13.05.2022

Premier Morawiecki posługuje się często piękną metaforą „czarnego łabędzia” zwiastującego nieszczęścia gospodarki europejskiej lub globalnej. Żeglujemy więc po wzburzonym morzu, wypatrując czerni ptactwa i gór lodowych. Trzymając się tej poetyki pisać powinniśmy o czwartku 12 maja: na wzburzone, pełne bałwanów, morze sejmowe wypuszczono dwa czarne łabędzie…i co to będzie, oj, co to będzie…
Wybór Glapińskiego to spodziewana prawie nieunikniona katastrofa. Prezes orzekł: nie zostawiamy swoich, zwłaszcza tak zasłużonych. Większość musiała się znaleźć; a skoro się znalazła, to trzeba było to wykorzystać dla wyboru nowej, neo-KRS. Za dzień albo dwa, taka szansa utrzymania majorytetu mogła się nie powtórzyć.
Wybory czwartkowe mają swoje kadencyjne konsekwencje. Nawet po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych o wartości złotówki będzie współdecydował Glapiński, o nominacjach i awansach sędziowskich – kasta z neo-KRS, o konstytucyjności ustaw – neo-Trybunał Konstytucyjny… Dodajmy do tego Prezydenta RP i – niewzruszalny z jego pomocą – układ mafii tajnych służb i prokuratury. Jeśli opozycja, podzielona lub rozdzielona, nie zdobędzie większości umożliwiającej zmianę Konstytucji (2/3 mandatów w Sejmie i ponad połowę w Senacie); to jej władza będzie miała siłę i trwałość domku z kart.
„Czarny czwartek” sejmowy różni się od tego giełdowego, materialny wymiar nie objawia się natychmiast. To jak popsucie hamulców w samochodzie: możemy jechać dalej czując się bezpiecznie, póki nie widać ostrych zakrętów.
W sytuacjach bez wyjścia zawsze można za Mrożkiem wybrać bierny anarchizm: siedzieć i czekać aż się wszystko rozleci. Siedząc możemy dostrzegać pewne zalety wyborów czwartkowych. Dzięki panu Glapińskiemu nasza gospodarka szybciej przejdzie do systemu opartego na euro. Starszym nie muszę tego tłumaczyć.
W końcówce PRL walutą realną, narodową, był dolar (i ewentualnie 0,5 l. „Żytniej”), złotówka była bonem uzupełniającym o wartości zależnej od innych bonów (vide: wartość złotówki przy fiacie z talonem lub bez złotówka z kartką na cukier, lub buty itd.). W warunkach wysokiej inflacji kto będzie mógł, ten przejdzie na euro; nawet państwowe elektrownie z państwowymi kopalniami rozliczać się będą w tej walucie. Zatem wcześniej czy później, życie wymusi uznanie decyzji większości, przyjętej w referendum w 2003 r. o wejściu do UE.
Podobnie integrację z Europą przyspieszyć może wybór neo-KRS. Ponieważ podważony jest autorytet polskich sądów, w praktyce instancją „odwoławczą” staną się sądy europejskiego. Owszem, trybunały europejskie mają zbyt wąskie gardła; ale co przeszkadza przedsiębiorcy zarejestrować firmę w Niemczech, Czechach, Danii i domagać się by tamtejsze sądy rozstrzygały spory z państwem polskim? Zwykła szarzyzna obywatelska nie mogąc się doczekać sprawiedliwości w „zreformowanych sądach” może znaleźć społeczne metody arbitrażu, np. przywrócić tradycję dintojry.
Być może w przyszłości zrodzą się teorie spiskowe, że ostatnie ośmiolecie Polski to dowód ukrytych rządów biernych anarchistów.
Mamy Trybunał Konstytucyjny, który nie działa i nikt tego braku nie odczuwa. Mamy aż dwie instytucje pilnujące wolności mediów…i co nam po nich. Mamy Rzecznika Praw Obywatelskich, Praw Dziecka, niepełnosprawnych, podatników itp. Mamy, obok Glapińskiego, bezobjawową Radę Polityki Pieniężnej… Mamy nawet czas prezydencji w tak dziwnej instytucji, którą nazywają OBWE, skupiającej 57 krajów, na obszarze od Władywostoku po Vancouver, dbającej o pokojowe rozstrzyganie wszelkich sporów. Korzyści z wielu tych instytucji były umiarkowane, a radykalizm ukrytych spiskowców – biernych anarchistów – przyspiesza ich erozję, odbierając resztki autorytetu.
Przyszłość to abstrakcja, realna polityka bierze pod uwagę przede wszystkim interes partyjny, przyjmując perspektywę najbliższych wyborów. Żonglerka narracji powoduje, że pewne problemy są odczuwalne, ale niedostrzegalne. Główny argument opozycji przeciw wyborowi neo-KRS dotyczył groźby utraty środków z unijnego Funduszu Odbudowy. Niby tak, niby słuszne ostrzeżenie, ale…
Pierwszeństwo zawsze powinien mieć argument wewnętrzny: obywatele Polski powinni mieć prawo do uczciwego procesu przed niezależnym sądem. Jakkolwiek pudrować, to reformy Ziobry okazały się nieudacznym kiczem; przedłużył się czas oczekiwania na sądowe rozstrzygnięcia, zmniejszył się autorytet sądu, a wraz z nim realna egzekucja wyroków, zanika też poczucie sprawiedliwości werdyktów. To jest podstawowy powód, dla którego nowa neo-KRS nie powinna być wybrana. Kwestia Izby Dyscyplinarnej to sprawa uboczna, sama jej likwidacja nie uzdrowi chorego organizmu.
