Głos Wściekłej Matki zastanowił mnie – a ile takich matek jest? Może więcej jest takich, którzy „dobrą zmianę” przyjmują jako przejaw sprawiedliwości dziejowej, powrót do pamiętanych z młodości lepszych czasów? W drodze po 500+, trzymając swoją pociechę za rączkę, pomyślą sobie, że wreszcie będzie lepiej, a znienawidzonym nauczycielom dostanie się za wszystkie krzywdy, których doznali w szkolnej ławie.
Potem zadałam sobie pytanie – ilu jest nas – Wściekłych Nauczycieli? Nauczycieli, mających już dość reformomatołków, którzy dla celów politycznych, czy też dla osobistych ambicji, uszczęśliwiali uczniów, ich rodziców i nauczycieli pomysłami, których sami nie rozumieli i nie oglądali się na zapewnienie warunków do ich realizacji. Rozumieliśmy, że zmiany są nie tylko potrzebne, ale i konieczne, ale nawet całkiem sensowne pomysły ubierano w takie twory, że rychło stawały się swoją karykaturą. Zapewne wielu pomysłodawców żałowało, że kiedykolwiek te pomysły podpowiadali np. o zarządzaniu oświatą, pomiarze dydaktycznym, czy integrowaniu wiedzy przyrodniczej na poziomie szkoły średniej.
Zadawałam sobie pytanie, jak to się stało, że inteligentni i wykształceni ludzie na ewaluacji zewnętrznej potrafili brać udział w cyrku przygotowywania dla nauczycieli, uczniów i ich rodziców oraz zewnętrznych instytucji współpracujących, odpowiedzi na pytania ewaluacyjne? – Bo narzędzie pomiaru niczego nie mierzyło, a po co się kopać z koniem? To w sumie rozwiązanie najprostsze i najmniej bolesne dla wszystkich, by potem nie zostać ocenionym negatywnie jak „Poniatówka” w Warszawie w 2014r. i w konsekwencji nie narażać siebie i uczniów na nikomu niepotrzebną biurokrację oraz poświęcanie na nią czasu i energii zamiast uczniom?
Wściekła Matka pyta czy rodzice uważają, że z przekroczeniem progu szkoły Jaś i Zosia tępieją, bo przecież każdej cioci jesteście w stanie godzinami opowiadać, jak mądry jest Wasz Jaś czy Zosia? Odpowiadam – Nie, oni też jak i ci ewaluowani nauczyciele myślą racjonalnie (fakt, że też krótkowzrocznie); w przedszkolu Zosia i Jaś dostają całodzienną opiekę, a w niejednej świetlicy odpowiadano – miejsc nie ma.
Uczono mnie, że najistotniejszym elementem wprowadzania zmian jest właściwe rozpoznanie oporu przeciwko zmianom i zadbanie w fazie przygotowawczej o jak najbardziej możliwe zniwelowanie tego oporu. Nikt o to nie dba, decydenci uważają, że będą zmieniać, bo mogą — siłą swego prawa do wprowadzania zmian. Gdyby zapewniono wszystkim dzieciom w szkołach chociaż jeden posiłek (kosztowałoby to chyba nie więcej niż 500+), a rodzice widzieliby, że warunki dla ich pociech w I klasach nie różnią się od tych w przedszkolach, to opór byłby znikomy. Bo tego właśnie te pociechy potrzebują – nauki w formach zabawowych i opieki.
Gdy czytam komentarze pod artykułami o planowanej obecnie reformie, o wypowiedziach min. Zalewskiej, cisną mi się pytania:
– Dlaczego nauczyciele pytają: Jakie i kiedy podstawy programowe? Jaka ramówka?
– Dlaczego nauczycieli nie stać na proste sformułowanie: DOŚĆ!!! NIE Z NAMI TE NUMERY!!!
