociaż amunicja idzie, po wojna skończyła by się już parę miesięcy temu. Nie ma zatem możliwości odbudowania w krótkim czasie armii do stanu pozwalającego na poważnie brać pod uwagę operacje zaczepne w rodzaju tych, które przyniosły odzyskanie charkowszczyzny, Izjum i innych miejsc nad Dońcem. Na temat operacji izraelskiej w Libanie co do efektu końcowego można opowiedzieć zresztą w podobnym tonie – ma takie same szanse na finalny sukces. Jestem zaskoczony bezgraniczną wiarą w treści prezentowane przez medialne bóstwa – przy pierwszym lepszym kontakcie ogromna większość z nich nawet sekundy nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością – które są nie tyle opisem autentycznych wydarzeń, co całkowicie zwodniczym komentarzem do przedziwnej formy serialu, do którego szczególnie mocno się przywiązaliśmy. Opowieścią o nieistniejącej fabule, tyle że znacznie przyjemniejszą od tego co dzieje się rzeczywiście, bo mamy przecież wszyscy – jak jeden mąż, swoje sympatie i antypatie, i bardzo mocno chcemy, żeby było tak jak sobie tego życzymy. Czy można to jakoś wyjaśnić?

„Czy w świecie przypadku istnieje jakieś „lepiej” i „gorzej”? Poddajemy się uściskowi nieznajomego lub oddajemy falom; na mgnienie oka czujność nasza przygasa; zasypiamy; a przebudziwszy się, widzimy, że oto życie utraciło kierunek. Czymże są owe okamgnienia, przed którymi chroni nas jeno wieczne i nieludzkie czuwanie? Czy nie szparami i szczelinami, kędy w życiu naszym przemawia inny głos, inne głosy? Jakim prawem zatykamy uszy?“

Tak pisze John Maxwell Coetzee i ma mnóstwo racji – albo zasłaniamy uszy, albo oczy, albo w ogóle wyłączamy wszystkie zmysły, kiedy tylko poczujemy odrobinę komfortu. Kiedy czujemy strach jest zresztą całkiem podobnie, bo najwyraźniej lubimy być zaskakiwani. Więc starannie przygotowujemy pod zaskoczenia grunt. Możemy czuć się nawet w związku z powyższym w zasadzie rozgrzeszeni – skoro upadek ZSRR zaskoczył nawet CIA, to przecież tym bardziej my – zwykli ludzie – mamy prawo do bycia zaskoczonym w większości ziemskich spraw. No może poza powiększonymi ustami aktualnej gwiazdy Insta.

          Mówiąc wprost, nie czuję się na siłach podjąć rękawicę i przeprowadzić mniej lub bardziej błyskotliwy wywód na temat tego, jacy jesteśmy w szczególe i dlaczego tak bardzo lubimy być zaskakiwani. Pewnym tropem może być myśl Alberta Camus:

„Człowiek jest jedynym stworzeniem, które nie zgadza się być tym, czym jest”

          Osobiście jednak – choć trop ten jest naprawdę cholernie dobry – sądzę, że kluczowym elementem tej układanki pozostaje jednak ta słodka naiwność wypełniająca nasze umysły i nieustannie napełniająca ciepłem nasze serca. Sądzę, że wszyscy razem mamy tę dziwaczną cechę, która pozwala wszelkiej maści sztukmistrzom robić swoje wiekopomne show – po prostu chcemy być czasem troszkę oszukiwani. I zapewniam stukrotnie, jak wszyscy pozostali także ja wręcz uwielbiam to uczucie.


Pobrane z bloga “Pokój Analiz” za zgodą autora

Marcin Jop

 

4 komentarze

  1. Guziec 12.10.2024
  2. AnGor 12.10.2024
  3. Senex 25.10.2024
  4. Bungo 26.10.2024