Temat Funduszu Odbudowy jawi się jako niepewna karta przetargowa. Gang Ziobry wykorzystuje sytuację, by szczuć na UE i Niemcy, twierdząc, że odmowa przekazania środków to sankcje godzące w suwerenność Polski. Traktuje nieszczęście Polski jak wiatr w żagle swej „putinowskiej” polityki, nie kryjąc ostatecznego zamiaru: wyjścia z UE. Z drugiej strony KE czuje delikatność problemu. Sankcje można nałożyć po przejściu skomplikowanego procederu dowodzenia, że kraj UE narusza zasady praworządności w sposób prowadzący do niegospodarnego wykorzystania wspólnych, europejskich funduszy. W Polsce, w odróżnieniu od Węgier, nie było rażącego przykładu przywłaszczenia przez rządzących środków europejskich i przykrycia tego faktu dzięki zwichniętej praworządności. Przypuszczenie graniczące z pewnością, że tak może być, nie stanowi dowodu, że tak jest; 27 państw obserwuje sprawę bardzo uważnie, obawiając się dać Brukseli prawo ingerowania w sprawy uznawane za wewnętrzne.
Druga rzecz: fundusz odbudowy powstał w konkretnym celu, by gospodarka europejska zyskała impuls rozwojowy po pandemii. Nie jest to prezent dla rządu dawany za dobre zachowanie; nie są to także pieniądze, które Polakom się należą za historyczne zasługi. Fundusz służy gospodarce europejskiej, wstrzymanie części przeznaczonej dla naszego kraju wpływa także negatywnie na całość. Z tego funduszu dla Polski jest przeznaczone m.in.: 3,8 mld euro dotacji na inwestycje w energooszczędność, wraz z wykorzystaniem oze, w obiektach publicznych i mieszkaniach. Z powodu ograniczeń technologicznych polskich przedsiębiorstw, znaczna część tych środków trafi i rozwinie produkcję w firmach niemieckich, duńskich, szwedzkich. Nie jest to zła perspektywa, bo owe niemieckie, duńskie, szwedzkie firmy zatrudniają Polaków, a pewnie część produkcji przeniosą nas obszar naszego kraju. Istotniejsze jest, że inwestycje w energooszczędność ułatwią uniezależnienie od dostaw nośników energii z Rosji, przynosząc dodatkową premię: czyste powietrze. Podobnie fundusze europejskie przyznane na budowę gazoportu, Baltic Pipe i innych przedsięwzięć, w znacznym stopniu pomagają nam i UE w odrzucaniu rosyjskiego szantażu energetycznego. Zatem jak najszybsze wydanie tych 3,8 mld euro, a także całej polskiej części funduszu odbudowy, leży w interesie wszystkich państw UE i biurokracji brukselskiej. Nie gorszmy się postawą przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen, sygnalizującej możliwość odblokowania EFO dla Polski, jeśli ta zademonstruje chociaż dobrą wolę w sprawach praworządności.
Mamy w sprawie KRS nierównomierność motywacji. Prawo do uczciwego procesu przed niezależnym sądem jest niezbędne ogółowi społeczeństwa, ale świadoma tego jest wyraźna mniejszość. Ludzie, na szczęście, mają mało do czynienia z sądami; a jak mają to w części, na nieszczęście, wynoszą z tego niedobre opinie. Prawo do uczciwego procesu jest dla nich abstrakcją; wolą bronić praw „namacalnych”, w tym do godnej płacy i emerytury. KE sygnalizuje: ludzie, zróbcie choć mały gest, zlikwidujcie Izbę Dyscyplinarną, może na wybór KRS, jak nie będzie ona szalała głupotą, przymkniemy oczy… Jedynym mocno zdeterminowanym w tej sprawie był pan Ziobro, on po udanym zaszantażowaniu rządu, chce udowodnić, że może także rzucić na kolana KE, zrobić to, co nie udało się Putinowi i Orbanowi.
Nie było niespodzianką, że w tej sprawie nie próbował swego dobijać się prezes NBP. Analfabetyzm ekonomiczny ozdobiony tytułem profesorskim pozwala zamknąć oczy na taki drobiazg jak napływ euro ze środków europejskich. Nie łączy tego ze wzmocnieniem złotówki i tym samym ograniczeniem inflacji. On równocześnie z ekonomistami rosyjskimi zachwyca się sztabkami złota w sejfach narodowych banków; jakby im te sztabki mózgi sprasowały.
Cóż, wiemy to od wielu lat: wzorce rosyjskie są najlepsze dla wszystkich planujących państwową karierę.
Jarosław Kapsa