Proponowane zmiany są groźne nie tylko dla nauczycieli, obecnych uczniów i ich rodziców, ale dla całych przyszłych pokoleń. To fakt, że żaden były minister oświaty nie był takim szkodnikiem dla środowiska edukacji jak ostatnia minister Kluzik-Rostkowska, nikt tak jak ona nie przysłużył się do deprecjonowania zawodu nauczyciela. W środowisku edukacji odbierana jest jako dziennikarka nie rozumiejąca spraw oświaty, przerzucająca odpowiedzialność za swoje błędy i niedoróbki na nauczycieli. To za czasów jej rządów regularnie odbywała się nagonka na nauczycieli w prasie. Dzięki m.in. tej pani Platforma straciła sporą część elektoratu. Lepiej by było dla obecnej opozycji by schowali tę panią gdzieś bardzo głęboko i by nie wypowiadała się w sprawach edukacji, bo działa ona na środowisko nauczycielskie jak płachta na byka.
Jednak jej następczyni bije na głowę wszystkich poprzedników. I choć są tacy, którzy nawet z nadzieją wyczekiwali jakichś zmian, to nie łudźmy się — grypy i zapalenia płuc nie można zastępować dżumą i cholerą?
Jak długo będziemy zachowywać się jak bezwolne stado owieczek? Zgadzam się z Wściekłą Matką, ma Ona moją niezgodę na to, bym uczestniczyła w zatrzaskiwaniu moim podopiecznym przed nosem drzwi z napisem PRZYSZŁOŚĆ – „Protestujmy, naciskajmy na związki zawodowe i samorządy, zbierajmy się i informujmy, strajkujmy”. Tylko ilu spośród nas (tych wściekłych rodziców i nauczycieli) stać na protest i powiedzenie – DOŚĆ!!! I nie tylko powiedzenie, ale skuteczne przeciwstawienie się, bo każdy słowny protest spływa po rządzących (nie tylko rządzących obecnie) jak oliwa po kaczce, o sile argumentów nie ma sensu mówić, gdyż rządzący uważają, że mogą wdrażać każdą bzdurę, bo… po prostu mogą.
Wściekła nauczycielka
W istniejących warunkach, nie dziwiąc się, że ludzie zależni od wrednej i niemądrej władzy obawiają się o swoją pracę i byt i nie chcą ujawniać publicznie swoich danych — publikujemy ten artykuł pod pseudonimem. Oczywiście, redakcja zna personalia Autorki.
Proponuję spytać nauczycieli fizyki, dlaczego jeden foton odbija się od szybki, a drugi, absolutnie identyczny, przechodzi przez nią. Dlaczego jeden atom radioaktywny rozpada się po sekundzie, a drugi identyczny po 2 latach? Podejrzewam (tzn., jestem prawie pewny), że mało który nauczyciel fizyki dyskutuje o takich sprawach ze swoimi uczniami. Pytanie retoryczne: czy to politycy (te reformatołki) przeszkadzają nauczycielom to robić?
@hazelhard, pozwolę sobie pomóc Panu w przemyśleniu pewności co do wypowiadanych racji.
