22.02.2024
Mijają dwa miesiące od przejęcia władzy przez nową ekipę, przez rząd koalicji 15 października z premierem Donaldem Tuskiem na czele.
Dwa miesiące to za mało, by ocenić, by powiedzieć jak rząd sobie radzi z tym, co zostawili poprzednicy. Dwa miesiące to za mało, by ocenić nowych ministrów – w większości ludzi, którzy nie pełnili wcześniej tak ważnych stanowisk państwowych.
Pamiętam z dawnych lat, jak częstym był syndrom – „sam zrobię wszystko, nikt nie jest mi potrzebny”… Ten opis dotyczył dużych menedżerów obejmujących władzę w wielkich firmach. Pamiętam, jak trudno było ich przekonać i nauczyć delegowania uprawnień, jako zasady zarządzania dużą organizacją. Pamiętam też, że to zwykle po pierwszym kwartale następowało otrzeźwienie, przychodziła refleksja, że patent – ja sam, wszystko sam – to prosta droga do klęski.
Dlatego też ze spokojem patrzę na to, co dzieje się w nowej ekipie. A tym, którzy mówią, że trzeba szybciej, ostrzej, że już – radzę chwilę spokoju – dwa miesiące, to dwa miesiące – poczekajmy jeszcze kolejne dwa i wtedy formułujmy oceny, żądajmy zmian, nawet kadrowych.
To w obozie przegranych dzieje się… Po etapie niedowierzania, wypierania ze świadomości faktu, że już się nie rządzi, przychodzi czas refleksji, pojawiają się oznaki trudności i zamętu polegające na zrozumienia prostego faktu – że już nikt ważny nie reaguje na każde skinienie palcem prezesa wszystkich prezesów, że sejm to nie jest maszynka do głosowania wypracowanych na Nowogrodzkiej decyzji. Tak było wcześniej i wszyscy posłowie i politycy rządzącej koalicji słuchali prezesa we wszystkim.
Było i skończyło się!
Teraz też wychodzi trudna do przyjęcia prawda, że już wtedy w PiS walczyły różne grupy, walczyły o dostęp do ucha prezesa, ale przede wszystkim o pieniądze, państwowe pieniądze traktowane jak polityczny łup – wygraliśmy wybory, a więc to są nasze pieniądze. Myślę sobie, że siła rażenia tych przekrętów, tych przelewów na konta swoich fundacji, tych zakupów pod własne zachcianki będzie miała większą siłę rażenia niż udowodnienie – co właśnie się dzieje – wywalenia w błoto 70 milionów na wybory kopertowe, czy jak chcą niektórzy – wybory korespondencyjne.
Poza konkurencją jest, tak sądzę, przekręt przy sprzedaży najlepszej w całej Europie rafinerii w Gdańsku i sprzedaż znaczącej części Orlenu Saudyjczykom za śmieszne pieniądze. Może wielkość korzyści materialnych współczesnego Nikodema Dyzmy – Daniela Obajtka uzmysłowi wszystkim, po co PiS budował satrapię z satrapą Jarosławem Kaczyńskim. Daniel Obajtek miał być pierwszym polskim oligarchą na wzór tego co Viktor Orban zbudował na Węgrzech -(pamiętamy ten okrzyk Jarosława – „będzie jeszcze Budapeszt w Warszawie”).
Miał być Budapeszt w Warszawie ale teraz może być odwrotnie – to Warszawa w Budapeszcie prędzej stać się może.
Polską scenę polityczną w większym stopniu umeblują sprawy pochodne od tego, co ujawniają służby. Widzimy już, że nawet ta prokuratura, co nie widziała żadnych nieprawidłowości i przestępstw rządzących – teraz wszczyna postępowania i zapowiada akty oskarżenia wobec ważnych polityków.
To bardzo charakterystyczne – prokuratorzy Zbigniewa Ziobry, neosędziowie nominowani przez wadliwy organ, dziennikarze będący na usługach tamtej władzy dokonują swoistego „coming out” – są to zjawiska typowe dla zachowań ludzi w przełomowych czasach, a teraz takie mamy.
To dopiero początek – to pierwsze kamienie ruszającej lawiny.
W tych trudnych czasach, jakie przed nami, igrzyska na polskiej scenie politycznej będą skupiać uwagę ludzi – i niech tak będzie, bo to może zbudować podstawy nowego polskiego społeczeństwa, które już nigdy nie ulegnie tak łatwo pokręconym populistom, ludziom z zaburzoną osobowością, jacy rządzili krajem przez osiem ostatnich lat. A dodając jeszcze te dwa 2005-2007, przez dziesięć lat z tych trzydziestu jakie minęły od Wielkiej Zmiany.
Niech się dzieje….

Zbigniew Szczypiński
Polski socjolog i polityk. Założyciel i wieloletni prezes Stowarzyszenia Strażników Pamięci Stoczni Gdańskiej.
Rząd i koalicja po dwóch miesiącach u władzy czyni systematyczne postępy. Początek i rozruch są zwykle najbardziej uciązliwe i powolne. Dobrym motto startu jest: „To dopiero początek – to pierwsze kamienie ruszającej lawiny.”
Pracowałem kiedyś parę lat w różnych serwisach firmowych. Uruchomienie było rzeczywiście fazą najtrudniejszą i wtedy najczęściej trzeba było odwiedzić przedsiębiorstwo, by usunąć usterki. Nieraz wymienić zniszczone urządzenie. Wiesz co było najczęściej przyczyną usterek/awarii ?
Oni z reguły nie czytali instrukcji obsługi.
Mam już wiarygodne sygnały, że nasza władza wyko nie przeczytała wcale, a ta usta czyta, ale ma trudności ze zrozumieniem. Bo wielokadencyjni starzeją się dużo prędzej niż normalni ludzie. Nic z tego nie opublikuję na SO. Bo trujące. I zbyt łatwo zidentyfikować moich informatorów. Ogólnie to smutne.
Ale dobrze wiedzieć, że jest ktoś kto wie. Wie ale nie powie – jego prawo
Mam podobną ocenę sytuacji.