Jak zaczynałam pracę nauczyciela fizyki właśnie, to w podstawówce miałam jej 6 godzin, a w liceum 7, razem z 1 godziną astronomii w klasie maturalnej (to w klasach ogólnych, bo w tzw. mat-fizach znacznie więcej). A więc razem min. 13 godzin w cyklu szkoły podstawowej i średniej. Teraz na tę tematykę godzin jest najwyżej 7,5h (policzyłam 1h z tej tematyki na przyrodzie w podstawówce, 4,5h w gimnazjum, 1h (!!!) w liceum i 1h w ramach przedmiotu uzupełniającego, czyli przyrody. Trzeba jednak przyznać, że dla zainteresowanych jest dodatkowa liczba godzin na rozszerzenie tego przedmiotu. Teraz planują kompletną likwidację przedmiotów przyrodniczych na egzaminach po tej zreformowanej podstawówce, a cała pula godzin do końca liceum sprowadza się do tej samej liczby godzin, czyli 7,5, ale w dodatku nie planuje się żadnych rozszerzeń, a więc i godzin na nie. Pytanie retoryczne – czy to nauczyciele obcięli sobie czas poświęcony w szkole na tę dziedzinę wiedzy? Pana pewność jest z gatunku “prawie”, to i dobrze, bo wymienione przez pana problemy akurat znalazły się w obowiązującej obecnie podstawie programowej fizyki, ta wiedza nie jest dla nauczycieli fizyki wiedzą tajemną (nie przeczę, że takiego egzemplarza może pan znaleźć, jak w każdym zawodzie). Jednak niechże pan zwróci uwagę na to, co napisałam wyżej – w liceum jest aż 1 godzina (słownie jedna) dla tych, którzy rozszerzenia tego przedmiotu nie wybiorą !!! A rozszerzeń ma nie być, bo pewnie wszyscy mamy jednakowe żołądki, mamy też mieć jednakowo głupie zawartości mózgu. Nauczyciele to wymyślili, czy reformomatołki? Niech Pan sam sobie odpowie na to pytanie.
“Tylko ilu spośród nas (tych wściekłych rodziców i nauczycieli) stać na protest i powiedzenie – DOŚĆ!!! I nie tylko powiedzenie, ale skuteczne przeciwstawienie się, bo każdy słowny protest spływa po rządzących (nie tylko rządzących obecnie) jak oliwa po kaczce…”
Myślę, że Autorka nie podpisując tekstu sama odpowiedziała sobie na to pytanie.
Niedaleko mnie są dwie szkoły. Niemal wyludnione. W jednej po decyzji o niechodzeniu 6 latków do szkół jest tylko jedna klasa pierwsza – 19 uczniów.
W drugiej to samo – 21 uczniów.
Nauczyciele i z jednej i z drugiej boją się o pracę. Ktoś się im dziwi?
A pracę w pierwszej kolejności straci ten kto zaprotestuje przeciw reformie.
Oczywiście, jest i “Solidarność” oświatowa i ZNP. I co? Nie bronią nauczycieli? To po co one są?
ZNP u nas wyspecjalizował się w obronie kiepskich (łagodnie mówiąc) nauczycieli przed próbami zwolnienia ich przez dyrektorów. No, ale jest jeszcze drugi związek, nie?
Przecież pan Duda nr 2 wszystko zrobi dla ludzi pracy. Sam słyszałem, to wiem.
Chyba nie tylko dlatego, że nauczyciele boją się o pracę. Podejrzewam, że więcej ma tu znaczenie skonsolidowanie środowiska, a właściwie jego brak. Wystarczy przeczytać głos Filologini (poniżej), dla której nadrzędnym celem zmiany jest przywrócenie 4-letniego liceum i ma w nosie, jak to się robi i co się wokół dzieje – byle filologini miała 4 lata.
Hmm, w tym artykule są wszystkie tzw. ‘rodzaje’ prawdy wg klasyfikacji ks.Tishnera. Jak dla mnie, to dość pobieżna analiza zjawiska, które korzenie ma znacznie głębiej. Rostkowska to bez wątpienia czarna postać polskiej edukacji ale mówienie, ze obecna minister ją przebija wskazuje na nieznajomość najnowszej historii reformatolstwa ministerialnego. Jak można było nie wymienić świetlanej epoki zmian wprowadzanych przez równie znienawidzoną, programowo walczącą z nauczycielem Katarzynę Hall, która szczerze przyznała w jednym z wywiadów, że najbardziej lubiła pracować leżąc z laptopem ‘na otomanie’? Autorka wypowiedzi rozdziera szaty nad podstawami programowymi (wyznam – wiem, czego i jak mam uczyć, żeby uczeń zdał maturę z j.ang. i te ‘hahaha!’ podstawy mogą sobie gdzieś tam na półce leżeć) i ramówkami, mimochodem wspomina coś o tym jak to rodzice i nauczyciele nie ogarniają całego obrazka …. a jak się okazuje sama jest jednym wielkim przykładem nieogarniania pozostając na etapie Jasia i Zosi zapominając o nadrzędnym celu zmiany jakim jest przywrócenie 4-letniego liceum. Dyskusja nad zmianami dot. edukacji 6-latków też może być prowadzona spokojnie i rzeczowo. IMHO, zerówka przedszkolna jest opcją najkorzystniejszą dla dziecka i rodziców – wielogodzinna, fachowa opieka z posiłkami + prowadzona przez fachowców nauka przez zabawę w środowisku przyjaznym dla dziecka w tym wieku. Fakt, dla samorządów i dla państwa jest to opcja bardziej kosztowna. To, czego nie potrafię wybaczyć poprzednikom to wmawianie społeczeństwu poprzez perfidne manipulacje medialne, że w całym zamieszaniu chodziło o jakieś tam dobro dziecka podczas, gdy chodziło tylko i wyłącznie o oszczędności i przerobienie w tzw. przybudówkach MEN funduszy unijnych, z których do szkół trafiły jedynie ochłapy.
To właśnie przez takich ludzi jak SAWA zmieniłem zawód. Szkolnictwo to jeden z tych sektorów, gdzie ludzie skutecznie ominęli transformację ustrojową. Polskie szkolnictwo to nadal relikt komunizmu. Pamiętam gdy uczyłem w gimnazjum z jakiejś 7 lat temu to w ramach programu dokształcającego, naprawiającego nieudolność edukacyjną gimnazjów, zabierało się uczniów do placówki uczelni wyższej (mimo, że akurat ta uczelnia prezentuje generalnie dosyć słaby poziom nauczania). W czym rzecz ? Ano w tym, że pomimo lekcji fizyki czy chemii w programie nauczania szkoły podstawowej i gimnazjalnej uczniowie po jednej godzinie wizyty w szkole wyższej mogli po raz pierwszy w życiu zobaczyć laboratorium ! Oni po prostu nigdy wcześniej nie mieli choćby jednej PRAWDZIWEJ godziny lekcji chemii czy fizyki. Dzięki obecności w uczelni wyższej oni mogli po raz pierwszy w życiu zobaczyć jak wygląda lekcja chemii oraz fizyki (a to była młodzież w wieku 13-14 lat !!!). Gdybyście tylko widzieli miny tych młodych ludzi na których jednocześnie rysowała się fascynacja z pewnym zakłopotaniem i zagubieniem ! Dlatego jak czytam takich szkodników jak SAWA czy autor to strach mnie ogrania bo to są ludzie, którzy domagają większej ilości godzin tak by oni mieli więcej pieniędzy, a słowem się nie zająkną, że szkoła niższa w Polsce nie jest w stanie nauczać kierunków ścisłych (już nawet nauka języków obcych wygląda tutaj bardzo słabo).
Dość powiedzieć, że mój znajomy ostatnio chciał dokształcić się w matematyce wieczorowo na którejś z polskich uczelni i po próbach w Warszawie, Łodzi, Wrocławiu dopiero w Opolu udało mu się znaleźć zainteresowanie. Mój inny znajomy próbował w Polsce ostatnio znaleźć we Wrocławiu miejsce by dokształcić się w fizyce jądrowej, ale z jeszcze gorszym skutkiem to wyszło. To są ludzie, którzy już mają wykształcenie i stałą pracę w sektorze prywatnym lub uprawiają wolny zawód, ale chcą być jeszcze mądrzejsi i jeszcze bardziej zwiększyć swoją wartość rynkową. Dlaczego zatem tak ciężko studiować w Polsce kierunki ścisłe ? Bo nie ma chętnych !!! Pedagogika wczesnoszkolna, marketing i zarządzanie, stosunki międzynarodowe, ochrona środowiska ? Proszę bardzo, zapraszamy, ale uważajcie bo mamy kilka osób na miejsce ! Matematyki finansowa ? hmmmm poinformujemy pana telefonicznie bo na dzień dzisiejszy nie jesteśmy w stanie stworzyć choćby jednej grupy na roku … W Opolu i tak chętnych nie ma wobec tego ktoś na uczelni zakombinował i sprawa wygląda w ten sposób, że znajomy będzie studentem studiów dziennych mimo, że będzie się uczyć zaocznie (zapewne chodzi o dotacje) ! To jest dramat i dokładnie coś takiego nadaje się do gazet i na forum publiczne a nie to wasze jojczenie, że za mało godzin program wam przewiduje bo “źli” politycy atakują. Daje sobie głowę uciąć, że gdyby was wygonić na rynek w poszukiwaniu pracy to mielibyście piekielne problemy by przekonać pracodawcę by was zatrudnił do jakiejkolwiek pracy.
Jeżeli chodzi o mnie to ja bardzo chętnie zrobiłbym bym wam w tych szkołach nie reformę, a istną rewolucję począwszy od likwidacji karty nauczyciela, a kończąc na budowie PRAWDZIWYCH sal lekcyjnych i ustanowieniu ponownych egzaminów dla grona pedagogicznego. Kto nie zda to na bruk i wara od dzieci.
I bardzo dobrze, że pan ten zawód zmienił, bo z logiką jest pan na bakier. A te laboratoria to sobie nauczyciele sami zorganizują, z własnej pensji, a politycy nic do tego nie mają.
A tak przy okazji może pan zapytać moich uczniów (im starszych z tym większym pozytywnym efektem dla mnie) czy moi uczniowie laboratoria widzieli tylko w czasie wyjść na Wydział Fizyki UW? Zaznaczyłam, że im starsze roczniki tym wspomnienia mam lepsze, bo nakłady na to wyposażenie malało przez całe lata naszej transformacji.
Resztę pana wywodu pominę milczeniem.
@Sawa
To, co słyszy od nauczyciela fizyki uczeń, który pyta, dlaczego jeden atom radioaktywny rozpada się po sekundzie, a drugi, identyczny, po 2 latach?
Jest źle …. mam pytanie, było dobrze?
Quote;
Nie chcąc nużyć lawiną przy kładów, na zakończenie przytoczę wycinek dialogu spikera z
doktorem ekonomii.
Spiker: Co to jest dochód narodowy? Może nam pan doktor powie? (Winno być „doktor”)
Doktor: Dochodem narodowym som te twory produkcji, które stanowiom nadwyżkę pomiędzy
wkładem i gotowym produktem np. fabryk płytowych, aparaturowych itp. Duży
udział w tym majom (czyżby celownik od słowa „Majowie”?) różne środki produkcji. Nie
można za dużo zaimportować (importować t.zn. sprowadzać z zagranicy, przywozić, natomiast
„zaimportować” nie znaczy nic, a przypomina łobuzerskie „zaiwaniać”, albo jeszcze
inaczej.), bo import jest funkcjom (znów pluralis, podobnie jak „Majowie”) ujemnom przy
obliczaniu dochodu. Ja nie umie (3 osoba singularis) tego wyjaśnić bez pomocy tablic.
Przejdźmy do tablicy. (Przechodzą). Tak wygląda dynamika w statystyce. (Transakcentacja,
winno być dynamika w statystyce. Ta zmiana akcentu dotyczy wszystkich wyrazów pochodzenia
grecko–łacińskiego.)
Tak oto w tym króciutkim dialogu z habilitowanym doktorem doliczymy się 12 błędów ję-
zykowych, które byłoby bardzo trudno popełnić w sposób zamierzony, np. w jakim satyrycznym
monologu
Adam Sznaper “Akademia cudów”
http://biblioteka.kijowski.pl/sznaper%20adam/akademiacudow.pdf
Polecam na jesienne wieczory